Glossa do Ściosa

avatar użytkownika FreeYourMind
Ścios ma absolutną rację, co do kompromitacji zakłamanych sondażowni, jak jednak doskonale wszyscy wiemy, tymże placówkom „badawczym”, które działają wyłącznie na obszarze perswazji i manipulacji, wcale nie chodzi o dostarczenie rzetelnych danych o rzeczywistości społecznej. Nie po to te placówki powstały i nie po to się w nich zatrudnia speców od „ankietowania” czy „sondowania”. Wystarczy zresztą posłuchać tłumaczeń ludzi szefujących tym placówkom. Potrafią oni albo zrzucać winę na respondentów, albo tłumaczyć się tym, że niewłaściwa „próba” im wyszła. Nie przeszkadza im to jednak wcale w publikowaniu niereprezentatywnych „badań”, które następnie z werwą komentują dziennikarze przyzwyczajeni do tego, że mają się zajmować propagandą, a nie służbą obywatelom. Oczywiście propaganda to też służba, tylko że establishmentowi. W przypadku natomiast zakłamanych sondażowni, których skandaliczne „badania” pojawiają się od wielu już lat, to aż dziw, że część naukowców (rozsądnych, bo nie mam na myśli tych środowisk oddanych nowej lub starej nomenklaturze) nie nawołuje do zamknięcia tychże placówek oraz do niezlecania im jakichkolwiek badań. Należy bowiem utwierdzać opinię publiczną i polskie społeczeństwo w przekonaniu, że nie powinno się udzielać żadnych informacji tymże sondażowniom i nie powinno się im powierzać żadnych „analiz zachowań społecznych”, „preferencji wyborczych” itd. Jeśli konsekwentnie będzie się przekazywać społeczeństwu taką opinię o sondażowniach skończy się na tym, że nie będą one dysponowały nawet szczątkowymi danymi, które mogłyby wykorzystywać do manipulacji i perswazji, a w rezultacie zaczną te placówki upadać, czego im szczerze życzę. Po drugie należałoby konsekwentnie nie powoływać się na „wyniki badań” tego rodzaju sondażowni, by nie upowszechniać ich manipulacji.

To tyle o „badaniach”. Piszę to na marginesie tekstu Aleksandra Ściosa (http://cogito.salon24.pl/197543,bez-zludzen), pod którym to tekstem pojawiła się dyskusja dotycząca strategii uzyskiwania szerszego społecznego poparcia przez J. Kaczyńskiego w II turze wyborów prezydenckich. Zgadzam się i z tym, co napisał Ścios, i z tym, co głosi dr B. Fedyszak-Radziejowska (http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100622&typ=my&id=my11.txt) – nie powinno się liczyć na przyciąganie elektoratu komunistycznego, a już zwłaszcza establishmentu komunistycznego, który jest antypolski. Przed chwilą (kwadrans po ósmej) w Jedynce słyszałem „prof. K. Kika”, który mówił o nacjonalizmie, wstecznictwie i reakcji (!) we... współczesnej Polsce – w przeciwieństwie do „postępowych idei lewicowych”; ci ludzie tak właśnie myślą. Nie muszę zresztą dodawać, że od niedzielnego wieczoru wielu postpeerelowskich dziennikarzy aż kwiczy z radości na wieść o „sukcesie” Napieralskiego. Ja uważam, że nawet nie powinno się dążyć do przeciągania środowisk komunistycznych, stojąc na gruncie konserwatywno-niepodległościowym, zwłaszcza jeśli ten grunt uważa się za podstawę sanacji polskiego państwa.

Przywoływana bywa w tym kontekście dyskusji o dalszej strategii PiS-u wypowiedź jednego z przedstawicieli SLD brzmiąca tak: „Nie zagłosuję na Komorowskiego. Po tym, co widziałem w dniu 10 kwietnia w dniu straszliwej katastrofy, kiedy przyjechałem na polecenie Grzegorza Napieralskiego zastępować go na posiedzeniu Konwentu Seniorów, kiedy wszedłem do gabinetu marszałka chwile po skończonym nagrywaniu expose marszałka wypełniającego obowiązki prezydenta, kiedy w jego gabinecie zobaczyłem Sławomira Nowaka, wtedy pomyślałem ze przyjaciel pomaga przyjacielowi. Jak się okazało tam już wtedy był szef sztabu wyborczego pana Komorowskiego, otoczenie pana Komorowskiego zachowywało się jak stado sępów na pobojowisku. Nigdy w życiu nie zagłosuję na Komorowskiego w drugiej turze.” (http://cogito.salon24.pl/197543,bez-zludzen#comment_2802161) Wszystko to fajnie – tylko powstaje jedno pytanie: dlaczego ludzie SLD i świadkowie skandalicznych zachowań Komorowskiego i jego kolesi nie nagłaśniają tej hucpy? Dlaczego nie trąbią od rana do wieczora o stadzie sępów, tylko, tak jak choćby wspomniany Kik, z całkowitym przekonaniem mówią o poparciu w II turze właśnie Komorowskiego?

Odpowiedź jest prosta: bo sami są stadem sępów. Pamiętam to mocne wrażenie, jakie zrobił na mnie klęczący przy trumnach osób poległych w ziemi smoleńskiej, G. Napieralski i sądziłem, że po tragedii z 10 kwietnia jego środowisko zrozumie, na czym polega obrona polskiego interesu i może choć trochę przybliży się do idei niepodległościowej, skoro w takich okolicznościach wysocy przedstawiciele SLD (wraz z kandydatem na prezydenta) zginęli. Tymczasem nie! Środowisko to otrząsnęło się z tej tragedii, jak pies z wody po wyjściu z rzeki. Już przecież sam fakt, że Komorowski ze swymi ludźmi zachowywał się jak zachowywał, że gabinet ciemniaków tak potraktował delegację prezydencką do Katynia, jak potraktował, że żaden z ministrów (ani Klich, ani Sikorski, ani Janicki, ani Arabski) nie podał się z marszu do dymisji, biorąc przynajmniej część odpowiedzialności na siebie za to, co się wydarzyło – powinien nakazywać ludziom SLD trzymanie się jak najdalej od tego stada sępów. Komuniści jednak wcale nie zamierzają tak działać, tylko już, zgodnie ze swoimi obyczajami, kalkulują, gdzie co uda się ugrać jak najlepiej i kiedy znowu będzie można przejść do czerwonej ofensywy zmierzającej do kolejnej obyczajowej i kulturowej rewolucji.

Jeśli więc tragedia smoleńska i krew przyjaciół czy kolegów (tak przecież o poległych ludzie Napieralskiego mówili) spłynęła po środowisku SLD jak wiosenny deszcz po czerwonych dachówkach, to środowisko Kaczyńskiego powinno myśleć głównie o tych wyborcach, którzy wciąż nie zdecydowali się na udział w wyborach, a nie o żadnych „ludziach lewicy”, zgodnie zresztą z hasłem: Polska jest najważniejsza. Dla czerwonych, pragnę przypomnieć, Polska nigdy nie była i nie jest najważniejsza.

napisz pierwszy komentarz