Zjechali się sędziowie!

avatar użytkownika UPARTY

 

Z dużą nadzieją oczekiwałem zjazdu sędziów i nie zawiodłem się ani trochę. Przemówili oni pełnym głosem i podjęli odpowiednie uchwały.

My mamy z sądownictwem wielki problem i jest on o tyle trudny do rozwiązania, że prawie nikt nie zdawał sobie sprawy, że powodem złego funkcjonowania sądownictwa nie są głupi i nikczemni sędziowie, bo oczywiście też, ale powodem kłopotów są zupełnie patologiczne zasady funkcjonowania środowiska, które biorą się z całkowitej alienacji ludzi je stanowiących i przez to niewłaściwi ludzie są dopuszczani do zawodu a właściwi z niego eliminowani.

 

Obserwuje to środowisko, w Warszawie, od kilku dziesięcioleci. W latach 70-tych poznawałem je niejako od strony prywatnej, bowiem kilkoro moich kolegów miało rodziców wykonujących ten zawód, bywałem u nich w domach, widziałem jak żyli, jakie książki czytali i ile, a ich dzieci powtarzały „złote myśli” swoich rodziców.

 

Później, w drugiej połowie lat 70-tych dzieci sędziów jurgieltników pomagały swoim rodzicom sprzedawać okazyjnie kupione w Rosji, oczywiście podczas rzekomo prywatnych wycieczek, rozmaite rzeczy. Były to np. stare ikony, jak tatuś był sędzią wyższej rangi to i brylanty, albo złote obrączki jak niższej. Z tymi ikonami to też było ciekawie. Jak tatuś był sędzią wyższej rangi, to ikona miała czasem nawet złoty płaszcz wysadzany drogimi kamieniami a srebrny zawsze. Sędziowie niższej rangi sprzedawali ikony w płaszczach co najwyżej pokrytych jakimś szlachetnym metalem. Rosjanie po prostu czyścili swój kraj z przedmiotów kultu religijnego i każdy jurgieltnik musiał trochę ich wywieźć, oczywiście zarabiając na tym.

 

Nie wiem czy przytaczana historyjka jest prawdziwa, ale znając to środowisko bardzo prawdopodobna. Otóż jeden z sędziów sądzących sprawy karne doszedł do wniosku, że wybuduje sobie dom ( to był to przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych). Kupił od miasta , a w zasadzie wydzierżawił, stosowną działkę a następnie sprzedał kilka metrów sześciennych piachu z niej pochodzącego kolei, na budowę nasypów. Tak się szczęśliwi złożyło, że koparka należąca do PKP wykopała dziurę w ziemi akurat pasująca do fundamentów i jeszcze za to sędzia - inwestor dostał parę groszy.

Następnie złożył zlecenie, i to ciekawe, nie żadnej firmie państwowej a prywatnemu rzemieślnikowi na wybudowanie domu.

 

Było to ciekawe, bo większość osób urzędowych wybierało firmy państwowe, które budowały dla nich za grosze a ten sędzia zgodził się wybudować dom według oficjalnych cenników.

I rzeczywiście na jego placu budowy nie było żadnej firmy państwowej a firma prywatna. Niektórzy zaczynali podejrzewać pana sędziego o jakieś szaleństwo. Sędzia jednak nie był wcale szalony. Po prostu rzemieślnikowi nie zapłacił w ogóle a firmie państwowej coś tam zapłacić by musiał. Gdy rzemieślnik zagroził mu, chyba na piśmie, że skieruje sprawę do sądu, pan sędzia zwrócił rzemieślnikowi uwagę, że właśnie dopuścił się przestępstwa groźby karalnej i zaproponował by tenże przemyślał swoje dalsze kroki.

Oczywiście rzemieślnik więcej na oczach pana sędziego się nie pojawił, a roszczenie o zapłatę uległo przedawnieniu. Ponieważ były to już lata osiemdziesiąte, to szczęściarz unikną więzienia. Pan sędzia zresztą trochę nad tym bolał, bo element wrogi klasowo powinien trafić do pudła.

Kilka lat później pan sędzia został wiceministrem sprawiedliwości. W końcu wykazał się godnym naśladowania sprytem. Na prawdę, to rozwiązanie kwestii mieszkaniowej spotkało się z szacunkiem kolegów, którzy jedynie utyskiwali na własny brak śmiałości do użycia takiego sposobu.

Z takim to korpusem sędziów weszliśmy w lata 90-te i to w Warszawie, gdzie podobno jest najlepiej!

Od tego czasu tylko się pogorszyło. O ile ten pan sędzia był jeszcze w stanie wymyślić taką intrygę

o tyle jego następcy już nie. Powodem tego była taka okoliczność, że po to by zostać sędzią trzeba było uzyskać pozytywną opinie wszystkich sędziów wydziału, w którym odbywało się aplikacje. Jeżeli którykolwiek z sędziów miał jakąś wątpliwość co do kandydata, to ten nie zostawał sędzią. Jeżeli więc taki kandydat choć raz okazał się inteligentniejszy od najgłupszego sędziego w wydziale, to przepadał. Oni wszyscy wstydzili się jednak swej głupoty i co naturalne, chcieli mieć wokół siebie tylko osoby gorsze. Nie będzie przecież taki gówniarz zadzierał nosa.

 

W tej chwili więc korpus sędziów, to mówiąc oględnie osoby „średnio inteligentne” o przeciętnej wiedzy prawniczej. Ujawniło się to w całej okazałości podczas ich ostatniego kongresu.

Oni sami powiedzieli, że chcą być władzą suwerenną wobec narodu, który ich utrzymuje, oni też powiedzieli, że nie są mafią ani grupą kolesi. Można więc ich teraz poprosić o uzasadnienie tych twierdzeń, a jak zwykłe prośby nie pomogą, to będzie można poprosić usilnie. W końcu każdy musi być gotowy do uzasadnienia swoich twierdzeń. Jeżeli zaś nie uzasadnią, to będą musieli sami przyznać, ze ich twierdzenia są gołosłowne.

Na prawdę trzeba być inteligentnym inaczej żeby się tak podłożyć do krytyki.

 

Natomiast zupełnie kuriozalne były ich wywody o tym, że nie będą podlegać politykom, Oni w swym oderwaniu o rzeczywistości nawet nie wiedzą, ze polityk nie robi czy mówi, tego co chce a to czego oczekują jego wyborcy i dla tego jest on zawsze głosem społecznym. Oni natomiast nie mając żadnej legitymizacji społecznej uważają, że jest sobie jakaś analogiczna do ich własnej korporacja polityków, która chce zdominować ich własną. Paradne!

 

Myślę, że ten kongres był krokiem milowym w kierunku całkowitej anihilacji tej „nie mafii”. I pomyśleć, że na ten pomysł, by zacząć mówić swoim głosem sami wpadli!

Negatywna selekcja zrobiła swoje, ani jednego rozsądnego!

 

Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. sonda TVP Info

http://www.tvp.info/26813529/czy-wymiar-sprawiedliwosci-potrzebuje-grunt...
Ankieta
Czy wymiar sprawiedliwości potrzebuje gruntownej reformy?

4.5%Nie

95.5%Tak

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika michael

2. Stalinowski wariant normatywizmu Hansa Kelsena i jego Kongres.

Polski wymiar sprawiedliwości jest tak chory, że sam staje się źródłem zła i niesprawiedliwości. 
Niech przykładem będą drugie, współczesne rugi pruskie, niszczące dorobek dziesiątków lat ludzkiej pracy, mozolnego prowadzenia gospodarstwa rolnego po Niemcach, którzy wyjeżdżając do swojej niemieckiej Ojczyzny, pozostawili swoje gospodarstwa rolne w zamian za odszkodowanie.
Oni wtedy oddali swoje gospodarstwa rolne polskiemu Skarbowi Państwa, a ten przekazał je we władanie polskim rolnikom, a jakiś nędzny urzędnik zapomniał "dokonać odpowiedniego dla stanu faktycznego zapisu we właściwych księgach wieczystych".
Kiedyś, bardzo dawno temu, jakiś żałosny dupek nie zrobił czegoś co powinno być Jego obowiązkiem. A teraz wymiar sprawiedliwości powiedział starzejącym się gospodarzom we wsi Narty, że ma w dupie ich trzydzieści lat pracy, ma w nosie całe ich życie, jest obojętny na ich tragiczny los, ponieważ dura lex, sed lex.
W starych spleśniałych księgach wieczystych, zetlałym atramentem napisane jest, że właścicielem tego gospodarstwa przez ostatnie czterdzieści lat jest jakaś niemiecka rodzina, której nikt we wsi Narty nie zna, nie pamięta i nigdy nie widział.

To jest tylko przykład działania normatywizmu Hansa Kelsena w doktrynach prawnych państwa polskich prawników. Może w rzeczywistości tego przykładu są jakieś szczegóły, są jakieś zaszłości, o których nie wiem, są jakieś fakty, które zaciemniają obraz, ale jedno jest pewne - stary papier, z jaskrawo błędnym i nieprawdziwym zapisem jest ważniejszy od prawdy, mocniejszy od realnych losów niewinnych ludzi, papier drwi sobie ze sprawiedliwości i urąga ze zdrowego rozsądku.

W mojej wyobraźni taka praktyka jest całkowicie równoważna eksterminacji człowieka, który zgubił dowód osobisty. Jest papier, jest człowiek. Nie ma dokumentu, nie ma człowieka. Do pieca z nim. Dura lex, sed lex. 

Przykład warszawskiej reprywatyzacji to bezczelne trzecie rugi pruskie, polegające dokładnie na tym samym, tyle, że z Dekretem Bieruta w tle.
Trzecie rugi pruskie polegające na tym, że jest byle jaki papier, nie ważne czy prawdziwy czy sfałszowany. Obojętne. Jest dokument. 
Dura lex, sed lex.
Jest papier, ludzie razem ze swym marnym losem lądują na bruku.
Przychodzą "czyściciele kamienic" z sądową pieczęcią w garści.

Co kogo obchodzą ludzie?
Czy kogoś wzrusza prawda, albo jakaś tam śmieszna sprawiedliwość?
Wynocha.


avatar użytkownika michael

3. Art. 7. Zasada swobodnej oceny dowodów

Dz.U.1997.89.555 - Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. - Kodeks postępowania karnego.

Art. 7.
Organy postępowania kształtują swe przekonanie na podstawie wszystkich przeprowadzonych dowodów, ocenianych swobodnie z uwzględnieniem zasad prawidłowego rozumowania oraz wskazań wiedzy i doświadczenia życiowego.

Pytanie:
Ciekawe, dlaczego w tym fundamentalnym dla polskiego prawa artykule kpk nie ma ani jednego słowa o prawie i sprawiedliwości?
Odpowiedź:
Ponieważ polski system wymiaru sprawiedliwości nienawidzi Prawa i Sprawiedliwości.
Z tego też powodu, nie przeprowadza wszystkich dowodów, a tylko niektóre, a kształtuje swoje przekonanie na podstawie wszystkich tych dowodów, które chciał przeprowadzić.
avatar użytkownika Tymczasowy

4. Diagnoza

bardzo trafna. Nawet sami sporzadzili liste proskrypcyjna. Podlozyli sie nalezycie jak paczka rozgoraczkowanych naiwniakow. Pani Sedzina ze swoim godnym wygladem i glosem oglaszajaca istnienie "kasty nadzwyczajnych ludzi" w demokratycznym spoleczenstwie pRebila wszystkich. Nawet gimnastyke niechluja Rzeplinskiego.
Sa niby jakies bardzo silne i cwane sily stojace za KOD-em i Rzeplinskimi, ale patrzac na podrygi onakich odnosi sie wrazenie, ze to jakas dziecinada. Ja znam rozne szkoly gry, na przyklad slaska i dlatego wyrazam swoje zdziwienie. Gdybym mial fajke, brode i mial za soba polki ksiazek, a w dodatku mieszkal w Krakowie, to bym powiedzial "glebokie zdziwienie".