Paradoks Gowina.

avatar użytkownika UPARTY

Bardzo się cieszę, że Gowin wreszcie został wypchnięty z obozu ZP. Moja radość bierze się z dwóch powodów. Po pierwsze, Gowin do ugrupowań patriotycznych pasuje jak wół do karety. Wszystko co robi jest nastawione na jego karierę, na zaspokojenie jego ambicji a nie można dwóm panom służyć. Tak więc albo służy się suwerenowi, którym powinien być naród, albo sobie samemu. Poza tym jest typowym politykiem gabinetowym. Jego zdaniem polityka to przede wszystkim intrygi elity. Natomiast wybory, to taki kwiatek do kożucha. Tradycyjnie są, ale w realnym działaniu nie trzeba się nimi przejmować za bardzo. Przecież nieobecne w Sejmie SLD dalej uprawiało politykę gabinetową tak jakby w nim było. Czyli w praktyce głos wyborców jest mało istotny.

Nie chcę by tacy ludzie byli u władzy zwłaszcza dzięki mojemu głosowi.

I teraz druga sprawa, z której cieszę się bardziej. Otóż, teraz Gowin zaczyna krytykować PiS puki co stawiając, zapewne w zemście, prawdziwe zarzuty. To może otworzyć bardzo ciekawą dyskusje.

Twierdzi on bowiem, że zmiany podatkowe są tak skonstruowane by utrudnić funkcjonowanie małych i średnich przedsiębiorstw.

Ja się z tym zgadzam i mówię o tym od dawna. Najpierw kwestie społeczne. J. Kaczyński jest bardzo typowym warszawskim inteligentem. Znam ten sposób rozumowania, bo wywodzę się z tego samego środowiska. Aczkolwiek inteligencji jako grupy społecznej w zasadzie już nie ma, przynajmniej w Warszawie, ale inteligenci zostali. Jedną z ich cech mentalnych jest skrywana ale jednak silna pogarda dla tzw „prywaciarzy”. Oczywiście chodzi tak o pieniądze jak i o wolność osobistą. Prywatny biznes, jeśli ma możliwości rozwoju i jest dobrze prowadzony, to bardzo szybko daje dochody bez porównania większe niż praca etatowa i co równie ważne daje niespotykaną w pracy swobodę decyzyjną. Właściciel może ( z pozoru) robić co chce i kiedy chce. Każdy zaś zatrudniony musi robić rzeczy zlecone przez szefa w określonym terminie. A do tego dochodzi brak dyscypliny pracy. Właściciel firmy, kiedy by do niej nie przyszedł, to nie spóźnia się do pracy. Przykładów tego, że prywaciarzowi jest ( z pozoru) wygodniej można dać wiele.

Z drugiej strony nie widać co by taki prywaciarz coś szczególnego robił, nie widać jakie ma wyjątkowe kwalifikacje, by uzasadnić swoje dochody. Często jest gorzej wykształcony, ma mniej obycia a mimo to lepiej żyje od nawet utytułowanego inteligenta. Po prostu czysta niesprawiedliwość.

Jest tylko jeden problem. Wiele osób wywodzących się ze środowiska inteligenckiego próbowało swych sił w prywatnym biznesie i mało komu udało się odnieść sukces. Przykładów takich można dawać wiele ale nie będę ich podawać, by nie pastwić się nad znajomymi. Okazuje się więc, że inteligenckość, aczkolwiek wspaniała, to jednak nie pozwala na życie ze sprzedaży na rynku swoich umiejętności, że dobrowolnie nikt za to nie zapłaci! Kiedyś, kiedy kształtował się etos inteligencji, było inaczej ale teraz już nie jest. Ta właśnie świadomość jest przyczyną zawiści powodującej niechęć a nawet nienawiść do „prywaciarzy”.

Rewersem zaś jest akceptacja wszelkich dla nich utrudnień. I rzeczywiści ten rzekomo „nowy ład” przynajmniej kilka takich istotnych utrudnień wprowadza. Piszę „nowy ład” w cudzysłowie bo przynajmniej jeden z pomysłów jest rodem z czasów rozkułaczania polskiej wsi. Wszyscy wiedzą, że czerwoni, by zlikwidować prywatne rolnictwo wprowadzili tzw. „dostawy obowiązkowe”. Czyli każdy rolnik musiał dostarczyć do punktu skupu urzędowo określoną ilość produktów rolnych. Ilość ta była określona kwotowo , czyli jak ktoś gospodarował wydajniej, to mniejszy procent płodów musiał odstawić dla państwa. Teoretycznie, w opisie wygląda to nie tak tragicznie jak było w rzeczywistości. Figiel polegał terminach dostaw. Otóż początkowo termin dostawy np. zbóż był wyznaczony na dwa tygodnie przed żniwami, czyli na ten czas, kiedy rolnik nie miał jeszcze zboża a za nawet drobne przekroczenie terminu groziło więzienie. Tak miało być w pierwszym roku dostaw obowiązkowych. Nie mniej jednak na Śląsku władze lokalne podległe wtedy bezpośrednio Moskwie zmieniły ten termin, bo obawiały się przeniesienia nieuchronnych napięć społecznych wywołanych likwidacją „kułaków” do załóg kopalnianych, w większości pochodzących z rodzin chłopskich.

Teraz mamy powtórkę pomysłu przy okazji wyliczania wielkości zobowiązania wobec ZUS. Otóż mówi się , że składka ZUS ma być zależna od dochodu osiągniętego w ostatnim miesiącu. Tyle, że dochodu nie da się policzyć w skali miesięcznej ze względu na to, że do dochodu zalicza się także wartość remanentu a ta jest znana dopiero gdy towary znajdujące się w remanencie zostaną sprzedane. Remanent wylicza się więc tylko raz do roku i jego wielkość deklaruje w deklaracji rocznej składanej łącznie z PIT`em rocznym, co daje trzy miesiące ( plus jeden miesiąc na sporządzenie deklaracji) na określenie rzeczywistej wartości remanentu, czyli ceny po której można go sprzedać. W małych firmach deklaracji cząstkowych, miesięcznych, nie składa się w ogóle, bo to jest bez sensu! Nie ma bowiem możliwości stwierdzenia jaki jest dochód miesięczny firmy, choć można płacić zaliczki na podatki.

Natomiast „nowy ład” wprowadza taki obowiązek do 15 dnia następnego miesiąca, czyli do daty zapłaty ZUS. Tyle, że faktury za poprzedni miesiąc mogą spłynąć nawet po tym terminie. Ponieważ w deklaracji VAT ( w tej chwili składanej jako jednolity plik kontrolny) są wyszczególnione wszystkie faktury, tak otrzymane jak i wystawione, więc siłą rzeczy część faktur wystawionych nie będzie jeszcze mogła być uwzględniona w deklaracji dochodowej dla ZUS co musi powodować rozbieżność między wielkością przychodu deklarowanego do ZUS a wielkością przychodu deklarowanego do Urzędu Skarbowego w deklaracji VAT. Czyli praktycznie wszyscy będą mieli istotne rozbieżności między tymi dwoma deklaracjami a to wywołuje bardzo złe skutki karno-skarbowe. Oczywiście zawsze można składać korekty deklaracji ale to wymaga zrobienia nowych wyliczeń, czyli zwiększenia obowiązków księgowych praktycznie razy dwa ale nade wszystko zadeklarowania czegoś nie znanego, czyli dochodu miesięcznego. Oczywiście żaden pracujący inteligent nie może pojąć jak można żyć bez regularnej pensji, no ale wielu tak żyje.

Następna sprawa niechęci do prywaciarzy jest natury ekonomicznej. Chodzi o to, że wydajność pracy w małych firmach jest niższa niż w dużych. Jeżeli policzymy wartość produkcji sprzedanej w odniesieniu do jednego pracownika to wychodzą nam gigantyczne dysproporcje.

Zgoła jednak inaczej wygląda sytuacja jeżeli policzymy efektywność kapitałową, czyli jaki jest dochód z zainwestowanego kapitału. Żaden z europejskich koncernów samochodowych nie osiąga już od dawna rentowności dużo przekraczającej 6% rocznie a niektóre mają mniejszą. Rentowność inwestycji deweloperskich to ok. 8% natomiast w małym i średnim interesie rentowność na poziomie ponad 20% to żaden wynik. Czyli, jeżeli gdzieś brakuje kapitału, to należy zrezygnować z produkcji samochodów a skupić się na bardziej rentownych dziedzinach gospodarki.

Jednak ci wstrętni prywaciarze nie powinni kłóc w oczy swoją zamożnością. To jest powód tego, że centra miast są wyłączane z działalności gospodarczej, zwłaszcza handlowej. Po prostu uniemożliwia się dojazd samochodem klientów do punktów handlowych i usługowych rozlokowanych w mieście . Jak ktoś chce dojechać samochodem ( a komunikacja zbiorowa jest praktycznie zdezorganizowana) to musi korzystać z centrum handlowego i tam zostawiać pieniądze. Bez tego inwestor nie osiągnie zakładanej 8% rentowności inwestycji ale dzieje się to kosztem tych, co działając w mieście mają rentowność ponad 20%! Czyli polityka gospodarcza prowadzi do spadku rentowności gospodarki! Niby można powiedzieć, że przecież i w centrum handlowym można dobrze prowadzić swój biznes i go rozwijać, czy zajmując się handlem czy żyć z dostaw swojej produkcji do sprzedaży w centrum handlowym. Nie, nie można, bo wszystkie ona maja tzw „krocząca wartość czynszu” . Stawka czynszu jest wyliczona dla oszacowanego obrotu miesięcznego, jeżeli obrót miesięczny jest wyższy, to wzrasta również stawka czynszu i to bardzo mocno. Natomiast jak obrót jest niższy to trzeba płacić stawkę podstawową. Czyli nie ma możliwości by z miesiącu o lepszych obrotach dołożyć do kosztów z miesięcy o gorszych obrotach. Kto więc ma tę różnice pokryć – no dostawca towaru. Jeśli chodzi o żywność, to ustawodawca jakoś próbuje regulować i terminy zapłaty i próbuje dać gwarancje ceny ale rezultaty są marne. Coraz więcej produktów jest sprzedawane pod markami własnymi sieci handlowych, czyli przejmują one przedsiębiorstwa dostawców. W rezultacie ludzie zarabiają niby coraz więcej, ale coraz trudniej jest się dorobić np. własnego mieszkania. Obecnie budowane mieszkania ( z pominięciem domków jednorodzinnych) są wielkości z czasów późnego Gomółki a mniejsze niż za Gierka! Owszem, teraz każdy ma samochód ale kosztem powierzchni mieszkalnej. Jeśli chodzi o domki jednorodzinne, to w statystyce wydają się one dużo większe niż za Gierka ale jeżeli policzymy powierzchnie domków budowanych ówcześnie według dzisiejszej metody to ta różnica nie będzie wcale taka duża, być może żadna. Dam przykład z mojej dalszej ale jednak rodziny. W latach 70-tych ktoś wybudował sobie domek o powierzchni statystycznej (ówcześnie) 110 m. Teraz, gdy domek trawił na sprzedaż okazało się, że ma on powierzchnię prawie 250 m, bo piwnica, bo poddasze, bo klatka schodowa jest liczona inaczej. Tak określił powierzchnię domku pośrednik ale ponieważ rodzina nie chciała dać wiary i obwiała się jakiegoś oszustwa, zamówiła ekspertyzę biegłego sądowego i ten potwierdził taki metraż.

Czyli w zakresie budownictwa jakiegoś dużego wzrostu zamożności ludzi wcale nie widać.

Czyli PKB rośnie a ludziom wcale nie żyje się lepiej. Czy to nie z powodu wynikającego z polityki państwa spadku rentowności kapitału?

I teraz tak, wyobraźmy sobie jakby wyglądał wzrost gospodarczy gdyby nie roboty publiczne np. przy budowie autostrad. Okazało by się wtedy, że rynek wewnętrzny ani nie jest w stanie zatrudnić wszystkich gotowych do pracy ani nie ma na nim pieniędzy do sfinansowania własnego przemysłu a trzeba pamiętać, ze duże inwestycje infrastrukturalne są już w znacznym stopniu zrobione i że grozi nam to co spotkało Hiszpanię. Czyli, jak zawalił się rynek inwestycji budowlanych bezrobocie sięgnęło 20% wśród młodych nawet więcej.

Kiedyś Hiszpania to były głównie małe i średnie przedsiębiorstwa, ale po śmierci Franco do władzy doszli socjaliści, którzy prywatnego biznesu nie lubili i dążąc rzekomo do wzrostu wydajności pracy zlikwidowali go prawie w całości. Jak wstępowaliśmy do Unii to Hiszpania była jednym z kierunków, w którym udawali się Polacy szukający pracy ale się to szybko skończyło.

Tak więc wydaje mi się, że jednak potrzebna będzie korekta kierunku polityki gospodarczej rządu . Przy czyn te korekty nie muszą mieć wymiaru podatkowego. Wystarczy np. Wprowadzić ustawowy przepis, że w centralnych dzielnicach miast ma być o 25% więcej miejsc parkingowych niż jest zarejestrowanych samochodów, albo że każda dzielnica musi utworzyć plac targowy do handlu produktami spożywczymi. To w sposób oczywisty zniweluje część przewag centrów handlowych i dużych się handlowych a wzmocni krajowy potencjał produkcyjny. Nawiasem mówiąc duże sieci handlowe mają rentowność kapitału ok 1.5%

i dyktując ceny nie pozwalają dostawcom na to by mieli ono dużo wyższą. W rezultacie prowadzi to do dekapitalizacji państwa. To chyba lepiej zatrzymać pozwalając na konkurencje. Oczywiście, to tylko jeden przykład, taki najłatwiej widoczny.

Czyli, drogi PiS’ie , albo zmienisz swoją politykę społeczno ekonomiczna albo otworzysz drogę do władzy dla środowisk, którym na Polsce nie zależy. Bez tej zmiany nie ma możliwości osiągnięcia poparcia na poziomie ponad 42 %, bo ludzi pokrzywdzonych obecną polityką jest więcej niż tych z niej zadowolonych.

Etykietowanie:

3 komentarze

avatar użytkownika UPARTY

2. @Maryla.

Statystyki gospodarcze to jedno a rzeczywistość to drugie. Praktycznie w żadnych statystykach nie uwzględnia się firm zatrudniającyh do 9 osób. Tak więc jeśli dochodzi to transferu rynku zbytu do firm większych, zwłaszcza zatrudniających ponad 20 osób,czyli tych co są objęte pełną sprawozdawczością statystyczną, to w danych oficjalnych widzimy wzrost gospodarczy. Nie mniej jednak nie zdarza się by taki transfer był bezstratny, zawsze coś się zmarnuje, niekiedy to są bardzo duże straty, większe od przyrostu w dużej firmie.
Nie bez powodu poparcie dla PiS`u zatrzymało się na poziomie gwarantującym co prawda zwycięstwo w wyborach ale i brak możliwości formowania rządu. To nie jest tak, że ludzie nie wiedzą co im służy, to nie jest tak, że ludzie nie chcą suwerenności, ale jeżeli widzą, że ta walka o swerenność służ również jako zaśłona dymna do działania na ich szkodę, to maja dylemat co wybrać.
Tak nawiasem mówiąc myślę, że J.Kaczyński jednak jest zapatrzony w idee szklanych domów, bo codziennie jak wstaje to patrzy się na chyba jedyny "szklany dom" w Polsce. Dom spółdzielni mieszkaniowej, której budynek był inspirowany tą ideą, tak sami twierdzili.
Od dawna się mówiło, że Żoliborz to nie tylko dzielnica Warszawy ale i opcja polityczna.

uparty

avatar użytkownika michael

3. Zaczyna pojawiać się sporo pomieszania z poplątaniem

Przez to pomieszanie mam mocne skojarzenie z dość rozległym kawałkiem czasu lat 2007 - 2010, których drażniącą dominantą było mieszanie porządków, które utrudniało, a nawet uniemożliwiało nie tylko zrozumienie rzeczywistości, ale i nawet zwykłą rozmowę, już nie mówiąc o skutecznym negocjowaniu business planu konkretnych przedsięwzięć w sytuacji, w której ludzie nie potrafią sformułować tego, na czym polega ich interes. To był czas, w którym istnieliśmy na łamach Salon24.pl i uczestniczyliśmy z dziesiątkach potyczek z ludźmi współczesnej totalitarnej opozycji. To była cała falanga przeróżnych dyskusji w których po jednej stronie byli ludzie, którzy widzieli świat oczyma Wojciecha Sadurskiego, a po drugiej na przykład Maryla albo ja.

Kłopot polegał na tym, że nasi antagoniści cierpieli na te samą chorobę, która dopadła konia, który wszystko widzi osobno. Wtedy przychodziło głowy sto różnych skojarzeń, takich jak na przykład z sytuacją proroka Eliasza w opowieści Paulo Coelho "Piąta Góra". Gadamy jak dziad do obrazu, a Sadurski swoje, syczy i tryska jadem.

Ta dziwna rzeczywistość trwa i jeszcze się pogłębia. Na przykład przeczytałem felieton elig: "Kiedy to wszystko się zawali?" i maszerując tropem myśli autorki wysłuchałem "Komentarza Tygodnia" Witolda Gadowkiego [TUTAJ] i dalej idąc tym samym śladem dotarłem do artykułu Alexandry Bruce "Only TWO Companies, Vanguard And BlackRock, Control The Planet While World’s Richest 1% Own 82% Of World’s Wealth" [TUTAJ]. I ogarnęło mnie coś na kształt niesmaku wywołanego drażniącym déjà vu. Przekleństwo sabateizmu po przejściach powraca w formie przeróżnych odmian totalitaryzmu jako współczesnej pleśni niszczącej cywilizację Zachodu.

Moją pierwszą reakcją było namalowanie obrazu nieprzypadkowego skojarzenia z prawem Mike Godwina tylko dlatego, że pomiędzy tym prawem a Jarosławem Gowinen istnieje onomatopeiczna zbieżność. I nic więcej. Robert W. Malone podszedł do krytyki programu szczepień nieomal spoza medycznych względów, a niestety późniejsza interpretacja tego co się dzieje bardzo przypomina mieszanie Gowina z Godwinem. To, że przydarzyło się to bardzo szanowanemu Witoldowi Gadowskiemu, nie ma znaczenia, istotne jest dlaczego takie nieporozumienia stają się źródłem poważnych cywilizacyjnych problemów.

Zupełnie podobnie jest ze sprawą relacji pomiędzy polskim prawem podatkowym a panem Gowinem. Zaryzykuję hipotezę o tym, że pan Gowin jest absolutnie niekompetentny w tym co mówi i to niezależnie od tego o czym mówi. 

Natomiast w przypadku błędu w przyjmowanych w fazie projektowania polskiego ładu jest skutek doktryn memoriałowej w ustalaniu momentu powstania obowiązku podatkowego, który jest cegłą, która nie jest wadą rozwiązań polskiego ładu, ale tkwi od dziesiątków latw całym polskim systemie podatkowym jak paskudne i nieusuwalne obciążenie wszelkiej przedsiębiorczości. Fatalną okolicznością jest doktrynalny fakt istnienia tej cegły.

Mianowicie, zgodnie z tą doktryną obowiązek podatkowy powstaje wtedy, kiedy podatnik wystawi fakturę, a nie wtedy kiedy otrzyma pieniądze.  Czyli podatnik musi zapłacić podatek z góry, zazwyczaj zanim otrzyma opodatkowane pieniądze. Podatek musi zapłacić nawet wtedy, gdy tych pieniędzy wcale nie otrzyma i nawet kiedy ich nigdy nie dostanie.

Ciekawe jest również to, że pan Gowin, jako dysponent tego tematu, mógł tak projektować tekst tej ustawy, by ten kłopot usunąć - a wiec sam stworzył problem polskiego ładu, który następnie stał się przesłanką jego krytyki. Dywersant skarży się na skutki własnej dywersji. 

To jest prawdziwy szczyt politycznego chamstwa. 

A upodobania pana Jarosława K. nie maja tu nic do rzeczy. Twoja diagnoza jest słuszna, tyle że kowal zawinił, cygana powiesili, diabeł się cieszy. Przepraszam, Gowin się cieszy. Zwykłe przejęzyczenie.