A może by tak k*źwa w Bieszczady?

avatar użytkownika MagdaF.

 

QCHNIA POLITYCZNA

 

 

A może by tak w Bieszczady?

 

Gorący okres egzaminów. Najpierw matura, teraz sesja na uczelniach. Więc sytuacja na czasie. Profesor egzaminuje studentkę, która odpowiada ogólnikowo, wykrętnie i zdecydowanie widać, że nic nie umie.  Profesor zadaje jej pytanie ostatniej szansy: - Gdzie pani mieszka? – W Bieszczadach – odpowiada studentka. Profesor podchodzi do okna, wygląda na ulicę, chwile się zastanawia i mówi do siebie: Cholera, może by tak to wszystko pierdolnąć i wyjechać w Bieszczady!?

Okazuje się, że dzisiaj, w tzw. „wolnej Polsce” mamy podobne marzenia, jak za komuny. Wtedy były ucieczką od przymusu zwanego „obywatelskim obowiązkiem”, kłócącym się  z istotą pojmowania wolności. Dzisiaj, choć zlikwidowano już pobór do wojska, podobnie jak całą armię, marzenia o Bieszczadach znowu stają się aktualne. Wsiąść do pociągu byle jakiego, bo tylko takie zostały po komunie, uciec od równie byle jakiej polityki, od obłędnego, bezrefleksyjnego tempa życia, toksycznego środowiska, toksycznych ludzi, miejsc i zdarzeń.  Ta ucieczka to  bardziej odruch wymiotny i odpowiedź na miałkość, dyletanctwo, prymitywizm i zakłamanie; niezgoda na rządzących błaznów, na cały ten plastikowy świat obietnic plastikowych polityków, sztucznych penisów i klapek kąpielowych na salonach Pałacu Prezydenckiego. Na politykę uprawianą w Pędzącym Króliku, na cmentarzach i stacjach benzynowych, na  przekręty rządzących ( 200 afer na 10-lecie!), ukręcanie  łba aferom i nagradzanie zdrajców,  którzy w ciągu ostatnich 20 lat rozkradli majątek narodowy. Na całą tę „politykę miłości”, która wyhodowała nienawiść i Ryszardów C., a swój finał miała pod Smoleńskiem. Niezgoda na  pranie mózgów i wciskanie kitu wyborcom, na obrażanie Polaków przy pomocy rynsztokowego języka marginesu społecznego prezydenckich doradców, marszałków i ministrów,  „dupowatych”, jak mówi Kutz i mało lotnych,  którzy, nawet jeśli nie byli finansowani przez mafię, to przyjęli od nich priorytet wspólnych interesów, kolesiostwa, politycznych koterii i zwalczania  wszystkich, którzy im zagrażają.

 

Anihilacja opozycji, dosłownie i w przenośni, wspomagana jest nie tylko przez funkcyjne media, ale i główne urzędy państwa, jak ABW, które ściga uczniów piszących na murze i autorów stron satyrycznych, a ukrywa od stycznia informacje o katastrofie smoleńskiej przekazane przez Amerykanów i dymisjonuje prokuratora, by nie odkrył prawdy. Podobnie działają „niezależne sądy”, pozywając  dziennikarzy za pisanie prawdy, a uniewinniają brata b.szefa ABW, handlarza kradzionym złotem czy generałów z WSI handlujących bronią. Wobec opozycji schemat jest jeden: najpierw odebrać immunitet, oskarżyć o chorobę psychiczną i wyeliminować na zawsze z życia publicznego.  I jeszcze poprosić o DNA. A jeśli stare, esbeckie metody nie pomogą, zawsze można wyrzucić z pracy, postawić jakikolwiek zarzut, chociażby przekroczenie prędkości. Albo wytoczyć najgrubsze działa: Trybunał Stanu dla Ziobry i Kaczyńskiego za to, że Blida trzymała w łazience pistolet. A Jaruzelskiego i Kiszczaka na pomnik dłuta rzeźbiarza od żołnierzy bolszewickich w Ossowie, który nie może zapomnieć o klęczącym w ich nogach Michniku.

Przeprowadzka w Bieszczady to także forma emigracji wewnętrznej,  przeczekanie do jesieni rządów nierozgarniętego Epimeteusza, który kazał otworzyć puszkę Pandory, bardziej z głupoty i niekompetencji, niż z celowego działania. Niezgoda na urządzony w imię miłości świat, który miał być Irlandią, teraz Barceloną, z napompowaną do granic możliwości piłką, która wpadła w ręce niedoświadczonych trampkarzy, od czterech lat przegrywających każdy mecz. Jaki Messi, taka Barcelona. Co pozostało kibicom, których 13 milionów żyje na granicy ubóstwa, faulowanym  rosnącym zadłużeniem, bezrobociem, podwyżkami energii, gazu, czynszów, żywności?  Już ani praca, ani dyplom wyższej uczelni nie chronią  przed ubóstwem. Pierwsza nie gwarantuje wystarczających zarobków, drugi  - zatrudnienia.  Taką miłość zgotował nam rząd.

Opcja na sport i kulturę też się nie udała; za przekręty przy budowie orlików i stadionów wzięła się prokuratura, a za koncert otwierający polską prezydencję – były szef egzekutywy PZPR w Zjednoczonych Przedsiębiorstwach Rozrywkowych i profanator polskiej flagi,  „forever young” – czterdziestoletni chłopiec z ADHD.

 

Nie ma chleba, to chociaż igrzyska, choć najlepiej wychodzą organizowane dla swoich w monumentalnej oprawie Pałacu Sportu pod pękniętym dachem Ergo Areny, wynajętej za 200 tys. zł.  Tuskowe Bizancjum, do którego skrzyknął też właściciela nowego „dżaguara”, który będzie nim woził wykluczonych,  „małpę w  czerwonym” - matkę Joannę od zdrady, dotąd w PJN, czyli w opozycji wobec opozycji, oraz byłego szefa dyplomacji, doradcę Rakowskiego, który „Bujer”(ował) też SB. Reszta to swojaki, FC Platformy Obywatelskiej, chociaż niektórzy też z transferu, jak Radek-zdradek, który nie wie, że minister może być chudy, ale nie powinien być cienki. Gdy generał Petelicki wzywa do powołania komisji sejmowej ds. nieudolności władzy, nieudane dziecko drugiego generała, obchodzi hucznie dziesiąte urodziny. Na koszt podatnika, łącznie z trunkami w Czarnej Perle. Naród pije i zakąsza ustami swoich najlepszych przedstawicieli. Przy dźwiękach piosenki zespołu Van Halen „Jump”, której tytuł oddaje w pełni priorytety Platformy.

 

Do skoku na sejmową ławę, choć ze zdrajcami nie powinno się paktować, szykuje się Kluzik-Rostkowska, która nie dziwne, że  nareszcie czuje się w doborowym towarzystwie i życzy Platformie zwycięstwa. Z okazji okrągłej rocznicy urodzin płyną też obywatelskie życzenia „Niech ich szlag trafi” od Polaków, którym w tej Tuskowej potędze Europy kreatywnej księgowości żyje się coraz gorzej i podziękują sytym i gnuśnym na jesieni za prywatę, nepotyzm, kłamstwo i wykorzystywanie nazwiska zmarłego pod Smoleńskiem w politycznym happeningu. Pełnym tupetu i arogancji wobec wszystkich: kościoła, związkowców, bankierów i wszystkich Polaków, którym Tusk i jego banda głupców, nieudaczników i aferzystów serwuje stary, cuchnący towar, opakowany w złoty papierek, nazywając go świeżym oddechem polityki. Jak w dyskoncie: tanio kupuje, tanio sprzedaje, choć Schetyna do hostessy podobny nie jest. Ale raz zdobytej władzy się nie oddaje, a słupki spadają. Trzeba więc uderzyć mocniej, nazywając spotkanie Jarosława Kaczyńskiego z młodzieżą  pedofilią polityczną, podczas gdy sami, wysyłając zaproszenia do opozycji,  uprawiają polityczne stręczycielstwo. 

 

Arogancja władzy, samozadowolenie premiera i ten seksapil, wg Nowaka,  którym ma być wiarygodność Platformy,  osiągnęły szczyt hipokryzji. Bądź co bądź było to widowisko żałosne, taniec z gwiazdami na kruchym lodzie, sztucznie przedłużany przez ministra Millera i jego raport, który ukaże się po wyborach. Dlatego przynajmniej jemu premier powinien się pokłonić, lekceważąc  wszystkich innych. Do przeproszenia będzie miał cały naród, jeszcze śpiący i łatwowierny, ale obudzi się na jesieni i odpowiednio podziękuje za miłość i cuda, które zapędziły go w ślepy kąt.

 

A wszystkim zdecydowanym na opcję w Bieszczady dedykuję fragment piosenki Andrzeja Górszczyka „Ballada o marynarzach z Titanica”. Bo trzeba wrócić. Titanic tonie.


Załóż garnitur, wyczyść buty
Kolejny się zaczyna bankiet.
Może po plecach Cię poklepią,
Może sternika buchniesz w mankiet.
Jeden na tysiąc tyś wybrany
Idziesz na bal ze wspólnej kiesy,
Śpi zmordowana pracą załoga
Wy oblewacie wciąż sukcesy.

 

 

 Tekst opublikowany w nr. 24/2011 Warszawskiej Gazety

 

 

 

4 komentarze

avatar użytkownika spiskowy

1. Niestety tych Bieszczad juz nie ma...

Oni tam juz w tych Bieszczadach tez maja telewizory, internety a Warszawka przyjezdza "byznesy" robic. Trza to najpierw wszystko rozpirzyc, to bedzie moze jeszcze gdzie jechac. A jak na razie to kepsko.

Ludzi stworzono by sie kochali. Przedmioty by je uzywac. Swiat dzis jest w chaosie, bo ludzie kochaja przedmioty a drugiego czlowieka uzywaja jak przedmiot.

avatar użytkownika Maryla

2. Magdo

zamiast w Bieszczady - do urn :) Pilnować władzę i nie dac sie zepchnąć w stan uśpienia .
Jak my będziemy uciekać w emigracje wenętrzna, to nam kolejne michniki urządzą taką Polske, że nie będzie do czego z tych Bieszczad wracać.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

3. A jezeli juz

to warto zrobic sobie sprawdzian. Pod pomnikiem pijaczka i wojskowego nieudacznika, mordercy podleglych jednostek (patrz luzycka operacja II Armii LWP). Ta goreczka po lewej jakas mala. Z kolei ci po prawej, ktorzy strefili z kaemem, raczej dosc daleko. Krotko mowiac:
KTO TOWARZYSZE I DLACZEGO ZAMORDOWAL GERHARDA, AUTORA LUN W BIESZCZADACH?

avatar użytkownika Tymczasowy

4. A w Bieszczadach

czyha wrog., Andrzej jakis tam. CZARNE. Poprzestal na zawodowce, ale to mu nie przeszkadza, by pyszczyc przeciwko nam. Nawet film zrobili gdzirzeczony wystepuje. Slabiutkiiii ony jest! Tylko w filmie. W literaturze, na poziomie Hlaski Marka.
Czyli, jechac do Komanczy itd. Nawet isc szlakiem sotni "Hrynia", ae rozgladac si sie ostroznie, bo wilcze echa czaja sie tam.
To wszystko z plecakiem za dwoch na plecach przeszedlem.