Rok do roku

avatar użytkownika UPARTY

 

Jesień zeszłego już roku była dla mnie bardzo trudna, trudniejsza niż poprzednia. Po pierwsze z powodu tego, że kryzys mamy potężny. Jestem, znowu czasem słyszę to słowo, prywaciarzem. Prowadzę małą, całkowicie samodzielną rynkowo, firmę. Firma jest za mała by mogła utrzymać i profesjonalny zarząd i “inwestora”, więc jak wszystkie przedsięwzięcia tej wielkości, nie jest łupem porządanym przez żadnego wsioka, czy ubeka.

Nieduża wielkość firmy ma więc swoje dobre strony, bo zapewnia trochę spokoju, ale ma też tą złą stronę, że dla administracji państwowej mój los też jest prawie całkiem obojętny. Mówię prawie, bo wielu zatrudnionych na etatach trochę zazdrości mi samodzielności. Tego, że zawsze, przez cały dzień jestem u siebie, że nikt mi nie mówi co mam robić w danym czasie i do tego jestem w miarę niezależny finansowo a przy tym mam komu wydawać polecenia i mogę sam podejmować decyzje. Tak więc “osobiście” , czy “prywatnie” prawie wszyscy urzędnicy byliby zadowoleni, gdyby okazało się, że moja droga życiowa jest jednak gorsza od kariery urzędniczej, bo jest mniej stabilna i kończy się porażką. Wielu z nich całkiem ochoczo, i nie jest to specyfika tylko naszych biurokratów, przyłożyło by rękę do likwidacji wszystkich małych firmy a na pewno żadną miarą nie zrobi nic, by mogły one się rozwijać lub choćby trwać. Niestety, to się czuje zwłaszcza w kryzysie.

Firmy, czy właściwie osoby je prowadzące są tak powszechnie nie lubiane, że nawet ich istnienie nie jest uwzględniane w danych statystycznych mimo, że z racji swej liczebności właśnie ten sektor jest najwdzięczniejszym polem do zastosowania statystycznych metod badania. Można wręcz powiedzieć, że statystykę wymyślono by właśnie takie firmy badać a mimo to nie robi się tego. Wydaje mi się, że celem “pominięcia” jest nadzieja na to, że wreszcie kiedyś uda się zlikwidować wszystkich prywaciarzy i że dzięki pomijaniu ich w statystykach uda się to zrobić po cichu, bez wykazywania strat z tego wynikających.

Ta nieobecność w statystyce powoduje jednak i to, że obecnego kryzysu, ze względu na jego specyfikę, jeszcze dobrze nie widać w oficjalnie zbieranych informacjach . W rezultacie elity mają o wiele większą pokusę życia jak by się nic, albo prawie nic nie działo a wszelkie przestrogi traktowane są jak jakieś intrygi lub wręcz oszustwa. Można to porównać do człowieka, który nie wie, że jest chory i zamiast podjęcia trudów leczenia i prowadzenia zdrowego trybu życia dalej eksploatuje swój organizm jak tylko może.

Pierwszym objawem kryzysu był spadek rentowności wszystkich działań gospodarczych. Od dawna przychody z PiT’u maleją, ale różni mędrcy podatkowi sugerowali, że jest to efekt luk w prawie podatkowym i kreatywnej księgowości a nie objaw w sumie śmiertelnej choroby.

Przed Świętami wszedłem do “hipera” Auchan w Piasecznie koło Warszawy i zobaczyłem drobiazg - kajzerki wypiekane na miejscu po 11 groszy za sztukę. Zdziwiłem się, że tak tanio i po powrocie do domu zainteresowałem się cenami zarówno surowców jak i maszyn. Z kalkulacji wyliczyłem, że nie da się wypiec jednej kajzerki taniej niż za 9 groszy, ale bez uwzględnienia kosztów lokalu! Inne towary w tym sklepie mają podobnie skalkulowane ceny, bo są proporcjonalnie tanie.

Czy więc Auchan jest jak Caritas instytucją dobroczynną - absolutnie nie, bo otrzymał on zwolnienie zarówno od podatku gruntowego jak i od nieruchomości. Inni tego nie mają. Ma więc “hiper” ma na tych kajzerkach minimalny , ale jednak zysk . W obecnych czasach tym cenniejszy, że w okolicy nikt inny go nie ma i mieć nie może. Praktycznie więc ten “hiper” zdobywa kosztem innych sprzedawców lokalny monopol na wypiek taniego pieczywa!

Patrząc na rentowność i ceny nie można się więc dziwić, że obroty w Auchan i innych dużych sklepach rosną a maleją w małych. Z tym, że są powody by sądzić, że w sumie spadek obrotów jest ilościowo większy w małych firmach niż zauważany przyrost w większych, czyli że rynek obkurcza się, że sprzedaż detaliczna maleje a nie rośnie, że w związku z tym jaki jest jej udział w PKB to twierdzenia o jego wzroście w ubiegłym roku mogą okazać się gołosłowne, ze wszystkimi tego konsekwencjami! Nie widać tego zjawiska w statystykach, bo firmy, w tym sklepy, zatrudniające mniej niż 10 osób nie składają żadnych sprawozdań statystycznych, wiec spadku ich obrotów nie widać. Wzrosty w “hiperze” widać, bo składa sprawozdania.

Oczywiście można byłoby zapewne ten spadek zobaczyć analizując dokumenty skarbowe, ale tego z zasady nie robi się. Wszak podobno wszyscy oszukują! Mając małą firmę i widząc co się dzieje z ekonomią niejako “od kuchni” jestem bardzo zmartwiony. Od sierpnia mamy recesję i to bardzo głęboką a skutki jej będą w tak biednym społeczeństwie jak nasze okropne.

Drugim powodem, dla którego ostatnia jesień była dla mnie trudna była niepewność polityczna. Na przełomie lat 2010 i 2011, czyli rok temu problemem była kwestia sfałszowanych wyborów samorządowych i PJN. Nie było to jednak aż tak trudna sytuacja ja ta obecnie. Po prostu potrzebna była mobilizacja i już. W sumie sytuacja jasna i prosta. Na jesieni 2011 roku, z analizy logicznej wynikało mi niedwuznacznie, że obciążenie w tym momencie obozu narodowo - niepodległościowego trudami sprawowania władzy byłoby pyrrusowym zwycięstwem. Czytając zaś niedawno wpis na BM 24 Michała de Zieleśkiewicza o II Powstaniu Wielkopolskim uzmysłowiłem sobie w sumie prostą rzecz a zarazem i kryterium pozwalające ocenić kiedy będzie dobry czas by pokusić się o przejęcie władzy w naszym kraju.

Przejęcie władzy przez jedną formacje społeczną od drugiej musi być zawsze poprzedzone zwycięstwem tej formacji w wojnie kulturowej, tak jak miało to miejsce w Wielkopolsce 100 lat temu. Chodzi o to by charakterystyczny dla danej formacji społecznej sposób sprawowania władzy, oraz by wynikający z fundamentalnych zasad formacji katalog celów do osiągnięcia nie był przez nikogo “z naszych” kwestionowany, przynajmniej co do zasady. Jeśli przejęcie władzy nie jest poprzedzone zwycięską wojną kulturową, czyli formacja nie jest całkowicie jednolita kulturowo, to przejęcie władzy musi zakończyć się dyktaturą i represjami najpierw wobec dysydentów, którzy nie będą chcieli pożegnać się ze starym porządkiem a później wobec przeciwnej formacji, gdyż ona wcale się nie rozpadnie. Nie utraciwszy pośredniego, ale jednak wpływu na życie społeczne zostaje ona jako ostoja dla starego porządku. Jedynym więc sposobem na wprowadzenie nowych standardów sprawowania władzy będzie w takiej sytuacji zastraszenie przeciwników politycznych, co zawsze jest klęską! Czyli wojnę kulturową wygramy wtedy, gdy w naszym środowisku nie będzie osób choć trochę utożsamiających się z drugą stroną, mających z drugą stroną wspólnych interesów!

Bo wygranie wojny kulturowej nie polega na tym, że zwolennicy innych poglądów ulegają anihilacji, to następuje później, tylko na tym, że wszyscy uznają związek poglądów z interesami a w tym i związek swoich poglądów ze swoją historią życia, która przecież jest dorobkiem osobistym każdego człowieka. Czyli z uznaniem, że interesy zależą od tego kto kim jest z pochodzenia, domu, wykształcenia. 93 lata temu w Poznaniu żyli też i Niemcy, bo gdyby ich nie było to nie byłoby powstania. Oni nie byli zainteresowani polskością Poznania. Gdyby jednak w środowisku Polaków była duża grupa osób zainteresowana w tym, by Poznań był niemiecki, to powstanie pewnie w ogóle by nie wybuchło. Niemcy jednak nie mieli możliwości wpływu na postawy Polaków nie mieli możliwości, ani przekupić, ani przekonać do siebie odpowiednio dużo ludzi a Polacy podejmując walkę mieli taką możliwość tak wobec swoich jak i używając co prawda karabinów ale i wobec Niemców.

Czyli zwycięska kulturowo jest ta formacja, która jest zaimpregnowana na wpływy innych a sama może na nich wpływać - to pierwszy warunek. Drugim zaś jest silne powiązanie swojego interesu ze swoją osobą. Chodzi o samoświadomość, o to by ludzie mówili sami do siebie “Mam tak a nie inaczej zdefiniowane swoje interesy, bo na skutek wydarzeń historycznych jestem kim jestem. Mój przeciwnik ma inne interesy, bo historia jego życia jest inna czyli, bo on jest kimś innym.”

Czyli paradoksalnie, to na co skarży się np. Ziemkiewicz i inni publicyści, że “system się domyka” jest dla nas pozytywne! Przerywają się kanały komunikacji i ustają możliwości wpływu na nas, a tym samym pomaga to budować naszą tożsamość.

Formacja nam przeciwna powstała wokół, mimo wszystko okupacyjnej, administracji PRL’u. Z racji swego okupacyjnego charakteru ludzie ją tworzący upatrywali swego interesu w grabieży naszego społeczeństwa w tym, że mają “procent” od środków, które “stąd” transferowali w różny sposób do kasy imperium. Oni więc są formacją “łupieską” a my jesteśmy formacją “łupioną”, ale mało kto jak dotąd widzi podział społeczny w Polsce w ten prosty sposób mimo, że właśnie on najlepiej oddaje stosunki społeczne w naszym kraju. Jeżeli można liczyć na to,że kryzys pomoże nam się skonsolidować, to właśnie ten podział będzie niejako osią podziału politycznego i w sumie czynnikiem ostatecznie spajającym nasza formację.

Nie mniej jednak konieczność dalszej, nawet krótkotrwałej, akceptacji faktu bycia łupionym po to by wzmocnić swoje siły w stosunku do formacji nam przeciwnej jest trudna i bolesna. Jest to co prawda taktyka walki o swoje literalnie wręcz zgodna z Ewangelią, wiec na pewno jest bardzo skuteczna, ale nie jest łatwa. O wiele łatwiej byłoby się zająć kibicowaniem naszym politykom w sprawowaniu przez nich władzy, nawet jeśli prowadziło by to do naszej przegranej- ale doszło by do tego później.

Ponieważ jednak wybraliśmy drogę trudniejsza ale skuteczniejszą, to najprawdopodobniej niedługo przed nami stanie kwestia obrony naszej suwerenności. Myślę, że już czas jest o tym mówić, bo czasy się bardzo zmieniły i nie wszystkie doświadczenia z przeszłości mogą być wykorzystane.

Otóż wszyscy chodząc do szkół stworzonych przez środowiska post-oświeceniowe nieprzychylne suwerenności narodowej ze względów ideologicznych nie byliśmy tam uczeni histori narodowej i nie poznawaliśmy warunków niezbędnych do suwerennego życia narodu. Nie mamy w naszej świadomości utrwalonych stereotypów dotyczących cech narodu suwerenngo i musi więc zacząć dyskusje od podstaw. Oficjalne nauczanie historii koncentruje się tylko na historii aparatu władzy a nie narodu! Jeteśmy uczeni, że o tym jak wygląda suwerenna administracja państwowa a nie suwerenny naród. Nie pamiętamy więc na co dzień, że zawsze warunkiem zachowania suwerenności przez każdy naród jest przestrzeganie praw osób najsłabszych, z tym że czasem musi być to robione mniej a czasem bardziej rygorystycznie. Odnoszę wrażenie, że teraz jest to tak ważne jak nigdy przedtem w naszej historii nie było, może z pominięciem czasu Powstania Warszawskiego, ale było to ograniczone tylko do jednego miasta i na dwa miesiące i w tym czasie w Warszawie praktycznie nie istniała żadna aktywność gospodarcza..

Jaki jest związek między prawami osób słabych a suwerennościa narodową, czy to jest tak, że tylko naród osób słabych może być suwerenny? Otóż związek ten jest banalnie prosty. Suwerenny naród musi mieć własne pieniądze, musi mieć ekonomiczną możliwość egzystencji. Jeśli będzie uzależniony od kredytu “osób trzecich” to nie będzie suwerenny. Z tym, że samodzielność finansową można zdobyć tylko w ten sposób, że wszyscy a zwłaszcza najzdolniejsi będą się o to troszczyć. Jak? W zasadzie drogi są dwie. Jedna to handel, pośrednictwo handlowe, a druga to produkcja dóbr i usług wymienialnych.

Ponieważ we współczesnym świecie pośrednictwo handlowe jest już w zasadzie historią i bardziej jest świadczeniem usług transportowych niż dokonywaniem przemiany towaru w kapitał więc zostaje tylko produkcja dóbr i usług wymienialnych. Jest to jednak działalność trudna, ryzykowna i efekty przynosi dopiero po latach. Nikt rozsądny nie będzie się w to angażować, jeśli będzie miał możliwość łatwiej zapewnić sobie byt.
Najłatwiejszym sposobem zapewnienia sobie dochodów jest złupienie sąsiada i ten sposób życia musimy uniemożliwić. Tylko jeśli okaże się to niemożliwe, bby jeden żył kosztem drugiego dojdzie do przymuszenia ludzi do działań prospołecznych! Są one trudne.

Czyli, jeśli więc chcemy suwerenności narodowej to nie możemy ludzi narażać na pokusę zaspokojenia swoich potrzeb działaniami nie powodujacymi wzmocnienia ekonomicznego narodu. Musimy więc chronić prawa osób biednych, chronić dłużnika przed wierzycielem, słabszego przed silniejszym. Jaki w sumie jest prostszy interes od zakupy cudzych długów za 1 % wartości i wysłanie później “windykatorów” po resztę pieniędzy. Tylko jeden pożyć z EBC kupę forsy na znowu na 1% rocznie i pożyczyć go rządom na 3,5 % rocznie, ale do tego interesu już się nie dopchniemy! Czyli, chroniąc słabych uniemożliwimy łatwe interesy i odetniemy formację nam przeciwną od kasy i spowodujemy, że wrodzona każdemu człowiekowi chciwość bezie czynnikiem budującym naród.

Tak więc mamy o czym myśleć w nadchodzącym roku. Aczkolwiek nie obchodzę “święta ostatniej karki w kalendarzu” , bo dla mnie rok zaczyna się w Boże Narodzenie, to jednak składam dzisiaj wszystkim spóźnione ale serdeczne życzenia, bo... wcześniej tego nie zrobiłem.

 

 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz