Naziści przestają być mrocznym widmem przeszłości, stają się takim samym materiałem filmowym jak Czyngis-Chan, King Kong czy Winnetou

avatar użytkownika Foxx
Tak, zgodnie z recenzją Piotra Burasa zamieszczoną na portalu "G.W." miał się wypowiedzieć filmowy krytyk "Die Welt" na temat najnowszej produkcji Quentina Tarantino "Inglorious Bastards" (tłumaczone w tekście jako "Niesławni bękarci"). Tekst ten zresztą ma dość sugestywny tytuł - "Tarantino pokonał Goebbelsa".

Najpierw krótko o filmie:

"Dla nazistów będziemy okrutni. Ślady naszego okrucieństwa znajdą na wypatroszonych, pokawałkowanych i zdeformowanych ciałach, które im zostawimy" - zapowiada swoim podwładnym sierżant Aldo Raine, bohater "Inglourious Bastards" ("Niesławni bękarci").

Raine (w tej roli Brad Pitt) to przywódca żydowskich guerilleros, którzy w tajnej misji udają się z Ameryki do okupowanej przez Trzecią Rzeszę Francji, by mścić się na Niemcach. Jeden z oprawców (ps. "Żydowski Niedźwiedź") specjalizuje się w roztrzaskiwaniu głów kijem bejsbolowym, zaś znakiem firmowym bandy jest skalpowanie swoich ofiar. Nieliczni, którzy uchodzą z życiem, dostają na pamiątkę wyciętą nożem na czole swastykę. Metody zmyślonych żydowskich mścicieli doprawdy godne są ich żyjących w realnym świecie ofiar: esesmanów i gestapowców.

Na tym nie koniec prowokacji. Dwuznaczna jest postać piekielnie inteligentnego i jeszcze bardziej bezwzględnego esesmana Hansa Landy. Jego ujmująca powierzchowność i błyskotliwość umysłu jest w stanie, o zgrozo, obudzić w widzach sympatię. Kluczowy jest jednak finał: uroczystą premierę nazistowskiego filmu "Duma narodu" przerywa podpalenie przez partyzantów stosu łatwopalnych taśm filmowych. W pożarze ginie cała nazistowska elita z Hitlerem, Göringiem i Goebbelsem na czele. Kino - dosłownie i w przenośni - grzebie w zgliszczach Trzecią Rzeszę. (...)
Kto życzy sobie "grubej kreski" i końca powracających nieustannie dyskusji o nazistowskiej przeszłości, może dostrzec w jej trywializacji krok we właściwym kierunku.
(źródło i całość)

Mam wrażenie, że znajdujemy się obecnie w ciekawym momencie. Po licznych rewizjonistycznych głosach polityków z Rosji i Niemiec, pojawia się film - kuriozum. Nie chodzi nawet o konwencję z lubością stosowaną przez Tarantino - którego "Pulp Fiction" uważam za klasykę kina.

W rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej, otrzymujemy rzecz idącą znacznie dalej, niż fałszujący historię, filosemicki, "Opór". W sztafażu historycznym, serwuje się widzom opowieść o jakichś amerykańskich Żydach, którzy nie tylko holokaust w tej alternatywnej rzeczywistości byli łaskawi "zauważyć" (jak wiemy, naprawdę było zupełnie inaczej), ale jeszcze zbrojnie zdecydowali się zań mścić - z recenzji nie wynika, by ich działaniom przyświecał jakikolwiek taktyczny lub strategiczny cel. Wraca też, charakterystyczny dla amerykańskiego kina, motyw SS-mana "o miłej powierzchowności". To wszystko w przystępnej dla kinomanów z przełomu XX i XXI w. formie, w narracji jednego z czołowych reżyserów tego okresu...

Niemiecka prasa filmem jest zachwycona, serwując opinie, jak w tytule. Imponujące. I ciekawe. Czy pozwolimy Tarantino "pokonać Goebbelsa"? Czy na pewno ten film "grzebie Trzecią Rzeszę", czy tylko jej liderów, resztę popierających nazistów Niemców "odcinając grubą kreską"?

1 komentarz

avatar użytkownika Maryla

1. znakiem firmowym bandy jest skalpowanie swoich ofiar.

Witam, klapa "Oporu" nie zniechęciła twórców "Nowego Ładu". Więcej kasy, głośniejsze nazwiska reżysera i aktorów. A, ze hucpa i kocopoły? A kogo to obchodzi?Pogryzając chrupki i popijając pepsi, wyhodowany "nowy człowiek" łyknie wszystko, łącznie z kolejnym kłamstwem. Ciekawe, co na to "francuski ruch oporu"? Czy po serialu "Hallo, Hallo" żaden z nich nie piśnie ani słówka? A historycy z Francji? ..."W rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej, otrzymujemy rzecz idącą znacznie dalej, niż fałszujący historię, filosemicki, "Opór"...... Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl