11 i 12 sierpnia 1944 w Warszawie

avatar użytkownika witas

 

„Jeszcze nas nie zmienili. Sytuacja jest bardzo ciężka. Od rana nacierają szturmując od Powązek piechotą wspartą goliatami lub bombardują artylerią. Chłopcy są zmęczeni ciągłą, trzydniową walką. Pierwszy raz zetknęliśmy się z taką przewagą nieprzyjaciela i pierwszy raz nie pobiliśmy go. Odporną postawę plutonu podtrzymuje „Kuba” swoją energią, rzutkością i dobrą miną.”

11 sierpnia nie mogłem sobie odmówić przypomnienia moich ulubionych, wręcz najbliższych wspomnień powstańczych – „Leszczyca” Tadeusza Sumińskiego z „Zośki”. Te – „Przez Kampinos na Starówkę” - zaczynają się właśnie 11 sierpnia…

„Strzelanina przechodzi w ostrą kanonadę. Przylegamy na ziemi, kurczymy się w sobie. Widzę jak kule uderzają przede mną. Przewraca się Kieros. Krzyczę odruchowo „Ranny!”. Słyszę jak ktoś biegnie za mną i Hanka klęka obok pytając gdzie jestem ranny? Pokazuję na Kierosa, on tylko machnął ręką, na znak, że wszystko z nim w porządku. Zaimponowała mi odwaga i poświęcenie Hani. Czy też ja bym się na to zdobył? Podbiec, ratować kogoś TERAZ!” 

 

– „No cóż zostaniemy, ale pokażemy jak umierają żołnierzy AK” – woła „Xiążę” (Andrzej Samsonowicz). „Gdy nas odkryją, rzucamy granaty, strzelamy i rozbiegamy się. Czuję złośliwe zadowolenie – zrobię im przykrą niespodziankę. Satysfakcja psa, który może ugryźć rakarza”.

 

- „ Czy pani zna „Kamienie na szaniec?”

-Znam.”

- „ To właśnie ten Słoń z Długiej”.  

Anka patrzy ma Słonia z podziwem, zupełnie nie jak na człowieka siedzącego w śmietniku”.

     „Znaleźliśmy jakiś kubeł z resztami wody. Pragnienie mamy straszne, więc każdy z nas wypija swoją porcję. Xiążę ma dostać podwójną ilość ( z racji upływu krwi z rannej ręki), ale gdy przyszła na niego kolei ledwo umoczył usta, a już twierdzi, że ma dosyć. Ja muszę zmobilizować dużo silnej woli, aby opanować chęć wypicia jak najwięcej. Sądzę, że większość czuje to samo. W podobnych chwilach można się brzydzić samym sobą”

Schowani na cmentarzu słyszą dochodzące z Woli strzały i krzyki. Zastanawiają się „Jak kształtuje się życie w dzielnicach zajętych przez Niemców?” – „Wzruszam ramionami. To rzeczywiście wielka zagadka. Że też nie przedostały się stamtąd żadne konkretne wiadomości. Niemcy z pewnością zaostrzyli kurs, są represje… a może… Nie, to niemożliwe, przecież chodzi nie o jednostki, ale o SETKI TYSIĘCY LUDZI.”

   Gdy wieczorem wyjdą na uliczki dzielnicy „pełne woni rozkładających się ciał i spalenizny”, dowiedzą się „jak kształtuje się życie w dzielnicach zajętych przez Niemców… Trudno pomyśleć, że to Warszawa: wymarła, opuszczona, ani śladu życia. Ciągle na próżno szukamy normalnych, niezniszczonych domów.”

 

Dziś, 12 sierpnia poczytałem wstrząsające wspomnienia Tadeusza Klimaszewskiego „Verbrennungskomando Warschau”, które również opisują tamte dni drugiej dekady sierpnia 1944, ale z jakże innej perspektywy i co za tym idzie, zupełnie inaczej. Autor, przypadkiem uniknąwszy śmierci w masowej egzekucji zostaje zmuszony do niewolniczej pracy palenia zwłok tysięcy ofiar masakry niemieckiej na Woli. Polecam tę pozycję, jako nieodzowną dla wiedzy o Powstaniu, ale zdecydowanie nie przed snem…

 

    I przy okazji skojarzyłem sobie trzecią, jeszcze inną perspektywę powstańczych wspomnień - Danuty Leśniewskiej-Sławińskiej pt. „Kiedy kłamstwo było grzechem”. Autorka, w podobnym wieku co obydwaj wyżej wspomniani, ciut ponad 20 lat i również Powstanie zaczynała na Woli. Cudem nie została rozstrzelana wraz z innymi sanitariuszkami i rannymi, trafiła do obozu przejściowego w Pruszkowie, skąd natychmiast ucieka, ale następnego dnia …ochotniczo powraca do niego, aby podjąć ofiarną pracę tłumaczki i pomocy medycznej, którą wykonuje w dosyć pokojowych, spokojnych, a można nawet określić – przyjemnych warunkach.

 

  Tak to jeden dzień Powstania, w jednej dzielnicy, mógł zupełnie inaczej wyglądać dla podobnych młodych ludzi, którzy podobnie zaczęli w Godzinie „W” walkę.

A dla całkowitego kontrastu nie mogę nie wspomnieć o szabrownikach, którzy w dniach (lub trochę, kilka godzin-dni, później) wolskiej masakry zajmowali się rabowaniem pozostawionego przez zamordowanych i wypędzonych mienia oraz przenośnym handlem. Z pierwszych wspomnień żołnierza „Zośki” taki niewiarygodny fragment, w którego prawdziwość nie uwierzyłbym, gdyby nie na wskroś wiarygodny autor:

„Za drutem koło na lokuje się dwóch mężczyzn. Z rozmowy dowiaduje się, że są wyrzuconymi z Woli. Rozmowa obraca się wokół tematów „ekonomicznych”; podobno przenosząc żywność stąd na Koło (z Górce, podwarszawskiej wioski na przedmieście stolicy – przyp.W.) można dobrze zarobić. Rzucają uwagi o tragedii ich dzielnicy i… wybierają się tam na szaber. Cieszą się, że kwitną kwiaty – „będzie co zanieść na groby…”

1 komentarz

avatar użytkownika Maryla

1. @witas

"Rzucają uwagi o tragedii ich dzielnicy i… wybierają się tam na szaber. Cieszą się, że kwitną kwiaty – „będzie co zanieść na groby…”

raczej nic tam by nie znaleźli, ale ani oni ani Autor wspomnień o tym nie wiedzieli. A dlaczego? 12 sierpnia zakończyła się rzeź i palenie Woli.

Zapraszam na portal

http://wola44.wordpress.com/

I tu :

http://blogmedia24.pl/node/59243


Górczewska 32 upamiętnienie 12 000 Polaków, którzy w dniach 5-12 sierpnia 1944 r. zostali zamordowani i spaleni przez Niemców

 Relacja z odsłonięcia Krzyża Wolskiego , miejsca przy ul. Górczewskiej 32 W DNIU 5 SIERPNIA 2012 r.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl