Naczelny Wódz a Powstanie (2)

avatar użytkownika godziemba
W tak wytworzonej sytuacji, gdy mimo stanowiska Naczelnego Wodza, powstanie w Warszawie wybuchło, gen. Sosnkowski natychmiast po powrocie 6 sierpnia 1944 roku do Londynu z niezwykłą energią rozpoczął starania u władz angielskich o pomoc dla walczących powstańców. Dla uwypuklenia dramatycznej sytuacji stolicy Naczelny Wódz przytoczył dosłownie depeszę dowódcy AK z 6 sierpnia: „Rozpoczynamy 6 dzień bitwy o Warszawę. Niemcy wprowadzą do walki środki techniczne, których my nie posiadamy – broń pancerną, lotnictwo, artylerię, miotacze ognia. Na tym polega ich przewaga, my górujemy duchowo. Atak bolszewicki przycichł przed 3-ma dniami na peryferiach wschodnich Warszawy i nie oddziaływuje na położenie bojowe w mieście. Stwierdzam, że Warszawa w swej walce obecnej nie dostaje pomocy od Sprzymierzonych tak, jak nie dostawała jej Polska w 1939 roku. (…) Nie prosimy o pomoc materialną, lecz – żądamy natychmiastowego udzielenia nam jej”. Co jest charakterystyczne – mimo apeli Kraju - jedynie Sosnkowski publicznie przedstawił władzom angielskim to dramatyczne stanowisko dowódcy AK. Wobec protestu Marszałka Alana Brookes, że przytoczone słowa uwłaczają brytyjskim siłom zbrojnym, gen. Sosnkowski zdecydowanie replikował, wskazując że „Marszałek Brookes, jako żołnierz, powinien zrozumieć sytuacje komendanta AK oraz to, że dla Naczelnego Wodza jest kwestią honoru żołnierskiego zrobić wszystko, by dopomóc walczącej samotnie Armii Krajowej”. Konferencje Sosnkowskiego z marszałkiem Brookes oraz gen. Ismay’em odbywały się codziennie, Naczelny Wódz wysłał także depesze do gen. Eisenhowera oraz premiera Churchilla z apelem o natychmiastową pomoc dla Warszawy. Niezależnie od interwencji oficjalnych, Naczelny Wódz udzielił wywiadu „Daily Telegraph”, w którym nakreślił grozę sytuacji Warszawy, „zdobywanej pod raz drugi przez Niemców”. Jego zdaniem w roku 1939 roku Polska stawiała opór Niemcom, wierząc w gwarancje Wielkiej Brytanii. Polacy rozumieli, że w 1939 roku Anglia nie była w stanie udzielić skutecznej pomocy, dziś jednak pomoc ta jest wykonalna. Niestety wszystkie te apele nie odniosły skutku i pomoc Aliantów dla powstania okazała się daleko niewystarczająca, mimo, że umowa wojskowa polsko-brytyjska z 5 sierpnia 1940 roku zobowiązywała Wielką Brytanię do pomocy technicznej dla polskiej armii podziemnej. Dopiero 25 sierpnia Rada Ministrów zaakceptowała wniosek Naczelnego Wodza, aby akcję „Burza” ograniczyć do „ochrony ludności i samoobrony wobec wycofujących się Niemców. W sprzyjających warunkach można podejmować akcje dywersyjne na komunikacje” Ponadto dalsze ujawnianie powinno zostać wstrzymane, jeśli trwać nadal będą aresztowania ujawnionych przez Sowietów. Tak więc- trzeba było aż tragedii powstania, aby rząd, zgodził się spełnić postulaty Sosnkowskiego. Jednocześnie Mikołajczyk przedstawił program działania, zakładający – po zajęciu Warszawy przez Sowietów – powołanie nowego rządu z udziałem komunistów z wykluczeniem „faszystów” i „sanacji”, który zawarłby kompromis z Sowietami w sprawach terytorialnych. Plan przewidywał również likwidację stanowiska naczelnego wodza. Powyższy projekt spotkał się ze sprzeciwem socjalistów, narodowców oraz dowództwa AK. Sosnkowski w depeszy do gen. Komorowskiego przeciwstawiając się ustępstwom terytorialnym oraz politycznym podkreślił, że „Polska dzisiejsza nie jest Polską na schyłku XVIII wieku. Twarda walką wśród morza cierpień i potoków krwi Naród nasz stwierdza swe prawa do wolności i samodzielnego istnienia. Krzywda zadana Polsce ległaby ciężkim brzemieniem na sumieniu świata, mszcząc się zarówno na sprawcach bezpośrednich, jak i na tych, którzy do skrzywdzenia Polski ku wygodzie własnej dopuszczą”. W tej sytuacji gen. Sosnkowski wydał 1 września 1944 roku dramatyczny rozkaz nr 19 do Armii Krajowej, w którym otwarcie zarzucił Aliantom brak pomocy dla powstańców. Oto pełny tekst tego doniosłego dokumentu, swoistego testamentu Polski Niepodległej. Rozkaz nr 19. Żołnierze Armii Krajowej, Pięć lat minęło od dnia, gdy Polska wysłuchawszy zachęty rządu brytyjskiego i otrzymawszy jego gwarancję, stanęła do samotnej walki z potęgą niemiecką. Kampania wrześniowa dała Sprzymierzonym osiem miesięcy bezcennego czasu, a Wielkiej Brytanii pozwoliła wyrównać braki przygotowań do wojny w stopniu takim, że bitwa powietrzna o Londyn i wyspy brytyjskie, stanowiąca punkt zwrotny dziejów, mogła być wygrana. Historia wyda ostateczny osąd co do znaczenia kampanii wrześniowej dla losów świata. Ciągłość polskiego wysiłku zbrojnego w śmiertelnych zmaganiach z imperializmem niemieckim nigdy nie została zerwana. Zaledwie zapadła noc niewoli nad zgliszczami polskich wsi i miast, a już na obczyźnie zaczęły się odradzać Polskie Siły Zbrojne. Od lat pięciu walczą one bez przerwy na oceanach i kontynentach w obronie wolności ludów, wierząc, iż jest to droga do odzyskania ojczyzny całej i prawdziwie niepodległej. W Kraju już w październiku 1939 roku zaczyna się praca nad stworzeniem Armii podziemnej. Dzieje jej rozrostu, jej bojów i zmagań stanowią dowód tego co osiągniętym być może poprzez uruchomienie najczystszych wartości duchowych. Żołnierze Sił Zbrojnych na obczyźnie, zwycięscy w bitwach o Londyn i Atlantyk, o Rzym i Paryż patrzą na przykład swych braci w Kraju jak na drogowskaz moralny i przyznają ich czynom pierwsze miejsce w hierarchii zasługi żołnierskiej. Od miesiąca bojownicy Armii Krajowej pospołu z ludem Warszawy krwawią się samotnie na barykadach ulicznych w nieubłaganych zapasach z olbrzymią przewagą przeciwnika. Samotność kampanii wrześniowej i samotność obecnej bitwy o Warszawę, są to dwie rzeczy zgoła odmienne. Lud Warszawy, pozostawiony sam sobie i opuszczony na froncie wspólnego boju z Niemcami, - oto tragiczna i potworna zagadka, której my Polacy odszyfrować nie umiemy na tle technicznej potęgi Sprzymierzonych u progu szóstego roku wojny. Nie umiemy dlatego, gdyż nie straciliśmy jeszcze wiary, że światem rządzą prawa moralne. Nie umiemy dlatego , gdyż wierzymy aby polityka, oderwana od zasad moralnych, inne słowa, aniżeli złowieszcze sama sobie na kartach historii wypisać zdoła. Nie umiemy, bo uwierzyć nie jesteśmy w stanie, że oportunizm ludzki w obliczu siły fizycznej mógłby posunąć się tak daleko, aby patrzeć obojętnie na agonię stolicy tego kraju, którego żołnierze tyle innych stolic własną piersią osłonili, lub wyzwolili wysiłkiem własnego ramienia. Brak pomocy dla Warszawy tłumaczyć Am pragną rzeczoznawcy racjami natury technicznej. Wysuwane są argumenty strat i zysków. Strata dwudziestu siedmiu maszyn nad Warszawą, poniesiona w ciągu miesiąca, jest niczym dla lotnictwa Sprzymierzonych, które posiada obecnie kilkadziesiąt tysięcy samolotów wszelkiego rodzaju i typu. Skoro obliczać trzeba, to przypomnieć musimy, że lotnicy polscy w bitwie powietrznej o Londyn ponieśli ponad 40 procent strat. 15 procent samolotów i załóg zginęło podczas prób dopomożenia Warszawie. Od lat pięciu Armia Krajowa walczy przeciw Niemcom, bez przerwy, w straszliwych warunkach, o których świat zachodu pojęcia mieć nie może, które dopiero kiedyś w przyszłości uprzytomnić sobie i zrozumieć zdoła. Nie rachuje ona swych ran, swych ofiar, swych mogił. Armia Krajowa jest w Polsce jedyną siłą wojskową, która w rachubę wchodzić może. Bilans jej walk, osiągnięć i zwycięstw ma przejrzystość kryształu. Oto jest prawda, tak długo zacierana, aby gdzieś ktoś możny i silny brwi gniewnie nie zmarszczył. Toruje ona sobie jednak drogę na powierzchnię, a światła bijącego z Warszawy żadna ręka przemyślna zasłonić nie zdoła. Warszawa czeka. Nie na czce słowa pochwały, nie na wyrazy uznania, nie na zapewnienia litości i współczucia. Czeka ona na broń i amunicję. Nie prosi ona, niby ubogi krewny, o okruchy ze stołu pańskiego, lecz żąda środków walki, znając zobowiązania i umowy sojusznicze. Warszawa walczy i czeka. Walczą żołnierze Armii Krajowej, walczą robotnicy i inteligenci, walczą dziewczęta i dzieci – walczy naród cały, który w nami…mętnym pragnieniu prawdy, wolności i zwycięstwa dokonał cudu całkowitego zjednoczenia. Jeśli by ludność stolicy dla braku pomocy zginąć musiała pod gruzami swych domów, jeśli by przez bierność, obojętność czy zimne wyrachowanie wydana została na rzeź masową, - wówczas sumienie świata obciążone będzie grzechem krzywdy straszliwej i w dziejach niebywałej. Są wyrzuty sumienia, które zabijają. Bohaterskiego Waszego Dowódcę oskarża się o to, że nie przewidział nagłego zatrzymania ofensywy sowieckiej u bram Warszawy. Nie żadne inne trybunały, jeno trybunał historii osądzi tę sprawę. O wyrok jesteśmy spokojni. Zarzuca się Polakom brak koordynacji ich zrywu z całokształtem planów ofensywnych na wschodzie Europy. Gdy trzeba będzie udowodnimy, ile naszych prób osiągnięcia tej koordynacji spełzło na niczym. Od lat pięciu zarzuca się systematycznie Armii Krajowej bierność i pozorowanie walki z Niemcami. Dzisiaj oskarża się ją o to, że bije się za wiele i za dobrze. Każdy żołnierz polski powtarzać sobie musi w duchu słowa Wyspiańskiego: „ …………… podłość kłam, Znam, zanadto dobrze znam.” Żołnierze Armii Krajowej ! My tutaj czynimy dalsze wysiłki, aby uruchomić pomoc dla Was. Otrzymujemy wciąż jeszcze obietnice i przyrzeczenia. Wierzymy w nie i ufamy, że wiara ta nie będzie odebrana Polskim Siłom Zbrojnym i to właśnie w przededniu zwycięstwa i triumfu wspólnej sprawy Sprzymierzonych. Chcę Was zapewnić w imieniu Waszych braci, bijących się obecnie na wszystkich frontach świata, że ich troska najgłębsza, ich myśli pełne miłości towarzyszą Wam wiernie w Waszej walce, tak pełnej grozy i chwały. Oby świadomość tego choć trochę ulżyć Wam mogła i dopomóc w przetrwaniu dni ciężkich jak koszmar. Przede wszystkim za…ś wiedźcie, że żadna ofiara w czystym sercu poczęta nie jest daremną i że walka wasza oddaje sprawie polskiej wielkie i niezaprzeczalne usługi. Londyn, dnia 1 września 1944 r. Naczelny Wódz, Sosnkowski gen. broni W podobnym tonie nie przemawiał do świata żaden polski polityk od czasów Piłsudskiego. Sosnkowski, rzucając wyzwanie największym potęgom świata, świadomie wystawił się na cios, płacąc za swą bezkompromisowość gwałtownym atakiem mediów brytyjskim, inspirowanych często przez koła związane z rządem polskim oraz ambasadą sowiecką. News Chronicle 5 września opublikowała artykuł agenta sowieckiego, Stefana Litauera, byłego współpracownika Sikorskiego, w którym podkreślono, że „takie oskarżenia, ciśnięte na oślep, przez sprzymierzonego wodza naczelnego przeciwko Aliantom jest rzeczą niesłychaną. (…) W polskich kołach rządowych rozkaz gen. Sosnkowskiego jest uważany za otwartą rebelię, której celem jest sabotowanie pojednawczej polityki min. Mikołajczyka. Polski premier będzie musiał zająć definitywne stanowisko, przy czym może on być pewny poparcia brytyjskiego rządu i brytyjskiej opinii publicznej”. Inne pisma podawały te same informacje, że kryzys powinien doprowadzić do ustąpienia Naczelnego Wodza, który stanowi główną przeszkodę do porozumienia z Sowietami. News Chronicle posunęła się do szantażu, grożąc prezydentowi Raczkiewiczowi, że jeśli nie usunie Naczelnego Wodza, jego urząd może przestać być „a political reality”. Znamienne, iż w tym samym czasie doszło do zwiększenia – mocno spóźnionej – pomocy dla Warszawy, 18 września odbywał się operacja przeszło 100 amerykańskich „latających fortec” na Warszawę, które po dokonaniu zrzutów wylądowały na sowieckich lotniskach. Wobec coraz gwałtowniejszej presji ze strony Mikołajczyka oraz Anglików, Prezydent Raczkiewicz zapytał się Naczelnego Wodza, czy sam nie ma zamiaru podać się do dymisji. Sosnkowski odpowiedział, że ma takiego zamiaru z trzech powodów: „1) postąpiwszy tak, torowałby drogę polityce kapitulacyjnej, 2) użyto za pretekst Rozkazu nr 19. Rezygnując dobrowolnie Naczelny Wódz potępiłby sam swoje wystąpienie w obronie Warszawy, tracąc w ten sposób twarz, 3) Naczelny Wódz nie może w tych najtrudniejszych chwilach wojska opuszczać własnowolnie”. Ostatecznie 27 września 1944 roku Prezydent powziął decyzje udzielenia dymisji Naczelnemu Wodzowi. „Swoją decyzję – relacjonował Sosnkowski – ostateczną zakomunikował mi ze łzami w oczach i używając zwrotu, którego każde słowo utkwiło silnie w mej pamięci: ”. 30 września 1944 Raczkiewicz podpisał dymisję Naczelnego Wodza, stwierdzając jednocześnie w specjalnym liście, że „ w swej ciężkiej i odpowiedzialnej pracy na tym stanowisku, przezwyciężając niezliczone, od Pana niezależne trudności, dobrze zasłużył się Pan Generał Ojczyźnie” W ostatnim rozkazie Generał Sosnkowski dziękując swoim żołnierzom, wyraził nadzieję „oby krwawe zmagania Warszawy poruszyły sumienie świata oraz przyczyniły się do triumfu zasad prawa i sprawiedliwości, gdy rozstrzygać się będzie przyszłość Polski”. Równocześnie przypominając zasługi polskiego żołnierza na wszystkich frontach wojny, podkreślił, że nie po co naród polski oparł się Niemcom, by „u schyłku tej wojny żądano od Polski ofiar z jej ziem oraz praw suwerennych, które posiadała, gdy pięć lat temu wraz z sojusznikami przeciwstawiła się agresji”. 2 października 1944 roku, nowy Naczelny Wódz, dowódca Armii Krajowej gen. Tadeusz Bór-Komorowski podpisał akt kapitulacji powstania w Warszawie. Wybrana bibliografia: Armia Krajowa w dokumentach Kazimierz Sosnkowski – Materiały historyczne Kazimierz Sosnkowski – Myśl-praca-walka W. Babiński – Przyczynki historyczne do okresu 1939-1945 S. Kopański – Wspomnienia wojenne 1939-1945 Z. Siemaszko – Łączność i polityka J. Zawodny – Uczestnicy i świadkowie powstania warszawskiego. Wywiady J. Zawodny – Powstanie warszawskie w walce i dyplomacji J. Ciechanowski – Powstanie warszawskie N. Davis – Powstanie’ 44

3 komentarze

avatar użytkownika jlv2

1. Gen. Sosnkowski

widać późno się dowiedział, że na rzyci ma przedział. Genialne: najpierw rozpocząć zadymę, a potem kombinować, skąd tu wsparcie wziąć. A wydawałoby się, że trzeba zaczynać od drugiego końca. I kolejne: Powstanie miało trwać ok. 3 dni, góra 7 (tydzień). Już 6 dnia zaczęto kombinować o wsparciu. Normalnie refleks szachisty korespondencyjnego.
jlv2
avatar użytkownika benenota

2. @Maryla

Witam. Zajrzyj prosze na poczte. Dzieki.
Tak mi tu dobrze...ze dobrze mi tak.
avatar użytkownika godziemba

3. jlv2

Jak ktoś nie ma niczego do powiedzenia, a szczególnie kiedy nie ma bladego pojęcia o czym czyta, to niech lepiej nie komentuję na tym blogu.
Godziemba