Którejś nocy nie mogłam zasnąć, bo miałam wrażenie, że zbóje atakują dom. Tak, ktoś stanowczo łomotał w  drzwi. Zerwałam się na równe nogi i poleciałam do sieni za odgłosem huku. A to tylko Ufka, siedząc przy drewnianym stole, pisała na klawiaturze kompa.

Pierwszą czynnością po wstaniu rano jest przejść do drewnianych schodów wiodących na strych, wdrapać się i tam ujrzeć gospodynię zapatuloną w szlafrok i gorączkowo stukającą w klawisze. Już dudni telewizor. Koty skaczą po belkach lub myją swoje futerko. - Komu tym razem przylałaś, Ufko? - pytam za każdym razem. - Wiesz, ten Migalski... - odpowiada Ufka nerwowo i półprzytomna zaczyna relacjonować, co się działo w Salonie przez noc. Patrzy w ekran monitora, komentując jednocześnie TVP (jak ona to robi? Pisze notkę, a jednocześnie wie, że to, co idzie teraz w TVP, jest tak nudne, że trzeba zmienić program).

W Rudziszkach nie ma kościoła, jest jeden sklep za dwoma liniami elektrycznego pastucha, jest ruska granica i szpital psychiatryczny. W środku zaś zalesione wzgórze oznakowane masztem z polską flagą na podwórku. Gąszcz kryje niewielki domek, zaopatrzony we wszelkie środki łączności. To tam zjawiają się ludzie żądni nowinek ze świata. - Musiałam go uświadomić politycznie - wzdycha Ufka, wypuszczając z domu półżywego, spoconego gościa, któremu przez czterdzieści minut nadawała do ucha na temat afery hazardowej. Wydaje mi się, że przez sztachety w płocie widać tutaj więcej niz z okien warszawskiego pałacu kultury. Zmaskowana posiadłość Ufki to sztab główny NATO, centrum dowodzenia. Brakuje w nim jeszcze radaru namierzającego samoloty wroga. 

Nie mieć sklepu, a mieć internet i telewizję satelitarną. Jeść przy kompie, spać przy kompie, a po wstaniu wdepnąć w mysz upolowaną przez któregoś z pięciu kotów. Bardzo lubię odwiedzać Ufkę latem. Siadam na rozklekotanym fotelu koło centrum dowodzenia i śledzę czytane głośno komentarze, przerywane rykami śmiechu gospodyni. - Notek od jasnej małpy! - ocenia za swoim ulubionym powiedzonkiem. Najlepsze, że Ufka może się z kimś kompletnie nie zgadzać politycznie, ale rozmawia w taki sposób, że przy jej stole trudno rozeznać, kto wróg, a kto przyjaciel. Po prostu wszyscy uśmiechają się, próbując nieśmiało wtrącić swoje zdanie. I tylko czasem wyglądam przez okno, w kierunku lasów, jezior, ruin, które ochoczo przemierzałam wczoraj. Łapię sieć telefonii komórkowej, tym razem polskiej, nie ruskiej (w niektórych częściach domu nie ma żadnej sieci). Ufff, jednak przydaje się kontakt ze światem zewnętrznym: "Kierowniku! Melduję spod ruskiej granicy, że właśnie oglądamy Twój wywiad" (to do Igora). "Centrala pozdrawia :)" - odpowiada Jankes. Jakie to jednak dziwne uczucie, że stolica to Warszawa, a nie kwatera głowna Ufki.