Jaruzela zaprosić do Katynia jeszcze

avatar użytkownika FreeYourMind
Skwieciński w swym tekście, który jest tak mądry (a już tytuł jak z „Trybuny Ludu”, słowo daję), że natychmiast na wyścigi zaczęli go cytować mądre chłopaki z „Sygnałów Dnia” i to jeszcze zanim zdążyłem dopić poranną kawę, cały swój tekst poświęca kwestiom wizerunkowym – zarówno jeśli chodzi o to, jak nas widzą i piszą „na świecie”, jak i o to, jak na prezydenta Kaczyńskiego patrzą peerelacy, czyli ludzie uznający wciąż „Ludową Polskę” za ojczyznę, a Jaruzela za męża opatrznościowego – konkluduje zaś, odwołując się do kwestii „naszych realnych interesów”. Tym interesom zaś nie poświęcił ani jednego akapitu, można więc sądzić, że albo traktuje je jako coś związanego z zabiegami wizerunkowymi, albo jako tak oczywistego, że każdy młot, taki także jak ja, domyśla się, o co może chodzić.

Nie mogę sobie odmówić porównania właśnie z ludową ojczyzną peerelaków, kiedy to odwoływanie się do tego „jak nas widzą/piszą na świecie” (pech chciał, że wybierano zwykle prasę komunistyczną lub lewicową) należało do kanonu strategii argumentacyjnej propagandystów wszelkiej maści – Passentów i innych mędrców ówczesnego świata, których nazwisk może nawet nie warto przywoływać, by nie zapadły w pamięć młodszego pokolenia – w zależności więc od tego, czy nas „widziano/pisano” pozytywnie, czy też negatywnie, sypały się pochwały pod adresem „polskiego społeczeństwa” lub nagany i nawoływania do opamiętania i zaprzestania „pobrzękiwania szabelką”. Tymczasem już dziecko wie, że to, jak nas „widzą/piszą”, jest elementem oddziaływania na opinię publiczną danego (opisywanego) kraju i bardzo rzadko wiąże się z jakimś obiektywizmem, częstokroć stanowi wyraz jakiś pokracznych doprawdy stereotypów na temat danego kraju. Nie szukając daleko, niedawno natknąłem się na jednym z amerykańskich portali informacyjnych, na taki news dnia z naszego biednego kraju (
http://www.mail.com/intl/Article.aspx/world/europe/APNews/Europe/20100305/U_EU-Poland-It-s-Raining-Boots?pageid=1 ).

Czy nie przypomina to wiadomości z obszaru Trzeciego Świata? Kolorowe gumioki dla dzieci i nauczycieli z jednego z polskich miast ze względu na paromiesięczne roboty wodociągowo-drogowe. Brakuje tylko zdjęcia chłopów sunących w błocie furmankami. No ale mniejsza z tym.

Chcę tylko powiedzieć, że to, jak nas „widzą/piszą” może mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością. W związku z tym wcale w naszym interesie nie musi być dbanie o to, jak nas będą życzliwi na świecie portretować, bo tak Bogiem a prawdą, nie mamy na to wielkiego wpływu. Zresztą nawet gdybyśmy mieli, to i tak istota rzeczy polega na tym, by nasze państwo było powodem do dumy dla polskich obywateli, a nie źródłem zgryzot i życiowych frustracji (tej dumy nie zapewni poklepywanie po plecach przez sąsiadów). Wtedy bowiem śmiać się będziemy z tego, jak nas „widzą/piszą”. Skwieciński natomiast wychodzi z założenia, iż „wizerunek przede wszystkim”, bo to jest jakiś klucz do sukcesu. Tak też zresztą myślą o polityce przedstawiciele gabinetu ciemniaków, co zęby już zdążyli zjeść na „polityce wizerunkowej”, a sami obywatele z tego wszystkiego mają jedynie zapowiedzi, że szykuje się kolejna podwyżka VAT-u w Irlandii 2, które to wieści, mam nadzieję, wyjątkowo ucieszą wyborców PO-PSL, którzy przecież hojną ręką będą wspierać swoich wybawicieli z kaczyzmu. No, nie ma zmiłuj, za cud gospodarczy trzeba przecież zapłacić – dokładnie tak, jak za balowanie za czasów pierwszej pięciolatki Gierka. Fajnie żyje się na kredyt, gorzej, gdy za ów kredyt trzeba jednak któregoś z dnia z nawiązką bulić. Na tym jednak polega socjalizm z ludzką twarzą, który nastał po 1989 r. Najpierw bal, a potem obowiązkowa i powszechna składka na biednego dziadka.

Ze świętowaniem końca II wojny światowej jest tak, że kto jak kto, ale Rosja ma się czym szczycić. Nie tylko bowiem z militarną i żywnościową pomocą USA pokonała gitlerowców, ale i przy okazji zajęła sporą część Europy, urządzając sobie blok sowiecki z całą plejadą agenturalnych „rządów” wykonujących w podskokach wszystko, co Moskwa zarządzała, z torturowaniem i zabijaniem „wrogów ludu” włącznie. ZSSR zapewniło sobie więc status „supermocarstwa” i w tym sensie 9 maja 1945 to dzień sowieckiego zwycięstwa. Dla naszego kraju jednak był to dzień klęski, co tu dużo kryć, bo już było pozamiatane i powstawała na dobre i na złe „Polska lubelska”, gdzie promoskiewska agentura urządzała się z pomocą NKWD, wprowadzając komunistyczne porządki w na nowo okupowanym kraju. Do ludzi, co ochoczo się włączyli w te działania, należał młody Jaruzel, należy wspomnieć.

Stary Jaruzel natomiast został ponownie zaproszony na tegoroczne majowe uroczystości na Placu Czerwonym i zaproszenie (jakżeby inaczej) przyjął, co całkowicie zmienia kontekst ewentualnego wyjazdu prezydenta Kaczyńskiego, który, gdyby nie to zaproszenie, mógł spokojnie jechać. Zewsząd dobiegają nas głosy (w tym chórze także Skwieciński), że obecność Jaruzela to właściwie nic złego ani szczególnego – autorom tychże poglądów proponuję, by za swojego reprezentanta właśnie potraktowali Jaruzela, było nie było prezydenta i peerelu, i neopeerelu, i nie domagali się wyjazdu Kaczyńskiego. Jeśli bowiem traktujemy Polskę i polskie interesy serio, to głoszenie tezy, że obecny prezydent powinien brać udział w uroczystościach niemalże u boku Jaruzela, stanowi wyraz wyjątkowej ślepoty.

To że dla Rosji „Polsza nie zagranica” i wobec tego można z niej robić sobie jaja, nie znaczy, że i my powinniśmy patrzeć tak na nasz kraj. Nikt inny, ale właśnie Rosja ingeruje nieustannie w nasze interesy i ekonomiczne, i militarne, i polityczne, mimo że wojska sowieckie zostały w 1993 r. wyprowadzone znad Wisły. Rosja nie zgadza się na wzmacnianie naszego kraju przez zachodnich sojuszników, Rosja uzależnia nas energetycznie (to że z pomocą tutejszych, jak to mówi Michalkiewicz „mężyków stanu”, to osobna sprawa), Rosja straszy nas co jakiś czas swoją bronią nuklearną. W tej sytuacji zaś nasi rodzimi mędrcy uważają, że właśnie trzeba jeszcze bardziej się zginać, by rosyjska koza na nasze drzewo wyżej wskakiwała. Ciekawe, co by powiedzieli, gdyby zaproszono Jaruzela także do Katynia.

http://www.rp.pl/artykul/454122.html

napisz pierwszy komentarz