Polityczne chamstwo w ustach premiera-kobiety kreującej się na patronkę polskich rodzin, brzmi po dwakroć nienawistnie.

Na początku urzędowania Ewa Kopacz chwyciła się zagrywki żywcem wyjętej ze znanego skądinąd przemysłu pogardy. Nie dziwota, że po takim expose obślinił się nieprzytomnym zachwytem poseł Palikot ze swojego ruchu – twarz tego procederu. Biłgorajski nihilista nieomylnie i od razu wyczuł naturalnego sojusznika. I można postawić konia z rzędem, iż za chwilę będzie ponownie aplikował do partii-matki.

Jeśli bowiem nad polskim życiem publicznym ciąży jakakolwiek klątwa nienawiści, to zaczyna się od Palikota. To jego Donald Tusk tuż po wygranych wyborach w 2007 roku namaścił do misji specjalnej: „Zniszczenie godnościowych podstaw prezydentury Lecha Kaczyńskiego”. Co zresztą wyznał sam herszt swojego ruchu. Premier Kopacz w prymitywnym zdaniu z tezą apeluje do Jarosława Kaczyńskiego, aby powściągnął osobistą niechęć do Donalda Tuska, co ma być równoznaczne ze zdjęciem wspomnianej klątwy. Dlaczego Kopacz, będąc marszałkiem Sejmu, czyli formalnie ponad podziałami, nie zaproponowała kiedykolwiek obu stronom, żeby wspólnie zdjęli rzekomą klątwę? Dzięki takiej postawie wówczas, dzisiaj byłaby chociaż trochę wiarygodna. Widocznie partyjniactwo siedziało wtedy w marszałek Kopacz równie głęboko, jak dzisiaj siedzi w premier Kopacz.

Na scenie politycznej aż roi się od osobistych niechęci, resentymentów, mściwie wyrównywanych rachunków i pieczołowicie hodowanych urazów. Nic nowego pod słońcem. Ale – okazuje się – wszystko w rękach Kaczyńskiego. Tylko jego rzekoma niechęć ciąży nad polityką. Tylko jego gest może uzdrowić polską politykę. Tak jakby nie było „polityki miłości” Tuska, czyli przemysłu pogardy w wykonaniu Palikota. Jakbyśmy od lat nie oglądali zapiekłej nienawiści Niesiołowskiego, stetryczałej zajadłości Bartoszewskiego, ponurych pomówień w wykonaniu Kutza. Jakby nigdy nie padły wyzwiska pod adresem opozycji – bydło, nekrofile, paranoicy, pisiory, bolszewicy, sekciarze.

Donald Tusk nigdy nie groził posłom opozycji, że wyginą jak dinozaury; Radosław Sikorski nie nawoływał do dorżnięcia pisowskich watah, a Kutz nie nazywał Jarosława Kaczyńskiego mordercą. Były działacz Cyba z PO nie zamordował działacza PiS Rosiaka. Arabski nie odmawiał samolotu prezydentowi. Nowak nie porównywał głowy państwa do Shreka. Komorowski nie szydził z wizyty w Gruzji. Tusk nie nazywał Kaczyńskiego specjalistą od piekła i smoły.

Jakby Komorowski nie sprowokował z premedytacją bluźnierczej hucpy pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. A Tusk nie stwierdził, że

prezydent Kaczyński nie jest mu do niczego potrzebny.

Zaś minister zdrowia Ewa Kopacz nie kłamała w żywe oczy posłom:

przekopywano z całą starannością ziemię na miejscu tego wypadku na głębokości ponad jednego metra,

a jej urzędnicy jako marszałka nie sfałszowali następnie stenogramu sejmowego w tym fragmencie.

To wszystko według premier Kopacz nie kwalifikuje się do klątwy nad polską polityką, a jedynie to, co ona raczy do niej zaliczyć. Media, które potraktowały jej wypowiedź jako oczywistość, w gruncie rzeczy usiłują nam wcisnąć, że rząd ma zawsze rację. Opozycja z definicji jest gorsza. W mediach futrowanych przez władzę trwa festiwal nowej narracji:

Wystąpienie szefa rządu kompletnie zaskakuje opozycję. Expose pomieszało jej szyki. Opozycja nie ma dobrej odpowiedzi na propozycje rządu. Kaczyński nie wie, co odpowiedzieć na argumenty Kopacz. Słabość opozycji siłą rządu. Kaczyński potrafi tylko narzekać i jest roszczeniowy. Krytyka rządu powinna być konstruktywna, ale opozycja jest niekonstruktywna. Generalnie brak jest poważnej opozycji. Jak słaba jest opozycja świadczy fakt, że przegrywa każde wotum nieufności wobec kolejnych ministrów i całego rządu. W ogóle po co nam taka bezradna opozycja, która nawet nie potrafi przegłosować rządu w parlamencie?

Rząd z kolei zawsze:

Posiada pakiet rozwiązań, wizję do 2020 roku, plan naprawy państwa, determinację do wprowadzenia zmian, silną wolę reformowania, realną ocenę możliwości, a już na pewno ma najlepsze intencje. Rząd wyraża nadzieje Polaków, odbudowuje zaufanie do władzy, które spadło za poprzedniego rządu, który zresztą także wyrażał nadzieje Polaków. Rząd buduje zgodę narodową, drogi i stadiony. Rząd, który rządzi już drugą kadencję, wie najlepiej jak rządzić. Kopacz jako premier jest charakterna. Premier stawia na przedsiębiorczość. Żaden poprzedni premier nie stawiał tak na przedsiębiorczość.

W najgorszym razie rząd ma za pazuchą jakieś nowe otwarcie - dodajmy dla porządku. I dalej w tym stylu:

Ten rząd może być lepszy nawet od rządu Tuska, bo Kopacz odcięła pępowinę. Odróżniając się korzystnie od opozycji, rząd wykorzystuje środki unijne. Polska się zmieniła na lepsze, a nawet na najlepsze. Polska jest nie do poznania tak dalece, że zagraniczni znajomi Bartoszewskiego ciągle go zaczepiają, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

A co się dzieje, kiedy budżet traci na skutek korupcji lub bezhołowia pracowników Rządowego Centrum Legislacji trzy miliardy złotych z górą? Rządowy fagas odpowiada w iście gogolowskim stylu:

Rząd planuje pilną interwencję w tej sprawie,

a minister finansów tego rządu „wyraża ubolewanie”.

Po szkodzie, bo przed szkodą nikomu nie było pilno do pilnowania skarbu państwa. Partia rządząca zapewnia, że jej sekretarz generalny Graś jest niezbędny w kraju, gdyż jest rok wyborczy – klakierzy biją brawo z zachwytu nad poświęceniem Grasia. Partia rządząca oznajmia, że Tusk jednak zabiera Grasia do Brukseli – klakierzy klaskają jeszcze głośniej, że Graś jest niezbędny w Brukseli. Skarbnik partii najwyższych standardów wylądował w izbie wytrzeźwień – cmok zamilkł na moment, lecz rozległ się z mocą, gdyż premier raczyła ukarać gagatka.

Tusk mówi, że do końca września będzie raport z afery podsłuchowej - cmokierzy cmokają nad niezłomną wolą wyjaśnienia sprawy przez Tuska. Kiedy w październiku nadal nie ma raportu, cmokierzy cmokają, że gdyby Tusk nie wyjeżdżał wraz ze swoją niezłomną wolą, to ho, ho, ho! Nawet gdy sama premier Kopacz przyznaje, że jej rząd jest wypadkową wewnątrzpartyjnych porachunków, to czerski cmokier w te pędy zapewnia, że to konstrukcja w duchu odpowiedzialności za państwo.

A Ewa Kopacz z wystudiowaną miną nieco nieśmiałej licealistki oznajmia, że rząd jest merytoryczny. Kolega Schetyna, który zęby zjadł i życie strawił na partyjnych bitkach i wypitkach, został merytorycznym szefem dyplomacji. Koleżanka Piotrowska od kawy odnalazła się jako merytoryczny szef spraw wewnętrznych. Tylko na służby specjalne nie starczyło koleżance merytoryczności, no to kuma Ewa zdjęła jej to brzemię z umysłu.

Takie jest więc przesłanie wbijane obecnie do głów Polaków przez rządowy mainstream medialny:

Rząd jest legalny, Platforma wygrała w demokratycznych wyborach, więc rząd nie może być niedobry, musi być dobry siłą rzeczy. Opozycja przegrała w legalnych wyborach, więc jest zła, także z definicji. Wszystko co robi rząd, jest dobre. Nawet gdy się wydaje niedobre, to jest jeszcze lepsze, gdyż stoi za tym głęboki zamysł w duchu odpowiedzialności za państwo. Chwała nam i naszym partnerom z władzy, opozycji precz. Unia gwiaździsta nad nami, a prawo moralne w rządzie.

Tego rodzaju przesłanie musi mieć w tle przekonanie, że obecny układ nie odda władzy. Nigdy, przynajmniej w wyobrażalnej perspektywie. Wszak ściemnianie nie miałoby sensu w przypadku zmiany ekipy na opozycyjną, wówczas ostrze tej zakłamanej narracji obróciłoby się przeciwko dzisiejszym poputczykom władzy. Polska zmierza więc prosto w stronę dyktatury zblatowanych polityków i biznesmediów. Twardej czy miękkiej dyktatury, to się okaże po fakcie. Nie ma innego racjonalnego wyjaśnienia tego rodzaju propagandy. Ci ludzie nie oddadzą władzy dobrowolnie, nie robi się propagandowych operacji zakrojonych na tak olbrzymią skalę, żeby oddać pole w jakichś durnych wyborach.

Ciemny lud ma uwierzyć, że to władza zawsze ma rację, bo rządzi: „Przecież gdyby władza nie miała racji, to byśmy jej nie wybrali do rządzenia?” To pytanie retoryczne, zadane niby z głupia frant, lekkim tonem, lecz na poważnie w intencji, jest codziennie wtłaczane do głów Polakom. W tej czy innej formie. Podprogowo czy w inny sposób, innymi słowami, nieważne. Mamy w to uwierzyć a priori, na słowo, na kredyt, na przekór zdrowemu rozsądkowi, na zawsze. Potem, gdy już im uwierzymy, to choćby kradli bezwstydnie i na widoku, fałszowali wybory jawnie, darli z nas skórę na żywca i choćby wszy po ścianach chodziły, to stękniemy tylko, że już widocznie musi tak być…