Bolszewickie dyplomowane chamy

avatar użytkownika kokos26

 

Jaki człowiek potrafi być dziecinnie naiwny? Co prawda przez bardzo krótki czas, ale po 89 roku naprawdę wierzyłem, że tak zwana transformacja ustrojowa przerwie w końcu tę zapoczątkowaną przez „wielką rewolucję październikową” gigantyczną inwazję pospolitego chamstwa oraz zatrzyma awans do „elity” tej całej masy partyjnych prostaków i prymitywów, których na dodatek komuna przez wszystkie lata trwania PRL-u wyposażyła w dyplomy najrozmaitszych uczelni. Jak można było choćby przez chwilę wierzyć w prawdziwą przemianę i odradzanie się Polski widząc dobór tak zwanych elit, które obradowały w Magdalence i przy okrągłym stole?
Nasi rodacy żyjący w Polsce międzywojennej pod jednym względem mieli łatwiej. Oni tą najeżdżającą Polskę bolszewicką dzicz zobaczyli na własne oczy i poczuli na własnej skórze taką, jaką była w rzeczywistości z całym tym zdziczeniem, barbarzyństwem oraz smrodem nie tylko moralnym czy obyczajowym, ale dosłownym. Dzisiaj jest o wiele trudniej gdyż wykształcony cham nauczył się swoje chamstwo kamuflować, a dziką i zwierzęca nienawiść do wszystkiego, co polskie i katolickie opakowywać tak, aby znacząca część publiki nie rozpoznała w nim zwykłego chama o bolszewickiej mentalności.
 
Ostatnio „Gazecie Wyborczej” wywiadu udzielił dyżurny filozof i historyk religii, guru czerskich i niestrudzony korepetytor postępowych katolików, prof. Zbigniew Mikołejko z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. Mikołejko jest wypełniony dziką bolszewicką nienawiścią nie tylko do PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego, ale także do prawicowego elektoratu. On z niepokojem zauważył, że program „500+” przysporzył obecnej władzy wielu zwolenników, a szczególnie zwolenniczek i to na długie lata, więc jak przystało na wykształconego chama nie mógł wprost wyartykułować tej swojej nienawiści i pogardy do matek Polek, których rodziny, a szczególnie dzieci na tym programie zyskają. On, choć ma je za „pisowskie bydło zarodowe” to jednak swój stosunek wyraża w typowy dla chama z dyplomami i tytułami sposób mówiąc z udawanym spokojem i naukowym zadęciem:„Sukces Jarosława Kaczyńskiego polega na tym, że zawarł on sojusz z chamem, czyli z Edkiem. Edek to figura z „Tanga” Mrożka. Człowiek, który rozpycha się łokciami, jest chamski. Świadomie używam tej lekceważącej formuły, ponieważ Edek nie zasługuje na szacunek. Edek po prostu nie szanuje drugiego człowieka i zagarnia jego wolność”.
 
Tym sojuszniczym chamem Kaczyńskiego i zbiorowym Edkiem z „Tanga” są dla Mikołejki oczywiście polskie kobiety korzystające z programu „500+”, o których dalej mówi tak: „One stały się częścią armii Kaczyńskiego, co pokazuje statystka, bo 54 proc. kobiet w wieku rozrodczym poparło PiS. Zostały kupione za te 500 złotych i mają w nosie naszą wolność”.
Nie można było powiedzieć w „Gazecie Wyborczej” otwartym tekstem, że prawicę poparły młode kobiety gdyż przeczyłoby to lansowanej całymi latami przez czerską narracji, że PiS popierają tylko moherowe babcie. Stąd wzięły się te „kobiety w wieku rozrodczym kupione za  500 złotych” niczym panie lekkich obyczajów. O tym, że Mikołejko nie znosi matek Polek świadczy również wywiad, jakiego udzielił trzy lata temu dodatkowi do Wyborczej, „Wysokim obcasom” - przypomnijmy fragment: „Ich winy są najzupełniej oczywiste. Te nigdy niedomknięte furtki. Dzieciaki puszczone samopas, gdziekolwiek, a najlepiej na mój trawnik. To ich durne puszenie się świeżym macierzyństwem, które uczyniło z nich - przynajmniej we własnym mniemaniu - królowe balu. Patrzę więc, jak to idą i gdaczą, jak stroją fochy, uważając się za Bóg wie co. Jak pytlują nieprzytomnie, gdy tymczasem ich potomstwo obrzuca się piachem albo wyrywa sobie nawzajem włosy. Dzieci najwyraźniej potrzebne im do tego, aby coś znaczyć. Być Kimś. Domagać się urojonych praw i zawieszenia społecznych reguł. Nie chodzi o młode matki. Te są najzupełniej w porządku. Chodzi o wózkowe - wojowniczy, dziki i ekspansywny segment polskiego macierzyństwa. Macierzyństwa w natarciu, zawsze stadnego i rozwielmożnionego nad miarę. Pieszczącego w sobie poczucie wybraństwa i bezczelnie niegodzącego się na żadne ograniczenia”.  
Ktoś, kto pomyśli, że dyplomowanemu chamowi puściły nerwy i wszystkie zwieracze będzie w błędzie. Nie Mikołejce i nie w „Wysokich obcasach”. To jest próba łamania kolejnego tabu poprzez plucie na macierzyństwo, które lewacy chcą przedstawić, jako coś, co kobietę degraduje i unieszczęśliwia. Zastanawiam się nie tylko nad rolą filozofa Mikołajki, ale także tych przedstawicieli kościoła, szczególnie księży, którzy pojawiają się w jego otoczeniu uwiarygodniając go, jako speca od religii katolickiej. Muszą być wyjątkowo wyrachowani i obłudni, albo głupi i ślepi skoro nie potrafią nawet dostrzec na wskazującym palcu Mikołajki nieodłącznego pogańskiego amuletu w postaci pierścienia Atlantów. Sądzę, że katolicyzm tych kapłanów jest tak otwarty, że nie zauważyliby nawet gdyby Mikołejko na szyi zawiesił sobie odwrócony krzyż, albo pentagram, a z nogawki spodni wystawał mu koniuszek ogona.
 
Teraz czas zająć się Edziem z „Tanga” Mrożka, do którego odwołuje się nie tylko Mikołejko. Aby zobrazować rzekome chamstwo panoszące się na patriotycznej prawicy „Edkiem” posługiwał się też inny zaopatrzony w dyplomy i tytuły „autorytet” „Gazety Wyborczej”, prof. Wojciech Sadurski. Podpieranie się akurat tym konkretnym przykładem wygląda jakby chcąc odwrócić od siebie uwagę te dyplomowane chamstwo wrzeszczało, „łapaj złodzieja”.  Edzio to przecież wypisz wymaluj owi profesorowie i autorytety powołane do życia przez Michnika. Zwykły tępy cham Edzio wyposażony przez naturę w „parszywe świńskie oczka” w III akcie dramatu nazywany jest już Edwardem. On awansował podobnie jak walonkowe lewackie łże-elity w III RP wynoszone na piedestały i ucharakteryzowane na wykształconych mędrców udzielających ekskluzywnych wywiadów. Marzy się im, że tak jak ów chamski Edzio po zamordowaniu Artura przejął władzę nad rodziną Stomila tak oni przejmą władzę nad Polakami, którzy w ostatnim akcie będą ich już nazywać Edwardami.
 
Te ich marzenia jednak nigdy się nie spełnią. Oni na zawsze pozostaną tymi samymi prostackimi ćwierćinteligentami i patologicznymi chamskimi Edziami choćby nawet na wszystkie palce powtykali sobie pierścienie Atlantów – substytuty Edziowego zegarka z imitującą złoto bransoletą. Pozostaną zwykłymi chamami w śmierdzących walonkach choćby wlekli za sobą całe walizki wypchane tytułami, dyplomami i buławami wręczonymi im przez „króla Edziów”, Michnika. Choćby nie wiem jak się napinali intelektualnie to nigdy nie uda im się zakrzyczeć prawdy o tym, że mentalnie, a często i rodzinnie wywodzą się wprost z prymitywnej azjatyckiej dziczy, która wyżywała się na symbolu naszej siły i patriotyzmu, polskim oficerze, którego nabijali na pal idąc w 1920 roku na Warszawę. Taki los chcieliby i dzisiaj zgotować Polsce, ale nigdy to się tym współczesnym bolszewikom nie uda. Dzisiaj armia chamów znajduje się w panicznym odwrocie a my możemy słowami Jana Tadeusza Stanisławskiego zaśpiewać im:
Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama,
Kształciła mnie matka na historii świadka, 
Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama,
Bo cham to jest cham i boi się sam! 

Artykuł opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”
Nowy numer „Polski Niepodległej” już w kioskach

Etykietowanie:

3 komentarze

avatar użytkownika guantanamera

1. Ale sytuacja...

Edki piszą sobie rozprawy o chamach, albo inaczej - chamy piszą rozprawy o Edkach.

A my patrzymy.

avatar użytkownika guantanamera

2. Oj, powinnam dodać

że nie tylko patrzymy. Także piszemy o NICH wierszydła: http://blogmedia24.pl/node/73294

avatar użytkownika Tymczasowy

3. Ja,

jako ja, bym sie nie podniecal profesorskimi tytulami w Polsce. Zaczelo sie od docentow mianowanych w PRL. Przez ostatnie lata mielismy wysyp profesorow typu Bartoszeskiego czy Stepnia. Te Hartmany i Mikoleyki, to taki wspolczesny wysyp. Jako czlowiek lat 70-ych i 80-ych stanowczo stwierdzam, ze wielu osobnikow noszacycgh tytuly profesorskie, bylo na poziomie magazynierow (farby, narzedzia rolnicze itd.) Intelektualnie, z wygladu i kultury osobistej.