"OPÓR" - tekst z jutrzejszego wydania Gazety Polskiej

avatar użytkownika Anita_C
Bielscy, Zorin i inni, czyli jak to było z żydowskim oporem Wejście „Oporu” na polskie ekrany jest dobrą okazją, by przypomnieć, jaką rolę odgrywała na polskich ziemiach partyzantka sowiecka, jakie miejsce zajmowały w jej ramach grupy żydowskie, jak były liczne i na czym w rzeczywistości polegała ich działalność Na ogół nie zdajemy sobie sprawy, jak obszerna jest literatura w języku żydowskim i angielskim, dotycząca wątków żydowskich z lat wojny 1939–1945 na polskich kresach północno-wschodnich. Obejmuje ona dosłownie setki, może tysiące pozycji. Tylko nieznaczna część owej twórczości została przetłumaczona na polski – w rezultacie pozostaje nieznana polskiemu czytelnikowi. Wykreowany w tej literaturze obraz wydarzeń rozgrywających się na kresach II RP w owych latach odbiega daleko nie tylko od tego, w jaki sposób zapamiętali je polscy mieszkańcy tych ziem, ale i od ustaleń polskiej literatury zarówno pamiętnikarskiej, jak i naukowej. > Przednia straż Armii Czerwonej Autorzy wydawnictw angielsko- i żydowskojęzycznych pokazują barwną panoramę partyzantki sowieckiej, prezentowanej jako istotny element sił zmagających się z niemieckimi (nie, tego wyrazu raczej się nie używa – a więc z „nazistowskimi”) wojskami okupacyjnymi, stosunki ludnościowe, politykę hitlerowską, martyrologię ludności żydowskiej i jej próby przetrwania. Pojawia się tu także „trzecia siła” – partyzantka żydowska. We wspomnieniach i nawet pracach naukowych wskazuje się na jej narodowy, żydowski charakter, samodzielność i realizowanie własnych celów. Film „Opór” z Danielem Craigiem w roli głównej, przedstawiający w zbeletryzowanej formie dzieje żydowskiego oddziału braci Bielskich, kryjącego się w Puszczy Nalibockiej i nadniemeńskich lasach (woj. nowogródzkie II RP), funkcjonującego w ramach partyzantki sowieckiej, wpisuje się w ten nurt ukazywania wydarzeń sprzed przeszło 60 lat. Film, podobnie jak podstawowe angielskojęzyczne prace popularyzatorskie (T. Nechmam „Defiance. The Bielskin Partisans”, P. Duffy „Bracia Bielscy. Historia trzech mężczyzn, którzy stawili czoła nazistom, uratowali 1200 Żydów i zbudowali wioskę w lesie”), ukazuje aktywną walkę żydowskich partyzantów z Niemcami, wręcz obraz partyzanckiego żydowskiego imperium w Puszczy Nalibockiej. Przypisuje Bielskim i jego ludziom wybitne dokonania bojowe. Wejście „Oporu” na polskie ekrany jest dobrą okazją, by przypomnieć, jaką rolę odgrywała na polskich ziemiach partyzantka sowiecka, jakie miejsce zajmowały w jej ramach grupy żydowskie, jak były liczne i na czym w rzeczywistości polegała ich działalność. Przede wszystkim – oddziały żydowskie nie stanowiły żadnej „trzeciej siły”, ani nawet siły autonomicznej wewnątrz partyzantki sowieckiej. Stanowiły jej integralną część, podlegając sowieckiemu Białoruskiemu Sztabowi Partyzanckiemu i władzom partii bolszewickiej. Miały dowództwa wyznaczane przez tę partię, własne komórki partyjne i komsomolskie – i oczywiście komórki specjalne, podlegające NKWD. Włączone były do poszczególnych brygad i zgrupowań sowieckich i realizowały zadania wyznaczane przez dowództwa tych jednostek. Oddziały partyzantki sowieckiej operujące na terenie Nowogródczyzny złożone były przede wszystkim z elementu zamiejscowego, tzw. okrążeńców – żołnierzy różnych narodowości (Rosjan, Ukraińców, Mongołów, Kałmuków, przedstawicieli narodów Kaukazu – najmniej było tam chyba Białorusinów), którzy w czerwcu 1941 r. nie zdążyli uciec wraz z Armią Czerwoną. Część kadry przysłało dowództwo sowieckie zza linii frontu. Ludność miejscowa, skomunizowani białoruscy wieśniacy i Żydzi, zasilała ją w znacznie mniejszym stopniu. W latach 1943–1944 liczebność szeregów partyzantki sowieckiej na ziemi nowogródzkiej wahała się w granicach kilkunastu, okresowo nawet dwudziestu tysięcy ludzi. Tak liczne siły miały przede wszystkim realizować cele polityczne, które polegały na zapewnieniu trwałości władzy sowieckiej na niedawno anektowanych obszarach. Były one jak gdyby przednią strażą Armii Czerwonej. Jednym z celów postawionych przed nimi było rozpracowanie i zwalczanie polskiego podziemia niepodległościowego oraz sterroryzowanie ludności cywilnej. Niezależnie od skrajnie trudnych warunków i widocznej złej woli Rosjan, dowództwo Nowogródzkiego Okręgu AK starało się zrealizować rozkazy KG AK i doprowadzić do porozumienia z „nieproszonymi gośćmi”, jacy pojawili się na terenie polskich kresów wschodnich. W sumie około dziesięciokrotnie dochodziło na tym terenie do pertraktacji polsko-sowieckich, które jednak nie na wiele się zdały, gdyż stronie rosyjskiej nie zależało na porozumieniu, lecz jedynie na rozpracowaniu i zniszczeniu polskich struktur niepodległościowych (w jednym przypadku, w maju 1943 r., w pow. szczuczyńskim wymordowana została cała polska delegacja). > Siemiejne otriady Spośród poważniejszych antypolskich wystąpień partyzantki sowieckiej można odnotować spalenie Derewna, pacyfikację miasteczka Naliboki, wiosek Koniuchy, Szczepki, Prowżały, Kamień, Niewoniańce, Izabelin, Kaczewo, Babińsk i Ługomowicze, pacyfikacje w rejonie Dokudowa, wymordowanie oddziału „Kmicica” nad jeziorem Narocz, likwidację batalionu AK nad jeziorem Kromań. Przykłady można by długo mnożyć, historyk Zygmunt Boradyn poświęcił temu zagadnieniu obszerną rozprawę. Jednym z elementów olbrzymiej machiny partyzantki sowieckiej realizującej opisane powyżej zadania były też grupy żydowskie. Na ziemi nowogródzkiej w „czerwonych” oddziałach służyło stosunkowo wielu Żydów. Największe jednostki żydowskie bazowały w kompleksie leśnym Puszczy Nalibockiej. Były to: oddział Tewjego Bielskiego (początkowo im. Żukowa), z czasem podzielony na dwa oddziały, im. Kalinina i im. Ordżonikidzego (w końcowym okresie okupacji liczebność ich wynosiła około 1200 ludzi – w tym 162 uzbrojonych), oraz dowodzony przez Siemiona Zorina oddział nr 106, wchodzący w skład Brygady im. Stalina (562 ludzi – w tym 72 uzbrojonych). Oddział im. Ordżonikidzego zimą 1944 r. został skierowany do Brygady im. Kirowa, operującej na południe od Lidy, za Niemnem. Ponadto sporo Żydów było rozproszonych mniejszymi grupkami po różnych oddziałach sowieckich (w strefie lidzkiej na 4850 partyzantów sowieckich – około 1200 to Żydzi, czyli 1/4 składu osobowego!). Skupiska Żydów istniały też w obozowiskach sowieckich w Puszczy Lipiczańskiej, Nackiej i w lasach Byteńskich. To rzeczywiście dużo – powstaje jednak pytanie o realną wartość tych sił i ich użyteczność. Czy rzeczywiście podkomendni Bielskiego toczyli boje z Niemcami – takie jak filmowi bohaterowie „Oporu”? Minimalna ilość broni znajdującej się w rękach żydowskich partyzantów nie wystarczała nawet do zapewnienia sprawnego systemu wart i ubezpieczeń, przesądzając o możliwościach działania oddziałów, w których służyli. Były to, jak określali Sowieci – tzw. siemiejne otriady (oddziały, czy też raczej obozowiska, rodzinne), mające charakter grup przetrwaniowych, a nie partyzanckie oddziały bojowe, zdolne do realizacji zadań wojskowych. Dlatego też głównym zadaniem, jakie dowództwo partyzantki sowieckiej stawiało przed podległymi sobie Żydami, było ściąganie zaopatrzenia z ludności. Nawiasem mówiąc, w Puszczy Nalibockiej biwakowało stale kilka tysięcy sowieckich partyzantów (5–10 tys. wraz z „czerwonymi” Żydami), opodal przebiegała