Pamiętacie aferę PZ SKOK z Wrocławia „skręconą” przez Platformę Obywatelską w 2009 roku? Na pewno nie, a szkoda. Wtedy kontroli nad systemem SKOK nie sprawowała Komisja Nadzoru Finansowego lecz Kasa Krajowa, która nie dopuściła do wycieku pieniędzy, a winnych wsadziła za kartki.

Był 22 kwietnia 2009 roku gdy ustawa o funkcjonowaniu
spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych – przygotowana przez
posłów Platformy Obywatelskiej (PO) –
była po raz pierwszy czytana w Sejmie. Tego samego dnia podkomisja
sejmowa przygotowywała szybkie sprawozdanie do ustawy, które za
kilka dni znów miało trafić do Sejmu. Dwa dni później (w piątek) na
„pasku” TVN24 pojawiła się informacja o tym, że komornicy zajmują oddziały SKOK.
Nie wiadomo które, ale to nie było ważne. Chodziło o wywarcie presji na
niepewnych jeszcze posłach spoza koalicji oraz klientach systemu SKOK.

FAŁSZYWA NARRACJA

Po weekendowym ataku TVN24, propagandowa
machina ruszyła na całego. Media głównego nurtu (m.in. „Gazeta
Wyborcza”, „Polityka”, Radio Zet) dostały histerii. Okazało się bowiem,
że akcją komorniczą objęto 24 oddziały i centralę Południowo-Zachodniej SKOK – jednej z największych kas w Polsce. Jednego dnia brygada 17 komorników z całej Polski w obstawie policyjnej wkroczyła do PZ SKOK, by
zabezpieczyć ponad 12 mln zł. Komornicy i policjanci zaczęli zbierać
gotówkę z oddziałów. Przeszukiwali torebki kasjerkom. Kilkakrotnie
próbowali odebrać pieniądze klientom, którzy przyszli zakładać lokaty.
„Gazeta Bankowa” informowała wówczas, że podczas tego najazdu na
rachunkach PZ SKOK
znajdowało się 90 mln zł, które można było zatrzymać prostym nakazem
komorniczym. Ale ten fakt nikogo nie zainteresował. Chodziło o wywołanie
paniki na rynku.

W tym samym czasie, niezależnie od akcji komorników do jednego z
tabloidów zgłosiła się kobieta, która miała zeznawać, że prezes Kasy
Krajowej molestował ją seksualnie. To również miało osłabić pozycję SKOK w
dyskusji nad ustawą. Tym razem jednak dziennikarze sprawdzili trop,
który podała im informatorka – był fałszywy. Podobnie jak historia, z
którą przyszła. Tak samo zresztą, jak cała narracja o SKOK sprzedawana w prorządowych mediach – ale o tym za chwilę.

POWTÓRKA Z ROZRYWKI

W takich okolicznościach Platforma Obywatelska skutecznie forsowała w
Sejmie ustawę, która miała umożliwić Komisji Nadzoru Finansowego
przejęcie pełnej władzy nad spółdzielczymi kasami
oszczędnościowo-kredytowymi. Prezydent Lech Kaczyński zaskarżył wtedy do
Trybunału Konstytucyjnego ustawę o nadzorze Komisji Nadzoru
Finansowego nad SKOK-ami. Jednak w 2011 roku Bronisław Komorowski wycofał z TK aż 70 z 72 zastrzeżeń jakie złożył śp. Lech Kaczyński.

Zaś Platforma Obywatelska znowu zagrała na emocjach wyborców,
używając w kampanii wyborczej (prezydenckiej i parlamentarnej) „legendy”
PZ SKOK. Okazało
się bowiem, że napad komorników był sfingowany, a jego główny
organizator – prawnik Tomasz T. miał współpracować z politykami Prawa i
Sprawiedliwości oraz Marcinem Dubienieckim,
byłym mężem Marty Kaczyńskiej. Rejwach w mediach trwał do samego końca
kampanii wyborczej w 2011 roku, a potem zniknął tak nagle, jak
się pojawił.

JAWNA PROWOKACJA

Pies z kulawą nogą nie zainteresował się śledztwem w sprawie PZ SKOK,
prowadzonym najpierw przez Prokuraturę Rejonową, a potem Okręgową we
Wrocławiu. Na rozprawach we wrocławskim Sądzie Okręgowym, a potem
Apelacyjnym nie pojawił się ani jeden dziennikarz z TVN24 – telewizji, która wiodła prym w informowaniu Polaków o „gigantycznej aferze” w PZ SKOK.
Żadne z ogólnopolskich mediów nie zająknęło się nawet, że pod koniec
grudnia 2014 roku Sąd Apelacyjny skazał Tomasza T. na cztery lata
więzienia i że jest to kara bezwzględna, że nawet jeśli złoży skargę
kasacyjną, to do czasu, aż sprawą nie zajmie się Sąd Najwyższy i nie
zdecyduje na jego korzyść, będzie siedział w więzieniu.

Żaden dziennikarz nie napisał, że prokuratorskie śledztwo i sądowe
wyroki wykazały, że przejęcie kasy we Wrocławiu odbywało się na wzór
wrogich przejęć spółek giełdowych. Nikt się nie pokwapił, by zajrzeć do
sądowych akt sprawy, z których wynika, że Tomasz T. działał na zlecenie,
że przekonywał swoich klientów, że jest autorem sejmowych ustaw,
podawał się za eksperta komisji sejmowej ds. służb specjalnych, chwalił
się kontaktami z CBA, CBŚ i ABW.

Wielka szkoda, że nikt z mediów, którym wtedy tak łatwo przychodziło „walenie” w Kasę Krajową, nie czytał akt sprawy PZ SKOK. Wynika z nich bowiem wprost, że cała akcja 17 komorników pod nadzorem Tomasza T. była jawną prowokacją.

Materiał dowodowy, zebrany przez wrocławskich prokuratorów i uzasadnienia do wyroków, sporządzone przez niezawisłych sędziów bezpośrednio wskazują, że gdyby nie błyskawiczna reakcja Kasy Krajowej i skrupulatny nadzór nad całym systemem SKOK, to
Tomasz T. z powodzeniem wyprowadziłby 12 mln zł i dziś nie
siedziałby za kratkami. Ustawionemu prawnikowi, który pojawił się w PZ SKOK jak
królik wyjęty z kapelusza, nie udało się przejąć tych pieniędzy. Kasa
Krajowa jeszcze w trakcie trwania przekrętu wprowadziła w PZ SKOK zarząd komisaryczny i skutecznie zablokowała całą zorganizowaną akcję (w tym działania komornicze).

POPARCIE PREMIERA

Dziś można sobie tylko pogdybać, co by się wydarzyło w SKOK
Wołomin (kasie kontrolowanej przez Wojskowe Służby Informacyjne) gdyby
kompetencji nadzorczych Kasy Krajowej nad całym systemem nie przejęła
Komisja Nadzoru Finansowego. Z pewnością nie byłoby kolejnej „afery”,
która kładzie się cieniem na wszystkie SKOK-i, a zwykli ludzie nie straciliby pieniędzy.

Wystarczy przypomnieć, że Kasa Krajowa informowała KNF o tym co się dzieje w Wołominie już w 2011 roku. Komuś jednak zależało na tym, by jeszcze przez 3 lata oficerowie WSI mogli okradać zwykłych ludzi, a potem odpalić tę bombę akurat w czasie kolejnej kampanii wyborczej. Komu na tym zależało? Żeby się tego dowiedzieć warto zajrzeć do akt sprawy PZ SKOK.

Oto fragment stenogramu z rozmowy dwóch, zwolnionych dyscyplinarnie pracowników PZ SKOK, którzy przed „akcją komorniczą” rozmawiają ze sobą w trakcie kradzieży bazy danych klientów kasy:

W: „Powiem ci tak, że jest bardzo duże zainteresowanie tym tematem.”

G: „Zdaję sobie z tego sprawę”

W: „Łącznie z tym, że mamy poparcie premiera Polski. Tylko jest jeden problem, że mu teraz matka zmarła.”

G: „Komu?”

W: „Premierowi.”

G: „Tuskowi?”

W: „Tak”

G: „Nie słyszałem. A w sprawie ustawy co się dzieje w ogóle?”

W: „No dzieje się. Jakaś (…) instytucja się tym zajmuje, taką
wojną na całego. Premier miał na jutro na 8… składają mu raport w naszej
sprawie. Po prostu dużo się dzieje”.