J. Kaczyński- najlepszy kandydat w 2010 r.

avatar użytkownika chinaski

Osią trwającej kampanii wyborczej jest przekonanie Polaków do tezy, że J. Kaczyński gra, okłamuje ich w imię partykularnych interesów osobistych/partyjnych. Rzecz to o tyle trudna, że szef PISu stracił brata bliźniaka, Prezydenta RP, najściślejsze grono politycznych współpracowników. W takich momentach Polacy współczują, zaczynają myśleć w kategoriach wyższych wartości: miłości, solidarności, pojednania. To niezwykle niebezpieczne zjawisko z punktu widzenia interesu PO, czy szerzej salonu warszawsko-trójmiejskiego.
Posądzenie J. Kaczyńskiego o cyniczny koniunkturalizm godzi w  "polską rodzinę". Tak, jesteśmy narodem, dla którego więzi rodzinne wciąż (tradycyjnie) są niezwykle istotne; choćby z tego powodu nie umieszczamy masowo (, jak to bywa na Zachodzie) swoich dziadków/starszych rodziców w domach seniora...Krewni są najważniejsi, dlatego w obliczu tragedii, jaką zawsze jest śmierć (zwłaszcza śmierć tragiczna) cierpienie, pamięć, hołd dla zmarłego odsuwają sprawy doczesne, codzienne na plan dalszy.
Sztabowcy PO usilnie próbują przekonać Polaków, że J. Kaczyński tak nie rozumuje, że jest to człowiek owładnięty żądzą władzy, który może świetnie udawać zdruzgotanie śmiercią najbliższych.
Tylko jak to zrobić? Jak to zrobić, gdy jeszcze kilka tygodni temu z tych szczególnych więzi łączących rodzinę Kaczyńskich kazano nam się śmiać? Często kpiono, że J. Kaczyński to polityk minionych epok; dziś nie wygrywa się władzy mówiąc co się naprawdę myśli ("jak prezes będzie siedział cicho, PISowi zacznie rosnąć <poparcie>")...Polityk XXI wieku nie może być do bólu szczery. J. Kaczyński wielokrotnie miał okazję się o tym przekonać; mimo to nie zmienił się, nie posłuchał podszeptów spin-doktorów, pozostał sobą.


Trafnie ten stan opisuje Michał Karnowski, publicysta "Polski the Times":

"Donald Tusk, gdy został poważnym graczem, przestał mówić szczerze, a zaczął używać schematów, formuł – tak jak się robi na całym świecie. A Kaczyńscy chcieli mówić szczerze. Wielu ludzi ich za to ceniło, ale wielu też zrażali.(...)Mówili to, co sądzili, a polityk musi mieć nad sobą żelazną kontrolę, zwłaszcza że na Kaczyńskich trochę polowano. Teraz prezes PiS milczy i zyskuje. Polacy widzą, że nie mówi głupot, nie wdaje się w bijatyki. Ale kto da gwarancję, że na konferencję prasową J. Kaczyńskiego nie przyjdzie – co jest normalne w polityce – nasłany przez sztab PO dziennikarz albo ktoś, kto dziennikarza udaje i zacznie prowokować, mówiąc: tak naprawdę pan nie ma w sobie żałoby, pan robi kampanię, pan jest cyniczny. I co J. Kaczyński odpowie? Wytrzyma? Jeśli zareaguje twardo, to wszyscy powiedzą, że wrócił stary Jarosław Kaczyński."


Na razie Jarosław radzi sobie świetnie. Nie popełnia żadnych błędów: nie reaguje na zaczepki harcowników PO, funkcjonariuszy z Czerskiej, nie krytykuje autorów haniebnych, oszczerczych artykułów szkalujących ś.p. zmarłego brata. Te ostatnie muszą sprawiać prezesowi PIS szczególnie wiele bólu...

M. Karnowski także o tym wspomina:

"Co jakiś czas są wypuszczane sygnały – głównie ze strony PO – że lada moment okaże się, że Lech Kaczyński kazał lądować w Smoleńsku. Czytaj: Lech Kaczyński jest mordercą. Elementem przygotowawczym były wielkie reportaże mówiące o tym, że oto w Gruzji Lech Kaczyński zachował się nieodpowiedzialnie ("Gazeta Wyborcza" pisała o incydencie gruzińskim – red.).
Byłem na pokładzie tego Tupolewa i takie słowa strasznie mnie bolą, bo są zwyczajnie nieprawdziwe. Spór rzeczywiście miał miejsce, ale na ziemi, na krymskim lotnisku. Prezydent miał prawo domagać się lądowania, zwłaszcza że wtedy była piękna pogoda, działania wojenne ustały. Nicolas Sarkozy, prezydent Francji, wylądował i nic mu się nie stało…"


Trzeba pamiętać jakie środowisko miało ochotę uczynić z L. Kaczyńskiego mordercę, człowieka niezrównoważonego, który nie wahała się ryzykować życie wielu osób w imię własnych politycznych pożytków. Taki obraz kreowali cyngle z Czerskiej. Takimi metodami Ci ludzie się posługują na co dzień. Ich szef oficjalnie, na łamach swojej gazety, poparł B. Komorowskiego oskarżając "przy okazji" kandydata PIS o podłe rzeczy. On może pozwolić sobie na każde słowa, podobnie jego najbliżsi przyjaciele, których mamy obowiązek nazywać autorytetami. Któż się sprzeciwi? Przereklamowany, PISowski socjolog Krasnodębski? wypalony poeta J.M. Rymkiewicz? Ultraprawicowiec M. Wolski?
Przecież nikt znaczący nie podejmie ryzyka ich obrony...

Tak, "winą" Jarosława Kaczyńskiego jest szczerość. Czasem korzystniej nie mówić nic lub czarować publikę "gospodarczym cudem", "drugą Irlandią", "polityką miłości". Tylko czy tak postępowali wielcy przywódcy, mężowie stanu, rzeczywiste autorytety?
Czy Jan Paweł II zawsze mówił nam to, co chcieliśmy usłyszeć? Czy Marszałek Piłsudski "sprzedawałby się" w sposób, w jaki robi to D. Tusk?

Przed Polską wiele wyzwań: musimy gonić (pod względem rozwoju) państwa starej Unii, zapewnić bezpieczeństwo energetyczne, umocnić pozycję międzynarodową. Niech przewodzi nami ktoś charyzmatyczny, mądry, inteligentny, mąż stanu. Nie oddawajmy pełni władzy jednej, tak mocno nieudolnej formacji politycznej. Kontrola rządu przez niezależnego Prezydenta to element uzdrawiający państwo. Głosując w czerwcu (lipcu?) kierujmy się dobrem państwa, a nie osądem pierwszego lepszego "eksperta" ze "Szkła kontaktowego".

napisz pierwszy komentarz