Dziennikarze do lustracji

avatar użytkownika tosz
Jutro w „Polsce” ukaże się mój artykuł o jednym dziennikarzu-konfidencie. Reakcja „bohatera” mego tekstu, człowieka bardzo znanego w środowisku, jest dowodem na poziom histerii dziennikarskich szpicli. Od kilku tygodni ten człowiek robi wszystko, aby publikację wstrzymać – domaga się autoryzacji całego (!) tekstu (wcześniej nie chciał) , straszy prawnikami i na koniec przysłał takie coś: „Oświadczam, że nie zgadzam się na publikację zdań, które red. Szymborski włożył w moje usta. Oświadczam, że odmówiłem mu składania jakichkolwiek wyjaśnień w jego artykule. Oświadczam wyraźnie, że nie godzę się na jakąkolwiek publikację dotyczącą mojej osoby i podnoszonych przez autora zagadnień. W mojej ocenie przedmiotowe zagadnienia wchodzą w sferę prywatną i naruszają moje dobra osobiste. Wnoszę zatem o podanie podstawy prawnej publikacji. W szczególności pragnę podkreślić, że sposób pozyskiwania informacji przez autora, proponowane formy autoryzacji bez ujawniania treści artykułu w istocie uniemożliwiają zarówno rzetelne przedstawienie rzeczywistości, jak i mojego stanowiska. Podkreślam to, gdyż zachowanie takie sprzeczne jest ze sztuką dziennikarską i podważa zaufanie co do rzetelności publikacji. Nadto zaś zdaje się ukazywać faktyczne intencje autora poszukującego materiału możliwie najbardziej sensacyjnego.” Pośrednio z tą sprawą łączy się tekst w „Dzienniku”, który pisze dziś o sprawie ministra w Kancelarii Prezydenta Mariusza Handzlika. Pomijam, że tytuł artykułu „To dziennikarz werbował Handzlika” jest lekkim nadużyciem. Z katalogu IPN dotyczącego M. Handzlika: „Objęty kontrolą operacyjną w ramach KE zarejestrowanego 27.08.1984 pod nr. 9407 przez Wydz. IV WUSW w Bielsku-Białej. Pozyskany do współpracy 19.05.1987 i zarejestrowany 26.05.1987 jako TW ps. „Piotr” do SO krypt. „Wawel”. Zakończono 26.01.1989 z powodu odmowy współpracy. Materiały złożono pod nr. 6718/I w archiwum Wydz. „C” WUSW w Bielsku-Białej.” Dlaczego tytuł artykułu red. Butkiewicza jest nadużyciem? Otóż Krzysztof Oremus, kiedy chciał z Handzlika zrobić agenta SB nawet nie marzył o tym, że zostanie kiedyś dziennikarzem. Oremus w MSW spędził 4,5 roku. Odszedł, bo - jak twierdził w raporcie - nie dostał mieszkania. Przebieg jego kariery w SB bez trudu można sprawdzić w katalogu IPN tu. Z opinii służbowej K. Oremusa wynika, że w 1985 roku „Dokonał pozyskań 3 TW i jednego lokalu kontaktowego. Jego pozyskania są trafione i przynoszą korzyści operacyjne”. Dwa lata później „pracował już z 11 TW”. Oremusa znam. Kiedyś pracowaliśmy w jednej redakcji. Gdy „Newsweek” jakiś czas temu ujawnił, że ten znany na Podbeskidziu (i nie tylko) dziennikarz pracował w SB, byłem zaskoczony. Bardziej mnie jednak zaskoczyło, że był funkcjonariuszem Wydziału IV, zajmującego się Kościołem. Zajmował się „inwigilacja środowisk kościelnych i związków wyznaniowych nie rzymsko-katolickich”. Podobno szefowie redakcji, w których pracował, o jego zawodowej przeszłości wiedzieli. Podobno. Przykłady podane wyżej wskazują, że bardzo dużym błędem było wyłączenie środowiska dziennikarskiego z obowiązkowej lustracji.

