36 rocznica tragicznej śmierci ks. Romana Kotlarza, męczeńskiej ofiary czerwca 1976 roku

avatar użytkownika Maryla

 

„Temu, który błogosławił wołaniu o prawdę, sprawiedliwość i wolność” taki napis widnieje na pomniku w Koniemłotach poświęconemu pamięci księdza Romana Kotlarza – obrońcy robotników podczas protestów radomskich w 1976 r. Pamięć o ks. Romanie Kotlarzu trwa.

W rocznice smierci, 17 wrzesnia odbywają się uroczystości na cmentarzu koniemłockim. Przy grobie księdza hołd oddają delegacje młodzieży szkolnej, przedstawiciele „Solidarności” z województwa świętokrzyskiego i mazowieckiego, władze samorządowe oraz mieszkańcy.

uroczystosci_ks_kotlarz_02

 

 

 

 

 

 

 

W tym roku mija 36 rocznica śmierci księdza Romana Kotlarza, bohatera wydarzeń Radomskiego Czerwca 76. W związku tej daty radomska "Solidarność” zaprasza w sobotę, 18 sierpnia, na uroczystości 36. rocznicy śmierci księdza Kotlarza-Męczennika Wydarzeń Radomskich 1976 roku.Uroczystości rozpoczną się w sobotę,18 sierpnia, w Koniemłotach, gdzie odbędzie się nabożeństwo przy grobie księdza połączone ze złożeniem wiązanek kwiatów na jego grobie.

Tego samego dnia w Radomiu pamięć księdza uczci modlitwa przy pomniku na Rondzie księdza Romana Kotlarza oraz złożenie wiązanek kwiatów pod pomnikiem.



Podobne uroczystości odbędą się w Trablicach. Natomiast w Pelagowie odprawiona zostanie uroczysta msza święta w kościele parafialnym w intencji ks. Romana Kotlarza z udziałem delegacji oraz pocztów NSZZ "Solidarność” z Radomia i Pionek.

Organizatorami obchodów są Zarząd Regionu NSZZ "Solidarnosć” Ziemia Radomska, NSZZ "Solidarność” Rolników Indywidualnych Ziemia Radomska oraz proboszcz parafii Pelagów.

 

ks_roman_kotlarzRoman Kotlarz urodził się 17 października 1928 roku w Koniemłotach (gmina Staszów). Pochodził z wielodzietnej rodziny chłopskiej. Ukończywszy szkołę podstawową w Koniemłotach kontynuował naukę w staszowskim liceum oraz w Busku. Po zdaniu matury wstąpił do seminarium duchownego. Studiował w Krakowie i Sandomierzu. Śluby kapłańskie złożył 30 maja 1954 roku w katedrze sandomierskiej. Pracował jako wikariusz w Szydłowcu, Żarnowie, Koprzywnicy, Mircu, Kunowie, Nowej Słupi. Od 1961 r. objął probostwo w parafii w Pelagowie koło Radomia.
25 czerwca 1976 r. błogosławił robotnikom radomskim, którzy wyszli z zakładów w proteście przeciw ogłoszonym podwyżkom cen artykułów żywnościowych. Za udział w tych wydarzeniach oraz za kazania, w których bronił protestujących robotników, był represjonowany przez SB. Wielokrotnie był przesłuchiwany i bity.

Ks. Roman Kotlarz to jedna z ofiar Czerwca 76. Po proteście robotniczym wraz z wiernymi parafii Pelagów modlił się w intencji bitych i aresztowanych robotników. W swoich kazaniach domagał się szacunku dla bliźniego. Piętnował kłamstwo, obłudę i brak sprawiedliwości ówczesnego systemu. Był często wzywany na przesłuchania, przechodził tzw. ścieżki zdrowia. W okrutny sposób został kilkakrotnie pobity przez tzw. nieznanych sprawców w swoim domu. 15 sierpnia 1976 roku celebrował ostatnią Mszę św., podczas której zasłabł. Zmarł trzy dni później.

W roku 1990 prezydent RP na uchodźctwie  Ryszard Kaczorowski pośmiertnie odznaczył ks. Kotlarza Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami „Za ofiarę życia w walce z komunistami o niepodległą Polskę”, natomiast 3 maja 2009 roku został odznaczony pośmiertnie przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.


Odznaczony został pośmiertnie: Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami (1990 r.) za „ofiarę życia w walce z komunistami o niepodległą Polskę” oraz Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski (2009 r.)

 

uroczystosci_ks_kotlarz_03

Przemarsz kolumny do centrum Koniemłotów - poczty sztandarowe szkół oraz młodzież klas wojskowych z LO im. ks. kard. S. Wyszyńskiego w Staszowie
uroczystosci_ks_kotlarz_04

 

 

Ks. Roman Kotlarz urodził się w 1928 r. w Koniemłotach, niedaleko Staszowa. Jego ojciec był naczelnikiem straży pożarnej, pełnił również funkcję organisty w kilku okolicznych parafiach. Młody Roman miał piątkę rodzeństwa. Dziś żyje tylko jedna siostra – Marianna Kawalec. Mieszka tuż obok placu, który teraz nosi imię jej tragicznie zmarłego brata. Cieszy ją, że ludzie pamiętają księdza Romana, z drugiej strony opowieść o nim przychodzi jej z trudem. To przecież odgrzebywanie najbardziej bolesnych ran…
– Czuł powołanie od dzieciństwa, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości – mówi pani Marianna. – Wiele razy widziałam, jak w latach szkolnych z kolegami bawili się w odprawianie Mszy św.
Roman został księdzem w 1954 r. Święcenia przyjął w sandomierskiej katedrze z rąk bp. Walentego Wójcika. Pełnił posługę duszpasterską w sześciu kolejnych parafiach na terenie diecezji, w tym również w Koprzywnicy, gdzie bodaj po raz pierwszy poważnie naraził się władzy ludowej, która doprowadziła do pozbawienia go prawa nauczania religii w szkole podstawowej. Powód – komentarze na temat ustroju.

Orędownik prawdy

W 1961 r. ks. Kotlarz został wikariuszem parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Pelagowie k. Radomia. Pracował tam przez 15 lat, aż do swej śmierci w roku 1976.
– Odwiedzaliśmy go wielokrotnie – wspomina pani Marianna. – To była mała wioska, ale autobus tam dojeżdżał i stacja kolejowa znajdowała się w pobliżu. Romana bardzo szanowali. Umiał przyciągać ludzi, zwłaszcza młodzież. Na jego Mszach kościół był jej pełen.
Wikary z Pelagowa często zaglądał do pobliskiego Radomia. W tamtejszym środowisku był postacią znaną. Jak twierdzą jego najbliżsi, nie angażował się w politykę, ale też nie pozostawał obojętny na kłamstwo i obłudę.
– Duchowy kształt jego życiu nadał ks. Michał Skowron, staszowski prefekt, który później był poprzednikiem Romana Kotlarza w Pelagowie – opowiada proboszcz parafii w Koniemłotach ks. Paweł Cygan.
Ksiądz Paweł jest z pochodzenia radomianinem i już w młodości zetknął się z postacią charyzmatycznego kapłana. – Był mi bliski już choćby poprzez to, że złożył swoje życie w ofierze za słuszną sprawę. Urósł do rangi symbolu obrony człowieka – podkreśla ks. Cygan.

Radomski czerwiec

25 czerwca 1976 r. na ulice Radomia wyległy tłumy robotników i mieszkańców miasta. Dzień wcześniej premier Jaroszewicz przedstawił w Sejmie rządową propozycję podwyżek cen. Protest rozpoczęli pracownicy Zakładów Metalowych im. gen. Waltera. Do demonstrujących dołączyli niebawem ich koledzy z innych fabryk. Tłum zgromadził się przed Komitetem Wojewódzkim. Ówczesny I sekretarz Janusz Prokopiak nie chciał wyjść do manifestantów, czekał na instrukcje z Warszawy. Wzburzeni robotnicy podpalili i splądrowali siedzibę partii. Władze ściągnęły do miasta posiłki ZOMO, które spacyfikowały demonstrację. Ciągnący ulicami miasta tłum błogosławił ze schodów kościoła Świętej Trójcy ks. Roman Kotlarz, udzielając robotnikom absolucji w niebezpieczeństwie śmierci. Potem sam dołączył do manifestacji.
Bilans wydarzeń radomskich był przytłaczający. W czasie manifestacji śmierć poniosły 2 osoby. Milicja zatrzymała ponad 630 protestujących, z których większość była później bita i szykanowana na komisariatach.

Represje

Ks. Kotlarz w swoim Pelagowie zaczął organizować modlitwy za pobitych, aresztowanych i zwalnianych z pracy robotników. W kazaniach głośno domagał się szacunku dla człowieka i jego pracy. Mocno piętnował represje władzy ludowej. Ta nie pozostała mu jednak dłużna. Na plebanię coraz częściej zaczęli zaglądać funkcjonariusze bezpieki. Kilka takich wizyt zakończyło się pobiciem kapłana.
– Jednego razu skatowali nawet gospodynię, za to, że nie chciała ich wpuścić do środka – mówi M. Kawalec.
Ksiądz Roman zaczął dostawać wezwania na komisariat. Poddano go ścisłej inwigilacji. Musiał meldować się co drugi dzień. Wydział do spraw Wyznań Urzędu Wojewódzkiego w Radomiu skierował nawet oficjalne pismo do biskupa sandomierskiego Piotra Gołębiowskiego, domagające się potępienia duchownego z Pelagowa.
– Mało wiedzieliśmy o tym, co musiał przechodzić po wydarzeniach czerwcowych – wspomina siostra księdza Romana. – Dochodziły do nas słuchy, że jest nękany przez UB, że nawet zdarzały się jakieś pobicia, ale on sam nic o tym nie mówił. Bał się nas narażać na niebezpieczeństwo i represje.

Pożegnanie

Marianna Kawalec po raz ostatni widziała brata miesiąc przed śmiercią. Przyjechał na wesele siostrzenicy do Koniemłotów. Wszyscy czekali na niego przed kościołem, bo spóźnił się dość znacznie. Na przyjęciu nie zabawił długo. Tłumaczył, że musi szybko wracać. – Pamiętam, że żegnał się wtedy ze mną szczególnie gorąco, jakby przeczuwał, że widzimy się po raz ostatni – mówi wzruszonym głosem pani Marianna.
W początkach sierpnia oprawcy z bezpieki znów zjawili się na plebanii w Pelagowie. Tym razem ich najście miało mieć tragiczny finał.
Jakaś życzliwa osoba powiadomiła rodzinę w Koniemłotach, że ksiądz Roman został dotkliwie skatowany. Krewni natychmiast udali się do niego. Leżał w łóżku. Trudno było mu się poruszać. – Chcieli natychmiast przewieźć go do szpitala, ale odmówił – opowiada siostra. – Kazał wracać do domu, bo cały czas obawiał się kolejnego najścia i nie chciał, aby kogoś z rodziny spotkała krzywda.
Tym razem otrzymane ciosy okazały się ponad siły. 15 sierpnia podczas Mszy św. na Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny stracił przytomność. Zmarł trzy dni później.
– Ojciec i jedna z sióstr wybierali się właśnie w odwiedziny do Romana, kiedy przyszedł telegram, z zawiadomieniem, że brat nie żyje – mówi Marianna Kawalec. – To był szok. Oficjalnie podano, że zmarł na serce, nie wolno było nawet wspomnieć o żadnym pobiciu. Mój ojciec oglądał jednak ciało i widział straszne sińce. Gdyby zmarł normalnie, może łatwiej byłoby się z tym pogodzić.

Gdzie są winni?

Pogrzeb ks. Kotlarza przerodził się w wielką patriotyczną manifestację. Cała droga od szpitala w Krychnowicach do kościoła w Pelagowie usłana była kwiatami. To ponad cztery kilometry… Robotnicy nieśli trumnę na ramionach. Po Mszy św. ciało przewieziono do Koniemłotów, gdzie spoczęło w rodzinnym grobie. W ostatniej drodze tragicznie zmarłemu kapłanowi towarzyszyły tysiące ludzi.
W roku 1990 prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski pośmiertnie odznaczył ks. Kotlarza Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami „Za ofiarę życia w walce z komunistami o niepodległą Polskę”.
Do tej pory nie udało się ustalić sprawców śmiertelnego pobicia. Działacze radomskiej „Solidarności” liczą w tej sprawie na pomoc Instytutu Pamięci Narodowej.
Mam przed sobą artykuł Antoniego Zambrowskiego, w którym autor donosi, że w czerwcu 1998 r. grupa uczniów VI Liceum Ogólnokształcącego w Radomiu otrzymała nagrodę kwartalnika historycznego „Karta” za pracę: „Ksiądz Roman Kotlarz – obrońca wolności, prawdy i sprawiedliwości”. Ujawnili w niej personalia jednego ze specjalistów SB od mokrej roboty, odpowiedzialnego za śmierć kapłana z Pelagowa.

Pamięć trwa

Przed niespełna dwoma laty ordynariusz diecezji sandomierskiej bp Andrzej Dzięga powołał przy parafii w Koniemłotach Ośrodek Dokumentacji Życia i Działalności ks. Romana Kotlarza. Ma on gromadzić dokumenty i świadectwa, które później mogłyby posłużyć w procesie beatyfikacji bohatera radomskiego czerwca. – To dopiero początek długiej drogi, ale mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogli modlić się do niego, jako błogosławionego – mówi ks. Paweł Cygan.
Od września ubiegłego roku w Koniemłotach co miesiąc odprawiane jest nabożeństwo z prośbą, by ofiara życia księdza Romana przyniosła jak największe owoce.

 

 

 

Źródła: artykuł „Tajemnica śmierci ks. Romana Kotlarza” Szczepana Kowalika oraz artykuł „Ksiądz Roman Kotlarz” Arkadiusza Kutkowskiego (www.ipn.gov.pl), fot. ze zbiorów Tomasza Świtki

http://www.niedziela.pl/artykul_w_niedzieli.php?doc=ed200634&nr=4

Etykietowanie:

13 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Pomiędzy zdradą i męczeństwem

Każde nazwisko księdza – „agenta” trafia dziś na pierwsze strony gazet, ale czy w dyskusji na temat postaw duchowieństwa w latach PRL nie daliśmy się zepchnąć tylko w wątek lustracyjny, czy nie zakłócono drastycznie proporcji? Dlaczego do tej pory nie znamy dokładnej liczby ofiar wśród duchowieństwa, zamordowanych przez NKWD, UB czy SB w czasach PRL? Wygląda na to, że męczennicy jakoś nie znaleźli należnego im miejsca w świadomości Polaków i w debacie publicznej. A przecież było ich tak wielu, nie tylko ofiar represji stalinowskich. Wspomnę tu tylko niektórych.

W 1963 roku po wyjściu z więzienia zmarł z wycieńczenia ks. Władysław Findysz, skazany pod zarzutem „zmuszania parafian do praktyk religijnych”.

Zofia Maria Łuszczkiewicz, siostra miłosierdzia z Krakowa, za współpracę z niepodległościowym podziemiem, dostała dwukrotną karę śmierci, była torturowana. Po amnestii zmarła z wycieńczenia w 1957 r.

„Męczennikiem Robotniczej Sprawy” nazwano zamordowanego w 1976 r. ks. Romana Kotlarza. W czasie manifestacji czerwcowych w Radomiu, ze schodów kościoła błogosławił protestujących robotników, prowadził modlitwy i nabożeństwa za pobitych, aresztowanych i usuwanych z pracy. „Nieznani sprawcy” w okrutny sposób pobili go na plebanii do nieprzytomności. Skatowany umarł dwa dni później.

Nie osądzono też sprawców śmierci o. Honoriusza Kowalczyka, dominikanina z Poznania, aktywnego duszpasterza akademickiego, wspierającego strajki studenckie. Ojciec Honoriusz zginął w 1983 r. w wyniku tajemniczego wypadku samochodowego.

Ks. Stanisław Palimąka, proboszcz z Klimontowa przez 15 lat był szykanowany przez władze za patriotyczny charakter swoich kazań. Zginął w lutym 1985 r. przygnieciony we własnym garażu przez samochód, który rzekomo sam stoczył się z podjazdu.

Ks. prałat Stefan Niedzielak, kapelan AK i współtwórca rodziny katyńskiej został zamordowany na plebanii przez „nieznanych sprawców” trzy tygodnie przed obradami okrągłego stołu.

Ks. Stanisław Suchowolec, wikary z diecezji białostockiej, wspierał solidarnościowe podziemie, głosząc homilie na Mszach za Ojczyznę w różnych regionach kraju. W nocy 30 stycznia 1989 r. w jego mieszkaniu wybuchł pożar. Po ugaszeniu znaleziono leżące obok łóżka zwłoki księdza. Sekcja zwłok wykazała zaczadzenie, ale pominięto wzmiankę o krwawych śladach na tułowiu, mogących powstać po uderzeniu tępym narzędziem.

Ks. Sylwester Zych, skazany na 6 lat więzienia pod fałszywym zarzutem współudziału w zabójstwie milicjanta i udział w zbrojnej organizacji, po czterech latach ciężkiego więzienia w Braniewie wypuszczony na wolność, został kapelanem podziemnego Okręgu Warszawskiego KPN. Zginął w niewyjaśnionych okolicznościach 11 lipca 89 r.; ciało znaleziono na przystanku autobusowym w Krynicy Morskiej.

Jeden z zabójców ks. Jerzego Popiełuszki zeznawał na procesie: „góra chciała, aby ks. Popiełuszko zginął raz na zawsze”.

To tylko niektóre przykłady krwawych represji. O ilu nie wiemy? Dokumentacja IV departamentu MSW pokazująca skale represji, jakim poddano duchownych, jest wystarczająca, by udowodnić przestępstwa komunistycznych władz, w tym Jaruzelskiego i Kiszczaka.

Kościół w latach 1945- 1989 zdał egzamin z wierności swojemu powołaniu. Widać to nawet w tych „ubeckich” materiałach.

Czy niechęć do badania archiwów powodowana jest kolaboracją z SB nielicznych kapłanów, tych samych, którzy dziś blokują publikacje dokumentów? Czy to jeden z powodów, dla których w wolnej Polsce nie udało się znaleźć i osądzić sprawców morderstw na polskim duchowieństwie?

http://wiadomosci.onet.pl/raporty/pomiedzy-zdrada-i-meczenstwem,1,333313...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. Szczepan



 


Tajemnica śmierci ks. Romana Kotlarza


 


W listopadzie 1990 r., w pierwszym numerze gazety "Ziemia Radomska"
ukazały się dwa artykuły poświęcone okolicznościom śmierci ks. Romana
Kotlarza. Publikacja wywołała reakcję byłych pracowników Służby
Bezpieczeństwa. Protest w ich imieniu złożył Ryszard Rypiński, były
naczelnik Wydziału IV SB w Radomiu. W liście do redakcji napisał, że
ksiądz nie był nigdy bity, że w 1976 r. "żaden pracownik SB osobiście
nie kontaktował się z nim". Tyle że właśnie w 1976 r. ksiądz zmarł w
wieku 48 lat, w niecałe dwa miesiące po proteście robotniczym z czerwca
1976 r., w którym uczestniczył, w okolicznościach, które do dziś nie
zostały w pełni wyjaśnione.


  


Ksiądz Roman Kotlarz urodził się 17 października 1928 r. w Koniemłotach.
Pochodził z wielodzietnej rodziny chłopskiej. Od dziecka chciał zostać
kapłanem. Pragnienie to spełniło się w 1954 r., gdy po ukończeniu
seminarium duchownego, został wyświęcony na kapłana diecezji
sandomierskiej. Miał dar przyciągania ludzi. Gdy władze żądały, aby
usunąć ks. Kotlarza z parafii, bo nie spodobało się im jego kazanie,
wierni jeździli do urzędów, pisali petycje, zbierali podpisy. Jednym
słowem - bronili go. Mimo to ks. Kotlarz często zmieniał parafie. Od
1961 r. był proboszczem w Pelagowie. Dziś to już właściwie peryferia
Radomia. Większość mieszkańców pracuje w mieście. Zresztą w czasach ks.
Kotlarza też tak było, wielu jego parafian było robotnikami. Ksiądz
pełnił posługę w swojej parafii oraz w szpitalu psychiatrycznym w
pobliskich Krychnowicach. Mieszkał w małym drewnianym domku, blisko
torów kolejowych. Do pracy jeździł rowerem - nawet zimą. Żył biednie.
Miał zamiłowanie do rysunków, co zauważono już w seminarium. "Zdolności
średnich, dość nerwowy, specjalnie uzdolniony do rysunków i malowania,
tak w pracy wewnętrznej, jak i zewnętrznej, wykazał dostateczne wyniki" -
pisał o nim w listopadzie 1952 r. rektor Częstochowskiego Seminarium
Duchownego w Krakowie. Jego koledzy z seminarium w Sandomierzu (dokąd
się przeniósł w 1952 r.) wspominają, że właściwie niczym specjalnym się
nie wyróżniał. Parafianie ks. Kotlarza z Szydłowca, Żarnowa,
Koprzywnicy, Mirca, Kunowa, Słupi Nowej i Pelagowa zachowali o nim jak
najlepsze wspomnienia. "Kochał ludzi" - mówili.





   Błogosławił robotników




Wierni garnęli się do swego duszpasterza. Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 47 (2760) z dnia 24-25 lutego 2007 r.
  
25 czerwca 1976 r. ks. Kotlarz przyjechał na obiad do Radomia. Żywił się
w stołówce prowadzonej przez siostry zakonne przy parafii św. Jana
Chrzciciela. W mieście kupował także artykuły spożywcze na śniadania i
kolacje. Jadł bardzo mało, ponieważ kiedyś przeszedł ciężką operację -
był po resekcji żołądka.

  
Gdy szedł ulicą, natknął się na pochód robotników, którzy wyszli z
zakładów w proteście przeciw ogłoszonym dzień wcześniej podwyżkom cen
artykułów żywnościowych. Tłum demonstrantów, zmierzający w stronę
siedziby Komitetu Wojewódzkiego PZPR, wciągnął ks. Kotlarza w szereg. Ze
stopni kościoła Świętej Trójcy kapłan pobłogosławił robotników. Miał
przy tym powiedzieć: "Matko Najświętsza, któraś pod krzyżem stała,
pobłogosław tym dzieciom, które pragną chleba powszedniego". Później sam
zanotował: "Przez kilka chwil, w sutannie, maszerowałem środkiem ulicy,
raz po raz pozdrawiano mnie: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Dziękujemy księdzu! Bóg zapłać! Odpowiadałem: Na wieki wieków! Szczęść
Boże!"

  
Władze brutalnie stłumiły radomski protest. W pacyfikacji uczestniczyły
oddziały ZOMO, ściągnięte z kilku miast. Kilkaset osób aresztowano, o
wiele więcej pobito pałkami, często byli to przypadkowi przechodnie. W
następnych tygodniach odbyła się akcja wyrzucania z pracy. Wielu z tych,
którzy mieli odwagę wystąpić w obronie swoich praw, zostało bez środków
do życia. Władze zorganizowały masowe wiece, potępiające "warchołów"
oraz popierające politykę towarzysza Gierka.


   W obronie ludzkiej godności




'Człowiek pragnie prawdy, sprawiedliwości, szacunku i wolności' - podkreślał w kazaniach ks. Roman Kotlarz. Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 47 (2760) z dnia 24-25 lutego 2007 r.
  
W pobliżu drewnianego domku w Pelagowie nocami zaczęła pojawiać się
czarna wołga. Najprawdopodobniej jeszcze w czerwcu, tuż po proteście,
ksiądz został pobity na plebanii. Naraził się tym, że w swoich kazaniach
podejmował temat represji i solidaryzował się z robotnikami. "Człowiek
chce, kochani, by miał czym oddychać, chce mieć coś do jedzenia - nawet
waży się krew przelewać o chleb - jak to było na ulicach miast Wybrzeża!
(...) Człowiek dzisiaj pragnie nie tylko pieniędzy, chleba, mieszkania,
lodówki, telewizora, samochodu. Człowiek pragnie prawdy,
sprawiedliwości, szacunku i wolności. Ludzie chcą dzisiaj szacunku,
wołają o szacunek! I mają niektórzy odwagę tu i tam upomnieć się w
obronie swej ludzkiej godności" - mówił ks. Kotlarz. 11 lipca 1976 r.
podczas nabożeństwa poparł robotników. "Polecamy Ci, Matko Najświętsza,
braci naszych Polaków, którzy teraz w tej chwili cierpią, są bici i
katowani. Bądź dla nich Pocieszycielką i Panią zwycięstwa" - powiedział.


  
Kazanie ks. Kotlarza zostało zarejestrowane na taśmie magnetofonowej
przez funkcjonariusza SB. Na komendzie MO sporządzono stenogram i
meldunek dzienny, który trafił do tajnej kancelarii Urzędu Wojewódzkiego
w Radomiu. Na podstawie tego doniesienia, z polecenia wojewody,
dyrektor Wydziału do spraw Wyznań Stefan Borkiewicz wydał 14 lipca
postanowienie o wszczęciu postępowania w sprawie "szkodliwej dla
państwa" działalności ks. Kotlarza. 19 lipca Borkiewicz zwrócił się, na
podstawie dekretu z 31 grudnia 1956 r. o organizowaniu i obsadzaniu
stanowisk kościelnych, do administratora apostolskiego diecezji
sandomierskiej ks. bp. Piotra Gołębiowskiego o wydanie w tej sprawie
"stanowczych zarządzeń". W uzasadnieniu napisał, że 11 lipca 1976 r. ks.
Kotlarz "wygłosił kazanie, w treści którego pochwalał przestępstwa
dokonane w dniu 25 czerwca 1976 r. w Radomiu i podkreślał swe
uczestnictwo w tych wydarzeniach. W ten sposób ks. Kotlarz dopuścił się
zarówno przestępstwa publicznego, pochwalania zbrodni, jak i nadużywania
ambony do celów nie mających nic wspólnego z religią oraz szkodliwych
dla Państwa. Z uwagi na charakter wydarzeń z dnia 25 czerwca 1976 r.
publiczna wypowiedź ks. Kotlarza wymaga szczególnie ostrego
napiętnowania".


   Esbecy przyjeżdżali nocą



  
Funkcjonariusze SB przystąpili do akcji niezależnie od rozstrzygnięć
administracyjnych. Świadkiem jednej z ich "wizyt" na plebanii była
mieszkanka Pelagowa. Tamtego wieczoru Krystyna Stancel przygotowywała
ks. Kotlarzowi posiłek. W pewnej chwili usłyszała pukanie do drzwi. "Ja
mówię: Proszę księdza, ktoś puka. - To otwórz. Ja pytam: Kto jest? -
Koledzy księdza. Weszło trzech panów. No i ten pan do mnie: - Gdzie
ksiądz? Ja mówię: W pokoiku. Zresztą sama otworzyłam drzwi i do księdza
weszło dwóch panów, a trzeci został ze mną. (...) Przymknęli drzwi.
Usłyszałam, jak ksiądz upadł na podłogę i zaczął jęczeć. Mówił: O Jezu, o
Jezu! I zaczęłam krzyczeć. (...) Ksiądz mówi: Dziecko, uciekaj do
dzieci! (...) Ja uciekłam". Wcześniej Krystyna Stancel została uderzona
pałką w plecy. Smugowaty ślad po uderzeniu miała jeszcze bardzo długo.
Ksiądz dostał takich ciosów zapewne o wiele więcej. Mechanizm bicia był
najprawdopodobniej taki: jeden funkcjonariusz uderzał tak, aby ksiądz
wpadł na drugiego, tamten zadawał kolejny cios i tak w kółko, aż uznali,
że wystarczy. Gdy zależało im, aby nie było widocznych śladów na ciele,
to zawijali go w dywan i tłukli drewnianą nogą od krzesła.

  
Zawsze uśmiechnięty ksiądz nikł w oczach: wychudł, spochmurniał,
pojawiły się objawy depresji. Ostatni raz został pobity w sierpniu 1976
roku. Funkcjonariusze SB przyjechali w nocy i po wtargnięciu na plebanię
odprawili opisany "rytuał". Gdy było po wszystkim, wyszli. Ich samochód
nie chciał ruszyć. Na swoje nieszczęście ksiądz zdołał się wyczołgać
przed plebanię. Zauważył to jeden z esbeków i wrócił, żeby go uciszyć.
Kapłan został skatowany po raz drugi. Tego już było za wiele jak na tak
osłabiony organizm. Z każdym kolejnym dniem ks. Kotlarz tracił siły. Tę
historię funkcjonariusze SB opowiadali sobie później przy wódce. Ten,
który jako ostatni miał pobić księdza, zapił się na śmierć, zmarł na
nowotwór wątroby. Koledzy z pracy śmiali się, że to pewnie "za
Kotlarza".


   Bardzo cierpiał



  
15 sierpnia 1976 r. ks. Kotlarz odprawił ostatnią Mszę Świętą. W trakcie
nabożeństwa osłabł i z okrzykiem: "Matko, ratuj!", stracił przytomność.
Następnego dnia został przyjęty do Wojewódzkiego Szpitala
Psychiatrycznej Opieki Zdrowotnej w Krychnowicach, gdzie był kapelanem.
Ordynator oddziału wewnętrznego Marian Piotrowski zeznał później, że ks.
Kotlarz poinformował go, że był nachodzony na plebanii i bity. "Obrażeń
na jego twarzy lekarz Marian Piotrowski nie widział, ale ze sposobu
poruszania się, siadania, osłabienia organizmu i ogólnego zachowania
wynikało, że bardzo cierpi" - czytamy w dokumentacji prokuratorskiej. 16
sierpnia dziekan miejskiego dekanatu radomskiego ks. Stanisław Sikorski
wysłał list do ks. bp. Piotra Gołębiowskiego w sprawie stanu zdrowia
ks. Kotlarza. Prosił, aby biskup ustanowił w Pelagowie wikariusza, żeby
odciążyć chorego proboszcza. Gdy dwa dni później list dotarł do
adresata, prośba w nim przedstawiona była już bezprzedmiotowa.

  
17 sierpnia w godzinach między 21.00 a 23.00 nastąpiło pogorszenie stanu
zdrowia ks. Kotlarza. Ksiądz biegał po sali, twierdził, że ktoś wchodzi
do jego pokoju i go podsłuchuje. Trzeba go było unieruchomić pasami. 18
sierpnia około godziny 2.30 nastąpił spadek ciśnienia tętniczego.
Ksiądz stracił przytomność, nastąpiły objawy zaburzenia oddychania i
wstrząsy. Podano leki ratujące i stan lekko się poprawił. Około godz.
7.45 nastąpiła zapaść. "Tętno było nieoznaczalne, oddechy rzadkie, typu
agonalnego i w konsekwencji nastąpił zgon o godz. 8.00 dnia 18 sierpnia
1976 roku" - pisano. W rozpoznaniu sekcyjnym stwierdzono "obustronne,
krwotoczne zapalenie płuc". Nie stwierdzono jednak żadnych śladów na
ciele, które mogłyby powstać w wyniku pobicia. Albo zatem ślady
wcześniej zanikły, albo też księdza bito tak, że tych śladów nie było
widać. Fakt bicia nie budzi bowiem żadnych wątpliwości. Został
potwierdzony w toku późniejszych śledztw przez prokuraturę. Mimo to w
oficjalnej dokumentacji lekarskiej brakuje wzmianki o pobiciu. Dlaczego
nie ma także zdjęcia rentgenowskiego klatki piersiowej albo przynajmniej
wyników badań, skoro leczono ciężką chorobę płuc? Takie pytanie
postawił przed laty Wojciech Ziembiński, który jako jeden z pierwszych
badał sprawę śmierci ks. Kotlarza. W każdym razie sprawa dokumentacji
lekarskiej jest niejasna i zapewne nigdy do końca nie zostanie
wyjaśniona.


   Zostańcie z Bogiem



  
W swoim testamencie, datowanym na 1967 r., ks. Roman Kotlarz pisał z
pokorą: "W imię Boga. Amen. Za łaskę życia w Sakramentalnym Kapłaństwie
Bogu niech będą dzięki. Sam osobiście i innych o to proszę, po mej
śmierci, by wynagradzali Bogu Ojcu za niewypełnienie z godnością swych
wielkich obowiązków w kapłaństwie. Proszę o pamięć w modlitwach, we Mszy
Św. Za moje winy i upadki zawsze natychmiast oczyszczałem się bardzo
często w Sakramencie Pokuty. O Komunię Świętą proszę w mej intencji. Z
nikim się nie gniewam, wszystkich przepraszam za doznane ode mnie
przykrości i sam wszystkim daruję, niczego nie chcę pamiętać. (...)
Niech Dobry Bóg będzie mi miłosierny. Godzinę swej śmierci polecam
Najświętszej Maryi, Matce Miłosierdzia. Zostańcie z Bogiem. Z serca Wam
błogosławię. Amen".

  
Zgodnie z ostatnią wolą ks. Romana Kotlarza pochowano w parafii w
Koniemłotach, gdzie się urodził. W uroczystościach pogrzebowych, które
odbyły się w dniach 20-21 sierpnia 1976 r., uczestniczyło kilka tysięcy
parafian. Trumnę ze szpitala do kościoła w Pelagowie niesiono drogą
usłaną kwiatami. Przed kościołem parafianie podnieśli trumnę wysoko, tak
że była jakby "na stojąco", by wszyscy mogli ostatni raz zobaczyć
swojego proboszcza. Nawet dziś uczestnicy relacjonują ten pogrzeb ze
wzruszeniem. Ostatnie pożegnanie poprowadził sandomierski wikariusz
generalny ks. bp Walenty Wójcik. Administrator apostolski diecezji ks.
bp Piotr Gołębiowski nie uczestniczył w pogrzebie. Gdy 18 sierpnia,
czyli w dniu śmierci ks. Kotlarza, otrzymał list od księdza dziekana
Sikorskiego z prośbą o wikariusza dla parafii w Pelagowie, na piśmie tym
zanotował, że "wypada wziąć udział w pogrzebie". Z "Księgi wykazu
czynności biskupich" wiadomo, że do 25 sierpnia przebywał u sióstr
zakonnych w Niezdowie. Wyjeżdżał tam, gdy chciał podreperować zdrowie,
zregenerować siły. Czy śmierć ks. Kotlarza tak wstrząsnęła ks. bp.
Gołębiowskim? Jest oczywiste, że ks. Kotlarz nigdy nie poskarżył się
biskupowi na działalność bezpieki. Gdyby było inaczej, zostałby z
pewnością przeniesiony do innej parafii. Ksiądz Kotlarz wolał jednak
zapewne zostawić ten problem dla siebie, poza tym nie był człowiekiem
skłonnym do zwierzeń.

  
Ksiądz biskup Piotr Gołębiowski bardzo przeżył tę śmierć. Kiedy w
styczniu 1977 r. znalazł się w szpitalu w Radomiu z powodu choroby
serca, tarnobrzeska bezpieka odnotowała opinię księży, że jego stan był
spowodowany m.in. tamtymi przeżyciami. Gdyby ks. Kotlarz powiedział
biskupowi o najściach funkcjonariuszy SB, może ta historia nie
skończyłaby się tak tragicznie. Jednak stało się inaczej.


   Zbrodnia nieukarana




Pogrzeb ks. Romana Kotlarza. Fot. arch. Kurii Diecezjalnej w Radomiu. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 47 (2760) z dnia 24-25 lutego 2007 r.
  
Śmierć ks. Kotlarza zakończyła jego życie, nie zamknęła jednak sprawy.
Zwykłym, nieznanym szerzej duszpasterzem z wiejskiej parafii zaczęli
interesować się działacze tworzącej się wówczas opozycji demokratycznej.
Wojciech Ziembiński badał tę sprawę w 1976 i w 1981 roku. Dotarł do
dokumentacji lekarskiej. Na jej podstawie napisał sprawozdanie dla
Prymasa Polski ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. W listopadzie 1980 r.,
podczas poświęcenia siedziby Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego
NSZZ "Solidarność" Ziemia Radomska w Radomiu, publicznie nawiązał do
sprawy śmierci ks. Kotlarza znany duszpasterz akademicki, jezuita o.
Hubert Czuma. W związku ze swoją wypowiedzią został wezwany do
prokuratury. Złożył wówczas "doniesienie o popełnieniu przestępstwa", na
podstawie którego prokuratura w 1982 r. wszczęła śledztwo. Oczywiście
zakończyło się ono umorzeniem. W 1991 r. śledztwo podjęto na nowo.
Brakowało dokumentów SB, gdyż teczka ks. Kotlarza została w 1989 r.
zniszczona. Nie było wiadomo, kto z pracowników bezpieki "interesował
się" księdzem z Pelagowa. Nie było komu postawić zarzutów. Śledztwo
znowu umorzono.

  
Czy kiedykolwiek będzie możliwe określenie, kto dokładnie odpowiada za
śmierć odważnego duchownego, który nie wahał się upomnieć o godność
robotników? Tego nie wie chyba nikt. Samodzielna Grupa D - istniejąca od
1973 r., posługująca się przestępczymi metodami komórka w strukturze
MSW, która może odpowiadać za tę śmierć, nie dokumentowała swoich
działań. Na temat ks. Kotlarza odnaleziono w zbiorach Instytutu Pamięci
Narodowej trochę dokumentów, których miało nie być. Dziś już nikt nie
może napisać, że w 1976 r. "żaden pracownik SB osobiście nie kontaktował
się z nim".

Szczepan Kowalik     

 


Autor jest
doktorantem KUL, pracownikiem Muzeum im. J. Malczewskiego w Radomiu.
Opublikował książkę "Eksperyment. Władze PRL wobec biskupa Piotra
Gołębiowskiego 1956-1980" (2006).

 


Artykuł zamieszczony w "Naszym Dzienniku", w numerze 47 (2760) z dnia 24-25 lutego 2007 r.

 http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/ksieza_niezlomni/roman_kotlarz/

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

3. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Wieczne odpoczywanie racz Mu dać Panie.

Wyrazy ubolewania

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika intix

4. @Maryla

Dziękuję za ten wzruszający Wpis Hołdu i Pamięci dla ks. Romana Kotlarza...

Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie...
I wszystkim duchownym w "wolnej" Polsce zamęczonym, mordowanym...
Niech odpoczywają w Pokoju Wiecznym... Amen.
***
Cześć Jego i Ich Pamięci... Wieczna Chwała dla Nich!

avatar użytkownika Maryla

5. 39. rocznica śmierci ks. Romana Kotlarza

RADOM
17 sierpnia 2015
poniedziałek
10.00
Koniemłoty k. Staszowa

17 sierpnia (poniedziałek)

10.00 – modlitwa na cmentarzu parafialnym o rychłą beatyfikację ks. Romana Kotlarza oraz zapalenie zniczy
na jego grobie

Radom

18 sierpnia (wtorek)

16.00 – zapalenie zniczy oraz złożenie kwiatów przy obelisku poświęconym śp. ks. Romanowi Kotlarzowi

Pelagów-Trablice k. Radomia

17.00 – Msza św. w miejscowym kościele oraz zapalenie zniczy przy Izbie Pamięci Czerwca '76 i ks. Romana Kotlarza (na terenie byłej plebanii, w której ks. Kotlarz był wielokrotnie bity przez funkcjonariuszy UB)

Szydłowiec
30 sierpnia (niedziela)

12.00 – kościół pw. św. Zygmunta – Msza św. o rychłą beatyfikację ks. Romana Kotlarza

zdjęcie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

6. Uroczystości 39. rocznicy

Uroczystości 39. rocznicy śmierci ks. Romana Kotlarza

Dziś rozpoczęły
się uroczystości związane z 39. rocznicą śmierci ks. Romana Kotlarza,
męczennika Radomskiego czerwca roku 1976. W Koniemłotach koło Staszowa
sprawowana była Msza św. Wierni modlili się o rychłą beatyfikację
tragicznie zamordowanego przez SB duchownego.

Jutro o godz. 16.00 na
rondzie w Radomiu przy obelisku poświęconym ks. Kotlarzowi zostaną
złożone kwiaty i zapalone znicze. Godzinę później w Pelagów-Trablicach
pod Radomiem będzie sprawowana uroczysta Eucharystia.

Zdzisław Maszkiewicz, przewodniczący
Zarządu Regionu „Solidarność Ziemia Radomska”, przypomina, że już od
czasu powstania „Solidarności” wzmacnia pamięć o tragicznie zmarłym
kapłanie.

-
Solidarność przyjęła ks. Kotlarza jako patrona związków w regionie
Ziemia Radomska. Robiliśmy to wspólnie z „Solidarnością” Rolników
Indywidualnych. W porozumieniu w kustoszem sanktuarium Matki Bożej
Bolesnej Królowej w Kałkowie – Godowie z ks. inf. Czesławem Walą
upamiętniliśmy tamten protest i ks. Romana Kotlarza w specjalnych
oratorium, które tam jest poświęcone właśnie ks. Romanowi i robotnikom
radomskim
– powiedział Zdzisław Maszkiewicz.

Ks. Roman Kotlarz był systematycznie
katowany przez funkcjonariuszy SB od połowy lipca 1976 r.  Władze, chcąc
zastraszyć ks. Kotlarza wzywały go na przesłuchania, które prowadzili
funkcjonariusze SB. Zastosowano wobec niego także areszt domowy, musiał
co dwa dni meldować się na komisariacie MO. Został poddany ścisłej
inwigilacji

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. Radomianie oddali hołd ks.

Radomianie oddali hołd ks. Romanowi Kotlarzowi

18 sierpnia minęła 39. rocznica śmierci niezłomnego kapłana, męczennika czasów komunizmuzdjęcie

18 sierpnia minęła 39. rocznica śmierci
niezłomnego kapłana, męczennika czasów komunizmu, który był
prześladowany przez funkcjonariuszy reżimu i zmarł na skutek pobicia
przez „nieznanych sprawców”.

Przy obelisku upamiętniającym postać ks. Romana Kotlarza delegacje
związkowców z „Solidarności”, samorządowcy i politycy złożyli kwiaty.
Modlitwie przewodniczył ks. Stanisław Sikorski, kapelan „Solidarności”,
który przypomniał, że zło jest brakiem dobra.

– Dlatego potrzebna jest duchowa mobilizacja, by dzisiaj bronić wartości
chrześcijańskie. Bowiem zło rośnie, gdy dobrzy ludzie nic nie robią –
mówił ks. Sikorski.

Teresa Romaszewska z komitetu upamiętniającego postać ks. Romana
Kotlarza w Szydłowcu powiedziała, że kapłan do dzisiaj pozostawił ślad
wśród mieszkańców.

– Życie ks. Romana to przykład pięknej postawy opartej na wartościach
ewangelicznych. Jego osobowość promieniowała na wszystkich – mówił
Teresa Romaszewska. Zapowiedziała również wydanie pamiątkowego albumu
prezentującego postać ks. Kotlarza. Publikacja będzie zawierać
świadectwa osób, które znały ks. Kotlarza.

Ksiądz Roman Kotlarz (1928-1976) 25 czerwca 1976 r. znalazł się – jak
sam pisał – „świadomie i dobrowolnie” w ogromnej rzeszy strajkujących z
Zakładów Metalowych Waltera w Radomiu. Następnie ze schodów kościoła
Świętej Trójcy błogosławił protestujących robotników w czasie
manifestacji.

Po wydarzeniach Czerwca ’76 ks. Kotlarz modlił się w parafii w Pelagowie
wraz z wiernymi w intencji pobitych, aresztowanych i usuwanych z pracy
robotników. W kazaniach domagał się szacunku dla człowieka i jego pracy,
piętnował kłamstwo i brak sprawiedliwości w PRL. Wzywany na
przesłuchania, przechodził „ścieżki zdrowia”, kilkakrotnie w okrutny
sposób został pobity do nieprzytomności przez „nieznanych sprawców”.

15 sierpnia 1976 r. ks. Kotlarz odprawiał w parafii w Pelagowie Mszę św.
za zamordowanych i pobitych robotników. W jej trakcie zasłabł. Po
trzydniowym pobycie w szpitalu zmarł 18 sierpnia. Sekcja zwłok wykazała,
że przyczyną zgonu była niewydolność mięśnia sercowego. Mimo wielu
świadectw o znęcaniu się nad księdzem, lekarze nie stwierdzili obrażeń
mogących powstać po pobiciu.

W 1981 r., po licznych protestach wiernych, władze wszczęły śledztwo w
sprawie śmierci kapłana, które po kilku miesiącach dochodzenia
zakończyło się umorzeniem. W 1990 r. Prokuratura Wojewódzka w Radomiu
wznowiła śledztwo, ale i ono zostało umorzone, chociaż prokuratorzy
przesłuchali prawie wszystkich funkcjonariuszy SB zajmujących się w
Radomiu zwalczaniem Kościoła katolickiego.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

8. tzw "nieznani sprawcy"

do dzisiaj mają się świetnie i TO jest nasz Narodowy dramat...
"gruba krecha" co prawda stoi już przed innym Sądem...ale na Ziemi nigdy ich nie ukarano,co jest wielkim błedem...
Wieczne odpoczywanie racz dać Panie Męczennikowi i Pozostałym zamęczonym na Smierć przez mordercze bojówki
serd pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

9. Sejm w 40. rocznicę protestów

Sejm w 40. rocznicę protestów z 25 czerwca
1976 r. w Radomiu, Ursusie i Płocku złożył hołd demonstrantom oraz
ofiarom represji i ich rodzinom. Uchwałę w tej sprawie posłowie przyjęli
w czwartek przez aklamację.

„W czerwcu 1976 r. po raz kolejny Polacy otwarcie sprzeciwili się
komunistycznej władzy w Polsce. Przez kraj przetoczyła się fala strajków
i demonstracji ulicznych. W efekcie wprowadzonej przez rząd drastycznej
podwyżki cen artykułów spożywczych 25 czerwca 1976 roku na ulice kilku
polskich miast wyszło co najmniej 80 tys. pracowników zakładów
przemysłowych” – podkreślono w uchwale w sprawie uczczenia 40. rocznicy
protestów robotników przeciwko władzy komunistycznej w czerwcu 1976 w
Radomiu, Ursusie i Płocku.

Jak zaznaczono, w samym Radomiu w kulminacyjnym momencie uczestniczyło w
demonstracjach ponad 25 tys. ludzi. „Protesty, zwłaszcza te w Radomiu i
Ursusie, zostały brutalnie spacyfikowane, a władza nazwała ich
uczestników »warchołami«. Zatrzymani i aresztowani poddani zostali
okrutnym represjom. Zastosowano wobec nich tzw. ścieżki zdrowia, byli
bici, więzieni, wyrzucani z pracy. Wielu zostało inwalidami, często bez
środków do życia. Kilkadziesiąt osób otrzymało wyroki więzienia bez
zawieszenia nawet do 8-10 lat” – głosi uchwała.

Zaznaczono, że wśród ofiar znalazł się także ksiądz Roman Kotlarz,
„który błogosławił robotniczy pochód, za co został zamordowany przez
bezpiekę”. Sejm podkreślił w uchwale, że winni represji uniknęli
odpowiedzialności, a zbrodnie komunistyczne przedawniły się.

„Działania odwetowe komunistycznych władz dodatkowo skierowane zostały
przeciwko samemu miastu Radomiowi, którego rozwój celowo wstrzymywano” –
czytamy.

„Protesty 1976 roku bezpośrednio przyczyniły się do powstania Komitetu
Obrony Robotników, a następnie kolejnych organizacji demokratycznej
opozycji. Stworzyły podstawę do zbudowania solidarności między
wszystkimi grupami społecznymi w Polsce” – podkreślono w uchwale.

„Sejm RP w 40. rocznicę protestów z 25 czerwca 1976 r. w Radomiu,
Ursusie i Płocku składa hołd demonstrantom oraz ofiarom represji i ich
rodzinom” – napisano.

Przeciwko wprowadzanym przez władze PRL podwyżkom cen żywności
zaprotestowało 25 czerwca 1976 r. ok. 80 tys. osób z 97 zakładów w 24
województwach. W Radomiu, Ursusie i Płocku odbyły się manifestacje,
które przerodziły się w starcia z Milicją Obywatelską i ZOMO. Za udział w
proteście osądzono łącznie 272 osoby, wobec których zapadły wyroki od
kilku miesięcy nawet do 10 lat pozbawienia wolności. Wielu
protestujących było aresztowanych, a następnie represjonowanych, w tym
zwalnianych z pracy.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

10. a nasza modlitwa,jak zawsze z Nimi

"wieczne odpoczywanie racz IM dać,Panie "

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

11. Kod obrzucony talerzami,

40. rocznica Czerwca 1976 w Radomiu. Przez ulice miasta szli narodowcy,
Komitet Obrony Demokracji i pochód Prawa i Sprawiedliwości. Na
uroczystości pod pomnik Radomskiego Czerwca 1976 przyjechali prezydent
Andrzej Duda i premier Beata Szydło.

Jako pierwsi na ulice Radomia wyszli narodowcy
na marszu zorganizowanym przez ONR, Młodzież Wszechpolską i lokalne
stowarzyszenie Młodzi dla Czerwca 1976. Spotkali się na placu ks. Romana
Kotlarza. Dołączyli tam do nich kibice Radomiaka Radom, ale już w
trakcie marszu obie grupy się podzieliły. Narodowcy szli z przodu,
skandując swoje standardowe hasła: "a na drzewach zamiast liści będą
wisieć komuniści", "narodowy Radom", czy "gdyby nie Ursus, gdyby nie
Radom, to byś wpi...ał chleb z marmoladą". Kibice Radomiaka szli
kilkadziesiąt metrów za narodowcami. Wykrzykiwali podobne hasła, ale od
siebie dodawali np. przyśpiewkę "zawsze i wszędzie policja je...a
będzie", za co zostali upomniani przez organizatorów.

"W czerwcu 1976 ludzie wyszli na ulice tak, jak wychodzą teraz"


Godzinę później na terenie dawnych Zakładów Metalowych, których
pracownicy jako pierwsi wyszli w czerwcu 1976 r. na ulice, rozpoczął się
marsz Komitetu Obrony Demokracji. Około tysiąca uczestników marszu
skandowało "Radom, pamiętamy, wolności nie oddamy", "Radom stolicą
wolności". Organizatorzy przypomnieli genezę wydarzeń czerwcowych.


Grupę poprowadziło 40 motocyklistów, tuż za nimi znalazła się
Kod Kapela. Na marsz do Radomia przyjechali: były prezydent Bronisław
Komorowski, Jan Lityński, Andrzej Celiński oraz dawni działacze i
współpracownicy KOR.

Na ul. Waryńskiego z bloku stojącego przy ulicy ktoś w uczestników marszu zaczął rzucać talerzami.Na szczęście nikomu nic się nie stało. Po marszu przyszedł czas na przemówienia, rozpoczął Bronisław Komorowski.


- 40 lat temu ludzie wyszli na ulice zdeterminowani tak, jak
wychodzą teraz - mówił były prezydent Bronisław Komorowski. - Wtedy
wydarzyło się coś wielkiego. Cud jedności w walce o polską wolność.
Poszliśmy razem wielkim zwycięskim marszem ku wolności. Były nas
najpierw dziesiątki, potem tysiące. Mieliśmy odwagę sformułować wspólne
cele. Gdy wieje wiatr, rosną skrzydła ptakom, trzęsą się skrzydła
pętakom. Nam urosły skrzydła. Wtedy KOR, teraz KOD broni przed zakusami
niedobrej władzy. Współczesna władza nazywa nas mianem rebelii. My
wiemy, że w aparacie współczesnej władzy są zasłużeni dla Czerwca 1976.
Jarosław Kaczyński powiedział źle o nas, my o was tak nie powiemy - mówi
były prezydent.

"Pewnie będzie ten apel poległych"


Komorowski wspomniał o mszy przed pomnikiem Czerwca 1976, mówił,
dlaczego nie bierze udziału w tych uroczystościach. - Tam też są
uroczystości, pewnie na nich będzie ten apel poległych - ironizował
Komorowski.

I rzeczywiście po mszy apel poległych się
odbył. W jego trakcie wymieniono m.in. "obywateli, którzy umacniali
demokratyczną władzę" i wymieniono Ryszarda Kaczorowskiego oraz Lecha i
Marię Kaczyńskich, wymieniono z nazwiska dwóch uczestników czerwcowego
protestu "poległych w walce z ZOMO". W rzeczywistości zginęli oni
przygniecieni przez przyczepę z betonowymi płytami.

Przed
mszą przemawiali prezydent Polski Andrzej Duda i Radomia - Radosław
Witkowski. Ten drugi ograniczył się do powitania i podziękowania
uczestnikom protestów sprzed 40. lat. - Swoją dzielność i niezłomność
udowadniali radomianie w latach siedemdziesiątych, ponurej beznadziei
lat osiemdziesiątych i po ustrojowym przełomie, który dla Radomia miał
też negatywne konsekwencje ekonomiczne. Dzięki tej twardości radomian
możemy dziś powiedzieć głośno: nie jesteśmy miastem z wyrokiem. jesteśmy
miastem dzielnych ludzi, dumnych z miejsca, w którym żyją. dumnych z
przeszłości i otwartych na przyszłość - mówił prezydent Radomia.

"III RP nie dbała o Radom"

Prezydent RP Andrzej Duda podkreślał, że protesty w Radomiu, Ursusie i Płocku były przełomem.

- Tamten dzień, tych wydarzeń w Radomiu, Ursusie, Płocku,
często jest nazywany przedświtem wolności. To Radom, to wściekłość i
okrucieństwo, z jaką władza komunistyczna zaatakowała robotników, były
przełomem, który wywołał "Solidarność". Po wydarzeniach w Radomiu,
Ursusie, Płocku, po ścieżkach zdrowia, pałowaniu, niszczeniu ludzi, tu w
Radomiu było prześladowanych ponad 1000 osób, po wielkiej
niesprawiedliwości inteligenci stworzyli Komitet Obrony Robotników. To
Jacek Kuroń, Antoni Macierewicz, Jan Józef Lipski, Piotr Naimski
powiedzieli: robotnicy nie zostaną sami - Duda wymienił tylko kilku
założycieli KOR. - Spotykamy się dziś przy pomniku, pamiątce waszego
poświęcenia. Władza ludowa zaniechała tu inwestycji, żeby ukarać
robotników i miasto. Potem władza III RP zapomniała o Radomiu,
zabierając mu status miasta wojewódzkiego. Radom to dziś nadal miasto
przemysłu zbrojeniowego. Jestem dziś po to, żeby powiedzieć robotnikom,
że ich walka także dla miasta i Radomia nie poszła na marne. Żeby
powiedzieć, że wreszcie w naszym kraju będzie wprowadzona zasada
zrównoważonego rozwoju. Żeby prawa do wyboru miejsca zamieszkania i
miejsca pracy były naprawdę realizowane. Jako prezydent będę robił
wszystko i wspierał rząd, żeby zasada zrównoważonego rozwoju była
wcielana w życie - prezydent nawiązał do pomysłu wydzielenia Warszawy z
województwa mazowieckiego.

"Ile premedytacji było w oddaniu mediów resortowym dzieciom"


- Ile braku rozsądku lub premedytacji było w oddaniu tak wielu
gazet, stacji radiowych i telewizyjnych, portali internetowych w ręce
resortowych dzieci bądź właścicieli z zagranicy - mówił w homilii biskup płocki Piotr Libera.
- Czy jest brakiem zwykłej życiowej mądrości małpowanie Zachodu? Jaka
dziejowa konieczność może opierać lewacką politykę multikulti, dla
której wszystkie kultury są jednakowo ważne, tylko nie ta, w której
wyrośli, chrystusowa, chrześcijańska. W ostatnich tygodniach, dniach,
obserwujemy, jak tzw. nowoczesna demokracja tu w kraju i na pogubionym
duchowo Zachodzie panicznie przestraszyła się Polski. To przecież nie o
takie czy inne trybunały chodzi, tylko o to, że taka Polska, Polska
odnajdująca swoją tożsamość w chrześcijaństwie, solidarna z wiarą i
nadziejami prostego człowieka, zatroskana o naprawienie krzywd i
niesprawiedliwości ze strony Wschodu i Zachodu, ze strony własnych elit i
bankierów, jest niewygodna - grzmiał Libera z ołtarza.

Po mszy parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości przeszli pod pomnik Marii i Lecha Kaczyńskich ,
gdzie, na czele z Beatą Szydło i Antonim Macierewiczem, złożyli kwiaty,
a następnie poszli do restauracji Nihil Novi na Rynku, gdzie mieli
wyjazdowe posiedzenie klubu PiS. Nie było z nimi Andrzeja Dudy, który
pojechał na obiad do Seminarium Duchownego w Radomiu. Po wizycie w
seminarium sam przyjechał pod pomnik pary prezydenckiej i złożył tam
kwiaty.
Cały tekst: http://radom.wyborcza.pl/radom/1,44315,20304725,czerwiec-1976-w-radomiu-na-rocznicy-kod-narodowcy-duda-i.html

Ile braku rozsądku lub premedytacji było w oddaniu tak wielu gazet,
stacji radiowych i telewizyjnych, portali internetowych w ręce
resortowych dzieci bądź właścicieli z zagranicy - mówił na mszy w 40.
rocznicę wydarzeń Radomskiego Czerwca 1976 biskup płocki Piotr Libera."Ile premedytacji było w oddaniu mediów resortowym dzieciom"


- Ile braku rozsądku lub premedytacji było w oddaniu tak wielu
gazet, stacji radiowych i telewizyjnych, portali internetowych w ręce
resortowych dzieci bądź właścicieli z zagranicy - mówił w homilii biskup
płocki Piotr Libera. - Czy brakiem zwykłej życiowej mądrości jest
małpowanie Zachodu? Jaka dziejowa konieczność może popierać lewacką
politykę multikulti, dla której wszystkie kultury są jednakowo ważne,
tylko nie ta, w której wyrośli, chrystusowa, chrześcijańska. W ostatnich
tygodniach, dniach, obserwujemy, jak tzw. nowoczesna demokracja tu w
kraju i na pogubionym duchowo Zachodzie panicznie przestraszyła się
Polski. To przecież nie o takie czy inne trybunały chodzi, tylko o to,
że taka Polska, Polska odnajdująca swoją tożsamość w chrześcijaństwie,
solidarna z wiarą i nadziejami prostego człowieka, zatroskana o
naprawienie krzywd i niesprawiedliwości ze strony Wschodu i Zachodu, ze
strony własnych elit i bankierów, jest niewygodna - grzmiał Libera z
ołtarza.


Cały tekst: http://radom.wyborcza.pl/radom/1,44315,20304042,homilia-na-czerwcowej-mszy-jak-mozna-popierac-lewacka-polityke.html

http://radom.wyborcza.pl/radom/10,88286,20302090,marsz-kod-w-radomiu.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

12. Homilia ks. bp. Piotra Libery

Homilia ks. bp. Piotra Libery wygłoszona podczas obchodów 40. rocznicy Czerwca ’76

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

13. Wojciech Czuchnowski Jak

10 stycznia 1977 r. Radom,
na rozprawę przeciwko Józefowi Smagowskiemu oskarżonemu o udział w
"wypadkach radomskich" przyjeżdża grupa opozycjonistów z Komitetu Obrony
Robotników. Jadą wesprzeć nie tylko oskarżonego, ale też jego obrońcę
mec. Siłę-Nowickiego, który na korytarzu sądowym jest regularnie
zaczepiany i potrącany przez esbeckich prowokatorów, na co nie reaguje
sąd ani obecna na miejscu milicja. "Nieznani sprawcy" biją - też w
sądzie - Mirosława Chojeckiego, członka KOR, który najczęściej jeździ do
Radomia z pomocą dla represjonowanych.

Dlatego na
styczniową rozprawę KOR-owcy postanawiają przyjechać większą ekipą. Ani w
pociągu, ani w tramwaju nikt ich nie zaczepia. Dopiero na korytarzu
przed rozprawą "wyjątkowo tłumnie zgromadzona zgraja, smród alkoholu,
temperatura bezczelności wyższa od normalnej. Znajomi radomiacy dobiegli
do nas przerażeni, jeszcze idą, jeszcze się schodzą, pijani są, Jezu,
uważajcie. Postanowiliśmy trzymać się jak najbliżej siebie i nie dać się
rozdzielić" - wspomina Anka Kowalska, jedna z uczestniczek tych
wydarzeń.

Gdy Siła-Nowicki przechyla szalę procesu na
korzyść oskarżonego, sędzia przerywa rozprawę. Oskarżony, adwokat i
KOR-owcy wychodzą. Kowalska: "zgraja puściła nas przodem, nagle za sobą
usłyszeliśmy wzbierający głuchy odgłos. Złapaliśmy się pod ręce,
rozwrzeszczane mordy przed oczami, cofaliśmy się pod naporem tłuszczy
'won z Radomia', 'nikt was tu nie chce', 'zjeżdżać stąd'. Odór alkoholu z
rozwartych gąb, kopniaki, stoimy, nie odsłaniając twarzy, krzyki:
'zdrajcy, agenci sprzedajecie Polskę za izraelskie dolary', 'won do
Izraela'".

Bojówkarze nie wypuszczają KOR-wców z sądu.
Biją. Wielokrotnie w twarz dostaje Jacek Kuroń, bici są Stefan Kawalec i
Jacek Bocheński, w tle "chóralny rechot i histeryczny krzyk jakiejś
kobiety 'tak nie wolno, tak z ludźmi nie wolno!'"...

W atakowanej przez bojówkę grupie są oprócz już wymienionych Seweryn Blumsztajn, Chojecki i Antoni Macierewicz.
Trzymają się pod ręce, próbują wzajemnie osłaniać przed ciosami.
Wcześniej ich mieszkania nachodzi SB. Macierewicz z żoną Hanną nie chcą
wpuścić tajniaków. Mimo to, tak jak pozostali, Macierewicz dalej jeździ
do Radomia na rozprawy i z pieniędzmi dla represjonowanych.


Wtedy Blumsztajn, Andrzej Celiński, Mirosław Chojecki, Ludwik Dorn,
Kuroń, Jan Lityński, Macierewicz, Adam Michnik, Piotr Naimski, Henryk
Wujec, Wojciech Ziembiński i wielu innych byli razem.

Ich
postawa miała przełomowe znaczenie dla dalszej walki z totalitaryzmem w
Polsce. Po raz pierwszy ramię w ramię stanęli robotnicy i inteligencja.
Władza nie była już w stanie - jak w 1968 i 1970 - oddzielić i skłócić
jednych z drugimi.

Prawdziwą siłę ten sojusz pokazał 4 lata później, gdy w sierpniu 1980 r. powstała "Solidarność".


Po latach we wspomnieniach o początkach KOR-u jego działacze z
Kuroniem i Michnikiem na czele zawsze wspominali rolę Macierewicza,
pisali, że jako pierwszy zaczął organizować wsparcie dla
prześladowanych, a potem przekonał do tego innych. Potem KOR stał się
symbolem całej przedsierpniowej opozycji.

Dzisiaj dla PiS
jedynym bohaterem roku 1976 jest Macierewicz. Partyjna propaganda
przedstawia go jako "twórcę i założyciela KOR-u". Więcej, od kilku lat
PiS próbuje narzucić narrację, według której "Michnik z Kuroniem ukradli
KOR Macierewiczowi". W "Gazecie Polskiej" czytamy tekst Krzysztofa
Wyszkowskiego: "To, co teraz obserwujemy, to historyczne zwycięstwo
Macierewicza. Zbliża się rocznica założenia KOR-u przez Macierewicza.
KOR-u, do którego Michnik po czasie doszlusował i w którym odgrywał
złowrogą rolę". Ta sama gazeta w pseudonaukowym tekście Justyny
Błażejewskiej próbuje dowieść, że tylko Macierewicz liczył się w KOR-ze,
a np. Kuroń "czuł się kompletnie niepotrzebny". Do równych
Macierewiczowi dopuszczany jest tylko Piotr Naimski, od lat jego
przyjaciel, a dziś minister w rządzie PiS. Inni się nie liczą, bo "tylko
szkodzili." Tak się składa, że dziś ci "inni" to w komplecie
przeciwnicy polityczni PiS.

Sobotnie rządowe obchody
radomskiego Czerwca były dla władzy okazją do fetowania Macierewicza.
Oprócz Macierewicza i Naimskiego wśród zasłużonych wymieniono tylko
Jacka Kuronia i Jana Józefa Lipskiego. Przynajmniej tyle. Ale na gest
zaproszenia i uhonorowania Blumsztajna, Celińskiego, Chojeckiego,
Lityńskiego, Wujca, nie mówiąc już o Michniku i Dornie, organizatorów
nie było już stać.

Do spektaklu zakłamywania historii dołożył się prezydent Duda. Do władzy ludowej, która mszcząc się na Radomiu,
"zaniechała tu inwestycji, żeby ukarać robotników i miasto", dodał
"władzę III RP, która zapomniała o Radomiu, zabierając mu status miasta
wojewódzkiego". Nie wiem, kto podpowiedział Dudzie ten bon mot, ale
porównywanie reformy administracji (przeprowadzonej zresztą przez
prawicowy rząd AWS) z komunistycznymi represjami to figura wyjątkowo
głupia.

PiS robi, co może, by wtłoczyć Polakom do głów
własną wersję historii najnowszej. Po jasnej stronie są tam bracia
Kaczyńscy, Macierewicz i Wyszkowski. Po stronie ciemnej -Kuroń, Michnik i
Lech Wałęsa.

To się jednak nie uda. Prawda żyje w
pamięci i relacjach świadków. Takich jak ta z ponurego dnia 10 stycznia
1977 r. na korytarzu sądu w Radomiu.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl