o suwerenności - komentarz do wpisu Elig

avatar użytkownika UPARTY

 

Zacznijmy od stwierdzenia, że odzyskanie suwerenności jest dopiero przed nami i rzeczywiście, przynajmniej od 1939 roku Polska nie jest krajem suwerennym a wszelkie próby odzyskania suwerenności kończą się bardzo silnym sprzeciwem, z pozoru wewnętrznym, ale inspirowanym z zewnątrz.

Bo przyjrzyjmy się słownikowej definicji suwerenności ( Słownik Języka Polskiego)

"1. zdolność do samodzielnego, niezależnego od innych podmiotów, sprawowania władzy nad określonym terytorium, grupą osób lub samym sobą;
2. posiadanie władzy zwierzchniej".

Otóż w pierwszym znaczeniu słowa suwerenność jest to zdolność, inaczej mówiąc możliwość a dopiero w drugim odrębnym znaczeniu jest to sprawowanie władzy zwierzchniej.

Podkreślenie jest o tyle istotne, że po pierwsze można być suwerennym i współdziałać z innymi nawet w ich projektach tak długo jak długo nie utraci się możliwości samodzielnego podejmowania decyzji. Warunkiem suwerenności jest istnienie ośrodka decyzyjnego, który ma możliwości wprowadzenia w życie swoich decyzji.


Chodzi o sytuację jaką mamy z Trybunałem Konstytucyjnym. Jak już powstał nasz narodowy ośrodek decyzyjny, czyli PiS i ten ośrodek decyzyjny zdominował Sejm, to by nie miał zdolności decyzyjnej niezależnej od innych podmiotów TK wszczął swój pucz a Sąd Najwyższy go wspiera. Oczywiście bunt środowisk prawniczych był przewidziany i został przemyślany jeszcze przed wyborami i jak na razie nie robią nic, co nie było by potrzebne do odzyskania kontroli nad korporacją. Obecną sytuację można porównać do zarzucenia sieci na to środowisko. Gdyby trwało w bezruchu to sieć by się z niego zsunęła i w żaden sposób nie wyselekcjonowali byśmy jednostek najbardziej nam Polakom wrogich. Na szczęście jednak zaczęli się od razu wiercić więc nie musimy robić żadnej lustracji.


Najśmieszniejsze jest to, że gdyby Rzepliński pogodził się z tym, iż to nowy parlament wybrał wszystkich pięciu sędziów mógłby z całym spokojem zablokować wszystkie inicjatywy ustawodawcze PiS`u i praktycznie wywrócić cały rząd. Żadnego programu 500 + mogło by nie być, mogło by nie być żadnej ustawy, bo wszystkie były by blokowane przez TK z pisowskimi sędziami. Okazało by się, ze PiS to banda marzycieli.


Trzeba jednak pamiętać, że spór z korporacją prawną to dopiero początek drogi, bo jest jeszcze administracja państwowa, którą dopiero trzeba zdobyć, by decyzje rządowe wchodziły w życie. Co z tego, że będzie uchwalona jakaś ustawa jak nikt jej nie będzie wykonywać. Co z tego, że będzie wprowadzany jakiś program, jeśli sposób jego wykonania będzie określany przez siły zewnętrzne.


O ile sprawę z TK wszyscy znają o tyle mało kto wie, że do tej pory nie ma programu rozwojowego, który miał opracować M.Morawiecki i jego ministerstwo. Przecież on Miał ten plan już przed wyborami nie tylko w głowie ale i na piśmie. Problemem jest jednak administracja państwowa, która musi ten program przyjąć za swój a nie chce, gdyż umowa koalicyjna z Gowinem dała m u wpływ na stanowiska vice-ministrów i ten wpływ wykorzystał. W rezultacie delegował do Ministerstwa Rozwoju swoich ludzi, ale ci „ludzie Gowina”, to platformersi i w swym działaniu nie dość, że dalej współdziałają z PO w niszczeniu suwerenności kraju , to jeszcze wprowadzają sposób myślenia lemingów do bardzo ważnego ministerstwa.


W rezultacie mamy sytuację, w której np. Pani Minister Emilewicz odpowiedzialna za nadzór nad instytutami naukowymi powierzyła de facto sprawy personalne Pani Poseł Fabisiak z PO a ta eliminuje ze struktur wszystkich, co chcą „coś zrobić”. Oczywiście nie jest to związek formalny, bo Pani Minister Emilewicz nigdy nie przyzna się do tego, że o instytutach naukowych nic nie wie a wypowiada się o nich dokładnie jak Petru o Polsce.

Najlepsze było to, gdy Pani minister Emilewicz na jakimś zebraniu publicznym powiedziała, że jej zadaniem w przyszłym, jeszcze wtedy rządzie, będzie stworzenie naukowych instytutów do współpracy z przemysłem. Trzeba było zobaczyć jej minę, gdy ktoś ze słuchaczy jej powiedział, że w Polsce jest ponad setka takich instytucji.

Ponieważ PiS`owi potrzebne są głosy Gowina, to musi się godzić z tym, że ludzie bez żadnego zaplecza społecznego zaczynają być dopuszczani przez niego do władzy i wręcz muszą korzystać z obcego nam zaplecza. W ten sposób odzyskanie suwerenności znacznie się oddala.


Okazuje się więc, że PiS nie ma jeszcze „1. zdolność do samodzielnego, niezależnego od innych podmiotów, sprawowania władzy nad określonym terytorium, grupą osób lub samym sobą!”


Tak więc obecny rząd nie jest jeszcze władzą suwerenną. My o tę zdolność musimy dopiero sobie stworzyć. Dopiero jak będzie przynajmniej jeden ośrodek mogący sprawować władzę suwerenną to będziemy mogli postarać się o suwerenność naszego kraju. Na razie nie możemy odsunąć od władzy rozmaitych kanalii, jurgieltników i karierowiczów, którzy żyją ze zdrady państwa, którzy zawodowo się sprzedają każdemu, kto za to zapłaci, bo nie mamy kim ich zastąpić.


Co do zaś Pani Staniszkis. Z nią jest o tyle problem, że ona jest częścią środowiska z definicji „na sprzedaż”. Kiedyś środowisko akademickie było związkiem ludzi poszukujących prawdy i nawet chyba było takie stwierdzenie w statucie Uniwersytetu Jagielońskiego. Teraz jednak ono zniknęło a środowisko stało się „ekspertami do wynajęcia” . Jest więc rzeczą oczywistą, że całe środowisko stoi w poprzek dążeniom do suwerenności, bo są z zawodu ludźmi zależnymi i chcą zarobić jak najwięcej. To takie towarzystwo, w którym niektórym wydaje się, że są rządem lub że nie są nierządem.


My musimy sobie zdawać sprawę, że ostatnie wybory to dopiero pierwszy krok ku suwerenności ale jej osiągniecie jest jeszcze przed nami.

 

 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz