Wielkanoc u Ukraincow - oficerow

avatar użytkownika Tymczasowy

W ramach represji stanu wojennego w Polsce zostale zwolniony z pracy na Uniwersytecie Slaskim i mialem olbrzymie klopoty ze znalezieniem pracy. Pierwsza proba byla bardzo obiecujaca, ale nadzieje zostaly rozwiane po trzech dniach. Mianowicie udalem sie do dyrekcji przedsiebiorstwa-giganta o nazwie  Hydrobudowa, ktore budowalo olbrzymi rurociag majacy dostarczac wode gdzies z poludnia na Slask. Przyjal mnie sam dyrektor naczelny, ktoremu, jak przyznal, zalezalo na nowinkach organizacyjnych i zachowywal sie jaby zlapal Pana Boga za nogi. Mialem zostac szefem komorek zajmujacych sie organizacja pracy. Powiedzial mi, zebym zaczal prace za trzy dni, w poniedzialek. Jednak kiedy pojawilem sie w stosownym czasie, nie przyjal mnie ani dyrektor, ani nawet szef dzialu kadr. Poslednia urzedniczka powiedziala mi, ze nie przyjma mnie. Zrozumialem, ze znalazlem sie na jakiejs katowickiej czarnej liscie. Potwierdzilo sie to bardzo szybko, gdy z autentycznym dyplomem ukonczenia kursu operatora pomp obiegowych (przypadkiem mialem taki od lat) zaczalem odwiedzac rozne firmy posiadajace kotlownie czy jakies piece ogrzewcze. Wszedzie odmawiali, choc wiedzialem, ze wlasnie szukaja takiego fachowca operatora czy palacza.

Po dwoch tygodniach poszukiwan usmiechnelo sie do mnie szczescie, trafilem na dwoch alkoholikow, inzyniera i majstra w OPEC-u. Dokladniej, Okregowego Przedsiebiorstwa Energetyki Cieplnej w Katowicach. Praca - prima sort, obsluga pomp obiegowych na trzy zmiany. Miejscem pracy byla wymiennikownia ciepla przy KWK "Wujek" w Katowicach. W istocie byl to olbrzymi podziemny bunkier z metalowymi drzwiami i jednym malutkim okienkiem, przez ktore nic nie bylo widac. Zmiesciloby sie w nim z osiem duzych ciezarowek i nad nimi zostalaby przestrzen na drugie pietro z druga osemka. Bylo tam z osiem duzych pomp i gaszcz matalowych rur. Wplywala do nich zuzyta goraca woda i ogrzewala wode plynaca w wezszych rurach, z ktorych moje pompy pchaly ja na eleganckie osiedle domkow, by je ogrzewala.

Praca nie byla zbyt wymagajaca i mozna bylo spokojnie posypiac. Oczywiscie tylko w nocy, bo na zmianie porannej i popoludniowej nie dalo sie nie brac udzialu w zyciu towarzyskim. Niemal kazdego przedpoludnia wpadal gornik z "Wujka", ktory mial szychty  przy zasypywaniu/zalewaniu korytarzy, z ktorych wybrano juz wegiel. Najpierw jechal na targ w Chorzowie, kupowal owoce i warzywa, ktorymi zaopatrywal kiosk warzywny na osiedlu. Zona za lada, a maz z flachami winka do mnie na salony.

Oprocz niego, ze dwa razy na tydzien wpadala do lokalu zaloga hydraulikow z majstrem i elektrykiem na czele. Majster mial pieniedzy jak lodu, bo jego tzw. kochanka wyemigrowala do "Reichu" i jak to glupia-zakochana przysylala mu regularnie kilkaset marek miesiecznie. Natomiast elektryk, zlota raczka, byl najwiekszym pijakiem. Kiedys opetala go skrucha i na dowod zerwania z nalogiem wyrzucil przez okno w domu swoja cenna aparature do pedzenia bimbru. Czlek pedzil nawet ze zsiadlego mleka, tyle, ze procedura produkcyjna wymagala, by trzymac ja w kance  zakopana w ziemi. Pewnie, ze rano poszedl pod dom i po cichu zebral swoj tak bardzo uzyteczny sprzet.

Z kolei ja, obok zanietrzezwiania sie, mialem jeszcze jedna pasje. Otoz, systematycznie pisalem teksty do dwoch slaskich nielegalnych gazet: WiS-a i PIK-a. Tlumaczy sie to na "Wolni i Solidarni" i "Podziemny Informator Katowicki". Pewnie, ze nalezalem do redakcji obu firm. Obie nalezaly do "Solidarnosci Walczacej" - Oddzial Katowice.

Kolezenstwo przynosilo mi regularnie prase i ja musialem uwaznie czytac, wybierajac to, co nadawalo sie do publicystycznego uzycia. Oprocz tego, mialem inne zrodla informacji. Jedno z nich znajdowalo sie w moim rodzinnym Szczecinku. Byl nim lekarz miejscowego pogotowia ratunkowego. Pewnie, ze pijak, wiadomo, ze w pogotowiu sie ostro pije. Przypadkiem mieszkal on w tej samej klatce schodowej, co i moja mama.

Jakos tak sie stalo, ze doktor wszedl w bliskie kontakty z oficerami Armii Radzieckiej stacjonujacymi w wybudowanych tuz przed wojna przez Niemcow koszarach kolo dworca kolejowego oraz w garnizonie Borne Sulinowo, gdzie w bunkrach byly ukryte rakiety z glowicami jadrowymi. Oczywiscie na wstepie sprawdzal go kontrwywiad. Tak czy inaczej, mialem sporo smakowitych informacji, ktore przelewalem na papier. Na przyklad, bardzo przypadla mi do gustu wiesc, ze o ile kiedys Ruscy sprzedawali na lewo rozne ukradzione w wojsku dobra w skali detalicznej, to z czasem, sprzedawali na cysterny i wagony tego i owego.

No i w ten to sposob dotarlismy z wysilkiem do Wielkanocy. "My" pilismy whisky, zielony Glenfiddish, czyli dwunastoletni oraz 6.3- voltowa "Warke" prosto z butelki. Pewnego razu Pan Doktor opowiedzial mi o Swietach Wielkanocnych spedzonych w domu oficera pochodzacego z Ukrainy. Ukraincy to dzielny narod i w armii stanowili bardzo duzy odsetek kadry oficerskiej. No bo przeciez nie bialorusini, Kazachowie, nie mowiac juz o jakichs Samojedach czy Czuwaszach. Uczta swiateczna byla zaaranzowana jako alkoholowa impreza. Tym razem nie byla to zwykla impreza. Uczestnicy rozgladneli sie dookola czy ktos sie nie szwenda, sciszyli glosy i zaczely sie obchody swiateczne. Zony oficerskie nakryly stol haftowanym obrusem. Wyjely z ukrycia krzyz i swiczki; zastawily stol: paska, jajca itd. Mezczyzni i kobiety podchodzili do siebie ze slowami: "Kristos woskries!". Na to padala odpowiedz: "Woistinu woskries!". Mezczyzni zartobliwie bili sie na jajka. Ja tez z mlodu to robilem. Jeden z trickow polega na tym, zeby trzymac jajko w dloni tak, by niewiele wystawalo do bicia przez czyjes jajko. Wzmacnialo to odpornosc skorupki.

Wielkanoc na Ukrainie - jak wygląda Wielkanoc we Lwowie i Kijowie

Wcale mi sie lezka nie kreci w oku za tamtymi czasami.

2 komentarze

avatar użytkownika En passant

1. @Tymczasowy

Pamietam kotlownie, w ktorej pracowales. Zrobiles w biurze mala tablice ze zdjeciami. Nie wiem czy pamietasz zdjecia, ktore tam umiesciles. Mi spodobal sie szczegolnie collage zawierajacy zdjecia ogromnego zadu konskiego i Brezniewa. Z tego zadu czyli konskiej dupy wychodzila glowa Leonida Brezniewa (wycinek z katowickiej gazety zawierajacej przemowienie tego gada). Godne miejsce dla bylego sekretarza generalnego KPZR. Miales dobry pomysl, usmialem sie z tego. Alkoholik Brezniew byl drazliwym tematem. Kilka tygodni wczesniej, jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego, nasza Solidarnosc Slaska miala problem z kacapami. Solidarnosc wydrukowala w swoim biuletynie rysunki przedstawiajace Brezniewa jako goryla. Interweniowal konsul radziecki, ktory zadal zablokowania calego wydania gazetki. A oni nie usuneli tego goryla.
Pozdrawiam
Sz.

En passant

avatar użytkownika Tymczasowy

2. En passant

Tego rodzacego sie Brezniewa nie pamietam. Pamietam, ze mialem ladny zestaw zdjec i tytulow prasowych w kibelku, szczegolnie na wysokosci sedesu.
Natomiast wczesniej, na uczelni mialem na drzwiach w swoim pokoju dwa zdjecia. Jedno to barona Romana von Ungerna-Sternberga, zas drugie plk. Clausa Grafa von Stauffenberga. PIerwszy stracil zycie w wieku 35 lat, drugi - 37 lat. W pierwszych dniach stanu wojennego w moim pokoju pobuszowala sobie pewna uczelniana komisja z wojskowym komisarzem wydzialu na czele. Zdjecia te zostaly zerwane i wyrzucone do kosza. Dowiedzialem sie, ze zrobila to jakas napalona biurwa z Rektoratu, ktora nalezala do tej komisji.
Pozdrawiam.