jedna (!) linia kolejowa, na której zadania dywersyjne mogło realizować kilka małych patroli wysyłanych do rwania torów. Nie było żadnego uzasadnienia, prócz sowieckich celów politycznych, by trzymać tam tę masę ludzi żyjących kosztem miejscowej ludności. Dlatego też z sowieckiego punktu widzenia nie było potrzeby, by oczekiwać od Bielskiego i Zorina aktywnych działań przeciw Niemcom, do których zresztą nie byli oni zdolni. W ciągu przeszło dwóch lat istnienia oddział Bielskiego, liczący blisko tysiąc ludzi, miał – według raczej zawyżonego sprawozdania złożonego w listopadzie 1943 r. dowództwu sowieckiego zgrupowania baranowickiego przez samego Bielskiego – zabić 14 Niemców i 17 policjantów białoruskich oraz 33 szpiegów i prowokatorów (można sądzić, że ta ostatnia liczba odnosi się głównie do zamordowanych chłopów – niechętnych partyzantce sowieckiej lub stawiających opór wobec grabieży). Jak na ponad dwa lata działalności to raczej niewiele. Dziejopis grupy Bielskiego, Peter Duffy, opisuje, jak w ostatnich dniach okupacji obóz żydowski został zaatakowany przez około 200 wycofujących się na zachód wycieńczonych wcześniejszymi walkami Niemców. Przeszli przez obozowisko jak przez masło, niszcząc je i zabijając napotykanych Żydów, którzy nie stawiali żadnego oporu. Przytaczana niekiedy wypowiedź Bielskiego, który jakoby zwykł mawiać: „Wolę uratować jedną starą Żydówkę, niż zabić dziesięciu Niemców”, wydaje się nie mieć żadnego odniesienia do rzeczywistości. > Specjaliści od operacji rekwizycyjnych Prof. Tadeusz Gasztołd w jednej z prac przytacza relacje mieszkańców obrzeży Puszczy Nalibockiej, mówiące, jak wiosną 1943 r. pędzono Żydów z Rubieżewicz w kierunku Nowogródka, gdzie w getcie czekała ich zagłada. Eskortę stanowili głównie funkcjonariusze żydowskiej służby porządkowej. Sowieci, w tym półtora tysiąca „czerwonych Żydów” Bielskiego oraz Zorina, nie podjęli ani jednej akcji w celu ratowania tych nieszczęśników! O walorach bojowych podkomendnych Bielskiego świadczy też fakt, że gdy zimą 1943/1944 z jego obozu wydzielono uzbrojonych młodych Żydów jako oddział im Ordżonikidzego i skierowano do Brygady im. Kirowa z zadaniem udziału w działaniach dywersyjnych – uciekali z powrotem do bazy w Puszczy Nalibockiej, gdzie można było spokojnie grabić bezbronnych chłopów, nie narażając się na niebezpieczeństwa walki (uciekł nawet brat Bielskiego). Wobec niezdolności oraz nieprzydatności podkomendnych Bielskiego i Zorina do walki z Niemcami sowieckie dowództwo wyznaczało im inne zadania, sprowadzające się do „wyciskania” żywności i zaopatrzenia z kompletnie zubożałej ludności oraz do działań pacyfikacyjnych. W zakresie „operacji rekwizycyjnych” żydowscy partyzanci wykazywali się wybitną aktywnością. Podstawowe wyniki tego rodzaju działań prowadzonych przez podkomendnych Bielskiego podaje Z. Boradyn w rozprawie doktorskiej („Niemen rzeka niezgody. Polsko-sowiecka wojna partyzancka na Nowogródczyźnie 1943–1944”) na podstawie raportów dowództwa partyzantki sowieckiej. Nie było tam, jak w filmie „Opór”, efektownych walk z Niemcami czy wysadzonych pociągów, zabrano za to ludności cywilnej: 200 t ziemniaków, 3 t kapusty, 5 t buraków, 5 t zboża, 3 t mięsa i tonę kiełbasy. Co to znaczyło dla mieszkańców terenu, który poddany został totalnej pacyfikacji niemieckiej – łatwo sobie wyobrazić. Można się także domyślać, jakie uczucia żywiła ludność wobec zaopatrzeniowców Bielskiego, którzy zabierali jej – dosłownie – ostatni kawałek chleba. Z. Boradyn ocenia jednoznacznie charakter tych działań, pisząc: „Najbardziej bezwzględne rekwizycje przeprowadzały oddziały żydowskie”. Można dodać, że były to w gruncie rzeczy jedyne prawdziwe „sukcesy”, jakimi mogły owe grupy wykazać się wobec swoich sowieckich dowódców. W sowieckich raportach pominięte zostały dane dotyczące ilości zagrabionej odzieży, które także były znaczne (zabierano nawet firanki). Działania „gospodarcze” grup żydowskich wobec ludności były prowadzone w sposób tak bezwzględny i okrutny, że podczas pertraktacji pomiędzy dowództwem Nowogródzkiego Okręgu AK i dowództwem sowieckim (reprezentowanym przez Brygadę im. Lenina), do jakich doszło w czerwcu 1943 r., strona polska jako jeden z warunków porozumienia wysunęła żądanie, by Sowieci nie wysyłali na rekwizycje Żydów, „[...] bo ci się znęcają, gwałcą kobiety i [mordują?] małe dzieci [...] obrażają ludność, straszą późniejszą zemstą sowietów, nie mają miary w swej nieuzasadnionej złości i rabunku”. Żydowskie oddziały traktowane były przez Rosjan w zasadzie wyłącznie jako bazy gospodarcze i kwatermistrzowskie. Tu zorganizowano warsztaty krawieckie, szewskie, szwalnie, polowe młyny, piekarnie i szpitale, świadczące usługi na rzecz „liniowych” jednostek partyzantki sowieckiej. Charakter działań tych oddziałów potwierdza szef sztabu oddziału Zorina, Anatol Werthaim. Pisze on. m.in.: „Jedzenia było pod dostatkiem, a nawet gromadziły się zapasy. [...] Nadwyżki jedzenia posyłaliśmy nawet do Moskwy. Raz w tygodniu lądował na polowym lotnisku w puszczy samolot: przywoził gazety i materiały propagandowe, a zabierał z powrotem samogon, słoninę i kiełbasy własnego wyrobu”. > Wokół Nalibok Trzeba wyraźnie powiedzieć, że oddziały Bielskiego i Zorina realizowały sowieckie cele państwowe na terytorium Polski i uczestniczyły w zwalczaniu polskiej działalności niepodległościowej. To, że Bielski był obywatelem RP, ma wymiar moralnie i prawnie jednoznaczny (zdrada główna). Z Zorinem, sowieckim Żydem z Mińska Białoruskiego, nie ma takiego problemu – tyle tylko że „działał” on na polskim terytorium państwowym – bo w sowieckiej części Białorusi nie byłoby czego grabić w kołchozach. Duffy pisze o działaniach prowadzonych przez oddział im. Ordżonikidzego zimą 1944 r. na terenie pow. lidzkiego, m.in. 5 marca tegoż roku, kiedy to „czerwoni” mieli zabić 47 Polaków. Znamienne – Duffy nie użył określenia „partyzantów polskich” czy „białopolaków”. Zapewne był świadom, że w rzeczywistości chodziło tu o działania pacyfikacyjne, tym razem w rejonie Filonowców i Dokudowa, podczas których Sowieci i Żydzi z oddziału „Ordżonikidze” wymordowali wiele polskich rodzin podejrzanych o sprzyjanie AK. Doszło też wówczas do kilku walk z oddziałami AK, które wystąpiły w obronie ludności (tylko w jednym z tych starć poległo ośmiu polskich partyzantów). Największą „operacją bojową”, w jakiej uczestniczyli sowieccy – żydowscy – partyzanci z Puszczy Nalibockiej, była pacyfikacja osady Naliboki, dokonana 8 maja 1943 r. Należy odnotować pojawiające się niekiedy opinie, że ludzie Bielskiego nie uczestniczyli w nalibockiej masakrze. Jednak niektórzy członkowie oddziału Bielskiego potwierdzali udział tej grupy w owym zdarzeniu (np. Borys Rubin vel Rubieżewski w wypowiedzi w filmie „The Bielsky Brothers: The Unknow Partisans” z 1993 r. czy Sulia Wołożyńska we wspomnieniach opublikowanych w 1980 r.). Jedno jest pewne – mieszkańcy Nalibok pamiętali, że wśród zabójców byli Żydzi. Także miejscowi, wymieniani przez nich z imienia i nazwiska. Jeśli nie od Bielskiego – to od Zorina. Z. Boradyn jednoznacznie potwierdza udział oddziału Bielskiego w zbrodni nalibockiej. Miejscowość została w znacznej części spalona. „Czerwoni” partyzanci rozstrzelali 129 osób. Nalibocka placówka AK, która opanowała zorganizowaną pod przymusem białoruską „samoachowę” (samoobronę), miała zawartą z partyzantką sowiecką umowę o nieagresji. W tej sytuacji uderzenie bolszewickie na Naliboki należy oceniać jako świadome dążenie do zlikwidowanie ośrodka polskich niepodległościowych struktur organizacyjnych i wspierającej je ludności cywilnej (dodajmy, że miejscowa „samoachowa”, ufna w porozumienie zawarte z sowieckim dowództwem, została kompletnie zaskoczona i nie stawiała zorganizowanego oporu). Wydarzenia w Nalibokach to nie starcie zbrojne, lecz przeprowadzona z rozmysłem pacyfikacja, w której podkomendnym Bielskiego przypadła istotna rola. Udział Żydów Bielskiego w mordowaniu cywilnej ludności potwierdzają też mieszkańcy, którzy przeżyli masakrę. Jeden z nich, Wacław Nowicki, opisując to zdarzenie w swoich pamiętnikach, właśnie podkomendnym Bielskiego przypisuje główny udział w rozstrzeliwaniu ludności: „[...] Długa seria z kaemu rozpruła poniżej okien frontową ścianę naszego domu [...]. Zza okien dolatywał krzyk: »dawaj wpieriod!, wpieriod!«. Mama dopadła do okna. – Wieś płonie! – krzyczy. Wyskoczyłem w bieliźnie na podwórko. Nad wioską i miasteczkiem dymy. Słychać strzelaninę i jęki. Lament u naszych sąsiadów Łukaszewiczów. Dwóch uzbrojonych osobników wyprowadza z chaty Karola w bieliźnie. [...] Dwa suche strzały z pistoletu i były podoficer zawodowy, a ostatnio dowódca pierwszej drużyny samoobrony zginął mi z oczu. [...] To nasi Żydzi zabili Karola. Poznałem Matusa z synem, a ja ich obu w barciach chowałem – mówi ciężko [dziadek autora wspomnień] siadając na taborecie. [...] Ale w odległej o pół kilometra wsi, na wysokości Kunickich i Juncewiczów – trrr... i nowy lament. To córka Jewiela skosiła z pepeszy Stasia Muchę i porwała mu konia – powiedzą potem ludzie. O godzinie 7.00 strzały i jęki ucichły. Zewsząd wiało grozą śmierci i zniszczenia. Ocaleli od pogromu mogli teraz zobaczyć tragedię swego miasteczka i dokonanego na nim ludobójstwa. W niespełna dwie godziny zginęło 129 osób, niewinnych ludzi. Większość z nich, jak stwierdzali potem naoczni świadkowie, z rąk siepaczy Bielskiego i »Pobiedy«. Mordercy (obojga płci) wpadali do mieszkań i seriami z automatów unicestwiali we śnie cale rodziny, a obrabowane domostwa (nawet z zegarków) w pośpiechu palili i pijani od krwi, z okrzykiem „hura!” szli dalej mordować. Wielu zbudzonych nagłą strzelaniną i jękiem sąsiadów wylatywało na podwórko. Tych z dziećmi strzelano pod ścianami chat. Jedni i drudzy z domostwem obracali się w popiół. Daleko słychać było ryk bydła i rżenie grabionych koni. Podczas dantejskiego pogrzebu trudno było zidentyfikować pozostałe czasem tylko kończyny po dzieciach, rodzicach, dziadkach – z rodów Karniewiczów, Łojków, Chmarów i wielu innych. [...]”. Raporty sowieckie opisywały napad na Naliboki jako operację bojową przeciw „faszystowskiemu policyjnemu garnizonowi”, a straty „przeciwnika” określały na około 300 zabitych (w rzeczywistości wśród zabitych znalazł się jeden [!] białoruski policjant, przebywający akurat w Nalibokach na urlopie u rodziny – reszta zamordowanych to cywilni mieszkańcy). > Obozowy autokrata Osobne zagadnienie to stosunki wewnątrz oddziału Bielskiego, często przedstawiane w sposób wyidealizowany. Bielski, cieszący się dzięki „podarunkom” protekcją gen. „Płatona”, dowódcy sił sowieckich na tym terenie, był w obozowisku małym dyktatorem. Kilku podkomendnych, niezadowolonych z jego autokratycznych rządów, po prostu zastrzelił. „Gospodarka finansowa” Bielskiego była tak specyficzna, że zwróciła uwagę jego bolszewickich przełożonych. Od osób trafiających do jego obozu pobierał opłaty za „ochronę”, co jakiś czas urządzał też zbiórki pieniędzy na „zakup broni”, której jednak płacący nie dostawali. Dowództwo sowieckie