Oj, Mateusz, Mateusz! Obudź się! Pierwsza gruba afera za naszego rządu!

avatar użytkownika UPARTY

Wszystko zaczęło się przed laty, gdy powstał układ towarzysko- biznesowy urzędników ministerialnych i pracowników Instytutu Chemii Przemysłowej w Warszawie. Ponieważ Instytut ma 8 hektarów gruntów praktycznie w centrum Warszawy, to postanowiono „coś z tego mieć”. Zaczęto więc powoli plajtować Instytut , tak że w 2012 roku był on praktycznie już splajtowany. Wesołe a zarazem głodne towarzystwo postanowiło znaleźć kogoś, kto by tę sprawę sfinalizował. Wybór padł na prof. dr habilitowana Reginę Jeziórską. Wydawał się kandydatem idealnym, bo całkowicie pochłoniętym praca naukową badaczem, w zasadzie poza wszelkimi krajowymi układami a za to z dorobkiem dłuższym niż spodnie niejednego słynnego kolegi. Typowa koza ofiarna (kiedyś mówiło się kozioł, ale czasy się zmieniają).

Tymczasem, ponieważ to Pani bardzo inteligentna i z charakterem to przeprowadziła restrukturyzację Instytutu, dochody z działalności podstawowej zaczęły rosnąć w tempie ok. 20% rocznie i prawdopodobnie już w przyszłym roku mogły by utrzymać cały Instytut. Nie mniej jednak nie wszystkim się to podobało. Pracował np. w tym instytucie pewien bardzo dobrze widziany w środowisku profesor, który od 20 (!) lat wraz z kilku osobowym zakładem zajmował się opracowaniem nowej teorii badań chemicznych, co jeśli by mu się udało, to zrewolucjonizowało by cała branże chemiczną a z instytut, który jako pierwszy by miał do jego dorobku dostęp wyprzedził by wszystkich na świcie. Pan prof. potrzebował jeszcze tylko kilku lat by zamknąć temat z powodu swego przejścia na emeryturę. No więc musiał go zamknąć wcześniej a członkowie jego zespołu musieli wziąć się za robotę w innych zakładach. Oburzenie całego środowiska na bezwzględność nowej dyrekcji było wielkie a wkrótce wzrosło tak bardzo, że zagrażało swobodnemu krążeniu Księżyca na Ziemią. Otóż nowa dyrekcja wprowadziła karty zegarowe i kazała wszystkim pracownikom przychodzić do pracy, wyobraźcie państwo sobie….. codziennie! I to nawet samodzielnym pracownikom nauki!

Bezmiar sadyzmu jest nie do wyobrażenia. Co prawda spowodowało to przyrost wartości prac naukowo badawczych, zaczęły powstawać cenne technologie ale metodami gorszymi niż stalinowskie. Za Stalina trzeba było co prawda też przychodzić do pracy, ale efektów nikt nie wymagał a tu proszę, niby wolny kraj a trzeba harować!

Dodatkowo w lutym tego roku został przez PiS`owskich siepaczy zwolniony z pracy dyrektor, który w Grupie Azoty opracowywał strategię rozwoju, oczywiście uzasadniając interes firmy w przejęciu jej przez Rosjan. Chłopina nie miał pracy a tu taka zołza gnębi ludzi i mówi, że podwyżki płac będą jak człowiek sobie na nie zarobi.

Co więcej grupa dzielnych i odpowiedzialnych pracowników naukowych Instytutu dogadała się już deweloperem, który był zainteresowany gruntami instytutu. Oczywiście deweloper to nie jest osoba, która jest od wydawania pieniędzy, a tylko od ich zarabiania w związku z tym „grupa trzymająca władzę” w Instytucie wynegocjowała umowę na mocy, której nieuchronne kary umowne, które deweloperowi musiałby wypłacać Instytut doprowadziły by do przejęcia gruntów za darmo. Dzielni pracownicy naukowi Instytutu chytrze wymyślili, że jeżeli Instytut zobowiąże się do gwarantowania świadczeń osób trzecich i będzie musiał płacić za niewykonanie ich będzie musiał astronomiczne kary umowne to na pewno na tym polegnie i tak skonstruowaną umowę przedstawili dyrekcji Instytutu do podpisania. Dyrekcja zaś zamiast podpisać od razu, podczas pierwszego spotkania z deweloperem, najpierw ją przeczytała i co wręcz niewyobrażalne - zrozumiała! W związku z tym powiedziała, że projekt umowy jest nieakceptowalny. Na to deweloper z pretensją, że był przygotowany na „miękkie rozmowy”.

I tu zaczyna się rola naszego rządu choć bardziej urzędników Ministerstwa Rozwoju tego, które ma pchnąć kraj na nowe tory.

Otóż urzędnicy doszli do przekonania, że rzeczywiście sprawa jest skandaliczna. Do jak ktoś zacznie w instytucja podległych budżetowi wymagać efektów pracy to i oni nie będą pewni, ani dnia, ani godziny.

Był tylko pewien kłopot. Otóż w lutym MR wyzanczyło już nową Radę Naukowa Instytutu, która składała się prawie wyłącznie z takich samych ludzi jak dyr. Jeziórska. Rada Naukowa to ważny organ statutowy Instytutu. Zatwierdza plany działania, ale nade wszystko może uznać albo zakwestionować wyniki konkursu na dyrektora. Ponieważ zgodnie z kalendarzem konkurs musiał się odbyć we wrześniu br. a z jednej strony był „dobry chłopina bez pracy” a z trzeciej dobre stanowisko zajmował wręcz oprawca światłych naukowców, to kierunek działań wydawał się oczywisty.

Wstępnie wywalono w sposób subtelny, dyskretny i zgodnością p.o. dyrektora departamentu w MR , który tę Radę wyznaczył. Otóż, gdy wrócił pewnego dnia z toalety znalazł na swoim biurku pismo, że został odwołany ze skutkiem natychmiastowym, bo osiągnął już wiek emerytalny.

Prawda, że ładne!

Następnie nowy dyrektor poprosił Panią Jeziórska o zwrot podpisanych nominacji do Rady Naukowej i po kilku tygodniach dostała ona nowa listę nazwisk.

Gdy stwierdziła, że jest to działanie niezgodne z prawem, bo ustawa nie przewiduje możliwości odwołania członka Rady Naukowej, to się dowiedział, że przecież nominacje nie zostały jeszcze wręczone. Tyle, że zostały, choć nie członkom Rady Naukowej a wymienionemu w ustawie uczestnikowi procesu jej powoływania, czyli dyrektorowi Instytutu i nikt nie uchylił decyzji o powołaniu tej starej rady, której listę dyr. Jeziórska otrzymała. Tak więc teraz dzięki naszym urzędnikom Instytut Chemii Przemysłowej ma dwie Rady a żadna nie może działać. Ta Rada z kadencji 2012 do 2016 zakończyła swoje działanie w dniu 12 września z powodu upływu kadencji, dyrektor nie ma nominacji do rady prawidłowo powołanej a ma do Rady nie mającej legitymacji prawnej. Problemem nowej Rady jest jeszcze to, że zgodnie z ustawą Rada Naukowa powoływana na wniosek dyrektora Instytutu. Wniosek złożony w styczniu br został skonsumowany decyzją lutową a nowego nie było. W związku z tym proces powoływania nowej rady jest wadliwy prawnie i nie rodzi skutków prawnych. Co więcej ustawa przewiduje, ze pierwsze posiedzenie rady naukowej zwołuje dyrektor Instytutu i nie ma podanego terminu jej zwołania. Jest to w praktyce prawo kontrasygnaty dyrektora dla nominacji ministerialnych ale nasi dzielni urzędnicy nie znoszą żadnego ograniczenia ich samowoli.

Teraz kwestia technologii. Szczeglónie interesujące są dwie. Jedna to odkadmianie nawozów sztucznych. Otóż zgodnie z dyrektywą Unii Europejskiej niedługo nawozy sztuczne używane na terenie Unii muszą być praktycznie wolne od kadmu. Jeszcze w styczniu tego roku Pani Minister Emilewicz , wiceminister w Ministerstwie Rozwoju ogłosiła, że technologia odkadmiania jest bardzo ważnym dla naszej gospodarki zadaniem . Ponieważ Instytut Chemii Przemysłowej miał inteligentnego dyrektora w lutym br roku wysłał do MR pismo, że ma taką technologię. Po jakiś czasie Pani Minister Emilewicz ponownie wróciła do tego tematu podczas zebrania dyrektorów Instytutów bardzo się zdziwiła, że IChP przesłał do MR stosowną informację, publicznie twierdząc, że ona do niej nie trafiła! A dalej jest jeszcze śmieszniej. Gdy tylko okazało się, ze Rosjanie nie są zainteresowani przejęciem Azotów produkujących nawozy sztuczne MR oświadczyło, że nie jest zainteresowane tą technologią! Czyli jak technologia ma służyć „Matuszce Rosiji” to jest potrzeba, a jak Polaczkom to nie!

Oj, Mateusz, Mateusz! Gdzie ty masz rozum?

Co prawda zakłady chemiczne są nią zainteresowane i są za nią gotowe płacić dobre pieniądze ale wstrzymały podpisanie umowy do czasu rozstrzygnięcia konkursu. Wszyscy przecież wiedzieli, kto startuje w konkursie.

Drugą kluczową technologią jest metoda mieszania biokomponentów z paliwami. Tu też normy ekologiczne nakazują uzupełnienie składu paliw o biokomponenty. Problem jednak w tym, że paliwa i spirytus kiepsko się mieszają i potrzebna jest do tego specjalna technologia. W Instytucie Chemii Przemysłowej taka technologia, podobna dobra, został opatentowana i to patentem międzynarodowym. Jest więc produktem handlowym o bardzo znacznej wartości. Rozpoczęte rozmowy z krajowymi producentami paliw zostały wstrzymane do czasu dokończenie konkursu.

W trakcie rozmów okazało się, że dwa podmioty zależne od IChP i Grupy Lotos już o tej technologii rozmawiały i planowały zawrzeć transakcję za pośrednictwem firmy trzeciej. Organizatorem jest niejaki Pan K. obywatel zagraniczny o polskich korzeniach, który w trakcie rozmów stwierdził, że MR „je mu z ręki” i może wszystko załatwić. Nikt się nie pytał o apetyt urzędników MR, bo w sumie to bez znaczenia. Oczywiście, projekt interesu był następujący. IChP przekazuje patent i stosowne labolatorium do spółki Instytutu z jego pracownikami, następnie spółka przekazuje to wszystko do innej spółki, która handluje technologią , a która należy do Pana K. W rezulatacie IChP nie ma stosunku prawnego z użytkownikami jego własnej technologii.

 

Oj, Mateusz, Mateusz, czy ty zarobiłeś kiedyś jakiś interes?

 

I teraz konkurs na dyrektora.

Konkurs na dyrektora odbywał się w zasadzie w konwencji kabaretowej. Przeczytałem na Blogmedia 24 zamieszczone tam odwołanie Pani Jeziórskiej od wyników konkursu i zainteresowałem się cała sprawą. Ponieważ Warszawa, to sumie grajdołek, to zebranie tych informacji nie było trudne.

Konkurs jak to widać z upublicznionego odwołania odbywał się w ten sposób, że zgłosiło się kilku kandydatów i żaden z nich nie zainteresował się nawet materiałami opisującymi stan instytutu. Po prostu poszli sobie na konkurs i jeden z nich go wygrał, zapewne dla tego, bo był sympatyczny.

Pominięto w zasadzie wszystkie wymogi formalne i ogłoszono jego wynik. Co prawda jeden z jurorów, przedstawiciel Ministerstwa Nauki miał co do niego wątpliwości i rozgłasza wszem i wobec, że konkurs był skandale, ale nikt go nie słucha.

Gdy Pani Jeziórska zamieściła na stronie Instytutu swoje odwołanie sama została odwołana ze stanowiska dyrektora na 18 dni przed końcem kadencji bez podania przyczyny.

 

Tak więc drodzy państwo, albo tupniemy na nasz rząd, by wziął za mordę podległych mu urzędników MR, albo o jakiejkolwiek dobrej zmianie możemy zapomnieć.

Redaktor Janecki mówił niedawno, że jesteśmy w punkcie przełomowym i chyba miał rację. Jak tą sprawę pokpimy, to wyjdzie na to, że nie zasługujemy na nic dobrego. Podobno o całej sprawie zostało już powiadomione CBA ale ma chyba pilniejsze sprawy do załatwienia. W każdym razie sprawa urzędniczki, która cichcem „zarobiła” 38 mln to naprawdę malutka sprawa przy tej opisanej.

Same grunty IChP to kilkaset milinów, nie mówiąc o technologiach .

 

 

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Maryla

1. @UPARTY

Same grunty IChP to kilkaset milinów, nie mówiąc o technologiach .
Wniosek do CBA w sprawie Instytutu Chemii Przemysłowej im. prof. I. Mościckiego w Warszawie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl