Krwawiąca pamięć (Joanna Mieszko-Wiórkiewicz)

avatar użytkownika Maryla

Stłumienie niemieckiej dywersji w Bydgoszczy wciąż postrzegane jest przez Niemców, tak jak tego chciał Joseph Goebbels

Egzekucja Polaków na Starym Rynku w Bydgoszczy.  9 września 1939 r.
źródło: archiwum państwowe w Bydgoszczy
Egzekucja Polaków na Starym Rynku w Bydgoszczy. 9 września 1939 r.
Egzekucja Polaków na Starym Rynku w Bydgoszczy.  9 września 1939 r.
źródło: archiwum państwowe w Bydgoszczy
Egzekucja Polaków na Starym Rynku w Bydgoszczy. 9 września 1939 r.
Minister Goebbels (w środku) nad grobami zabitych podczas zwalczania niemieckiej dywersji  w Bydgoszczy
źródło: narodowe archiwum cyfrowe
Minister Goebbels (w środku) nad grobami zabitych podczas zwalczania niemieckiej dywersji w Bydgoszczy

Właściwie wiadomo było, czego mogli się spodziewać Polacy. 29 czerwca 1939 r. w artykule „Niemcy zapowiadają okrucieństwa” „Kurier Bydgoski” cytował wypowiedź Josepha Goebbelsa na jednej z odpraw propagandowych: „Będziemy wojnę naszą, naszą wojnę o niemieckie prawo do życia prowadzić z całym świadomym okrucieństwem, aby pokonani przez nas przeciwnicy nigdy już przeciwko sile niemieckiej powstać nie mogli”.

W dalszym ciągu swoich wywodów Goebbels podkreślił jeszcze raz zasadę walki na śmierć i życie o panowanie nad światem, po czym oddał głos Himmlerowi, który nakreślił plan współdziałania sił policyjnych w przyszłej akcji wojennej. Według Himmlera „przewiduje się akcje dla wykorzystania istniejących w danym kraju przeciwieństw politycznych i narodowościowych, by w odpowiednim momencie zużytkować je dla osłabienia sił obronnych nieprzyjaciela”.

3 września minie 70 lat od bolesnych wydarzeń w Bydgoszczy. Ministerstwo propagandy Josepha Goebbelsa nazwało je „bydgoską krwawą niedzielą” i pod tą nazwą obecne są one dotąd w świadomości Niemców i Polaków. Z tym że w Polsce dodaje się przedtem słusznie: tak zwaną krwawą niedzielą.

 

Co się wydarzyło 3 i 4 września?

Na to pytanie próbowało od 1945 roku odpowiedzieć kilku polskich historyków. Tematem tym zajmowali się Edward Serwański, Rajmund Kuczma – naoczny świadek wydarzeń, Edmund Zarzycki i Włodzimierz Jastrzębski. Jednak dopiero studia podjęte w 2003 roku przez zespół historyków z inicjatywy IPN pozwoliły na udzielenie detalicznej odpowiedzi na wiele kwestii.

Wydana nakładem IPN praca „Bydgoszcz 3 – 4 września 1939. Studia i dokumenty” pod redakcją Tomasza Chincińskiego i Pawła Machcewicza potwierdza dotychczasowe ustalenia polskich historyków. Według zeznań świadków zdarzeń oraz dokumentów z archiwów polskich, niemieckich i rosyjskich wiadomo ponad wszelką wątpliwość, że w niedzielę 3 września z okien i dachów domów i z wież swoich kościołów miejscowi Niemcy, wraz z przysłanymi z Rzeszy agentami, w ramach przygotowanej w Berlinie akcji dywersyjnej ostrzeliwali wycofujących się polskich żołnierzy Armii „Pomorze”.

W komunikacie informacyjnym z 3 września szef sztabu Armii „Pomorze” donosi: „organizacje niemieckie tworzą bandy dywersyjne, które przy każdej sposobności napadają na nasze oddziały i tabory i niszczą łączność […] dnia 2 IX br. w godzinach popołudniowych między m. Stawki a Różanną (szosa Chełmno – Kosowo – Różanna) banda dywersyjna zniszczyła około 40 samochodów z amunicją. W m. Łęgnowo (wsch. Bydgoszcz) banda ostrzelała transporty 13 DP, podobnie w rej. Chełmży w ciągu nocy strzelaniny dywersantów. Także w komunikacie informacyjnym nr 6 z 3 września płk Izdebski, przedstawiając naczelnemu dowództwu sytuację z godz. 18 z rejonu Bydgoszczy, Koronowa i Świecia, pisał: „W Bydgoszczy w czasie walk na przedmieściu miały miejsce masowe akty dywersyjne ze strony Niemców (…) notowano akty sabotażowe na liniach telefonicznych i telegraficznych. W Toruniu Niemiec rzucił granat ręczny – został na miejscu zabity przez przechodzącego żołnierza”.

Jak napisano w oficjalnym opracowaniu polskiego Ministerstwa Informacji i Dokumentacji z rządu londyńskiego w grudniu 1939 roku w odpowiedzi na niemieckie oszczerstwa, dopiero tego rodzaju nasilające się meldunki spowodowały wydanie przez dowództwo frontu rozkazu rozstrzeliwania bez sądu dywersantów złapanych z bronią lub na gorącym uczynku. Front odległy był o 25 km od Bydgoszczy. „W dn. 3 września zawisła nad Bydgoszczą groźba zajęcia miasta. Niemcy bydgoscy zmierzali do wywołania paniki, która częściowo się powiodła. Natężenie ognia w całym mieście było bardzo duże. Dywersanci otwarcie strzelali z okien, żołnierze polscy odpowiadali strzałami, zdobywając w ciężkich walkach mieszkania ,z których do nich strzelano. Oficerowie prowadzący walkę z dywersantami, oraz władze policyjne po południu 3 września zameldowały o zabiciu ok. 160 dywersantów przyłapanych z bronią”.

Ważnym szczegółem jest fakt, że spośród zabitych dywersantów tylko część zidentyfikowano jako mieszkańców Bydgoszczy. Meldunki policyjne donosiły o odebraniu od dywersantów kilku karabinów maszynowych, jakich używano w wojsku niemieckim.

„Na Rynku Zbożowym zobaczyliśmy 5 trupów rozstrzelanych Niemców. Zwracał uwagę charakterystyczny ubiór tych «cywilów». Wszyscy ci młodzi ludzie mieli sportowe ubrania i grube wełniane swetry ściągane pod szyją. Ponieważ w gorących tych dniach wrześniowych nikt absolutnie tak ubrany w Bydgoszczy nie chodził, można było bezwzględnie stwierdzić, że nie są to miejscowi ludzie” (cyt. za: J. Kołodziejczyk, „Prawda o tzw. Krwawej niedzieli bydgoskiej...”, s. 20).

W niedzielę 3 września aresztowano ok. 600 Niemców. Stanęli oni przed sądem polowym. Większość aresztowanych zwolniono. W nocy z niedzieli na poniedziałek niemieccy sabotażyści ostrzelali kompanię 61. pułku piechoty Wojska Polskiego podczas przekraczania Kanału Bydgoskiego, a rankiem zaatakowali z ukrycia oddziały baterii 15. Dywizji Piechoty na ul. Grunwaldzkiej, Nakielskiej i Kujawskiej. Wojsko przy pomocy Straży Obywatelskiej i cywili, w tym harcerzy, musiało odpowiednio reagować. W odróżnieniu od dnia poprzedniego, po ujęciu podejrzanych o atak na polskie wojsko biorący udział w akcji żołnierze, Straż Obywatelska i cywile rozstrzeliwali podejrzanych na miejscu.

 

Ile osób naprawdę zginęło?

Tę najbardziej sporną kwestię próbował podczas mozolnego śledztwa ustalić Paweł Kosiński z IPN: 3 i 4 września zginęło 365 osób – tak wynika z ksiąg bydgoskiego USC, w tym 33 osoby nie zostały zidentyfikowane (mogli to być właśnie dywersanci przybyli z zewnątrz – nikt ich z miejscowych nie rozpoznał). Wśród 365 osób 254 to ewangelicy, a 86 katolicy. Można przypuszczać, że większość zabitych ewangelików była Niemcami, a większość zabitych katolików Polakami.

Analiza ksiąg parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa i kartoteki pozostałych bydgoskich parafii ujawniła, że przed wkroczeniem Wehrmachtu 5 września zginęło od kul jeszcze pięciu Polaków. Byli oni ofiarami niemieckiej dywersji. Ponadto wśród ofiar było ok. 20 polskich żołnierzy. Czy wszyscy zostali zastrzeleni przez niemieckich dywersantów, czy niektórzy zmarli wskutek ran odniesionych na froncie – nie wiadomo. Część ofiar 3 i 4 września w Bydgoszczy – jak wynika z wpisów w księgach kościelnych, to osoby, które zginęły od kul na drogach (np. na Szosie Szubińskiej). Czy jednak były to kule polskie? Wiele osób zginęło pod gradem kul i bomb lecących z niemieckich samolotów ostrzeliwujących i bombardujących drogi wypełnione uciekającą z miasta ludnością. A opuszczali miasto zarówno Polacy, jak i Niemcy...

