Czerska Girl

avatar użytkownika FreeYourMind






Ani się obejrzeliśmy, a już jest gotowy kolejny video clip CSI 2010. Tym razem przenosimy się do wyższych sfer żurnalistyki, ale też do świata ludzkich uczuć, takich jak nieszczęśliwa miłość do funkcjonariuszki Ministerstwa Prawdy czy też poczucie głębokiego zawodu, że się w tymże Ministerstwie nie jest zatrudnionym. Iluż to dziennikarzy (prasowych, radiowych, telewizyjnych itd.) w naszym kraju – dziennikarzy nie tylko z Warszawy i okolic, ale z najdalszych województw przeżywa te właśnie wielkie rozterki serca. Z myślą o nich – na otarcie łez – tenże właśnie teledysk, który od godzin przedpołudniowych już był przedpremierowo (w wersji o, niestety, dużo gorszej jakości niż na youtube (http://www.youtube.com/watch?v=FQ5aSIolujM )) dostępny tu (http://w302.wrzuta.pl/film/471U3NvnFiV/csi_2010_feat._s.v._-_czerska_girl_radio_edit).


Trwają jednocześnie prace nad tytułowym utworem z longplaya „April 10th Party” (i innymi kompozycjami także), przy czym jest taka prośba ze strony CSI 2010: o zapis dźwiękowy wypowiedzi gajowego z wiekopomnymi hasłami „nie ma prawicy, nie ma lewicy”, „bądźmy razem” oraz „państwo polskie zdało egzamin”. Nie można ich znaleźć w Sieci, a pilnie przydałyby się do muzycznej obróbki skrawaniem. Jeśliby więc ktoś miał te złote sentencje (najlepiej w formie mp3, ale może to być też plik wideo, z którego się zwyczajnie odcedzi dźwięk), to będę wdzięczny za ich nadesłanie na mój mailowy adres (yurigagarin@op.pl). Jakość dźwięku nie musi być rewelacyjna, bo to i tak w pracy miksersko-masteringowej się „dotrze”.


Okazuje się zresztą, że tytuł „April 10th Party” jest wyjątkowo na czasie, bo będzie co świętować i komu – będzie po ciężkiej robocie zasłużona zabawa; wszak, jak dowiedzieliśmy się od złotoustego J. Millera, na styczeń przyszłego roku planowany jest koniec prac polskich „śledczych” zajmujących się tragedią 10 Kwietnia. Niby to niedługo – jeśliby „paranoik smoleński” chciał porównywać „polskie śledztwo” z paroletnimi dochodzeniami ws. wielkich katastrof lotniczych, prowadzonych np. przez amerykańskie NTSB – ale w gruncie rzeczy to okropnie długo, jeżeli zestawi się ten czasokres z błyskawicznym tempem dochodzenia neosowieckich służb rosyjskich, które w przeciągu godziny od wysadzenia samolotu rozwiązały całą zagadkę jego katastrofy. Dlaczego więc polscy naśladowcy moskiewskich wzorców dopiero na styczeń ustalają sobie deadline, skoro Rosjanie właściwie już dawno zakończyli prace? Po co, dlaczego, skąd to opóźnienie, jeśli już nic do zbadania nie ma? Najwyżej coś trzeba będzie zrobić z tymi szczątkami przywiezionymi przez archeologów, ale tym chyba nikt specjalnie nie będzie sobie zawracał głowy, tak jak nie przejmowano się tym, że kładziono betonowe płyty na miejscu katastrofy, „by ciężki sprzęt mógł wjechać”. Ba, niedawno dowiedzieliśmy się, że legendarny płk. E. Klich, spec nad spece, nie tylko nie brał udziału „w oblocie” dokonywanym po katastrofie, lecz i nawet „nie badał” z ruskimi specami, skrzydła, co go miała biełaja bierioza przepołowić wedle smoleńskich legend, czyhająca na polski samolot. Oczywiście Klich mógł nie uczestniczyć w oblocie, bo i samego oblotu (oblota?) mogło po prostu nie być – tak samo też nie badał skrzydła, bo niewykluczone, że już tylko w Ministerstwie Prawdy przy Czerskiej ostali się najwierniejsi z wiernych bojcy (i te najwierniejsze z wiernych dziewczęta), co w bajkę o brzozie wciąż wierzą. I na pewno do tzw. us...j śmierci będą w nią wierzyć – tak jak czerwoni święcie wierzyli, że pierwszego Katynia dokonali Niemcy, a ZSSR będzie trwał wieczność lub dłużej.


Tym niemniej ostentacyjne traktowanie owego Klicha przez Rusków (sami go sobie przecież obrali na „mediatora” z gabinetem ciemniaków) może świadczyć o tym, że już kompletnie Moskalom „zwisa”, co Polacy o nich i ich „pracach wyjaśniających” katastrofę, sądzą. Zwisało im zresztą chyba od samego początku, ale na początku jeszcze starali się udawać „bolszoje wpieciatlenije”. Warto o tym wszystkim pamiętać w kontekście niedawnych, wiekopomnych słów prorosyjskiego (choć autozdekomunizowanego, jak pamiętamy) min. Sikorskiego, który przypominał nam parę dni temu, by „nie obrażać Rosji”. On już swoją lekcję historii wziął zapewne w trakcie wizyty nadzwyczajnej leciwego, a wciąż dziarskiego, jak stary sowiecki generał, S. Ławrowa pamiętającego czasy Lońki Breżniewa, co po pijanemu dyrygował w sali kongresowej towarzyszami Polaczkami (jak ktoś nie widział, niech sobie poszuka na youtube relacji filmowej z tego zdarzenia). Mam cichą nadzieję, że min. Sikorski powiesił sobie w swym luksusowym gabinecie portret Breżniewa. Ja proponuję taki, jak na załączonym obrazku.


To już do tego więc, panie dzieju, dochodzi, że nie tylko nie wolno drażnić Matki Rassiji (to wiemy od 1989 r., odkąd wujek Tadek jako premier zabrał głos), ale już nawet jej nie obrażać. To ideał rodem z „Polski Ludowej” przecież. Tenże sam, choć w nowym, już nie tak czerstwym jak gęby ćwikłowych buraków z pepeeru, bo lepiej odżywionym i lepiej skrojonym, wydaniu. Pozostaje tylko ustawowo określić „postawę antyrosyjską” jako zarazem „antypaństwową” i gonić tych smoleńskich paranoików po ulicach i lasach – może nawet z pomocą bratniej, rosyjskiej armii, byleby chciała przyjść. Teraz jesień, czas ustaw, to niech ustawiają się posłowie „sejmu smoleńskiego”, jak to genialnie określił KaNo, mając na myśli tych wszystkich „parlamentarzystów polskich”, którzy nie chcieli słyszeć o przejęciu przez nasz kraj i nasze instytucje, (choćby części, nawet nie całości) śledztwa.


Ale przyjdzie kres na to wszystko. Dla całej bandy ciemniaków i „parlamentarzystów smoleńskich”.



P.S.
Nie anonsowałem, lecz chyba wszyscy Bywalcy Miasta Pana Cogito zdążyli się zorientować, że jest już nowa odsłona POLIS MPC (http://www.polis2008.pl/) :) Lepiej późno niż wcale :)

napisz pierwszy komentarz