O wałkowaniu i wałkujących

avatar użytkownika FreeYourMind

Toyah napisał niezwykle mądry post na temat "afery Dorna" i właściwie można by się zastanawiać, co jeszcze można dorzucić do tych refleksji, skoro sprawa ta, dla ludzi myślących, powinna być w tym miejscu zamknięta. Toyah jednak, być może w swej poczciwości, a być może nadmiernej spolegliwości wobec sterowanych mediów i sterowanych środowisk dziennikarskich (tym tylko bowiem tłumaczę, że chce mu się jeszcze oglądać tak załgany program jak "Szkło kontaktowe", w którym prym wiodą ludzie sprawdzeni w odpowiednich czasach w Polskim Radiu) przeocza jedną, ważną rzecz.

Otóż media III RP (z nielicznymi wyjątkami, oczywiście) od samego początku były powoływane w celu sterowania świadomością społeczną. Znakomitym przykładem jest tu, rzecz jasna, "GW" i jej rozmaite medialne mutacje typu Radio Zet czy TOK FM itd. ze swoją ciasną, ale trzeba przyznać, konsekwentnie podtrzymywaną, wizją świata, w którym zagrożeniami dla Polski są polski patriotyzm, "zamknięty katolicyzm" (w przeciwieństwie do jego otwartej odmiany), antykomunizm, dekomunizacja i lustracja. Znakomitym też przykładem jest powołany przez środowiska postkomunistyczne z castingiem starannie wyselekcjonowanych dziennikarzy z peerelowskim stażem (jak choćby Miecugow) TVN24. Jeszcze innym przykładem jest komunistyczna "Polityka", która już nie ma na pierwszej stronie hasła z "Proletariuszami wszystkich krajów...", ale z żelazną konsekwencją ideałów Wielkiego Października się trzyma, choć uwzględnia, naturalnie, nowe wytyczne zaproponowane w drugiej połowie lat 80. przez Gorbaczowa w koncepcji "Wspólnego Europejskiego Domu", czyli teorii konwergencji, a więc "dalszej ewolucji socjalizmu". Po co o tym piszę, skoro są to sprawy jasne i oczywiste? Po to, żebyśmy mieli stale świadomość, że media nagłaśniają pewne sprawy wyłącznie po to, by umiejętnie kierować nastrojami społecznymi.

Toyah przypomina, że ci sami, co dzisiaj rozdzierają szaty nad domniemaną hańbą, jaka spotkała Dorna i nie posiadają się ze świętego oburzenia na J. Kaczyńskiego - za czasów kaczystowskich lżyli Dorna na wszelkie sposoby i przez długie miesiące za "wykształciuchów", "kamasze" dla lekarzy, "bycie trzecim bliźniakiem", "skandaliczne" przewodzenie obradom Sejmu etc. (można dorzucić Olejnik, która stała w pierwszym szeregu walczących z Dornem). Tymczasem nie ma w tym nic dziwnego, skoro, jak sam Toyah wie, cel pozostał ten sam, tj. chęć zniszczenia PiS-u za każdą cenę, a przede wszystkim zrzucenia ze sceny politycznej J. Kaczyńskiego. (Nawiasem mówiąc, Kaczyński musi być dla nich ciągle śmiertelnym zagrożeniem, skoro tak się starają, gdyby bowiem nie był, lekceważyliby go). Wspomniałem o peerelowskim stażu rozmaitych gwiazd dzisiejszego polskiego dziennikarstwa, ponieważ tym stażem w propagandowych instytucjach czy środkach przekazu można tłumaczyć dzisiejsze przywiązanie tychże dziennikarzy do kłamstwa i manipulacji. Poza tym za realizację celów nowej propagandy dostają wielkie pieniądze i interes się kręci z korzyścią dla obu stron, a więc funkcjonariuszy mediów i ich patronów, że tak powiem.

Pomijam jednak względy stricte dezinformacyjne, jakim w olbrzymiej większości służą media w Polsce i to zwłaszcza "prywatne" - swoją drogą, ciekawe, czy ten sam dziennikarz RMF-u, który w wywiadzie podsunął Ćwiąkalskiemu "młotek Ziobry" (o którym to narzędziu zbrodni i jego "konstruktorze" pisałem kiedyś w osobnym poście) teraz przeprowadził obszerną rozmowę z tym samym Ćwiąkalskim na temat nieistnienia młotka (chociaż, czy dziennikarze RMF-u zajmują się problemami filozoficznymi? :). Pomijam względy dezinformacyjne, bo niemal codziennie na blogach o tym piszemy, starając się zilustrować, jak daleko polskim środkom przekazu do normalności. Należy zwrócić uwagę na względy stricte psychospołeczne, ponieważ to one stanowią, jak podejrzewam, istotę rzeczy w sterowaniu świadomością Polaków.

Pragnę zwrócić uwagę Toyahowi (ale i innym krytycznym blogerom), że tzw. wałkowanie poszczególnych tematów - nieprzypadkowo przywołałem "aferę Ziobry" - teraz mamy "aferę Dorna" - owo wałkowanie ma specyficzny cel. Były też przecież, jak pamiętamy, rozmaite inne "dyżurne tematy" do wałkowania - np. "afera Giertycha", czyli kwestia zmian w liście lektur, które sprowokowały nauczycieli i uczniów do "spontanicznych protestów" (dziś, w obliczu o ewidentnie destrukcyjnych dla polskiego szkolnictwa zmian wprowadzanych przez mgr Hall, owi dzielni nauczyciele i uczniowie siedzą cicho, ciekawe prawda?), "afera z zagłuszaniem pielegniarek", "afera z podsłuchiwaniem dziennikarzy" i wiele wiele innych. Celem wałkowania nie jest wcale informowanie o czymkolwiek, ale sterowanie nastrojami społecznymi i/lub podtrzymywanie odpowiednich (już wykreowanych) nastrojów.

Na tym jednak nie koniec. Specjaliści od wałkowania, czyli propagandyści tacy jak Miecugow, Olejnik, Sianecki, Lis, Paradowska, Szostkiewicz, Wroński i całe zastępy ich naśladowców, uczniów, zaprzyjaźnionych (pożal się , Boże) "satyryków" etc. swoim uporczywym wałkowaniem "tematów dyżurnych" chcą wywołać wrażenie, że to PiS oraz J. Kaczyński są WINNI tego, że TYLE o nich trzeba mówić. W tym szaleństwie jest więc niezła, choć zaczerpnięta z peerelowskiej inżynierii dusz metoda, którą można by sparafrazować tak: "nie chcemy o tych wszystkich zbrodniach PiS-u (resp. Kaczyńskiego) mówić, ale PiS (resp. Kaczyński) nas po prostu zmusza, by o nich mówić, a poza tym sumienie nie pozwala nam milczeć". (Pomijam to, że termin "sumienie" w kontekście tego typu środowisk brzmi jak kalambur). Pamiętam, jak niektórzy krytyczni dziennikarze i analitycy polityki zdumiewali się, że przez długie miesiące po przejęciu władzy przez PO-PSL, w mediach antykaczystowskich "nic się nie zmieniło" i nieustanne wałkowanie o "zbrodniach PiS-u" lub "kolejnych aferach PiS-u" nawet nabrało mocy.

Niektórzy tłumaczyli to obsesją środowisk antykaczystowskich, inni złośliwością, wreszcie inni chęcią odwracania uwagi obywateli od indolencji gabinetu ciemniaków, a więc chęcią medialnego przykrywania tego, że PO nie realizuje żadnych obietnic wyborczych i nie robi nic poza wrzucaniem rozmaitych marzycielskich lub wprost idiotycznych projektów do debaty publicznej. Wiele w takich ocenach było racji, ponieważ wskazywanie wroga, który nie pozwala rządowi fachowców rządzić, sypiąc nieustannie piach w tryby, pozwalało na takie przykrycie, choć i w tej filozofii sterowania mediami pobrzmiewała stara peerelowska nuta fałszowania obrazu świata, kiedy to, choćby w latach 80., odpowiedzialnymi za puste sklepowe półki byli Reagan, "Solidarność" i "dywersyjne ośrodki propagandowe", a nie - co oczywiste - komuniści. To tak samo, jak zaraz po wojnie za napięcia społeczne odpowiadały "zaplute karły reakcji", które w lasach napadały rozmaitych poczciwców, co z takim wdziękiem opisał pod okiem Bermana Andrzejewski.

Nieustanne wałkowanie na temat wroga ma jednak sens dodatkowy aniżeli wyłącznie wyrażanie obsesji czy złości propagadystów, tudzież przekierowywanie uwagi społecznej z gabinetu ciemniaków na tematy zastępcze. Chodzi bowiem o to, by u obywateli wytworzyć stan, jaki mają ludzie walczący z natręctwami ("niechby już wreszcie przestali gadać o PiS-i i Kaczyńskim, to jest nie do zniesienia"). Media sterujące świadomością społeczną zmierzają więc do wywołania stanu społecznej psychozy, którą, rzecz oczywista, ci sami specjaliści, którzy zatruwają ludziom umysły będą mogli leczyć, gdyż wyłącznie oni posiadają antidotum. Cóż zaś może być dla propagandysty lekiem na kłamstwo? Kolejne kłamstwo, to jasne. Naiwnością byłoby sądzić, że ludzie zaprzedani takiemu destrukcyjnemu działaniu, jakim jest sterowanie świadomością społeczną, naraz zamienią się w krytycznych obserwatorów rzeczywistości i zaczną mówić do Polaków normalnym językiem, a sprawy indolencji gabinetu ciemniaków wyniosą oni na światło dzienne. Nie po to przecież ci specjaliści od propagandy dali się zatrudnić. Oni dokładnie wiedzą, co robią i niczego innego się od nich nie wymaga.

W tej sytuacji jednak zrozumiałe jest, że są ludzie, którzy napięcia generowanego przez media nie wytrzymują w końcu i zaczynają nagle dołączać się do klangoru, mając poczucie, że stają wśród zdrowych, tzn. że dali się wreszcie wyleczyć. Przypomina mi to trochę postawę kogoś, kogo trzymali w psychuszce z podejrzeniem "schizofrenii bezobjawowej", po czym ten ktoś stwierdza "faktycznie, nieco mi się porypało - przesadzałem z tą krytyką systemu sowieckiego" - i go puszczają wolno. Zawsze można bowiem zadawać sobie pytanie - skoro tak wielu tak zgodnie powtarza to samo, to może jakaś racja jednak w tym jest?

Jeśli jednak w kłamstwie jest jakaś racja, to jest to tylko racja kłamcy. Ja zaś od kłamców, którzy przez ostatnie lata dosłownie wyłazili ze skóry i diabłu dusze hurtowo sprzedawali, by nie doprowadzić do żadnego radykalnego przełomu w Polsce, czyli by zgniła III RP trwała jakby nigdy nic, a czerwona i różowa nomenklatura rosła w siłę i dostatek, wolę trzymać się jak najdalej. Co radzę też innym ludziom dobrej woli.    

http://toyah.salon24.pl/95148,index.html

   


napisz pierwszy komentarz