Tymczasem w recenzji do monografii bydgoszczanina, przewodniczącego Ziomkostwa Pomorskiego Hugo Rasmusa „Pomorze Gdańskie/Prusy Zachodnie 1919 – – 1939” („Pomerellen/Westpreussen 1919 – 1939”) w niemieckim Internecie przeczytać można, co następuje: „Niemieckie nauki historyczne pod przewodem renomowanego historyka do spraw Europy Wschodniej Gottholda Rhode przez długi czas miały poważne problemy z ustaleniem prawdziwego stanu (niemieckich) ofiar (we wrześniu 1939 roku – przyp. aut.). Wychodzono bowiem z założenia i stanęło zasadniczo na tym do dziś – że już tylko z uwzględnieniem skromnych dochodzeń chodzi o 4000 do 6000 zamordowanych ofiar...”.

 

We wtorek zaczął się odwet

Natychmiast po wkroczeniu Wehrmachtu 5 września rozpoczęło się polowanie na Polaków. Niemcy zgromadzili na rynku w Bydgoszczy cywilnych zakładników. Nie były to z pewnością wyłącznie ofiary zemsty, tylko jak w dziesiątkach innych miejscowości ludzie, którzy się znaleźli na niemieckich listach proskrypcyjnych, jak urzędnicy wysokiego szczebla, księża, działacze polityczni i nauczyciele. Spośród nich tylko w ciągu pierwszych czterech dni Niemcy rozstrzelali około 400 osób.

Od 15 września do końca grudnia 1939 roku sprawą wydarzeń tzw. krwawej niedzieli zajmowała się Policyjno-Kryminalna Komisja Specjalna ds. Wyjaśniania Polskich Zbrodni. Skazała ona na śmierć kilkuset Polaków. Szacuje się, że do końca grudnia 1939 roku zamordowano ok. 1600 polskich bydgoszczan. W sumie zabito ponad 10 tys. Polaków z Bydgoszczy, którzy zostali rozstrzelani lub zginęli w obozach. . Temat polskich ofiar tzw. krwawej niedzieli nie zmieścił się we wspomnianym opracowaniu i czeka dopiero na naukową realizację.

Goebbels potrafił znakomicie zdyskontować wydarzenia z 3 i 4 września. Do Bydgoszczy zaproszono zagranicznych fotoreporterów i dziennikarzy. Rezultat dochodzenia prowadzonego w Bydgoszczy został przedstawiony w wydanym w listopadzie 1939 r. przez niemieckie MSZ albumie propagandowym: „Die polnischen Greueltaten an den Volksdeutschen in Polen” („Polskie okrucieństwa na volksdeutschach w Polsce”). Publikacja ta, w której centralne miejsce zajmowały wydarzenia bydgoskie, miała dokumentować mordy popełnione na przedstawicielach mniejszości niemieckiej w Polsce, a tym samym usprawiedliwić przed światową opinią publiczną brutalność okupantów.

Na początku 1940 r. ukazało się w Berlinie drugie wydanie tej pracy uzupełnione o wstęp przedstawiający Polaków jako morderców i złodziei. W pierwszym wydaniu książki mówiono o 5437 zabitych Niemcach, w następnym na żądanie Goebbelsa liczba ta wzrosła do 58 tys. osób. Album ten można bez przeszkód zamówić jako reprint (adres wysyłkowy znajduje się w USA).

Niezależnie od tego autorzy wspomnianego opracowania IPN wymieniają ponad 20 pozycji książkowych, jakie w związku z tzw. krwawą niedzielą oraz innymi polskimi „okrucieństwami” zostały wydane tylko w ciągu pięciu lat trwania wojny. Od tamtej pory tytułów tego rodzaju znacznie przybyło i można je nabyć m.in. za pośrednictwem księgarni internetowej Amazon.

 

Dywersja i sabotaż

Bliźniaczo podobne sytuacje do tych w Bydgoszczy, choć w mniejszej skali, miały miejsce w Lesznie, Inowrocławiu oraz Poznaniu. Przenikanie agentów Gestapo do Polski i tworzenie wiosną 1939 r. na Pomorzu i w Wolnym Mieście Gdańsku grup dywersyjnych potwierdzają także dokumenty niemieckie, do których dotarł współautor IPN-owskiego opracowania Tomasz Rabant. Jednak zajścia w Bydgoszczy były najpoważniejsze, bo też i Bydgoszcz była w II Rzeczypospolitej twierdzą niemieckich instytucji i organizacji nacjonalistycznych.

Jak piszą autorzy wspomnianego opracowania: „Po aneksjach Czech i Kłajpedy ludność niemiecka na Pomorzu, a także w Wielkopolsce nabrała pewności, że ten obszar stanie się w najbliższym czasie obiektem ekspansji terytorialnej Rzeszy. Nadzieje na szybką zmianę suwerenności państwowej starano się upowszechniać za pomocą prowadzonej różnymi kanałami propagandy z Rzeszy. To oddziaływanie ideologiczne na mniejszość przynosiło widoczne efekty. Bardzo sugestywnie pisał wówczas na ten temat Józef Winiewicz: „Trzeba było widzieć chłopów niemieckich zaniedbujących pracę w polu w marcu 1939 roku, siedzących tylko przy radiu, popijających wódkę i czekających, czekających”. Pod wpływem tej propagandy Niemcy (...) nabierając pewności siebie, coraz częściej lżyli i obrażali wszystko, co polskie. Znacznie wzrosła częstotliwość różnych incydentów, w których dochodziło na tym tle do scysji i zatargów między Polakami a Niemcami. (...) W Niemczech pilnie odnotowywano wszystkie wypadki, które można było zdyskontować jako przykład represji przeciw ludności niemieckiej. Były one następnie nagłaśniane przez prasę w Rzeszy, która usiłowała wytworzyć obraz ucisku mniejszości niemieckiej przez władze polskie”.

 

Zwycięstwo Goebbelsa?

Pogrobowym sukcesem Goebbelsa jest fakt, że wydarzenia te zachowały się w zbiorowej świadomości niemieckiej w wersji, którą narzuciło ówczesne ministerstwo propagandy, a niemieccy nacjonaliści rodem z Bydgoszczy i okolic przez lata utrwalali. Obecnie czynnikom odpowiedzialnym za politykę historyczną Niemiec może zależeć na utrzymaniu legendy o uciśnionej niemieckiej mniejszości. Bowiem „polskie okrucieństwa” relatywizują winę Niemiec także i dziś. Dlatego taką wagę polityczną mają działania Związku Wypędzonych. Również dlatego w większości opracowań niemieckich, opartych na relacjach bydgoskich Niemców zebranych w latach 50. i 60. przez Ziomkostwo Zachodniopomorskie, wydarzenia z 3 września 1939 r. przedstawiane są przez autorów, notabene wywodzących się z mniejszości niemieckiej w Polsce (Peter Aurich/Nasarski, Richard Breyer, Wolfgang Kohte, Gotthold Rhode) jako polska noc św. Bartłomieja – masakra niewinnej ludności niemieckiej przez polskich sąsiadów. Zdecydowanie zaprzecza się dywersji, a eksponuje niemieckie ofiary. Ten sposób przedstawiania historii nie zmienił się do dziś. Zwolenników takiej wersji historii można znaleźć także w Polsce. Jest nim m.in. Włodzimierz Jastrzębski, przez długie lata dyżurny historyk bydgoskiego KW PZPR. Popisał się nagłym przenicowaniem swoich własnych ustaleń na konferencji na temat 3 września 1939 roku w Bydgoszczy zorganizowanych z inicjatywy i przy wydajnej współpracy Związku Wypędzonych (Ostsee Akademie) w 2004 r. w bydgoskim Ratuszu (sic!). Jastrzębski zanegował istnienie niemieckiej akcji dywersyjnej w Bydgoszczy. Jakby tego było mało, temat ten w wywiadzie z prof. Jastrzębskim podjęła trzy miesiące później „Gazeta Wyborcza”.

W odwecie za stłumienie niemieckiej dywersji w Bydgoszczy, do końca grudnia 1939 roku zostało zamordowanych ok. 1600 Polaków

 

Niemiec mówi prawdę

Na tle niemieckiej historiografii dotyczącej wydarzeń bydgoskich wyróżnia się praca historyka i dziennikarza, długoletniego korespondenta telewizji niemieckiej w Polsce Güntera Schuberta opublikowana w 1989 r. Autor dowodzi, że 3 września 1939 r. w Bydgoszczy miała miejsce niemiecka dywersja, ale wskutek tego doszło także do przypadków mordowania niewinnych Niemców. Te wnioski oparł on na dokumentach 15. DP Armii „Pomorze” oraz poszlakach wynikających z materiałów SS. Schubert ustalił istnienie tajnego oddziału Rotter Kühl powołanego do „specjalnych zadań Reichsführera SS”i wysunął przypuszczenie, że to ów oddział przeprowadził operację w Bydgoszczy. Do dywersantów przerzuconych z Niemiec przez Gdańsk mieli dołączyć niektórzy mieszkańcy Bydgoszczy i utworzyć wraz z nimi kilkuosobowe grupy, które rozlokowane w różnych punktach miasta (prof. Edward Serwański w swojej pracy na ten sam temat naliczył już wiele lat temu 46 takich punktów w Bydgoszczy, z których strzelano do polskich żołnierzy).

Książka polskiemu czytelnikowi została udostępniona dopiero 14 lat później. Bez komentarza zostawmy także i to, że książki Schuberta, której – można przypuszczać – ani w Niemczech, ani w Polsce nie wznowiono z okazji przypadającej rocznicy, próżno szukać w katalogu firmy Amazon. Za to bez trudności znaleźć tam można całą nacjonalistyczno-rewizjonistyczną literaturę na temat nie tylko „polskich okrucieństw wobec narodu niemieckiego”. Jeszcze 20 lat temu tego rodzaju literatura była w Niemczech do nabycia tylko w głęboko ukrytym obiegu. Książkę „Śmierć mówiła po polsku – dokumenty polskich potworności na Niemcach w latach 1919 – 1949” znaleźć można w Amazonie pod hasłami (tagami), takimi jak: Polska, historia współczesna, krwawa niedziela, szowinizm, fałszowanie historii, wypędzenia.

W obecnym czasie telewizja w Niemczech pokazuje, względnie pokaże, filmy dokumentalne dotyczące wydarzeń sprzed 70 lat.. Są to godne uznania inicjatywy, tym bardziej że 1 września dotąd z niczym się przeciętnemu, a nawet dobrze wykształconemu Niemcowi nie kojarzył. Data ta została ze świadomości niemieckiej kompletnie wyparta. Jednak próby obiektywnego przedstawienia przez niemieckich dokumentalistów wydarzeń sprzed 70 lat kończą się dla polskiego widza nieuchronnie rozczarowaniem. Klisze i kalki zbyt mocno tkwią w głowach. W zaprezentowanym 18 sierpnia w I programie ARD filmie Knuta Weinreicha „Napaść” o ataku Niemiec na Polskę pojawiła się krótka sekwencja o wypadkach w Bydgoszczy, z niemiecką opowieścią o tym, że 3 września w Bydgoszczy Polacy bestialsko zabili bezbronnych Niemców z opaskami Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.

Inny dokument telewizyjny poświęcony wyłącznie bydgoskim wydarzeniom w reżyserii pary Ute Bonning i Geralda Endresa zrealizowany w roku 1996 w koprodukcji z Polską jeszcze bardziej obnażał mimowolną ksenofobię jego twórców.

Odczuwalna od prawie 20 lat zmiana paradygmatu w sposobie historycznej pamięci nie pomaga Niemcom w zdobywaniu zaufania wschodnich sąsiadów. Cenny jest każdy przejaw zainteresowania obiektywną prawdą, jeszcze cenniejsze jest tej prawdy rzetelne ustalanie. I dlatego 900 stron publikacji IPN o wydarzeniach w Bydgoszczy 3 i 4 września, pokazujące poprzez badania, omówienia, i dokumenty i przejmujące relacje świadków detaliczną prawdę warte jest ze wszech miar rzetelnej lektury. Miejmy nadzieję, że publikacja IPN – uzupełniona o rozdział opisujący rozmiar niemieckich represji wobec Polaków – zostanie jak najszybciej udostępniona czytelnikowi niemieckiemu.

„Bydgoszcz 3 – 4 września 1939 r. Studia i dokumenty”. Red. nauk. Tomasz Chinciński, Paweł Machcewicz, Warszawa 2008.

Autorka jest dziennikarką i publicystką, zajmująca się stosunkami polsko-niemieckimi. Mieszka w Berlinie.

Rzeczpospolita

 

 

 

http://www.rp.pl/artykul/61991,355527_Krwawiaca_pamiec.html

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz