Kalisz, ty komuchu!

avatar użytkownika igorczajka
Od samego początku, od 10 kwietnia, ścierają się ze sobą dwa popędy: instynkt miłości (zwany także instynktem przedłużenia gatunku, ale nie jest to w tym przypadku najlepsze określenie) i instynkt śmierci. Eros i Thanatos splecione w nierozerwalnym uścisku szaleją, rzucając nas o ścianę na przemian nadzieją na odmianę jakości publicznego dyskursu i przerażającą wizją grzęźnięcia w bagnie. Jak wykazuje doświadczenie, na naszym łez padole miłość rzadko wygrywa ze śmiercią. Nawet liczne wyjątki nie zmienią statystyki.

Zanim przejdę do rzeczy zaznaczę tylko, że w moim odczuciu wybory prezydenckie w 2005 roku, były wyborami, w których obaj kandydaci drugiej tury mieli takie samo moralne prawo ubiegania się o najwyższy urząd w Państwie. Wreszcie poczułem się jak w prawdziwej demokracji, bo żaden rezultat nie był uwłaczający dla elementarnego poczucia przyzwoitości. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na inną, historyczną już rzecz: na początku rządów PiS-u pojawiały się bardzo nieliczne głosy, że jednym z celów politycznych jest wchłonięcie, czy też zagospodarowanie partii politycznego protestu. Jak wiemy, po wyborach w 2007 roku cel został osiągnięty: zarówno Samoobrona jak i LPR praktycznie zeszły z politycznej sceny. Warto o tym pamiętać, tym bardziej, że nie są rzadkie głosy sugerujące, że z Kaczyńskim współdziała ręka w rękę Tusk, by zostawić na polskim podwórku tylko dwie partie: PO i PiS, co nie jest złym pomysłem. Żeby to osiągnąć potrzebna jest równowaga między tymi ugrupowaniami, stąd słowa Tuska, wypowiedziane tuż po katastrofie, o osobistym odczuciu smoleńskiej tragedii. Polska scena polityczna będzie mogła normalnie funkcjonować tylko jeśli oczyścimy ją z resztek ludzi, którzy samą swoją obecnością podważają wiarygodność odwoływania się do pewnych wartości. Mowa oczywiście o osobach, które brały udział w haniebnym podtrzymywaniu przy życiu władzy Polskiej Rzeczpospolitej "LUDOWEJ". Chodzi oczywiście o najwyższą kadrę partyjną a nie o wszystkich szarych specjalistów w niepolitycznych dziedzinach.

Hipokryzja i programowe niszczenie znaczenia pojęć odbywa się nieustannie. Pora na znaczący przykład. 21 kwietnia Tomasz Nałęcz powiedział w radiu TokFM:

"Wraca przerażające widmo czwartej Rzeczpospolitej. I to jeszcze mniej sympatyczne, bo jest to próba ubrania tego widma w traumę smoleńską. Jego zdaniem PiS będzie chciało wykorzystać atmosferę po tragedii dla podjęcia zdecydowanej ofensywy politycznej. Nałęcz wnioskuje to z mów pogrzebowych Jarosława Kaczyńskiego i na porównaniach śmierci delegacji państwowej ze śmiercią oficerów zamordowanych w Katyniu. - To jest tak jakby relikwie narodowe wynieść na targowisko. A to dopiero początek."

Tuż po tej wypowiedzi odezwał się Michał Boni, który przytomnie stwierdził (nawiązując do różnych nieodpowiedzialnych wybryków na pogrzebach, a nie do słów Nałęcza):

"Przy niektórych uroczystościach żałobnych (czuję) trochę smutku, że tak szybko w niektórych przypadkach przechodzimy od żałoby do polityki. To chyba nie jest dobre. Powinniśmy więcej czasu poświęcić na skupienie żałobne."

No cóż, panu Nałęczowi najwyraźniej zabrakło tego żałobnego skupienia. Co wywołało w nim takie przerażenie? Słowa Jarosława Kaczyńskiego, które w II RP byłyby czymś oczywistym i bezdyskusyjnym:

"Wierzymy, że Olek i Leszek [Kaczyński] oraz ich współtowarzysze, przypatrując się nam z góry pogrążonym w żalu, wołają do nas: Nie lękajcie się! Róbcie swoje, kontynuujcie nasze dzieło tak, żebyśmy nie musieli się za was wstydzić. [...] Nie będziecie się wstydzić. Wytyczoną drogą ku Rzeczpospolitej lepszej, dostojniejszej, sprawiedliwszej wkrótce pójdą dziesiątki, setki i tysiące najlepszych jej synów. Musimy podjąć tak nagle przerwane ich dzieło. Być może przegramy, być może owoców naszej pracy nie doczekamy, być może nie uda nam się jeszcze tym razem powrót do Polski. Ale musimy dać świadectwo. Tak jak pokolenie rozstrzelane w katyńskim lesie, i ci, którzy zginęli 70 lat później, chcąc oddać im hołd."

Dlaczego reakcja na takie słowa bardziej pasuje do rosyjskiej cenzury z okresu zaborów niż do patriotycznego polityka niepodległego Państwa? Niechcący to Nałęcz definiuje dyskurs w kategoriach bogo-ojczyźnianych. To on i jemu podobni, z redakcją Wiodącego Tytułu Prasowego na czele, ustawiają wypowiedź Kaczyńskiego w sytuacji zniewolenia zaborów, zamiast niepodległego polskiego państwa. Nawoływanie, by współcześni kontynuowali pracę dla ojczyzny z wiernością, jaką okazali nam polegli katyńscy oficerowie jest wywoływaniem "demonów patriotyzmu"??? Dla kogo polski patriotyzm jest piaskiem w trybach? To retoryczne pytanie też zostało już przeanalizowane nie raz i nie dwa, choć ciągle za mało. Dezawuowanie wartości trwa w najlepsze, rzucając nas od ściany do ściany, sprawiając, że obolali ludzie tracą azymut. Nieuprawnieni do tego próbują nieustannie zawłaszczać pojęcia, by użyć ich w odwróconym znaczeniu.

Pokazuje to ostatni wywiad z Kaliszem, który w rozmowie z Mazurkiem stwierdza:

RK: Po tej tragedii niech nikt nie waży się mówić o nas postkomuniści. Pomijając, czy były do tego podstawy, bo moim zdaniem nie było, to myślenie zostało całkowicie zanegowane przez tę tragedię smoleńską.
RM: To gdyby ktoś na Pana albo na kolegów z SLD mówił "ty komuchu", to co?
RK: To jakby nie miał szacunku dla grobów i tragicznie zmarłych. Dla nas, ludzi lewicy, Katyń też jest i zawsze był symbolem.


Czy tylko mnie to oburza? Jak to się ma do słów Nałęcza o "wykorzystywaniu atmosfery po tragedii dla podjęcia zdecydowanej ofensywy politycznej"? Jakoś nie wierzę, że Nałęcz miał na myśli, ubliżających polskiej historii, słów Kalisza. Niestety słowa Kalisza są kolejnym dowodem na to, że ludzie związani z PRL-em, "komuchy" jak nie chce Kalisz, powinni jak najszybciej zniknąć z polskiego życia publicznego. Tak, niech w polskim sejmie jak najszybciej zostanie tylko socjalistyczny gospodarczo i konserwatywny obyczajowo PiS oraz liberalna gospodarczo i lewicowa obyczajowo PO. Nie można spierać się o wartości, gdy pojęcia używane są w oderwaniu od słownikowych definicji.

napisz pierwszy komentarz