zamierzało podjąć dochodzenie w sprawie haraczy zdzieranych przez Bielskiego, a jeden z jego przełożonych sugerował nawet aresztowanie go i rozstrzelanie (oczywiście – po odebraniu mu zagrabionych środków finansowych). Z. Boradyn, opierając się na sowieckich materiałach archiwalnych, pisze: „Bielski wzbogacał się kosztem rodaków, od których brał i przywłaszczał pieniądze pod pretekstem zakupu broni. W tej sprawie Stepan Szupienia wystosował list do gen. »Płatona«: »[...] Bielski nie zajmował się pracą bojową, a spekulował w oddziałach. Brał od swoich partyzantów złoto na zakup broni i przywłaszczał je, a broni nie dawał. Sugerowałbym, by zaproponować Bielskiemu, by przekazał złoto państwu (u niego znajduje się ponad kilo carskich złotych monet), potem tego Bielskiego aresztować i oddać pod sąd«”. Z. Boradyn przytacza też fragment wspomnień „czerwonego” partyzanta Józefa Marchwińskiego: „[...] Bielski bardziej kochał pieniądze i wystawne życie od swych własnych bliźnich, którymi rządził w obozie. Żądny władzy, a jeszcze bardziej pieniędzy, bez skrupułów obierał swych współbraci z ich skromnych oszczędności, kiedy ci przybywali do obozu [...] pieniądze te zasilały prywatną kasę Tewiego Bielskiego i jego otoczenia”. Podobnie postępował Siemion Zorin. Mimowolne świadectwo jego zachowania dał w swoich wspomnieniach Anatol Wertheim, szef sztabu tej grupy. Opisuje on zwykłe, codzienne śniadania Zorina i jego otoczenia, tak wystawne, że zwykli mieszkańcy rejonu Puszczy Nalibockiej nie mogli sobie pozwolić na taki „stół” nawet w czasie pokoju w okresie świątecznym. Opisuje też słynne wyjazdy Zorina w teren w celu „żenienia się”, które podejmował co kilka lub kilkanaście dni. Polegały one na dokonaniu najazdu w kilkunastu, kilkudziesięciu uzbrojonych Żydów na wybrany chutor, w którym Zorin wykorzystywał dziewczyny, jakie wpadły mu w oko. Orgie trwały po dwa–trzy dni, a rodzice wybranki musieli przy tym żywić Zorina i jego ludzi. Bez wątpienia tego rodzaju wyczyny przysparzały popularności „czerwonym” żydowskim dowódcom jedynie wśród ich zauszników, ale nie wśród uciskanej ludności. Z. Boradyn podaje w swoim dziele: „Zachowanie się grup i oddziałów żydowskich w terenie wywoływało oburzenie nie tylko ludności miejscowej, ale i partyzantów sowieckich i innych narodowości. Przysłany z Moskwy kpt. Kowalow, w czerwcu 1943 r. meldował Czernyszowowi: »[...] Ludność Żydów nie lubi. Kiedy grupa żydowska przechodzi przez Niemen, były wypadki rozbrajania ich przez naszych partyzantów, którzy oddają zabraną broń chłopom i wspólnie biją Żydów wołając ‘Bij Żydów – ratuj Rosję’«”. > Człowiek, który zdradził swój kraj Trzeba poruszyć jeszcze jedną kwestię. Można niekiedy spotkać pogląd, że polscy kresowi Żydzi nie mieli innej możliwości wyboru niż przyłączenie się do bolszewików. Nic bardziej błędnego. W oddziałach AK obowiązywało obywatelskie podejście do żołnierzy-ochotników. Każdy obywatel RP mógł ubiegać się o możliwość służby w podziemnej armii. Licznie korzystali z niej prawosławni – zarówno Polacy, Białorusini, jak i tzw. tutejsi. W niektórych oddziałach służyło po 30–40 proc. prawosławnych. Co więcej – w każdym batalionie partyzanckim AK na Nowogródczyźnie znajdowali się jacyś obywatele sowieccy – najczęściej antykomuniści, dezerterzy z formacji kolaboranckich w służbie niemieckiej (Rosjanie, Kozacy, Ukraińcy, Azjaci). Nie było więc tu jakiegoś szowinizmu narodowego czy religijnego. W wielu polskich oddziałach AK służyli też i Żydzi. Najwięcej chyba w 1943 r. w Batalionie Stołpeckim – operującym na obszarach działalności Bielskiego i Zorina (znajdowali się głównie w służbach pomocniczych: kwatermistrzostwie, taborach, służbie zdrowia). Dołączenie do polskiej partyzantki AK było kwestią wyboru z ich strony – mogli pójść do bolszewików, wybrali jednak „białopolaków”. Innego wyboru dokonał Bielski. Ciekawy opis rozmowy grupy Żydów z oficerem AK, por. Kacprem Miłaszewskim „Lewaldem” – dowódcą batalionu partyzanckiego zwanego potocznie „legionem”, zawierają wspomnienia Anatola Wertheima. Opisuje on życzliwą postawę akowców wobec Żydów. Ostatecznie o możliwości wstąpienia do AK decydował stosunek Żydów do państwa polskiego: „Panowie, powiedział [Miłaszewski], tych spośród was, którzy pochodzą z centralnej lub zachodniej Polski, przyjmiemy do Legionu bardzo chętnie. Wiem, że jesteście patriotami. Nie możemy natomiast przyjąć nikogo z miejscowych. Tutejsi Żydzi sprzyjają Sowietom, nie mamy do nich zaufania”. Ale nawet odchodzącym z jego obozu miejscowym Żydom – zwolennikom bolszewizmu – wystawił przepustkę, w której prosił wszystkie oddziały z terenu Puszczy Nalibockiej, by udzieliły im pomocy. To dopiero późniejsze wydarzenia, zdradziecka napaść Sowietów na polskie obozowiska i rozpętanie otwartej wojny z AK spowodowały, że przepaść pomiędzy Polakami i „czerwoną” partyzantką, także żydowską – stała się nie do pokonania. Dla współczesnych mieszkańców USA czy Europy Zachodniej skomplikowane realia wojny na północno-wschodnich kresach II RP są kompletnie niezrozumiałe. Dlaczego postać Bielskiego i jego towarzyszy nie wzbudza wśród Polaków oczekiwanego entuzjazmu? Przypomnijmy – Bielski to obywatel RP, który w czasie pierwszej okupacji sowieckiej 1939–1941 kolaboruje z władzami okupacyjnymi (jest pracownikiem aparatu sowieckiego), potem zaś wstępuje do partyzantki sowieckiej, zwalczającej polską działalność niepodległościową i niszczącej polską społeczność na kresach. Wraz ze swymi licznymi ziomkami stanął Bielski po stronie sił niosących zagładę „staremu światu”. Amerykanin powie może – to kwestia jego poglądów i konieczności, przed jaką stanął. Ale ten sam Amerykanin zapytany, jak sklasyfikować postawę obywatela USA, który z powodów ideowych czy religijnych zdecydował się na zaangażowanie po stronie terrorystów islamskich zwalczających Stany Zjednoczone – nie będzie miał wątpliwości. To człowiek, który zdradził swój kraj. Obraz funkcjonowania żydowskich oddziałów w ramach partyzantki sowieckiej jest w rzeczywistości bardziej skomplikowany, niż ukazuje to większość zachodnich publikacji, idealizujących bolszewicki ruch partyzancki, a już działalność grup żydowskich – szczególnie. Mnie osobiście epopeja Bielskich, Zorinów i innych kresowych Żydów kojarzy się z przeczytaną przed laty historią unicestwienia jednego z plemion afrykańskich (Ikowie – ludzie gór). Klęska głodu wywołana przez lewicowy reżim spowodowała, że u członków wymierającego straszną śmiercią plemienia zanikły normy wynikające z religii i tradycji, więzi rodzinne, a nawet zwykłe ludzkie odruchy i reakcje. Nie liczyło się nic oprócz zdobycia pożywienia – i przeżycia. Wydaje się, że podobnemu procesowi podlegali Żydzi, ratujący się z Zagłady w szeregach partyzantki bolszewickiej. Duffy’emu zawdzięczamy szczegółowe opisy okrutnych rozpraw ludzi Bielskiego z rzeczywistymi lub domniemanymi prześladowcami Żydów – białoruskimi i polskimi chłopami (zabijanie całych rodzin, palenie gospodarstw z mieszkańcami, wieszanie żebrzących o litość, rąbanie bezbronnych wieśniaków siekierami). Charakterystyczne, że relacjodawcy Duffy’ego nie zdobyli się na szerszą refleksję dotyczącą moralnego spustoszenia, które czyni wojna nie tylko u oprawców, ale i wśród ich ofiar. A „Opór”? – Cóż, to tylko opowiastka dla „pokrzepienia” żydowskich (amerykańskich) serc. Kazimierz Krajewski
Etykietowanie:

9 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. podlinkuje do publikacji w spr. Defiance

ten tekst, jak nie będzie tego art.w wersji internetowej

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Bernard

2. Trzeba tylko wyedytować tekst

żeby się lepiej czytało B.
avatar użytkownika kontrrewolucjonista

3. "Opór"

Pani Marylu - trzeba koniecznie ten tekst przetłumaczyć na angielski. jest świetną polemiką z kłamstwami zawartymi w "Oporze" ale też z góry polemizuje z manipulacjami jakich dokonuje się w zachodniej głównie amerykańskiej opinii publicznej. Ten tekst trzeba koniecznie przetłumaczyć i podlinkować go w angielskiej wikipedii.
avatar użytkownika kontrrewolucjonista

4. Anita C

Pani Anito, czy dałoby się załatwić żeby na portalu niezależna.pl zamieścili informacje o naszym proteście przeciw "Defiance".
avatar użytkownika Anita_C

5. kontrrewolucjonisto

Dla Ciebie się da. :)
avatar użytkownika kontrrewolucjonista

6. Anita C

Świetnie, bardzo pani dziękuję.
avatar użytkownika Maryla

7. tłumaczenie na język angielski

prosba do naszych czytelników. Nie możemy "zaorać" tylko jednej osoby. Przypominam, ze nasz list do władz został przetłumaczony i jest dostepny pod linkami w temacie 'DEFIANCE"

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika hrabia Pim de Pim

8. O oporze w NCz!

Duży artykuł (3 strony) Tadeusza M. Płużańskiego pt. "Opór przeciwko Polakom. Jak Hollywood zakłamuje historię" w "Najwyższym Czasie!" Nr 4 z 24 stycznia 2008. Polecam!

hrabia Pim de Pim

avatar użytkownika kontrrewolucjonista

9. "Opór"

A wspomnieli coś o proteście ? Bo niestety red. Michalkiewicz go nie poparł.