List do drogiego Rolexa

avatar użytkownika FreeYourMind

Rolexie, którego wszyscy uwielbiamy, napisałeś o rozgrywaniu leszcza. Rozgrywanie leszcza rozumiem, jest to OK, na zimno czy na gorąco, mniejsza z tym, OK. Przedstawiasz jednak tylko jedną stronę medalu. Mnie wcale nie interesuje mentalność leszcza, młyny intelektualne leszcza i ewentualna panika leszcza, ale przede wszystkim rzeczywiste intencje i rzeczywiste działania PiS-u. Ja nie piszę o zasłonach dymnych, bo te może PiS wypuszczać, jakie sobie chce. Nie piszę o pogrywaniu. Zresztą, nawet, by z kimś pogrywać, trzeba wiedzieć dokładnie, jak, bo czasami może się trafić cwaniura, który z naszego pogrywania zrobi nam jesień średniowiecza.

JK, przypomnę, otwarcie wczoraj wykluczył polityczny sojusz z SLD, co zapewne stanowiło właśnie reakcję na głosy zaniepokojenia ze strony zwolenników PiS-u, a nie leszczy. I ja tę deklarację traktuję serio. Zdajesz sobie chyba bowiem sprawę, że stan dezorientacji wśród wyborców PiS-u (nie wśród leszczy, podkreślam) wcale by tej partii nie wzmocnił, lecz wprost przeciwnie. Zauważ ponadto, że raz wrzucony szczur i tak zaczyna żyć własnym życiem (jak to zwykle z dezami bywa), więc dyskusja o potencjalnym sojuszu antykomunistów z komunistami wcale się nie zakończyła i PiS-owi dalej się w mediach dorabia gębę, kwestionując w ten sposób jego wiarygodność i polityczną konsekwencję, tak jakby dotychczasowych doklejonych gąb miał PiS mało. A. Hofman, od którego cała zawierucha się ponoć zaczęła, ma zostać wezwany na męską rozmowę z szefem PiS-u, ale według mnie powinien wstąpić w szeregi SLD, a już na pewno żaden z wyborców PiS-u nie powinien głosować na kogoś takiego jak Hofman. Nie chodzi jednak o młodego Hofmana, któremu polityka pomyliła się z politbiurem, ale także o innych członków PiS-u, w tym nieocenionego Gosia (było nie było wiceprezesa, a kiedyś szefa klubu), który też wczoraj, jak wspominałem w poście, chlapnął w Radiu Kielce, że „nie wyklucza”.

Obawiam się, że nie tylko ci ludzie z PiS-u, którzy się zaczęli odrywać od rzeczywistości, ale i ci, co takie oderwanie zaczęli wyrozumiale uzasadniać, złapali się na kolejny „wizerunkowy retusz” komunistów, nad którym pracowali oni dość długo od momentu zwalenia ich z hukiem z politycznej sceny po skandalu z Rywinem i taśmami Gudzowatego. Każdy jednak, kto śledzi ewolucję komunizmu (o której i Ty sam wielokrotnie pisałeś), wie, że zmiany wizerunku należą do stałego repertuaru dezinformacyjnych działań komunistów, za którymi kryje się ta sama „morda ty moja” zamordysty, złodzieja, zbrodniarza, agenta, zdrajcy kraju. Analogicznie więc na SLD należy patrzeć nie przez pryzmat „bystrego Arłukowicza” (z tym Arłukowiczem to jakaś komedia, słowo daję, na tle bowiem postaci Stefaniuka, Sekuły czy innych posłów PO naprawdę nie jest wielką sztuką błysnąć intelektualnie) czy innych „młodych”, „niezwiązanych z PZPR-em”, lecz przez facjatę Oleksego, Millera, Senyszyn czy Szmajdzińskiego – ze szczególnym naciskiem na twarz Senyszyn. To bowiem jest prawdziwe oblicze post-pezetpeerowskiej „lewicy”, nie zaś jakiś Arłukowicz czy nawet Napieralski. Czy powinienem ponadto przypominać o postulatach zlikwidowania IPN-u, o obronie esbeków, o związkach środowisk komunistycznych z mafią III RP? Przecież to wszystko doskonale wiesz, a więc wydawałoby się, że nie ma najmniejszych możliwości na zawieranie jakiegokolwiek porozumienia z tego rodzaju ludźmi, tymczasem piszesz:

„Przy czym, żeby było jasne, ja na doraźne sojusze z SLD się zgadzam i to zgadzam się zupełnie cynicznie.
Sojusze, który będą miały na celu zrobienie grubego świństwa wszystkim byłym TW służb wojskowych i cywilnych, który w nieutulonym żalu pogrąży Mira, Rycha i Zdzicha oraz z naszych sojuszników z bratniego Peru.
I który wreszcie zadusi stwora o nazwie SLD, bo stwór i tak ledwie zipie.”

Otóż jest w takim przedstawianiu sprawy pewien istotny błąd: założenie, że wchodząc w grę polityczną z czerwonymi można coś wygrać. Jest dokładnie odwrotnie – wejście w porozumienie z czerwonymi może jedynie opóźnić katastrofę własnego ugrupowania. Wybitnym przykładem tej życiowej i historycznej prawdy jest porozumienie okrąglakowe. Podejrzewam, iż część jego sygnatariuszy po stronie opozycyjnej była takiego właśnie zdania, tzn. że komunistów można jakoś rozegrać. W rezultacie mieliśmy prezydenta Jaruzela i premiera Kiszczaka na starcie, a co było potem i jak ta historia toczy się do dziś, to sam doskonale wiesz, bo wielokrotnie i Ty ją opisywałeś. Jeśli bowiem wchodzi się do szamba, to nie można się spodziewać, że się będzie wyglądać potem jak Bond w nieskazitelnie czystym i wyprasowanym garniturze, prowadzący czołg.

Nie należy jednak sądzić po tych moich słowach, iż z czerwonymi nie należy zawierać jakichś układów. Owszem, należy, ale pod warunkiem spisania wyraźnych, legalnych granic współdziałania oraz wyrażenia przez czerwonych (pisemnej) gotowości poddania się wymiarowi sprawiedliwości. W sytuacji, w której uważam, że SLD (jako spadkobierca PZPR) powinno zostać zdelegalizowane, zaś środowisko komunistyczne prześwietlone śledztwami prokuratorskimi – można by potraktować czerwonych w taki sposób, że złagodzi się dla nich wymiar kary w zamian za współpracę, typu: wskazanie przechowywanych w prywatnych zbiorach archiwów komunistycznych, podanie źródeł nielegalnego finansowania, wskazanie tajnych kont „lewicy”, ujawnienie skali współpracy ludzi posowieckich służb ze służbami innych krajów, zwłaszcza Rosji, podanie nazwisk postkomunistycznej agentury w mediach, na uczelniach, w środowiskach artystycznych i biznesowych itd. Gdyby na tego rodzaju współdziałanie (na piśmie i pod groźbą konsekwencji politycznych i prawnych, gdyby odstąpiono od takiego współdziałania) przedstawiciele SLD się zgodzili, to wtedy można by do kooperacji przystępować.

Nie muszę jednak dodawać, że to zupełnie niemożliwe właśnie w przypadku SLD. W interesie tej pseudopartii może nawet być odsunięcie PO od władzy (na to samo SLD jest za słabe i faktycznie potrzebuje kooperanta), ale przede wszystkim SLD zainteresowane jest ugruntowaniem swojego statusu w „wolnej i niepodległej Polsce”, czyli trwałym, perspektywicznym zabezpieczeniem swojego stanu posiadania. Coś takiego zapewniłoby komunistom porozumienie z tymi, którzy chcieliby rozliczenia komunizmu – w ten wszak sposób zamknąłby się pewien rozdział historii i partia komunistyczna po kilkudziesięciu latach od bolszewickiego najazdu na Polskę, zostałaby zalegalizowana na długie dekady. Czy taki scenariusz Cię, Rolexie, pociąga? Czy większym problemem dla Polski jest PO, a już nie SLD?

Piszesz, że to „stwór i tak ledwie zipie”. Jeśli więc ledwie zipie, to po cholerę byłoby wchodzić z nim w porozumienia? Jeśliby była szansa na to, że czerwoni nie wejdą do parlamentu, to należałoby się zakrzątnąć właśnie wokół tego, by NIE weszli, nie zaś grać na to, by zapewnić im kolejną kadencję wśród konfitur władzy. Sam przecież doskonale wiesz, że praca (nie tylko czerwonych) parlamentarzystów polega na uwijaniu się wokół rozmaitych mniejszych lub większych interesów, „klepaniu spraw”, które ktoś komuś naraja, osłanianiu kolesi itd. Mielibyśmy więc fundować kolejne nieustające wakacje komunistom i ich zapleczu?

Zresztą, sama myśl, że stwór ledwie zipie jest błędna. Czerwoni znakomicie się mają i są bardzo silni – ich wpływy w mediach (nie tylko publicznych), w kulturze, w edukacji, w biznesie, w służbach, to przecież jeden wielki rak zżerający od dziesięcioleci nasz kraj, a sukces wyborczy PO w 2007 r. (tudzież sukces PO jako destrukcyjnej opozycji w czasach kaczyzmu) związany był z poparciem, jakiego tej partii udzieliła właśnie czerwona pajęczyna. To właśnie było niepisane, ale wyraźne porozumienie PO z SLD, którego skutki odczuwamy dotkliwie do dziś. Jeśli natomiast dziś Kwach zaczyna się bawić w otwartego krytyka PO (tenże sam Kwach, który z Olechowskim, Wałkiem, Wajdą i innymi mędrcami, urządzał ruch broniący demokracji przed kaczystami, jak pamiętasz), w krytyka proponowanych przez PO zmian w konstytucji, w krytyka absolutyzacji władzy przez PO etc., to wyłącznie z tego powodu, by (w ramach zmian wizerunkowych SLD) utorować po raz kolejny czerwonym powrót do władzy jako „partii profesjonalistów”.

Podsumowując, gdyby PiS utworzył rząd z antykatolickim SLD (Szmajdziński byłby szefem MON-u, a Senyszyn edukacji?), to - pomijając już te katastrofalne konsekwencje i dla partii Kaczyńskiego, i dla Polski, o których wspominałem w moim poprzednim poście - ja będę pierwszym, który będzie piętnował tego rodzaju zdradę. To byłaby bowiem zdrada - nie tylko zdrada zaufania konserwatywnych (i zwykle katolickich) wyborców - ale zdrada Polski. Ostatnia więc rzecz, jaką można w obecnej sytuacji lansować, to tego rodzaju zabójcze dla PiS-u porozumienie.

http://hekatonchejres.salon24.pl/162095,leszcz-na-zimno
http://kulturaliberalna.salon24.pl/162158,rotfeld-strategia-rosji-wobec-europy-to-finlandyzacja
http://freeyourmind.salon24.pl/161951,w-kacie

napisz pierwszy komentarz