7 komentarzy

avatar użytkownika Penelka

1. A co powiecie o redaktorze Kwiatkowskim?

Wrócił do TVP. Z tego co się oriętuje, to człowiek o wątpliwej przeszłości. Mam na myśli karalnośc.I tacy ludzie mają być autorytetami? W głowie mi sie nie mieści, że ten człowiek za Roberta też kwiatkowskiego był guru PRLowskiego śmietnika.
penelka
avatar użytkownika Lancelot

2. Dzięki takim wpisom

wyłania się ponury obraz polskich mediów. Stały się one narzędziem dezinformacji społeczeństwa, oraz niszczenia ludzi niewygodnych dla takich, czy innych odłamów sitw politycznych będących aktualnie u władzy. Czwarta władza, jest w Polsce równie zdemoralizowana i skundlona, jak i cały światek polityczny. Ponieważ: sądownictwo polskie przeżarte jest korupcją, nieformalnymi powiązaniami i nieudolnością, więc sponiewierany przez media człowiek nie ma praktycznie żadnych realnych możliwości obrony, bo trudno uznać za takową, korzystny nawet wyrok sądowy, wydany po 5, czy 10 latach. I tak oto, doczekaliśmy czasów,(jak z najgorszych czasów komuny), gdy każdego niewygodnego politycznie człowieka można zniszczyć, z pomocą skundlonych i pozbawionych skrupułów dziennikarskich miernot, najczęściej tych samych szubrawców co za komuny, bądź ich sumiennych uczniów. Polskie media,to jedna wielka agentura!!!! Za komuny praktycznie każdy( z małymi wyjątkami!!!!) dziennikarz był tajnym współpracownikiem SB. Ponieważ nie przeprowadzono lustracji tego środowiska, więc pełno w nim esbeckich kanalii, które wykonają każde zlecenie- najbardziej nawet podłe i parszywe - jeśli tylko opłacić ich sowicie. Odrażające i niebezpieczne sprzedajne dziwki, walczące zajadle by ich nie zdemaskować , a więc nie otworzyć archiwów IPN. Jeśli ten wrzód nie zostanie przecięty, to o uczciwych mediach w Polsce możemy zapomnieć !!! Pzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika MoherowyFighter

3. Lancelocie, ja już dawno gdzieś tam wspominałe o

rozwiązaniu problemu agenturalności wśród pismaków. Właściwie sposób jest prosty. Wystarczyłoby, by ci dziennikarze i publicyści (lub szerzej - ludzie mediów), którzy apelują o lustrację wśród pismaków sami, dobrowolnie, ujawnili swoje "teczki". Albo na stronach internetowych swoich gazet itp., albo na swoich własnych stronach lub jakoś tak podobnie. Zwyczajnie. Jestem "czysty", bo o tym świadczą moje "kwity", których nie obawiam się ujawnić. Reszta, która tego nie chce, to ludzie wątpliwi. I dotyczyć to powinno naczelnych, ich zastępców, sekretarzy redakcji, kierowników działów, "zwykłych" dziennikarzy, tj przede wszystkim tych, którzy w redakcjach (prasowych, telewizyjnych i radiowych) są zatrudnieni na etacie, jak też felietonistów, stałych współpracowników, korespondentów itp. Ale też wydawców, członków ich organów kierowniczych oraz akcjonariuszy/udziałowców posiadających akcje/udziały w ilości zapewniającej ponad 5 proc. głosów na zgromadzeniu akcjonariuszy/udziałowców. Myślicie, że ci ostatni, to nie mają wpływu na to, co się pisze i jak się pisze, mówi, pokazuje itd.?
avatar użytkownika Lancelot

4. Fighterze

ale jakiejże odwagi trzeba, aby dokonać takiego czynu? Jakie bariery wewnętrzne trzeba połamać? Aby zdecydować się na taki heroiczny czyn i powiedzieć wszem i wobec ze spuszczoną głową: byłem TW, lub na odwrót jeżeli robiło się to ze szczerej intencji i z przekonaniem o słuszności swojego postępowania, czy w końcu będąc skołowanym propagandą powiedzieć prosto w oczy współpracowałem bo uważałem to za słuszne i robiłem to dla dobra ojczyzny, ale do tego trzeba mieć jaja. Stąd wniosek, że to sprzedajne cioty i medialne dziwki, które nie majjją za grosz cywilnej odwagi. Pzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika MoherowyFighter

5. Lancelocie,

wszystko pięknie. Ino, że Ty odwołujesz się do argumentacji z kategorii sumienia, moralności i etyki. A tutaj skorupa jest zabetonowana. Chodzi przecież o to, by naruszyć tę strukturę a zatem, by spowodować jej erozję. Moim zdaniem silnym czynnikiem, który może to wywołać są argumenty - może bardziej przyziemne, aczkolwiek niezwykle skuteczne - ekonomiczne. Otóż, można powiedzieć, że poddanie się samolustracji (tutaj przez ludzi mediów), to jakby (w tych kwestiach) taki "test jakościowy" i uzyskanie swego rodzaju "certyfikatu jakościowego klasy Q". Mówiąc inaczej, to jest uświadomienie konsumentowi (czytelnikowi, widzowi, słuchaczowi), że ten, kto kształtuje jego poglądy, świadomość etc., jest bez jakichkolwiek "obciążeń". Że nie można wobec niego mieć jakichkolwiek zastrzeżeń w tym aspekcie. Zaś, w przypadku, gdyby ktoś odmówiłby właśnie dobrowolnemu poddaniu się takiemu "testowi", to ktoś, u którego mogą występować (w tych konkretnych sprawach) jakieś wady ukryte. Znaczy się zwyczajny chłam, tandeta i badziew. I teraz, jeśli konsument miałby tak wyodrębniony podział, tj. na "produkty" z wysokiej i najwyższej półki oraz jakieś gatunki poślednie, to mógłby zacząć wybierać właśnie te pierwsze. Na te drugie popyt zacząłby maleć wprost proporcjonalnie do tego, na ile rósłby w stosunku do tej pierwszej grupy. Wobec czego, miałby taki konsument wybór. Albo dziennikarz, publicysta, redaktor itp. "markowy" albo jakiś badziewny "stokrotkowy" babol, który znajdzie się szybko na wysypisku. W końcu, po jakimś czasie taki babol zorientowałby się, że na niego popyt jest w zasadzie żaden, i babol ów poszedłby - nomen omen - "z torbami". He, a babol ma pewnie masę kredytów, mieszka w wypasionych pałacach, jeździ wypasioną bryką, stołuje się w wypasionych lokalach, ubiera się w wypasionych butikach, perfumuje się wypasionymi kosmetykami, wczasuje się w wypasionych ośrodkach wypoczynkowych, ma wypasioną prywatną opiekę medyczną.... W ogóle, ma życie wypasione. I co, gdy nagle temu babolowi zaczęłoby na to wszystko brakować...? Babol oszalałby, bo jest próżny, pyszny, zadufany, egoistyczny, i stąd stać go na arogancję, cynizm, agresywność, wazeliniarstwo i lizusostwo oraz na to wszystko, co nas mierzi. Więc, po co przepłacać?
avatar użytkownika k oremus

6. moje trzy grosze

Zapewne po tym wpisie posypią się na moją głowę gromy tych, którzy stwierdzą, że powinienem przynajmniej siedzieć cicho i nie odzywać się. Trudno. Gorzej było wówczas, gdy sam się do tego publicznie przyznałem na łamach gazety, z którą od trzech lat pracuję. To właśnie chciałem uzupełnić, bo dla mnie jest to istotne - to nie "Newsweek" ujawnił fakt mojej pracy w SB. Przeprosiłem wówczas, napisałem dlaczego tak się stało i jak to odbieram dzisiaj, po 20 latach. Napisałem to wtedy nie dlatego, żeby koledzy dziennikarze mieli gotowca, ale po to, aby wiedzieli o tym czytelnicy gazety, dla której pracowałem. Tzw. środowisko wiedziało bowiem o mojej przeszłości. Większość jednak nie ekscytowała się tym. Podobnie pracodawcy, dla których ważne było to, czy potrafię pisać i czy piszę prawdę. Tak to było.
avatar użytkownika Maryla

7. w sferę prywatną i naruszają moje dobra osobiste

Panie kochany, o czym Pan tu pisze? A czyje dobra naruszał Pan pracując w SB? Czy nie nas wszystkich? Ze słuzb sie nie odchodzi, jak z mafii, Pana wiarygodność jako niezależnego dziennikarza jest żadna. I nikt nie jest temu winien - to Pana wybór, my Pana do SB nie wysyłalismy, ale mamy prawo wiedzieć, kim jest osoba, która kształtuje świadomośc i opinie z plakietka "dziennikarz". Michnik tez wiedział o przeszłości Maleszki i co z tego wynika?

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl