Ciało z kaplicy w Nevers. Vittorio Messori, Opinie o Maryi 27

avatar użytkownika circ

ROZDZIAŁ XXIII. CIAŁO Z KAPLICY W NEVERS

Czy laicki świat zaczął na nowo interesować się Maryją? W ostatnich czasach, przyglądając się pewnym określonym znakom, wiele środków masowego przekazu stwierdziło, że tak właśnie jest. Mogę powiedzieć, że ja sam jestem świadkiem jednego ze znaków świadczących o ponownym odkryciu maryjności. Ostatnimi czasy telewidzowie mieli okazję zaobserwować rzecz niezwykłą: włoski kanał Raitre, zgodnie ze starym politycznym rozdaniem, został swego czasu przydzielony Włoskiej Partii Komunistycznej i który po bolesnej transformacji tej (bolesnej, oczywiście, dla jej działaczy) zachował swój lewicowy charakter, otóż ten właśnie kanał odkrył ostatnio tematykę religijną. I nie chodzi. tu o ogólnie pojętą duchowość skierowaną do ateistów, którzy poszukiwali duchowości w buddyzmie czy też w ruchu New Age i którzy w ogóle ni stawiają sobie pytań o istnienie Boga. Otóż nie, dawni apostołowie „materializmu dialektycznego" odkryli rzecz, której nie tak dawno nie zauważali i z której co najwyżej się naśmiewali: dostrzegli bowiem ludową pobożność. I do tego wszystkiego maryjną. Alienacja w czystej postaci...

W wigilię Bożego Narodzenia - wczesnym wieczorem, a więc w czasie najwyższej oglądalności - na kanale Raitre pokazany został bardzo długi film dokumentalny na temat Lourdes. Kierownictwo stacji wytrwale namawiało mnie (kolejny znak czasu: poszukiwania katolika orientującego się w temacie...) żebym napisał do tego programu scenariusz oraz bym zechciał być konsultantem w czasie jego kręcenia. Do tej pory zawsze unikałem pracy dla telewizji. I choć uważałem, że nie mam w tej materii wystarczającego doświadczenia ani cierpliwości (umbrae ąuae transeunt: to biblijne wyrażenie oddaje, według mnie, charakter tego środka przekazu, w którym nic nie pozostawia trwałego śladu), uznałem, że tym razem, udział w tej przygodzie jest moim obowiązkiem. Muszę przyznać, że była to dla mnie rzecz niezwykle męcząca. Pośród zawiei śnieżnych i w strugach deszczu, przebijając się przez blokady francuskich kierowców ciężarówek, przez wiele dni towarzyszyłem ekipie telewizyjnej Rai dowodzonej przez świeżo nawróconego (no może prawie i to z dużą niechęcią) reżysera, który cieszył się dużą popularnością i był dobrym fachowcem.

Mając pełną swobodę w zakresie scenariusza, postanowiłem poświęcić odpowiednią ilość czasu miastu Nevers, które tak często jest zaniedbywane. Z tego co mi wiadomo, do tego starego i pięknego miasta nad Loarą, położonego na południe od Paryża, przybywa łącznie pięćdziesiąt tysięcy pielgrzymów w ciągu roku. Czyli jest to tylko jedna dziesiąta z pięciu milionów osób, które odwiedzają Lourdes. Jak wiadomo, Bernadetta Soubirous dotarła do Nevers w 1866 roku, aby wstąpić do nowicjatu w domu macierzystym sióstr miłosierdzia i edukacji chrześcijańskiej i pozostała w nim aż swojej śmierci w dniu 16 kwietnia 1879 roku.

Jak określił to sam Emil Zola, tu w pełni żyła swą pasją. Poniżej przytaczamy słowa sceptycznego pisarza, który nazwał Wizjonerkę „niezrównoważoną histeryczką" lecz który w końcu poczuł się poruszony (a czyż znając ją, można poczuć się inaczej?) świetlistością jej pokornej postaci: „Poprosiła wszystkich o wybaczenie. Powiedziała, że w Niebie nie zapomni o nikim. Jej pasja dobiegała już końca. Niczym Zbawiciel, otrzymała gwoździe i koronę cierniową, ubiczowane ciało i otwarty bok. Tak jak on podniosła oczy do góry, rozpostarła ręce w znaku krzyża i wykrzyknęła: „Boże mój!». A o trzeciej po południu, podobnie jak on, rzekła: «Pragnę». Umoczyła wargi w łyżeczce, którą jej podano, pochyliła głowę, zamknęła powieki i weszła w śmierć".

Od 1925 roku ciało jej wystawione jest w klasztorze w Nevers, w dużym zdobionym szklanym sarkofagu.(..)

Osobiście uważam, że nie można określić mianem postępu sposobu myślenia jednej z sióstr (lecz biada temu, kto ją tak nazwie!), która z pewną irytacją w głosie powiedziała mi, że pielgrzymki i tego typu pobożność zupełnie nie odpowiadają jej „dojrzałej wierze" i że również ta słynna dziewięnastowieczna współsiostra, owszem była świętą, ale co to znaczy „święta?”. Czy my też nie jesteśmy święci? Czy podczas soboru nie powiedziano, że itp, itd. Oświadczyła mi również, że dzisiejsze siostry uwolniły się z hierarchicznych zależności, które obecnie są rzeczą nie do pomyślenia, że słowo „przełożona" stało się całkowicie niewymawiałne; i że oczywiście wiele z nich, zamiast siedzieć w klasztorze (kolejne niewymowne słowo) wcho­dziło w różne „doświadczenia": takie jak prowadzenie niewielkich grup w domach robotniczych, zaangażowanie społeczne, współodczuwanie, emi­granci sans papiers, psychoanaliza, różne inne socjologizmy i solidaryzmy, a ja widziałem, że tymi działaniami zastępują niegdysiejsze miłosierdzie. Jednym słowem, prawdziwe deja vu, którym ja już jestem zmęczony. Jak to zwykle robię w podobnych przypadkach, nie wchodziłem w żadną pole­mikę. Nie chciałem bowiem tracić czasu i niepotrzebnie się wysilać w dys­kusji, która przerodziłaby się w monolog. Apostołowie i apostołki „dialogu" są zwykle bardzo zamknięci na poglądy innych, szczególnie gdy zagrażają ich ideologicznemu schematyzmowi i budzą podejrzenia o „reakcjonizm". Potrzebna jest odrobina cierpliwości. To wszystko kiedyś przejdzie, a wła­ściwie już przechodzi, Kościół przecież niejedno już przeszedł. A poza tym, czy Ktoś już nie opiekuje się tymi siostrami, które dziś czują się tak bardzo „dojrzałe"?

Ale wróćmy do klasztoru, który niegdyś otoczony był wysokim, nie­przeniknionym murem: w głębi wspomnianego ogrodu, znajdował się ką­cik bardzo drogi Bernadetcie. Była to przypominająca grotę nisza, w której, wśród wiecznie zielonej roślinności, stała figura Notre-Dame-des-Eaux, Na­szej Pani u Źródła, zwanej tak ze względu na odkrycie strumienia, który, dla pozbawionego wody klasztoru, był bardzo cennym darem.

W każdej wolnej chwili, siostra Marie-Bernard oddawała się w tym miejscu modlitwom, ponieważ w wykonanej przez nieznanego autora rzeźbie, odnajdowała piękno objawień, którego nie mogła zobaczyć w ustawionej w Massabielle figurze Fabischa. Być może poruszał ją gest macierzyńskiego przyjęcia, te otwarte ramiona, którymi witał ją ów posąg.(....)

Zaraz po prawej stronie, nie po środku, ale w wybudowanej z boku niszy, znajduje się duża, pięknie zdobiona szklana trumna: ubrana w skromny czarny habit Bernadetta wygląda jakby spała. Jej twarz zwrócona jest w lewą stronę, a ręce oplecione są różańcem. Zaskoczenie i poruszenie pielgrzymów jest ogromne. A zaraz potem pojawiają się pytania: to naprawdę ona? Naprawdę zachowała się w takim stanie? Może ją zabalsamowali? Czy to na­prawdę jest jej twarz, czy to może jakaś maska?

Nie ma nic dziwnego w tych pytaniach. A my, by na nie odpowiedzieć, za przewodnika obierzemy sobie jezuitę ojca Andre Raviera, który poświęcił wiele lat pracy badaniom życia Bernadetty. Napisał później pracę, której tematem uczynił jej szczątki, a także fakty z jej życia. Powstała ona w oparciu o dokumenty znajdujące się w klasztornych i świeckich archiwach. Opowiemy o tych zadziwiających wydarzeniach. Gdy już się z nimi zapo­znamy, po odbyciu pielgrzymki nad rzekę Gave, nasz przyjazd do miasta nad Loarą będzie bardziej świadomy.

Gdy tylko rozeszła się wieść o jej śmierci, niemalże całe miasto rzuciło się na tę peryferyjną jeszcze wówczas rue de Saint-Gildard, aby zobaczyć i oddać hołd ciału wystawionemu w klasztornej kaplicy. Mieszkańcy Nevers nie mogli jej oglądać za życia - ze względu na niezwykle wścibski tłum, dostęp do niej był całkowicie zakazany - i teraz bardzo chcieli zobaczyć po śmierci tę, która stała się przecież współobywatelką ich miasta. Już po paru godzinach z pociągów zaczęły wysypywać się grupy piel­grzymów pochodzących nawet z bardzo daleka, którzy dzięki telegrafowi dowiedzieli się o tym, co właśnie się wydarzyło. Miasto musiało zorgani­zować służby porządkowe, które miały zapanować nad tłumem pielgrzy­mów, cztery siostry trwały nieprzerwanie na straży otwartej trumny, by po­zwolić przybyłym dotknąć ciała przywiezionymi przez nich przedmiotami. Za zgodą władz świeckich, które w czasach masońskiego antyklerykalizmu były bardzo podejrzliwe i wyjątkowo niezadowolone z tego wybuchu przesądności, ciało było wystawione do soboty, czyli do dnia 19 kwietnia. A w sobotę, zamknąwszy drzwi przed wciąż napierającym tłumem, złożono ciało Bernadetty w dębowej obłożonej cynkową blachą trumnie, a trumnę zaplombowano. Jednocześnie sporządzono protokół, który został podpisa­ny nie tylko przez prałatów i innych przedstawicieli Kościoła, ale również przez przedstawicieli władz oraz przez policjantów, którzy nadzorowali całą operację. Trzecia Republika wyznająca powstałą w lożach „religię Postępu" z uwagą przyglądała się wydarzeniom.

Wszystkie siostry z Nevers, łącznie z matkami generalnymi, były chowane w grobowcu zgromadzenia, na cmentarzu komunalnym. Ciało siostry Marie-Bernard złożone zostało w kaplicy św. Józefa, położonej w klasztornym ogrodzie, w połowie drogi pomiędzy ogromnym tarasem panoramicznym a murami otaczającymi teren klasztoru. Pochówek wymagał specjalnej zgody ze strony prefekta departamentu. Z pewną niechęcią, zgoda ta została wydana dopiero 30 maja 1879 roku. Tego samego dnia, po odprawieniu wyjątkowo prostej ceremonii, zamknięte w podwójnej trumnie ciało Bernadetty zostało spuszczone w kaplicy do podziemnej krypty. W posadzce umieszczono pły­tę, którą również i dziś, po odbudowaniu zbombardowanego w 1944 roku kościoła, można oglądać na jednej ze ścian kaplicy. Napis na płycie głosi: Ici repose/ Dans la paix du Seigneur/ Bernadette Soubirous/ Honoree a Lourdes en 1858/ De plusieures apparitions/I De la tres Sainte vierge...

Siostra Marie-Bernard spoczywała w tym grobie, w stanie nienaruszo­nym, przez ponad trzydzieści lat, podczas których niezbyt liczne grupy pielgrzymów, wywodzące się z różnych klas społecznych, różnej naro­dowości i różnego wieku, nieustannie ją nawiedzały. To właśnie ta po­wszechna opinia świętości i ta ludowa pobożność - elementy niezbęd­ne do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego, podczas których Kościół zatwierdza i sankcjonuje vox populi - przyspieszyły bieg całej sprawy. Na przyspieszenie to należy oczywiście patrzeć z perspekty­wy Kościoła, który zazwyczaj posługuje się takimi jednostkami, jak wiek czy tysiąclecie i który w centrum swej perspektywy stawia wieczność. Trzydzieści lat po pogrzebie, jesienią 1909 roku, proces na szczeblu diece­zjalnym, którego celem była weryfikacja „opinii świętości, cnót i cudów" Bernadetty, został zakończony. Zgodnie z obowiązującą procedurą przy­stąpiono do „rozpoznania ciała", czyli prawnej i kanonicznej weryfikacji szczątków oraz określenia ich stanu.

Pierwsza ekshumacja miała miejsce 22 września 1909 roku. Oficjalne ra­porty, zachowane w archiwach klasztoru przy ulicy Saint-Gildard, pozwoli­ły krok po kroku odtworzyć czynności „rozpoznawcze". A więc przyjrzyjmy się im z uwagą. Jest godzina ósma trzydzieści rano. Ksiądz Gauthey, biskup Nevers, w towarzystwie członków sądu kościelnego, wkracza do, klasztornej Grande Chapelle. U wejścia wystawiony został stół, na którym znajduje się otwarty egzemplarz Pisma Świętego. Następnie trzej świadkowie (wśród nich jest również matka generalna zgromadzenia), dwaj lekarze, dwaj murarze, dwaj stolarze przysięgają na Pismo, że będą mówić prawdę. Przechodząc przez ogród, orszak kieruje się do kaplicy św. Józefa. Po podniesieniu przykrywają­cej kryptę płyty, oczom obecnych ukazuje się trumna. Zostaje ona następnie przeniesiona do stojącego obok pawilonu i ustawiona na dwóch przykrytych płótnem krzyżakach. Obok stoi stół nakryty białym, wyhaftowanym przez siostry obrusem (również cierpliwa i pracowita Bernadetta była bardzo bie­gła w tej sztuce), na którym spocząć mają doczesne szczątki zmarłej.

W atmosferze poruszenia i w wielkiej ciszy, przerywanej jedynie szepta­nymi półgłosem przez kogoś z obecnych modlitwami, dwaj stolarze rozcinają cynkową blachę i odkręcają drewniane wieko. Pojawia się ciało Bernadetty: jest zachowane w sposób doskonały. Nie czuć żadnego nieprzyjemnego za­pachu. Obecne są również starsze siostry, które trzydzieści lat wcześniej bra­ły udział w pogrzebie. Są wzruszone i lekko przestraszone faktem, że widzą swą współsiostrę w stanie, w którym niegdyś złożyły ją do grobu. Jest tylko jedna różnica. Twarz i ręce przechyliły się nieco w lewą stronę, co sprawiło, że nie wyglądała już na osobę zmarłą, lecz na śpiącą kobietę. Podobne ułoże­nie ciała stwierdzono również w czasie kolejnych ekshumacji, a również i dziś naocznie może je stwierdzić każdy przybywający pielgrzym.

Oddajmy jednak głos dwóm medykom - chirurgowi i lekarzowi ogólne­mu - którzy w spisanym pod przysięgą i opatrzonym pieczęciami raporcie, zdali następującą relację (przechowywana ona była później w klasztornych archiwach): „Otworzono trumnę. Nie poczuliśmy żadnego zapachu. Ciało ubrane było w dość wilgotny strój zakonny. Tylko twarz, ręce i część przed­ramion były odkryte. Głowa przechylona była w lewą stronę, twarz mia­ła zabarwienie blanc mat (bladobiałe, zmatowiałe). Skóra przylegała ściśle do mięśni, a mięśnie do kości. Zapadnięte powieki przykrywały oczy. Nos był blady i szczupły. Przez lekko uchylone usta widać było wciąż nienaruszone zęby. Doskonale zachowane (wraz z paznokciami) ręce, skrzyżowani były na piersi, a palce trzymały zjedzony przez rdzę różaniec. Na przed ramionach widoczne były wypukłości żył. Również w przypadku stóp pa znokcie zachowały się w doskonałym stanie".

I dalej przytaczamy opis obydwu lekarzy: „Po zdjęciu ubrania oraz we łonu z głowy, można było zobaczyć ciało o fakturze perchamine (pergami nowej). Było ono twarde i napięte. Stwierdzono, że krótko obcięte włos nadal wyrastały z czaszki i przylegały do owłosionej skóry, a uszy były doskonale zachowane. Począwszy od biodra, lewa część ciała była lekko uniesiona w stosunku do prawej strony. Dolne części ciała były nieco poczerniałe. Wydaje się, że barwę tę wywołał węgiel, który w dużych ilościach zalega w dolnej części trumny". Tekst kończy się w następujący sposób: „Niniejszym zaświadczamy że powyższy dokument sporządziliśmy zgodnie z prawdą. Podpisano: dok tor Ch. David, chirurg, doktor A. Jordan, lekarz".

Cztery lata później papież uznał heroiczność cnót siostry Marie-Bernard, w świecie Bernadetty Soubirous. Tym samym otwarta została droga do jej beatyfikacji i w związku z tym należało przystąpić do trzeciego (ostatniego) rozpoznania ciała. W jego trakcie pobrane zostały relikwie, które miały być przesłane do Rzymu, Lourdes i do niektórych domów zgromadzenia. Badanie powierzono tym samym co w 1919 roku leka­rzom, to znaczy doktorowi Talonowi i doktorowi Comte'owi.

Ceremonia miała miejsce 18 kwietnia 1925 roku, czyli czterdzieści sześć lat i dwa dni po śmierci Bernadetty. Obecni byli ci sami co zwykle przed­stawiciele władz, świadkowie, biskup, komisarz policji, a nawet mer miasta, jego pojawienie przypisać można wojennej tragedii, która złagodziła nieco our et dur (szczery i niewzruszony - przyp. tłum.) antyklerykalizm tych polityków, którzy przerażeni bliskim zdobyciem Paryża przez Niemców w sierpniu 1914 roku, odłożyli na bok swoje niedowiarstwo i poprosili Ko­ściół o zaniesienie publicznych modłów w intencji ocalenia nie tyle Francji, ile ich własnej politycznej kasty. „Cud" nad Marną udowodnił, że błagania zostały tym razem wysłuchane. Dwadzieścia sześć lat później miarka mu­siała się chyba jednak przebrać, gdyż Wehrmacht rozbił w proch świeckie ramię lóż masońskich, jakim tak naprawdę była wyznająca laicyzm III Re­publika, który to laicyzm z czasem stał się substytutem wiary i jako taki prowadził do nieustannych i zażartych prześladowań Kościoła.

Wróćmy jednak do wiosny 1925 roku. Po przysiędze złożonej przez le­karzy i robotników, a także po wykonaniu czynności wymaganych przez kościelne i świeckie prawo, trumna została przeniesiona do kaplicy zwanej Kaplicą św. Heleny, gdzie dokonano jej otwarcia. Również i tym razem ciało było w stanie doskonałym. Poniżej przytaczamy słowa pochodzące z rapor­tu doktora Comte'a, który, uzyskawszy upoważnienie do pobrania relikwii, miał możliwość zbadania stanu niektórych organów wewnętrznych: „Cia­ło Czcigodnej było nienaruszone, szkielet zachował się w całości, a uległe atrofii mięśnie nadal wyglądały bardzo dobrze. Na skutek długiego prze­bywania w wilgotnej trumnie skóra stała się nieco perchemine, poszarzała a także pokryła się pleśnią i wapiennymi solami. Ciało nie uległo procesów gnicia ani też rozkładowi, które są przecież normalnymi zjawiskami po tak długim pobycie w wykopanym w ziemi grobie".(....)

 

Całosć;

http://kopris49-mariaspesnostra.blogspot.com/search/label/Cia%C5%82o%20z%20kaplicy%20w%20Nevers.%20Vittorio%20Messori

 

 

 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz