Sygnały

avatar użytkownika FreeYourMind

W Polsce jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi nie o pieniądze, a o specsłużby tych pieniędzy pilnujące. Dziś urządziłem sobie sjestę z komisją śledczą, ponieważ chciałem skonfrontować to, co się w niej dzieje z tym, co przedstawiają reżimowe media. I nie pomyliłem się. Sekuła zachowuje się jak belfer, który prowadzi tzw. lekcję pokazową (np. z udziałem wizytatora z kuratorium lub z udziałem innych nauczycieli), a w jej trakcie, wyrywają mu się do odpowiedzi nie ci uczniowie, których przewidział belferski scenariusz, toteż trzeba ich, zgrzytając zębami, uciszać i „przywoływać do porządku”. Hasło „przechodzę na tryb włanczania mikrofonu” powinno przejść do historii polskiego parlamentaryzmu a la III RP. To Sekuła właśnie niemogący poradzić sobie z nadmiernie dociekliwymi pytaniami Wassermanna i Kempy. Jak dzisiejsze posiedzenie komisji zrelacjonowała radiowa Jedynka? Jak na peerelowskie standardy, których twardo jej redakcja się trzyma, przystało, podsumowanie obrad zrobił przedstawiciel strony rządowej („opozycja się czepia”), a przy okazji po raz kolejny ukazano Kempę jako tę, która robi obstrukcję w trakcie obrad. Klasyka, zatem.

W relacjach na stronie TVN klimat ściemniania podobny – o tym, co najistotniejsze ani słowa. Przyznam szczerze, że porządnie ubawili mnie przedstawiciele koalicji, którzy nawet nie kryli, iż ostatnią rzeczą, która ich interesuje, to wyjaśnienie całej sprawy. Nawet Arłukowicz sobie odpuścił po spytaniu wprost, czy Cichocki stoi za przeciekiem. Po jakimś czasie zostali na sali tylko Wassermann, Kempa i sekretarz kolegium ds. służb, no i w charakterze czujnego moderatora dyskusji, Sekuła („czy pani pytania zmierzają do dręczenia świadka? Na razie dręczą przewodniczącego komisji”). Cichocki, nawet jak na socjologa i „młodego wilka” polskiej polityki, sprawiał wrażenie nadmiernie wyluzowanego. Momentami miał problemy nie tylko ze skoncentrowaniem się na poruszanych kwestiach i ze zrozumieniem pytań, lecz i z ułożeniem spójnej, sensownej odpowiedzi. Momentami zaś mówił rozwlekle, jakby deklamował fragmenty dobrze opanowanego tekstu. Zapalił się szczególnie, gdy relacjonował swoje oburzenie na „bezpodstawne oskarżenia” sformułowane przez Kamińskiego, kiedy ten pojawił się po przecieku w kancelarii premiera.

Były jednak chwile, kiedy przybierał zasadniczą postawę i stawał się niezwykle wstrzemięźliwy, zaś jego - obecny niemal bez przerwy przez kilka godzin - uśmiech gasł, jakby śledczy wkraczali na teren otoczony zasiekami. To były chwile, gdy pytano Cichockiego o ABW. Tego tropu właśnie nie pozwolono ani Wassermannowi, ani Kempie ruszyć. Udało im się wprawdzie ustalić, że słynne kalendarium, to, jak sam Cichocki określił, „materiał”, a nie rządowy dokument, w związku z tym, materiał ten stanowi nie tylko swobodną niemalże twórczość Cichockiego (bez urzędowej parafki premiera), ale i relację niekompletną, choćby w kwestii Schetyny. Myślę, że celowo tak został ten pseudodokument sporządzony, by w każdej chwili jego autor mógł powiedzieć, że to tylko było takie niezobowiązujące sprawozdanie, a nie poważna relacja.

Najważniejsza jednak kwestia, jak sądzę, dotyczy służb, z którymi – teraz już służbowo :) - związany jest i Cichocki. Wprawdzie chętnie bym poznał, jakie przeszedł w tej materii przeszkolenie, by pełnić tego rodzaju ministerialne stanowisko (chyba że pełni rolę dekoracyjną, co wcale nie jest wykluczone), sam bowiem parokrotnie dziś podkreślał, iż jest analitykiem (cokolwiek to może znaczyć) - ale nie to mnie interesuje. Małe dzieci wiedzą, że w Polsce „partię wewnętrzną” stanowią ludzie służb, przy czym sytuacja nie jest tak klarowna, jak w Orwellu, ponieważ część ludzi dawnych służb przeszła do byznesu, mediów, rozrywki, polityki etc., część „przeszła weryfikację”, a część, ta najciemniejsza, weszła do świata przestępczego. Jest więcej niż pewne, iż między tymi trzema warstwami ludzi służb panuje niepisana umowa o kooperacji. Dowodzą tego liczne afery (gdzie mieszają się przedstawiciele i establishmentu, i półświatka), dyspozycyjność ludzi wymiaru sprawiedliwości w sytuacji newralgicznych śledztw (tu przy okazji „ginięcie” materiałów dowodowych lub ważnych świadków), no i osłona medialno-rozrywkowa, jaką ludziom z cienia potrafią zapewnić spece od socjotechniki i sterowania opinią publiczną. Ta kooperacja musi się wyrażać także tym, że w kulminacyjnym momencie zaczynają cyrkulować informacje o tym, że ktoś w prześwietlaniu piekielnych kręgów posuwa się za daleko (jak choćby Sumliński czy CBA).

Kamiński wspomniał wczoraj o tym, że jeden z byznesmenów był „przyjacielem wszystkich”. Otóż taką przyjaźń, która powoduje, że „otwierają się każde drzwi”, znikają jakiekolwiek przeszkody urzędnicze etc., a czegokolwiek „przyjaciel” się nie tknie, to się w złoto zamienia - zapewnić można sobie w republice bananowej tylko pod jednym warunkiem tj., że się ma wsparcie ze strony służb. Bezkarność szemranych byznesmenów nie byłaby możliwa, gdyby ktoś nie dbał jednocześnie, by im nie „przychylić nieba” i by w sprawom nadawać bieg lub „nie nadawać” - w zależności od tego, o jaki urząd i jaką procedurę by chodziło. Cichocki natomiast przyznał między wierszami, że ABW także zajmowało się tym, co się wiązało z ustawą hazardową, co możemy odczytać w ten sposób, że po prostu mogło wiedzieć z wlasnego rozpoznania w terenie o akcjach CBA. Sytuacja więc mogła być analogiczna jak z legendarnym „katarskim inwestorem” - w czyjś dil, osłaniany przez ludzi z cienia, wpakowała się (i to rozpracowując inną sprawę) dzicz z CBA, która dla spadkobierców sowieckiej Bezpieki i wojskówki, stanowiła (przynajmniej w okresie kaczyzmu), wroga nr 1 (oprócz komisji ds. WSI).

Piszę to, ponieważ może być tak, iż przecieku mogli dokonać nie Cichocki czy Tusk, lecz „ludzie z cienia”. To by mogły być te słynne „sygnały” (oraz ta słynna „inteligencja”), które miał na myśli sekretarz kolegium ds. służb, odpowiadając na pytania, jakimż to sposobem szemrani byznesmeni się dowiedzieli o akcji CBA. Sygnały z centrali, że tak powiem.


http://www.tvn24.pl/-1,1639076,0,1,cichocki-nie-bylem-zrodlem-przecieku,wiadomosc.html
http://www.rp.pl/artykul/2,422310_Przeciek_czy__inteligencja_i_sygnaly__.html

napisz pierwszy komentarz