Czerwone gruszki na polskiej wierzbie

avatar użytkownika jwp

Nie łudźmy się, że drogą demokratyczną coś zwojujemy.

Demokracja, jako idea nie jest możliwa do realizacji, a tym bardziej w krajach w których na „wolne wybory”, nie tylko w fazie końcowej, a nade wszystko w trakcie obróbki potencjalnego wyborcy, mają główny wpływ staro-nowe służby ze swoimi narzędziami w postaci nie tylko mediów, polityków, ludzi kultury i nauki, kulczykopodobnych oraz, co najgorsze, dużej części społeczeństwa.

Towarzysze już się szykują do powrotu do władzy. I to niekoniecznie z odsłoniętą przyłbicą. Im wystarczy teraz w niej znaczący udział. A to jest pewne z powodu schodzącego monopolu PO, porażki nadchodzącej, zarówno PSL-u, Ruchu Podtarcia Ruskiego Zadu, jak i starych i nowych partii kanapowych i odłamowych. Co prawda stara gwardia ma największe udziały w mediach i gospodarce, ale im to mało. Zawsze lewactwo będzie dążyło do nawrócenia na swoją modłę większości. Taki jest interes Rosji. A wewnętrzny, pozornie inny niż zewnętrzny, ma jeden wspólny podmiot. Rozkład reszty świata. A wtedy ekspansja zakodowana w azjatyckich i ugrofińskich genach, jak zwykle rozwiąże na chwilę problemy wewnętrzne. By potem skonsumować, bez udziału mas, najlepsze frukta podbojów.

Nie ma jednej metody, ni recepty na walkę z zarazą, gdy ta występuje w wielu odmianach i przybiera najbardziej swojskie oblicza. To nie jest tylko problem nasz, to ogólnoświatowy kryzys. Praktycznie w każdym obszarze i sferze. To upadek istoty ludzkiej, człowieczeństwa. Jedno jest pewne, żadne poprawności, ni też źle pojęte nauki nie mogą nas odwieść od zdecydowanych kroków. Tak szalonych i nieprzewidywalnych, by najtęższe głowy analityków ich nie przewidziały w swoich scenariuszach. Ktoś powie, że zwariowałem. To świat zwariował, gdy brat przeciwko bratu powstaje, miast wspólnie dać odpór złu.

Ja wiem, że tak wygodnie, że oczy odwrócić jest łatwiej, niż się nad bliźnich losem się pochylić. Bo to rodzi zobowiązania. Jak raz zachowasz się, jak człowiek, to fama pójdzie. Raczej ze złymi konsekwencjami. Takie, to bowiem czasy, gdzie premiuje się brak współczulności. A punkty na kartę z bonusami przy odpowiedniej ilości wprowadzają nas w błogostan konsumpcji.

Cóż z tego jednak, gdy limity się kończą i zostaniemy rozliczeni i zwekslowani zarówno przez Boga, jak i Szatana. To nie są religijne dyrdymały, a prosta ekonomia. Świat był kiedy prosty i piękny. Być może człowiek niewiele rozumiał, ale o wiele więcej niż teraz widział. Potrafił czytać ślady na ziemi i nie miał mgły medialnej przed oczami. Stopień skomplikowania rzeczywistości i przekazu, nie tylko werbalnego, dawno już przekroczył granice ludzkiej percepcji. Że o zaniku podstawowych umiejętności i ograniczeniu umysłowym nie wspomnę. Choćby ze względu na mit o postępie. Najbardziej złudnej idei w służbie… Tam gdzie w oku bielmo rośnie, tam i inne zmysły porastają nim.

Czekajmy dalej na naszego Konia Trojańskiego, gdy praktycznie murów już nie ma, a fundamenty dzień w dzień są rozgrabiane i podmieniane na obce i nietrwałe. Módlmy się i oddawajmy pokłony nowym bogom, którzy pospołu ze swoimi mesjaszami, niczym akwizytorzy na pierwszym spotkaniu, hojną ręką rozdają „gadżetobietnice”. By na końcu ujrzeć robactwo żrące nasze trzewia. A wszystkie pozorne gratisy zaprowadziły nas do Karczmy Rzym. Tam już nie będzie wykrętów.

Być może nasze zaniechanie jest nie do odrobienia. Nie oznacza to jednak, iż mamy dalej trwać w tym najgorszym z grzechów. Pozostawić na pastwę losu naszych potomnych. Na łasce tych, którym ulegliśmy bez jednego strzału. Za to wgapieni w Fajerwerki Próżności, które pięknie rozbłyskują na fałszywym nieboskłonie. Tam gdzie nas zabrakło nie ma już Polski, ni Polaków. Tam gdzie jeszcze stoimy, grunt usuwa się nam spod nóg.

Nikt nie chce sobie nawet wyobrazić rozmiaru tragedii i klęski, jaka jest przed nami. To zrozumiałe, gdy rozmarzyliśmy się, że nam w obfitości darów gruszki na wierzbie, czy też na dowolnym drzewie wyrosną, albo inne owoce pożądania źle pojętej wolności. Nie wzięliśmy tylko pod rozwagę, że to nam do niczego niepotrzebne. A i gruszka, jak i wierzba nie winny się krzyżować.

Tak jak Dobro i Zło istnieje i toczy odwieczną walkę, tak polska wierzba nie powinna rodzić czerwonych, ani żadnych innych gruszek. Bo wtedy, to ani wierzba, ani też gruszka. Można stać w gnojowicy, tyle, że bez gumiaków i wideł nie poradzimy sobie, nie my będziemy ją rozrzucać. A raczej nią przesiąkniemy. Bez możliwości obmycia i odtrucia nóg. A jak wiemy, tężec potrafi szybko opanować organizm. Pomimo, że rozpoznanie jest stosunkowo łatwe.

„…Leczenie przeżuwaczy i świń nie daje efektów,

 w związku z tym zwierzęta te poddaje się ubojowi…”.

Wierzcie mi, towarzysze już grzeją silniki, a mają lepsze bryki niż my. Pozostaje tylko przeciąć przewody hamulcowe w narodzie. A wtedy rozpędzona hołota rozwali się na pierwszym, choć kolejnym zakręcie historii. Być może pierwszy raz nie będzie to ustawka służb.

A Świat ?, ten nigdy się Polską nie przejmował. To takie normalne i chyba nam tego brakuje.

A teraz z innej beczki.

Kiedy śniegi odeszły, ostatnie śniegi od lat
przyszła do nich ze słońcem, zasiała drzewa i wiatr.
W domu wszystko jaśniało, a kiedy stała się czerń
jak szeptane modlitwy nad śpiącą wodą jej śpiew.


Skąd się wzięła tak piękna i kogo znajdzie wśród nas?
Czyje będą te drzewa co siała, czyj będzie las?


Śmiała się w głos, śmiała się w śnie, śmiała się w letnich sukienkach.
Była jak sen, a każdy w śnie nosił ją z wiatrem na rękach.


W jedną noc nad śpiącą wodą ujrzeli kogoś.
W jedną noc ktoś zajrzał w okno.
Tak jak stała wybiegła z domu, biegła po łące
ktoś miał oczy, oczy płonące.


Całą noc nikt nie spał w domu i przyszły noce, noce męczące
stanie w oknach i czekanie gdzie te oczy, oczy płonące.
A gdy noc już odeszła wróciła do nich za dnia
stała w progu, mówiła i każdy słuchać się bał.


Muszę odejść - odchodzę, zabieram drzewa i wiatr
on tam czeka nad wodą, zabieram drzewa i wiatr.


Stali w oknie odlegli, gdy idzie z tamtym za las
a za nimi, za nimi, za nimi drzewa i wiatr


odchodzi, odchodzi, odchodzi, odchodzi nasz las....
za nimi, za nimi, za nimi odchodzi nasz las...
odchodzi, odchodzi, odchodzi, odchodzi nasz las...
odchodzi, odchodzi, odchodzi, odchodzi nasz las...

Stoją gorzkie pagórki, bo gorzka jest zieleń,
gdzie przebiega wilk nocy i prędki dnia jeleń,
nie spotkają się nigdy w ruchomej przestrzeni,
wilk w jelenia, a jeleń się w wilka zamieni.

U pagórków dolina Dunajcem rozcięta
jak gałęzią miłości zrywaną zbyt chciwie
przez podobne do światła i wiatru dziewczęta,
bo gdy biegną - nie skrzypi miedziane igliwie.

Pachnie zieleń obmyta przez wiatry i deszcze
i dolina się słońcem wypełnia po brzegi,
choć wśród lasów zbliżonych do nieba śpią jeszcze
dzikie stada gołębi i białe śpią śniegi.

Szukać ciebie nie trzeba, bo jesteś pod ręką,
biedna moja kołysko uśpiona piosenką
pod pagórkiem z jałmużny, gdzie ojciec mój orze
ziemię, gdy po ziemi przechadzają się zorze.

Do ciebie idę, dziadku, siedzący na progu
z fajką w zębach tak starą, że chyba po Bogu
dziedziczysz ją, a tytoń na pewno masz z raju,
bo dym pachnie jak lato i jesień w mym kraju.

Lubię słuchać twych baśni pod zmierzchem kasztanów
i patrzeć, jak się bawi twoimi wąsami
wnuczka - iskra uśmiechu. A ty się zastanów
nad jej dłonią wzniesioną po gwiazdę nad nami.

Do ciebie idę, matko, po trzykroć cierpieniem
ugodzona w dno serca, by stało się zadość
woli nieba, gdyż niebo jest twoim sumieniem
i sumieniem tych, którzy zabili twą radość.

Wiem, że nigdy dla ciebie nie znajdę pól śniegu
tak pokornie białego, byś mogła iść po nim
do twych synów, co leżą zabici na brzegu
niemej wody, z gałązką jedliny u skroni.

Do was, ludzie, przychodzę, gdy śpicie przy oknie
uchylonym do sadu, a w sadzie świt moknie
i groch burzy po dachu blaszanym się toczy,
zanim słońce przywróci wam mowę i oczy.

Będę chodził za wami i będę wam cieniem,
kiedy cień wam spod głowy wytrąci sierp żniwa;
deszczem będę, gdy wody ze źródła ubywa,
a pola są przebite na wylot pragnieniem.

Wyście mi dali wszystko, co może dać człowiek
dziecku ziemi tak biednej, że siebie się wstydzi:
dach nad głową, chleb, wodę i światło u powiek
i jeszcze coś, lecz tego prócz was nikt nie widzi.


Rozstanie to, nadzieja że,
Spotkamy się za chwilę, a może dwie?
Lecz bywa że, zerwany most,
Oddala to spotkanie drogą na wprost.

Serca nam pulsują jak radary dwa,
Nic nam drogi nie zmyli ani noc ni mgła.
Świat jest wtedy mały jak rozstania łza,
Na pewno się spotkamy miłość drogę zna.

Bywa też tak, że życie złe,
Przydzieli nam, dwie role. Odmienne dwie.
Ja jestem noc, Ty jesteś dzień,
Tak trudno nam się spotkać, choć ja Twój cień.

Serca nam pulsują...

Gdy wicher zły, ślad myli nam,
My mamy dobrą mapę, serca tam tam.
Niestraszny sztorm, piaskowych burz.
Ani wyniosłe fale ogromnych mórz.

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz