Granice

avatar użytkownika FreeYourMind
„Granice mojej wyobraźni są granicami mojego świata”, można sparafrazować słynne powiedzenie Wittgensteina, odnosząc je do tego, co prezentuje nam w swojej analizie posmoleńskiej sytuacji Polski, I. Janke. Oczywiście nie mam o to do Jankego pretensji, bo każdy ma prawo do ustalania granic swojej wyobraźni tak, jak sobie chce. Mogę natomiast protestować przeciwko utożsamianiu granic wyobraźni Jankego z granicami świata, który jest o wiele bogatszy niż wyobraźnia niejednego, nie tylko polskiego dziennikarza.

Co nam bowiem chce Janke powiedzieć? Przede wszystkim, że mu się w głowie nie mieści, iż władze Rosji (służby spec. itd.) mogły stać za tragedią z 10 kwietnia. On po prostu sobie tego nie wyobraża i koniec. No i właściwie po takim stwierdzeniu my również powinniśmy przestać sobie to wyobrażać i skierować myślami, bo ja wiem, może w stronę Placu Czerwonego i szykującej się defilady. Tymczasem, jeśli wczytamy się uważnie w tekst Jankego, dostrzeżemy w nim kilka niekonsekwencji, z którymi powinien się zmierzyć sam jego autor.

Janke zapewnia nas, że Putin nie jest wariatem. Dobrze to wiedzieć, choć warto pamiętać, że wielu przywódców, którzy dopuszczali się zbrodni i na narodach, którymi rządzili i które podbijali, nie było wariatami. Zbrodniarze bowiem wcale wariatami być nie muszą. Szef salonu24 wprawdzie przyznaje, że trochę zbrodni ma na sumieniu rosyjska Bezpieka, z którą obecny premier a niedawny prezydent Rosji jest związany, ale zaraz też Janke dodaje, że aż tak zły, iż dokonałby zamachu na prezydencki samolot, to Putin na pewno być nie może, bo „pojechałby po bandzie”. Jeśli jednak się wspomni na historię służb sowieckich, których tradycje przejęła przecież FSB (vide lektura Litwinienki, Kowaljowa, Politkowskiej), to nie po takich bandach już jeździli przywódcy Rosji. Czy Zachód musiałby reagować jakimś wielkim wstrząsem, jakimś dramatycznym zwrotem w polityce – na wieść o rosyjskim udziale w tragedii smoleńskiej? Absolutnie nie. Zachód wiedział i o ataku sowieckim na Polskę we wrześniu 1939 r., i o zbrodni katyńskiej, i o Gibraltarze, i o komunistycznej agenturze szykującej się do przejęcia władzy po „wyzwoleniu Polski” - i wcale mu to nie przeszkadzało we współpracowaniu z Rosją. Dlaczego więc dziś miałby świat zatrząść się w posadach, gdyby się okazało, iż Rosjanie nieco pomogli polskiemu Prezydentowi i pasażerom Tu-154M? Czy na świecie nie jest żyje się Pojednaniem zachodnio-moskiewskim? Co robi Obama? Co robi Merkel? Co robi Sarkozy? Panie Janke, jeśli ktoś potrzebuje przejrzeć na oczy, to chyba szczególnie Pan, a nie otumanieni blogerzy. To jest inny świat niż (nie tylko) Panu się wydaje.

„Wielu blogerów, a coraz częściej także dziennikarzy, zaczyna z faktu stawiania pytań wyciągać wnioski, do których nie ma dziś podstaw”. Wedle tej logiki, jakiej wykład daje nam Janke, należałoby we wnioskowaniu zatrzymywać się wyłącznie na etapie pytań. Nie muszę jednak dodawać, iż w ten sposób nie dowiedzielibyśmy się zupełnie nic. Poza tym, o wiele łatwiej jest postawić pytania aniżeli znaleźć na nie racjonalne odpowiedzi. Ba, są pytania mądre i bywają pytania idiotyczne. Są pytania dorzeczne i pytania wprowadzające w błąd. Po czym zaś wiemy, które pytania są właściwe, a które nie? No więc chyba same pytania to za mało.

Janke zdaje się twierdzić, iż wystarczy się trzymać faktów, by nie popaść w obłęd pochopnie sporządzanych wersji wydarzeń, jakby nie zauważał, że właśnie od samego feralnego sobotniego poranka nie sposób uzyskać jakiejś jednej i zweryfikowanej listy rzeczywistych zdarzeń, czyli faktów. Strona rosyjska bowiem nie tylko od samego początku wrzuca do mediów najrozmaitsze dezy (skwapliwie komentowane przez agenturę w Polsce aż do czasu pojawienia się nowych dez), ale i pilnuje, by jedynym posiadaczem pełnej wiedzy o tym, co się stało na smoleńskim lotnisku były służby rosyjskie z tamtejszą prokuraturą, której śledztwo nadzoruje Putin. Poniżej przytaczam link do wywiadu z J. Olechowskim (kończący się na wszelki wypadek solennym zapewnieniem, że „nigdy w historii tak blisko nie byliśmy z Rosjanami, jak teraz” (!)), w którym przyznaje on, że milicjanci nie pozwolili wejść polskim dziennikarzom na teren katastrofy (brawo polscy dziennikarze). Jest to jedna z symptomatycznych relacji, bo przecież po dziś dzień nie widzieliśmy żadnego materiału obrazującego spadanie polskiego samolotu. Cały świat niby jest szpiegowany przez 24 godziny i nie znalazła się żadna bidna kamerka, która uchwyciłaby owo dramatyczne lądowanie? Nie ma żadnych satelitarnych zdjęć z wojskowych satelitów? Nie ma żadnego śladu po tym, JAK to przebiegało?

Na tym problemy się nie kończą. Od niedawna wiemy, że do katastrofy doszło kilkanaście minut wcześniej niż podawano nam przez blisko dwa tygodnie. Co więcej, służby ratownicze ruszyły na miejsce po kilkunastu minutach. Dziennikarze opowiadający o tym nawet się tej sytuacji specjalnie nie dziwią, ponieważ przedstawiciele służb rosyjskich, w tym milicjanci, zapewnili ich, iż nie było kogo ani czego ratować. Innymi słowy: polscy dziennikarze NIC kompletnie nie widzieli, a jedyne, co mają nam do przekazania to relacje Rosjan oraz rozdygotane migawki z miejsca katastrofy, z których większość także przez Rosjan została sporządzona. Czy nie jest to stanowczo za mało, by autorytatywnie zabierać głos w kwestiach przyczyn tragedii? To pytanie oczywiście kieruję do dziennikarskiej braci, która tak znakomicie wywiązała się z zadania relacjonowania największej tragedii Polski powojennej i robienia wizji lokalnej na miejscu wypadku.

Pech właśnie chce, że to dopiero ludzie ze Smoleńska zaczęli dokumentować w Sieci (na różnych forach i na youtube) to, co się tam dzieje naprawdę, ponieważ większość dziennikarzy z Polski zajęta była albo dziwowaniem się „żałobnymi tłumami” na ulicach, albo uspokajaniem dziczy, by nie psuła warszawsko-moskiewskiego Pojednania. Ja nawet nie chcę myśleć, co by było, gdybyśmy tych słynnych zdjęć z lotniska i tego legendarnego filmiku nie mieli (materiałów przecież przez kilka dni zupełnie ignorowanych przez mainstream, który po pewnym czasie zaczął się chwalić, że on je pierwszy publikuje!) i gdyby rozmaici eksperci zajmujący się lotnictwem nie włączyli się do internetowej dyskusji. No bo czym dysponowalibyśmy ze strony polskich dziennikarzy? Opowieściami o podwyższonej adrenalinie (vide Olechowski)? Zdjęciami rozwalonego ogona samolotu albo Putina łapiącego słabnącego Tuska?

Powiem więc tak: jeśli panowie dziennikarze nie chcecie się w tym wszystkim babrać, to spokojnie się zajmujcie czymś innym. My zaś dołożymy wszelkich starań by sprawę wydrążyć do spodu. Nawet metodą prób i błędów. Na pewno zaś nie metodą chowania głowy w piasek.

http://www.tvp.info/opinie/wywiady/czulem-zapach-paliwa-lotniczego/1668832 (wywiad z red. J. Olechowskim)
http://www.rp.pl/artykul/9157,466995_Janke__Putin_nie_jest_wariatem.html

napisz pierwszy komentarz