Odebrać prawo głosu

avatar użytkownika FreeYourMind
Prof. Z. Krasnodębski popełnia błąd podejmując próbę polemiki z ludźmi z Ministerstwa Prawdy. Im wcale nie zależy na rzeczowej debacie, tylko na zmonopolizowaniu wpływu na opinię publiczną, wobec tego jedynym ich zadaniem jest stałe „wypieranie” z przestrzeni społecznej jakichkolwiek środowisk, głosów czy nawet idei, które godzą w ten konstruowany od 20 lat salonowy monopol. Poza tym uznanie, że ludzie z MP mogą być uznani za prawomocni uczestnicy takiej debaty, zupełnie bezzasadnie legitymizuje tychże ludzi po dwóch dekadach ich destrukcyjnego działania socjotechnicznego, które wymierzone było w kształtowanie się polskiej świadomości narodowej i odbudowywanie się więzi narodowych. Budowa „społeczeństwa obywatelskiego” lansowana przez MP miała na celu transformację nie tylko stosunków własnościowych i podstaw ustrojowych (od komunizmu do neokomunizmu, czyli kapitalizmu politycznego), ale transformację świadomości Polaków, tak by wyzbyli się przywiązania do katolickiej, narodowej, a szczególnie antykomunistycznej tradycji i stali się z jednej strony „ludźmi bez ziemi”, „mieszkańcami euroregionu”, „tubylcami”, „obywatelami unii”, „obywatelami świata”, z drugiej zaś, zbiorowiskiem osób pozbawionych etycznego i narodowego kośćca, myślącymi w kategoriach relatywistycznych, dostosowywanych do aktualnego salonowego zapotrzebowania na klisze pojęciowe.

Owszem, trzeba piętnować kłamstwa MP oraz całą nową inżynierię dusz, w jakiej wyspecjalizowali się funkcjonariusze MP, ale pod żadnym pozorem nie powinno się wchodzić z tymi środowiskami w dyskusję, tak jak nie wchodzi się w dyskusję z czerwonymi. Jak wiemy zresztą doskonale ludziom z MP jest bliżej do czerwonych niż do kogokolwiek innego, więc te różnice między różowymi a czerwonymi się już od lat zacierają, nie tylko ze względu na wspólnotę interesów i na więzy światopoglądowe, lecz i przez podobne, konsekwentnie antytradycjonalistyczne podejście do współczesnej Polski. Z tego też powodu Krasnodębski nie ma co oczekiwać, że ludzie z MP będą nagle wykazywać się z pojmowaniem tego, co piszą konserwatyści, tudzież racji zgłaszanych przez konserwatystów („kłopoty ze zrozumieniem słowa pisanego pojawiają się wśród ludzi pióra”), ponieważ zadaniem funkcjonariuszy MP nie jest zagłębianie się w teksty i idee konserwatystów, lecz ich (i tekstów, i idei, i samych konserwatystów) systematyczne zwalczania lub dezawuowanie (gdy zwalczyć się nie da). Dla tych z MP przekaz konserwatywny to jest coś takiego jak dla komuchów komunikaty nadawane przez „bibisyna”, „Głos Waszyngtonu” czy RWE, w związku z tym jedyną strategią do przyjęcia w sporze z konserwatystami jest zagłuszanie lub dezinformowanie.

Nie znaczy to, rzecz jasna, że środowiska konserwatywne powinny przyjąć podobną postawę wobec ludzi z MP. Przeciwnie, należy precyzyjnie opisywać i dokumentować spektakularne przejawy kłamstwa, głupotę, złą wolę i destrukcyjną działalność tego środowiska (zaznaczam, że nie mam na myśli wyłącznie „GW” i mediów okołoagorowych, bo komunistyczna „Polityka” to także ludzie z MP, choć z dłuższymi tradycjami, jeśli chodzi o dezinformację i wysługiwanie się władzy), uważam jednak, iż nie powinno się wchodzić w debatę z tymi środowiskami, gdyż w ten sposób winduje się je na pozycję, na którą nie zasłużyły. Samo zresztą dostrzeżenie, iż dla ludzi z MP Polska jako bantustan, a ściślej, protektorat niemiecki, to szczyt marzeń, wystarczy, by odmówić owemu środowisku jakiegokolwiek prawa do uczestniczenia w poważnej, sensownej debacie, którą prowadzą od lat Polacy zatroskani o kształt państwa.

http://www.rp.pl/artykul/424413_Krasnodebski__Odpowiedz_laureata.html

napisz pierwszy komentarz