Reset

avatar użytkownika FreeYourMind


Wydawać by się mogło, że ponad miesiąc po 10 kwietnia każdy człowiek mający głowę na karku zaczyna czuć rosnący swąd związany z tragedią smoleńską, a tu wydaje się, że nie, bo oto Doktor No naraz zerwał się, by tych wszystkich węszących zmieszać z błotem i wyznać, że go szlag trafia, iż jacyś goście snują „najprzeróżniejsze fantastyczne i dziwaczne” hipotezy dotyczące zamachu. „Pewna grupka”, jak się ładnie wyraził, a więc zapewne chodzi mu o piszących w s24, a nie tych z rosyjskojęzycznych forów (http://www.fronda.pl/news/czytaj/zwyklych_rosjan_ogarnela_mania_spiskowa_wladze_sa_tym_przerazone) (http://gulag.ipvnews.org/new/article20100421.php), z różnych mediów zagranicznych (izraelskich, niemieckich, rumuńskich), amerykańskich ekspertów, przywoływanych przez M. J. Chodakiewicza (http://www.tygodniksolidarnosc.com/2010/19/3d_del.htm ), no i na pewno nie tych, co publikują na „Kavkaz Center” (http://www.kavkazcenter.com/eng/content/2010/05/11/12021.shtml). No bo jak na moje oko, to ta grupka jest całkiem spora. Pomińmy jednak kwestie reprezentatywności grupki.
Doktorowi No chodzi – jak podejrzewam zapewne zupełnie mimowolnie, choć głowy bym za to nie dał – o to, co dobitnie wyraził w pierwszych minutach (!) po ogłoszeniu na antenie TVN24, że doszło do katastrofy, jeden z rosyjskich komentatorów (http://www.youtube.com/watch?v=o2u7UTdYXPQ&feature=related) W. Kirianow (ok. 3'44'' materiału) zaraz po wyrażeniu pochwał pod adresem lotniska oraz kondolencji pod adresem Polski rzekł: „myślę, że Polacy nie będą obciążać tym wydarzeniem rosyjskiej jakiejś tam władzy i tak dalej”. W zlinkowanym wyżej fragmencie relacji telewizyjnej mamy zresztą niepowtarzalną okazję do obejrzenia ludzkiej reakcji W. Olejniczaka – zaznaczam to, ponieważ od niedawna już przedstawiciele SLD wrócili do swoich zachowań sprzed katastrofy i znowu, z Kaliszem na czele (ciekawe, czy powiesił sobie portret śp. L. Kaczyńskiego, tak jak zapowiadał), straszą strasznym PiS-em. Kalisz dziś w radiowej Jedynce powiedział w wywiadzie, że ludzie „boją się pisowców”, oczywiście w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich, co tylko potwierdza starą prawdę, że ludzie z czerwonej formacji nie są w stanie się niczego, kompletnie niczego, nauczyć (tak jak KPP, których członków Stalin katował i zabijał, a nadal był przez nich wielbiony).


Wracam jednak do elukubracji Doktora No. Stawia on zupełnie fałszywą tezę, jakoby mitomani, co węszą spisek 10 kwietnia, za swój główny cel obrali sobie dokopanie Jamajce i PO. Jest to tak wierutna bzdura, że aż nie powinienem jej komentować, no ale co zrobić, skoro nie chcę, ale muszę. Otóż w tragedii smoleńskiej, śmiem przypomnieć, bo nie tylko Doktorowi No, ale i wielu komunistom, a nawet peokratom się to najwyraźniej zatarło w pamięci, zginęli oprócz Pary Prezydenckiej i (natowskiej) generalicji, oraz czołowych polityków PiS-u (i wielu innych wartościowych ludzi, których nazwiska doskonale znamy), przedstawiciele/przedstawicielki koalicji rządzącej oraz SLD. Dochodzenie przyczyn katastrofy jest więc także wyrazem szacunku dla tychże osób, których śmierć domaga się wyjaśnienia. To, że sprawę obecnie lekceważą i PO, i PSL, i SLD, to już sprawa sumień przedstawicieli tychże ugrupowań – ale jest wielu ludzi, którzy czują się zobligowani (przede wszystkim moralnie) do zbadania tego, co się naprawdę w Smoleńsku wydarzyło. I ci ludzie bardziej się przysługują pamięci zmarłych aniżeli ci, co zatykają sobie uszy, oczy i usta, uważając sprawę za zamkniętą albo przynajmniej za „pospolity wypadek lotniczy”.


Takie rzeczy - tj. katastrofy, w których giną prezydenci i wysoko postawieni urzędnicy państwowi (z wojskowymi na czele) - nie dzieją się jednak przypadkiem. Mówi się zresztą – i to nawet na Czerskiej (vide Wroński u Wildsteina ostatnio), że to katastrofa bezprecedensowa w dziejach świata! Owszem, gdyby przed lotniskiem smoleńskim roztrzaskał się polski samolot cywilny ze „zwykłymi pasażerami”, to pewnie można byłoby przede wszystkim założyć, iż doszło do nieszczęśliwego wypadku (choć, tak jak w przypadku katastrofy nad Lockerbie z 1988 r. nie można byłoby wykluczyć zamachu terrorystycznego i nie prowadzić drobiazgowego śledztwa), w takim jednak przypadku, jak ten z 10 kwietnia – rażącą głupotą i zgoła przestępczym działaniem byłoby unikanie od samego początku stawiania i weryfikowania hipotezy o zamachu. Nie muszę przypominać w tym miejscu, że właśnie rosyjscy śledczy z marszu skierowali uwagę opinii publicznej, co agenturalne pudła rezonansowe w mediach w Polsce natychmiast zaczęły wałkować na wszelkie sposoby, na „winę pilota” i/lub „winę Prezydenta”, a broń Boże pracowników wieży kontrolnej czy FSB odpowiadającego ponoć (wedle wiekopomnych słów szefa BOR-u (vide „Misja specjalna”), który powinien już dawno być przesłuchiwany w polskiej prokuraturze, tak jak i B. Klich, T. Arabski itd.) za bezpieczeństwo na terenie Rosji polskiej delegacji.


