"Jak zostać królem" - oskarowe drugie dno

avatar użytkownika kazef
Uhonorowany w tym roku czterema Oskarami (dla najlepszego filmu, za reżyserię, za rolę Colina Firtha i scenariusz Davida Seidlera)  "Jak zostać królem" Toma Hoopera jest filmem nakręconym nieco w starym stylu: akcja toczy się wolno, dla widzów wychowanych na migotającym obrazie, wręcz za wolno, za nudno.

Jest to pewien zarzut, który pod adresem tego filmu pada. Oczywiście, dla Anglików - jak przypuszczam - film nie jest nudny ani przez chwilę, przedstawia przecież ważne momenty z ich historii, o których uczą się w szkołach. Za chwile wybuchnie wojna z Hitlerem, trzeba będzie stawić mu czoło. Widzą Churchilla, widzą rodziców swojej dzisiejszej królowej i ją samą, gdy była małą dziewczynką. Dostrzegają pewnie szereg niuansów i szczegółów, których widz spoza wysp dostrzec nie jest w stanie.

Mamy w filmie sporo ciekawych historycznych obserwacji, np. na temat ówczesnych niedostatków wiedzy o: logopedii, szkodliwości palenia itp.

W uszach zostaje dobra muzyka, utrzymana w ostatniej modzie: 80 proc. ścieżki dźwiękowej wypełnia muzyka klasyczna.

Nie potrafię ocenić Oskarowej maestrii Colina Firtha. Dla mnie pozostaje wciąż w kręgu kilku min i powściągliwych spojrzeń wypracowanych na planie serialu "Duma i uprzedzenie". Jest więc dalej panem Darcy'm, tylko co nieco starszym. Czy jąka się dostatecznie dobrze i wiarygodnie – niech to ocenią angliści. Pewnie daje radę.

O wiele bardziej przekonująco wypada Geoffrey Rush w roli samozwańczego nauczyciela-logopedy (już w „Piratach z Karaibów” przyćmił Deppa). Zwracam zwłaszcza uwagę na scenę demaskacji: król odkrywa, że Australijczyk nie ma kwalifikacji, ani doktorskiego tytułu. Jest zdolnym hochsztaplerem, umiejętnie wczuwającym się w role i potrafiącym leczyć. W chwili demaskacji twarz Rusha nagle się zmienia: widzimy drobnego cwaniaczka, bystrego człowieczka, który wie, do czego zmierza. Za chwilę założy z powrotem starą maskę.

Czy to wszystko usprawiedliwia wysyp oskarowych nagród? Ależ skąd. "Jak zostać królem" ani nie wzrusza, ani nie porusza. Nie bawi, nie przykuwa specjalnie uwagi. Nie dostrzegam tu wielkiego dramatu, psychologicznej głębi, scenariuszowych błyskotek. Jeśli coś tam z tych rzeczy widzę – starczyłoby może na 60 minut filmu.

Skąd zatem zauroczenie obrazem wśród członków oskarowej Akademii? Mam na to dwie odpowiedzi. Obie dotyczą tego, co na pozór w filmie nie widać, co kryje się jako tzw. drugie dno.

Nowoczesny mentor. Australijczyk nie jest tu zwykłym logopedą bez kwalifikacji, który posiadł praktyczne umiejętności. Jest raczej dzisiejszym psychologiem, szefem-couchem przeniesionym w lata 30-te. Sceny z księciem „na kozetce” skadrowano w specyficzny sposób, twarz aktora pozostaje z boku ekranu, nad widzem dominują kolorowe refleksy ściany. Już widzę, jak niektóre fragmenty tego filmu będą wyświetlane na przeróżnych kursach „z samorealizacji”, „z osiągania sukcesu”. Chcieć – to móc, i Ty to potrafisz! Scenka z podarowaniem księciu na odchodne płyty, czy finałowe przygotowanie studia radiowego i poprowadzenie przemówienia – oglądajcie młodzi managerowie, sprzedawcy i uczcie się! Tak, tak… oni już przed wojną wiedzieli, o co chodzi.

Nienowoczesna monarchia. Australijczyk jest na dodatek nowoczesnym, skrojonym na użytek lat 30-tych, lewicowcem. Chce być z każdym na „ty”, nawet z królem. Każdy człowiek jest równy drugiemu, czy to król, czy biskup czy żebrak. Poza tym monarchia to przeżytek. Z całą tą tradycja, symbolami, złotymi koronami, wiekowymi tronami i kościelnym ceremoniałem. Na co to komu? Cóż to niby znaczy? Co to daje przeciętnemu człowiekowi? Po co się kłaniać królowi? Po cholerę to wszystko? Tak, tak.. już wtedy był taki Australijczyk. Po co ci więc to wszystko, Anglio?

 

Etykietowanie:

7 komentarzy

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

1. Szanowny Panie, Pan

Szanowny Panie,

Pan pisze:
"Za chwile wybuchnie wojna z Hitlerem, trzeba będzie stawić mu czoło. Widzą Churchilla, widzą rodziców swojej dzisiejszej królowej i ją samą, gdy była małą dziewczynką. Dostrzegają pewnie szereg niuansów i szczegółów, których widz spoza wysp dostrzec nie jest w stanie"

Nie wiem, czy Anglicy bali się wojny, Niemców i o niej coś wiedzieli siedząc na wyspie jak kura na jajach.
Germanofil Edward VIII już w marcu 1936 roku abdykował.
Edward VIII, Jerzy VI, Elżbieta II wuwodza się z niemieckiej dynastii Wettinów , niem. Wettiner linia Coburg, panująca w Wielkiej Brytanii od 1917 roku. W Wielkiej Brytanii przyjęli nazwisko Windsor.
Winston Churchill, został premierem Wielkiej Brytanii w 1940 roku, w czasie jak Polski juz nie było na mapie. Francją rządził Hitler.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika kazef

2. Szanowny Panie Michale,

w filmie jest pokazane, że widzą, że Hitler jest zły i za chwile ich zaatakuje. Po agresji na Polskę, mamy na ekranei wypowiedzenie przez Anglików wojny Niemcom i finałowa scenę przemówienia jąkającego się Edwarda, która ma patriotycznei porwac Anglików. To jest samo zakończenie filmu, Anglicy wypadają tu jako przewidujący i madry naród. Oczywiście nia ma ani słowa o tym, że za wypowiedzeniem wojny nie poszła żadna pomoc wojskowa dla sojusznczej Polski.

Pozdrawiam.

avatar użytkownika Matsu

3. Mnie się ten film bardzo podobał.

To bardzo solidna brytyjska robota. Aktorzy każdego planu - wyśmienici, a Colin to już nie jest cudowny pan Darcy /choć nadal nieziemsko przystojny;) /. Uważam, że Oskar za rolę pierwszoplanową zasłużonym jak najbardziej. Co najbardziej zauroczyło mnie w samej opowieści? Sposób w jaki pokazano brytyjski system władzy, odpowiedzialność i klasę ich elit, bo jednak moment historii w którym znalazła się Anglia można nazwać kryzysowym: mamy potężniejącą siłę nazizmu, dwuznaczną postawę króla, poważny problem z tym JAK obronić naród i państwo przed złymi wyborami politycznymi a wszystko to, pokazane przez pryzmat "tego drugiego", który nie jest ani tak przystojny, ani tak charyzmatyczny a jednak - cudowna scena - kiedy, jako następca na tronie przełamuje swoje największe lęki i jednoczy naród w momencie największej próby. Warto tworzyć, oglądać i nagradzać takie kino.
P.:))

Matsu
avatar użytkownika kazef

4. @Matsu

To o czym piszesz, rzeczywiście w tym filmie jest obecne i to na pierwszym planie.
Tylko że gdyby to miało decydować o wartości tego filmu, to podobnych filmów jest na pęczki. Ja uważam tez film za przeciętny i dlatego zastanowiło mnie skąd takie oskarowe wsparcie. Bo to, że następca tronu "jednoczy naród w momencie największej próby", to nie jest żadna wartośc dla lewicującego Hollywood. Wręcz antywartość.

Piszesz: "Colin to już nie jest cudowny pan Darcy" A dlaczego? Aktorsko zagrał tę rolę całkowicie podobnie.

Zwrócę jeszcze na jedną rzecz uwagę. Mamy w filmie drugiego, wielkiego "jąkałę". To Derek Jacobi grający arcybiskupa, prywatnie zdeklarowany homoseksualista. Pamietna jest jego rola w "Ja, Klaudiusz". Jąkał się tam o wiele bardziej "ekspesyjnie" niż tutaj Colin Firth. Postać arcybiskupa oczywiście pokazana została mało sympatycznie, jako zacofanego człowieka - w kontraście do nowoczesnego, pozbawionego kompleksow Australijczyka.

Pozdrawiam.

avatar użytkownika barbarawitkowska

5. To iść czy nie iść?

bo jestem filmowo wybredna , a w domu dużo dobrych książek czeka.

avatar użytkownika kazef

6. @barbarawitkowska

Nie iść. Szkoda czasu. Książka na pewno będzie lepsza.

avatar użytkownika Matsu

7. No, można polemizować z tym stwierdzeniem: "na pęczki".

Wygląda na to, że standardy zachodnie, to poziom nie do osiągnięcia ,przez polskich twórców filmowych. Dodam jeszcze, że ten właśnie wątek /opisywany w pierwszym komentarzu/, to naprawdę specyfika i znak rozpoznawczy brytyjskich produkcji! Ale to tylko luźna uwaga. Film z pewnością nie na Oskara i nie wiem "skąd takie oskarowe wsparcie". Choć mam podejrzenia;) Derek Jacobi - no właśnie dlatego, że stworzył niezapomnianą kreację w "Ja, Klaudiusz" nie mógł /ach,ten brytyjski profesjonalizm/ zagrać roli jąkały-króla.
Wspomniane zestawienie nowoczesności z tradycją, scena w katedrze - prawdziwa filmowa perełka. Nie wiem czy warto, czy nie - ja poszłam i nie żałuję:)

Matsu