Frombork przez Sosenkę. Posłowie do wpisu Kota

avatar użytkownika Sosenka

Motto:
„Ja naprawdę nie gadam! Ja gadam tylko to, co mogę gadać, a tak to nie gadam”
(Ufka)

Kot mówi, że to ja zepsułam pociąg, ale naprawdę było tak, że w podwoziu coś nagle sapnęło, a następnie ucichło:

- Zaraz może pojede...
- To co, ryzykujem...? Pińć atmosfer...?
- Oj, Jezus kochany!
- Dobra, jedzie do was pomoc z Inowrocławia.
- Mam pińć atmosfer. Próbujem?!
- Panie, niech jeszcze moja żona wróci ze sklepu.
- Dzwoń pan po żonę.
- Fiuuuu....! Wsiadać proszę!
- Pieron jasny - ni ma. Znów pierdykło.
- Panie Zenku, zrobiłem poprawkę. Tera bede jechoł.
- To powsadzaj ludzisków do środka, bo ci się pewnie po peronie rozleźli.

Tyle zdążyłam zanotować na kartce w szczerym polu, w Kołodziejowie. Była godzina 14. Kiedy natomiast o 23 tato Koteusza, lekko rozbawiony widokiem sieroty z plecakiem, zgarniał mnie ze stacji w Braniewie, miałam za sobą 3 przesiadki i 15 godzin podróży. To i nic dziwnego, że po przybyciu na camping nie wiedziałam, z kim rozmawiam i kto siedzi na werandzie, pijąc wódkę Polska 2012. Dlatego Koteusz musiał mi pokazywać, którędy mam iść, żeby nie wybić sobie zębów (zadanie dla sokolego oka: odróżnić powietrze od linki elektrycznego pastucha i skrzydło motyla od papierka po cukierku...). Wielkie zrozumienie okazywał mi od początku Follow, tym razem niestety bez Julll. Pogadaliśmy sobie i w pewnej chwili ktoś wycelował wzrokiem w mój brzuch: „Słuchaj, a to ty już urodziłaś??”. - To nie jest, do cholery, Julll, tylko Sosenka - wyjaśnił mu kto inny. Wtopą szczególnie zachwycona była Ufka (Julll i ja jesteśmy ponoć podobne do siebie). Zaraz ogłosiła, że „Follow spał w jednym łóżku z Sosenką”, po czym dodała życzliwie: „Tj. on na dole, a ona na górze tej samej pryczy”. Prawda była taka, że Follow miał spać w łożu małżeńskim z jakimś facetem i stamtąd w popłochu uciekł na to piętrowe łóżko. Sama Julll zastanawiała się tylko, czyja reputacja ucierpiała najbardziej.

Rano znowu zaczęłam widzieć. W czasie śniadania zobaczyłam w najbliższej okolicy 1Maud, Marka D., Budynia&Co, Giza3Miasto, Roko, Stefa z Żoną i inne znajome gębusie. Wszyscy pytali, czy jestem z rowerem, ale Srebrny, niestety, musiał zostać w domu. Koteusz zjawił się natomiast w stroju galowym Kopernika, zrobionym - jak mi wyjaśnił - z sutanny (hehe, ale jak przyszło do spotkania z posłem SLD, zrzucił sukienkę duchowną) i poprowadził nas do bazyliki katedralnej. Z wieży dopiero mogłam obejrzeć „koniec świata i okolic”, czyli ten słynny Frombork, którym trzęsie Koteusz.
Piękne miasto, i już.

Kiedy już zeszłam z tych Parnasów do campingu, natknęłam sie na jakiegoś ponurasa, który okazał się być zapowiedzianym posłem-dyskutantem. Razem z Szuanicą wysłuchałyśmy grzecznie wstępu do dyskursu, ziewnęłyśmy z cicha, po czym Szuanica zełgała mężowi, że ja jestem chora, i poszłyśmy do domku porozmawiać o modzie. Kiedy znów wystawiłam nos za próg, to przed moim oczami wyrósł przedtem nieznany mi z realu Sławek P. (z Chłopczykiem S.), i to dopiero była niespodzianka! Po kolacji poszliśmy pochodzić po nieczynnym szlaku do Elbląga, żeby sobie pogwarzyć i pomilczeć, bo ze Sławkiem tak samo dobrze się rozmawia, jak milczy. I tam zawyła mi komórka, wyświetlając numer Kopernika:

- Gdzie ty jesteś i czemu nie na koncercie Budynia?
- ...
- Coooo?!!! A ta znowu na tory polazła!

Na drugi dzień było świętego Krzysztofa i pół mszy myśleliśmy, jak tu Kotowi zorganizować imieniny, bo włożył dużo serca w organizację spotkania. Z zamyślenia wyrwał mnie drżący głos księdza-staruszka: „A teraz połączmy się duchowo z naszymi pojazdami”, po których Ufkę i Followa aż zgięło ze śmiechu. To jednak był przebój dnia... Po mszy wysłuchalismy jeszcze krótkiego koncertu organowego, z amorkami ruszającymi się w rytm marszu Mendelsohna, i poszliśmy na obiad.
- Kocie, a co ty chcesz dostać na imieniny? - zapytał Follow.
- Jaaa...? Porche...
- A w jakim kolorze?
- Eee... tego...
- No, trudno. Nie wiesz - okazja przepadła.

Ktoś mądrzejszy główkował jednak dalej i po obiedzie Koteusz oraz KrzysztofJaw dostali po lśniącym, czerwonym pojeździe, i to razem z garażem. Zadowoleni, schowali te cuda do kieszeni i poszli odreagować, paląc papierosy na zewnątrz.

A wczoraj biedny Koteusz zamiast odpocząć i zbierać zasłużone laury, skręcił nogę w kostce...

napisz pierwszy komentarz