Doktor No pisze ze swadą godną naprawdę lepszej sprawy o szkodliwości tych (zamachowych, spiskowych) mitów, przestrzega mitomanów przed „ośmielaniem radykałów, polaryzowaniem nastrojów, uniemożliwianiem autentycznego dojścia do prawdy”, ba, w prorokuje nawet, że mogą one być „zarzewiem przemocy”. Matko Boska! Zarzewie przemocy! Już większej niedorzeczności to chyba nie można powiedzieć w kontekście aktu ewidentnej przemocy, jakiej zaznali niewinni polscy pasażerowie tupolewa. Jeśli weźmie się pod uwagę to, że ludzie ci lecieli uczcić pamięć zamordowanych w Katyniu, lecieli z misją absolutnie pokojową (już pomijam słowa pojednawczego pięknego przemówienia Prezydenta), a spotkał ich los taki, jakby byli agresorami – to włos się jeży, gdy się czyta takie sformułowania, w których ktoś ośmiela się imputować osobom dochodzącym prawdy o smoleńskiej katastrofy, potencjalne szerzenie przemocy! Ja uważam, co zresztą już formułowałem niejednokrotnie, że wykazanie winy Rosjan powinno (zgodnie z enigmatycznymi stwierdzeniami prokuratora przesłuchującego M. Wassermann) poskutkować domaganiem się wysokich odszkodowań od Rosji dla rodzin ofiar poległych w drugim Katyniu. Oczywiście, należałoby gruntownie przeformułować polską politykę wschodnią i położyć olbrzymi nacisk na dozbrajanie naszego kraju, ale czy mielibyśmy brać odwet na Moskwie? Zbombardować Kreml? Wysadzić ambasadę rosyjską w Warszawie? Doktor No najwyraźniej nie zna Polaków – my nie działamy tak jak sowieciarze. My nie jesteśmy agresorami. Polacy są narodem pokojowym, który w swej historii zwykle musiał się bronić przed agresywnymi sąsiadami czy okupantami. Polacy są narodem rycerskim, a nie chamskim. Tym niemniej, jeśliby się udowodniło sprawstwo rosyjskich służb przy tragedii smoleńskiej, to z tej rycerskości polski naród musiałby sobie zrobić lekcje powtórkowe.


Oczywiście Doktor No nie jest pierwszym i pewnie nie ostatnim, który tak niedorzecznie stawia sprawę tragedii i jej skutków. Przecież tak naprawdę nie chodzi tu wyłącznie o Polskę. Rozpoznanie bojem za pomocą takiego nikczemnego zamachu jest gruncie rzeczy ciosem w NATO. Polska jako kraj członkowski to jedno. Drugie to natowska elita wojskowa, która zginęła na pokładzie samolotu. Trzecie to bezcenne z punktu widzenia służb rosyjskich, a nie zabezpieczone zupełnie przez stronę rządową w pierwszych chwilach po katastrofie, materiały elektroniczne związane z NATO. Oczywiście NATO ma teraz naprawdę poważny problem, jeśli istnieją już poważne dowody na to, iż doszło do zamachu. Od połowy lat 90.przecież, nie bacząc na to, czy Rosja się demokratyzuje, czy rekomunizuje, forsowano zgubną dla Polski politykę militarnego zbliżenia z Rosją. Teraz taka polityka byłaby legitymizowaniem neoimperializmu w terrorystycznym stylu starosowieckim (zgodnie z którym wrogów politycznych się po prostu likwidowało za pomocą agentury KGB czy GRU rozsianej po całym świecie). Z drugiej jednak strony NATO nie może nagle ogłosić Rosji wrogiem pokoju czy państwem bandyckim, bo w ten sposób 1) przywódcy krajów zachodnich wyszliby przed tamtejszą opinią publiczną na ostatnich idiotów, 2) Moskwa urządziłaby histerię za pomocą swojej agentury, że oto wraca zimna wojna po „polityce resetu i rozbrojenia”. Na razie więc mamy strategię pewnego odsuwania się liderów zachodnich od Moskwy i think tanki biedzą się nad tym, co z nią, tj. Moswą, zrobić (biedzą się tak, by Putin się o tym nie dowiedział, co nie jest takie proste). Sprawy dodatkowo komplikuje promoskiewski rząd w Polsce z namiestnikiem Komorowskim na czele, którzy za punkt honoru postawili sobie - mówiąc krótko - włączenie naszego kraju do WNP. Najpewniej więc, o ile jakieś ewidentne dowody zamachu nie przeciekną do światowej prasy, NATO będzie czekać do wyniku wyborów prezydenckich w naszym kraju, by podjąć jakieś wiążące nasz kraj decyzje i dokonać rewizji dotychczasowej geopolitycznej strategii. No, chyba że Pakt lekką ręką rzuci nas na rosyjską patelnię dla swojego świętego spokoju, lecz to byłoby najgłupsze rozwiązanie z możliwych, gdyż pozwalałoby na kolejną polityczno-militarną ekspansję Moskwy, ekspansję, której tragiczne skutki byłyby trudne do przewidzenia. Tragiczne także dla zachodniej Europy.

napisz pierwszy komentarz