powinien mało, lub wcale nie odróżniać się od katastrofy spowodowanej czynnikami losowymi. "

Zauważył trafnie jeden blogerów. Jego spokojna, rzeczowa argumentacja jest godna polecenia wszystkim.

Wymóg ów to klucz do analizy każdej zaplanowanej zbrodni, a z punktu widzenia zamachowców podstawowy element zamachu. Ze względu na rozmiar zbrodni smoleńskiej, trudniejszy nawet od przeprowadzenia samego zamachu.

Choć dla poniższych spostrzeżeń nie ma to znaczenia, to nie będę ukrywał, że nie mam najmiejszych wątpliwości co do zamachu i potrafię to solidnie uzasadnić w przeciwieństwie do licznych zwolenników teorii spiskowej mówiącej o "błędzie pilota". Podpowiem tylko, że o zamachu przekonuje nie tylko niezliczona liczba dowodów o charakterze poszlakowym, ale także brak dowodów podważających tę ponurą prawdę. Przede wszystkim zaś, każda z innych możliwości wyjaśnienie katastrofy napotyka na liczne dowody wykluczające!

Jednym z podstawowych czynników decydujących o powodzeniu jest wybór miejsca i czasu zbrodni, w pełni podporządkowany powyższemu kluczowi. Techniczne możliwości narzucają pewne ograniczenia. Optymalny jest wybór "nie mieszczący się w głowie". Tutaj mieliśmy zapewnone jedno i drugie. "Nie mieści się w głowie" zamordowanie WSZYSTKICH włącznie z przypadkowymi osobami nie przeszkadzającymi nawet potencjalnie Kremlowi, oraz dokonanie tego "na oczach" całego świata (mówimy o subiektywnym odbiorze zdarzenia) w symbolicznej wizycie uczczenia ofiar potwornej zbrodni rosyjskiej ukrywanej przez 50 lat. W owym "niemieszczeniu się w głowie" istotną rolę odgrywa wrażliwość odbiorcy skłaniająca do uznania za niemożliwe  by normalni ludzie żyjący wśród nas, uprawiający sport, przytulający dzieci, uśmiechający się czasem i wykazujący wiele innych cech każdego z nas (a ne cyborgi), mogli planować tak potworne morderstwo.

Dodatkowo przez wiele miesięcy przed zbrodnią pracowano nad wzmocnieniem odczucia "niemieszczenia się w głowie" zbrodni, poprzez odpowiedni ton przekazów medialnych. W wyniku tej inseminacji u odbiorcy powstało przekonanie, iż:

- Prezydent nic nie znaczy  (neutralizacja motywów zbrodni)
- jego działania wzbudzają co najwyżej ogólną wesołość ("kartofel", "jaki prezydent taki zamach")
- Putin pragnie dobrych stosunków z Polską i gotów jest tolerować irracjonalne potrząsanie szabelką oszołomów z otoczenia Prezydenta (spotkanie Putina z Tuskiem na Helu)
- Tusk traktuje swojego partnera w rządzeniu Polską z pełnym wyrozumiałości luzem podkreślając przy każdej okazji, że jego światłej polityce nie może przeszkodzić bo jest, najogólniej mówiąc,  kiepski i nic nie znaczy.

Oczywiście działań takich było znacznie więcej. Powyższe przykłady to tylko ilustracja metody.

Jednym ze skutków tej metody jest BLOKADA każdej sugestii zamachu, odrzucenie jej z góry. "Po co mam to czytać" odparł znajomy, gdy podsunąłem mu poświęcone katastrofie smoleńskiej wydanie specjalne Gazety Polskiej zawierające wiele mrożących krew w żyłach informacji, których nikt inny nie publikował. "Przecież Putin narobiłby sobie zamachem więcej szkód niż pożytku" - wyjaśnił.
Koniec. Kropka.