Nonkonformizm w literaturze politycznej Waldemara Łysiaka (6 ost.)

avatar użytkownika nurniflowenola

Łysiak rodzinnyTo już jest koniec! Wystarczy. Przeczytacie za chwilę szóstą i zarazem ostatnią część mojej pracy magisterskiej poświęconej pisarstwu Łysiaka. Ten fragment pierwotnie miał być pierwszym i… ostatnim! Uważam bowiem, że jego treść stanowi najważniejsze źródło do uzyskania odpowiedzi na pytanie jakim krajem jest Polska. Przez czysty przypadek losy prezentacji mojej magisterki potoczyły się inaczej, ale to już inna historia…

     Mam nadzieję, że jej okrojona lektura przybliżyła Wam sylwetkę pisarza, którego cenię i pomogła w odpowiedzi na pytanie kim jest “nurniflowenola”. Na koniec dodam, iż jestem zadowolony. Rozmowy, które prowadziłem pod kolejnymi publikacjami nauczyły mnie dystansu do siebie i literatury Wilka. Dzięki tym publikacjom miałem okazję spotkać ciekawych ludzi. Niektórzy z nich zrozumieją co mam na myśli, gdy rzucą okiem na fotkę dołączoną do mojego tekstu. Dziękuję za uwagę.

 

 

3.4 Życie społeczno-kulturalne

      W poprzednich częściach tego rozdziału częstokroć powoływałem się na książkę Łysiaka „Rzeczpospolita kłamców – Salon”. W tym miejscu trzeba wyjaśnić, co, według autora, kryje się pod pojęciem „salon”, ponieważ właśnie on jest odpowiedzialny za stan „życia społeczno-kulturalnego” w Polsce. Otóż w wywiadzie, który przeprowadził z pisarzem A. Borzyczkowski znajduje się wyjaśnienie tego terminu: „Tak szyderczo określam wpływowe laickie, lewicujące, postmodernizujące kręgi, które mając w Polsce władzę medialną i ‘środowiskową’, a często biurokratyczną, terroryzują rodzimą kulturę swoimi ‘politycznie poprawnymi’ werdyktami – ustalają hierarchie i szczeble, narzucają kanony i ‘jedynie słuszne’ kierunki, rozdają laury i kopniaki, słowem: dyrygują polskim życiem kulturalno-artystycznym, sprawują opiniotwórczy dyktat. Dla mnie jest to klasyczny gang, mający głębokie korzenie w PRL-u i zawsze tę samą mentalność grafomanów, beztalenci uprawiających despotyczne kumoterstwo typu ‘sami swoi – samym swoim’”[1]. „Koszula bliższa ciału” więc Łysiak, jako historyk sztuki, więcej uwagi poświęca kondycji polskiej kultury (w szerokim znaczeniu tego słowa) niż politycznym zawirowaniom. Nie zmienia to jednak faktu, że pisarz analizuje także wpływ życia politycznego na stan życia artystycznego w Polsce, gdyż, jego zdaniem, są to naczynia połączone. Ściśle wiąże się to z zagadnieniami opisanymi przeze mnie w poprzednich podrozdziałach tej części pracy, a więc z charakterem transformacji ustrojowej i wynikającym z niego brakiem dekomunizacji i lustracji.  Innymi słowy: Łysiak twierdzi, że zaniechanie rozliczenia przeszłości PRL-u bezpośrednio rzutuje na stan naszej kultury, obyczajności i kondycji moralnej polskiego społeczeństwa. Za główny grzech „życia społeczno-kulturalnego” Polski, z którego wynikają wszystkie pomniejsze, autor uznał relatywizm. Szczególnie relatywizm moralny. Najpierw więc przeanalizuję poglądy pisarza na ten temat.

      W pierwszej części „Stuleciu kłamców” zatytułowanej „Świat”, w rozdziale „Kłamstwo libertynizmu 2 – relatywizm”, Łysiak napisał: „Relatywizm (od łacińskiego ‘relativus’ – względny) to pogląd filozoficzny, według którego wszelkie wartości, normy zasady czy oceny (dobro i zło, prawda i fałsz, piękno i szpetota), tak etyczne, jak i kulturowe – mają charakter względny, a więc są do logicznego (zatem i do praktycznego) obalenia”[2]. W dalszej jego części autor kreśli rys historyczny funkcjonowania pojęcia relatywizmu: „Przez całe tysiąclecia ludzie wiedzieli co jest złe, a co dobre. (…) Wiek XX radykalnie tę sytuację zmienił, produkując nową jakość – nową sztuczkę Lucyfera. Dokładniej: druga połowa tego wieku, a jeszcze dokładniej: trzy ostatnie dekady (od paryskich rozruchów 1968). W pierwszej połowie tylko totalitaryzmy usilnie relatywizowały rzeczywistość; komunizm sowieckiego chowu nazywał rabunek prywatnej własności ‘uspołecznieniem’, ‘rozkułaczeniem’ i ‘nacjonalizacją’, ludobójstwo – ‘sprawiedliwością ludową’, jednoosobową lub paruosobową tyranię – ‘dyktaturą proletariatu’, powszechną nędzę i mękę ‘kolejkową’ – ‘wyższością socjalizmu nad kapitalizmem’, własną imperialistyczną agresywność – ‘umiłowaniem pokoju’, (…) gdy hitleryzm twierdził (również naukowo), że narodem wybranym nie są Żydzi, tylko Niemcy, i że wymordowanie Żydów przez aryjczyków zbawi świat”[3]. Wydarzenia „rewolucji” roku 1968 i wzrost znaczenia ideologii „politycznej poprawności” spowodowały, według Łysiaka, upowszechnienie idei relatywizmu, tak iż jest ona obecna we wszystkich dziedzinach życia współczesnego człowieka. „Istniejące od zawsze Zło mogło dawniej władać, mogło sądzić, mogło kręcić ludzką karuzelą permanentnie, ale nie mogło się kanonizować lub deifikować, gdyż było przeklęte ex definitione, bez prawa łaski. Tymczasem wiek XX, za sprawą heroldów ‘postępu’, konferansjerów ‘humanizmu’, komiwojażerów ‘liberalizmu’, czyli kapłanów permisywizmu totalnego – libertynów zmierzających do obalenia wszelkich barier ‘mieszczańskiej moralności’ – tak zrelatywizował etykę, iż Zło uległo legalizacji, stając się ‘Dobrem inaczej’”[4].

 

     Natomiast w drugiej części tej samej książki („Polska”) autor podaje konkretne przykłady relatywizmu, opisując, między innymi, casus pisarza Andrzeja Szczypiorskiego: „Relatywizm moralny to również konformistyczno-oportunistyczne zmienianie poglądów. ‘Literat’ A. Szczypiorski, będąc piewcą komunizmu, wychwalał robotników jako ‘przodującą siłę narodu, której wielkość jest uzasadniona naukowo’ (1967), lecz po krachu PRL-u, (…) zaczął utrzymywać, iż robotnicy to grupa, która ‘reprezentuje siłę wyłącznie destrukcyjną’ (1993)”[5]. Zamykając analizę relatywizmu według autora, cytuję raz jeszcze „Stulecie kłamców”: „Relatywizm moralny – nadzwyczaj groźna choroba XX stulecia – gangrenuje te państwa, których elity decyzyjne i propagandowe są skorumpowane etycznie i finansowo. Przyjrzyjcie się naszym prominentom, i tym z lewej, i tym z prawej, bez różnicy. Przyjrzyjcie się owym spryciarzom niezdarnie grającym role mężów stanu. Popatrzcie jak budują złodziejsko-bananowy ustroik, w którym ‘folwark zwierzęcy’ przybiera trochę bardziej ludzką twarz dzięki humorystycznym elementom ‘komedii ludzkiej’ granej przez ‘nędzników’ (Orwell + Balzac + Hugo). Nie mają talentów prawodawczych i praworządnościowych. Mają tylko agenturalną przeszłość, genetyczne cwaniactwo, lepkie łapy, zgniłe sumienia i gęby pełne uspokajających, branżowo lub knajacko gęganych frazesów. Kompletny rozkład sprawiedliwości, moralności, zdrowego rozsądku oraz szacunku wobec prawdy i prawa. Ta sama co niegdyś ‘dyktatura ciemniaków’, wzbogacona o współudział szulerów dyplomowanych. Cóż zawiniła Rzeczpospolita losowi, iż po wieloletniej kalwarii komunizmu oddał ją w pacht takim ludziom?”[6]. Bardzo mocne słowa, ale jak słusznie zauważył jeden z recenzentów „najwidoczniej Łysiakowi nie zależy na poprawnych stosunkach z otoczeniem”. Rzeczywiście. W końcu jest nonkonformistą, więc człowiekiem, który z definicji nie dba o to, co o jego wypowiedziach pomyślą inni. Dba tylko o zgodność swoich wypowiedzi z faktami.

 

     Głoszenie relatywizmu, jak zresztą innych idei, tylko i wyłącznie przez różnego rodzaju myślicieli i intelektualistów nie zdobyłoby globalnego rozgłosu, i tym samym powszechnej akceptacji,  gdyby nie zaangażowanie mediów. Tak więc warto przyjrzeć się poglądom Łysiaka na temat polskich żurnalistów oraz sposobu przekazywania przez nich informacji. W tekście „Oskarżam!” autor wyłuszczył ten problem tak: „Kłamstwo póty jest niegroźne dla narodu, póki nie zostanie zaaplikowane milionom. Aplikatorami są media, technikami aplikacji – dziennikarze”[7]. W innym miejscu pisarz podaje swój osąd charakteru polskich mediów i przyczynę, dla której są takie a nie inne: „Media nadwiślańskie są lewicowe w 99%, zaś okazjonalne spory między gazetą różową a czerwoną to frakcyjne bójki kumotrów. Stan taki zafundowały państwu: rozdająca tytuły, a sterowana przez SB, Komisja Likwidacyjna peerelowskiego koncernu RSW Prasa; gigantyczna przewaga czerwonego kapitału na licytacji podziałowej; stajnia dziennikarska, którą dyrygują typy z peerelowską przeszłością. Według oficerów MSW dziennikarze byli grupą zawodową, w której SB zwerbowała najwięcej konfidentów (‘Gdy znalazł się jakiś jeszcze czysty, biliśmy się o to kto ma go werbować’)”[8]. Tak więc system informacyjny naszego kraju, w opinii Łysiaka, jest z natury nieobiektywny, a spowodowane jest to zaniechaniem lustracji, w tym lustracji dziennikarzy.

 

     W przytaczanym już przeze mnie artykule „Oskarżam!” autor dzieli serwowanie fałszywych informacji, zwąc je expresiss verbis „dziennikarskimi łgarstwami”, na dwa rodzaje: polityczne i obyczajowe. Pierwszy rodzaj obrazuje w następujący sposób: „(…) przykładem jest Janusz Korwin-Mikke, z którego na siłę robi się postrzeleńca, dziwaka, etc. Wszystkich ludzi prawicy lewicowe media klasyfikują jako ‘oszołomów’. Swego czasu, gdy po serii takich łgarstw i po solidarnym z nimi, gniewnym komentarzu Geremka, wyszło na jaw, że antyprawicowe ‘informacje są nieprawdziwe, Geremek oświadczył do mikrofonów, iż to bez znaczenia, bo dla niego liczy się… ‘fakt prasowy’(!!!). ‘Fakt prasowy’ Geremków, mający już miejsce w muzeum blagierstwa, wykłada się tak: prawdą nie jest to, co jest prawdą, lecz to, co lewicowe gazety drukują”[9]. Można się oczywiście spierać z Łysiakiem, tym bardziej, że od czasu, kiedy te słowa zostały napisane minęło ponad dziesięć lat i tym samym w mediach dokonały się istotne zmiany. Tylko, że według pisarza nic się nie zmieniło.

 

     Na potwierdzenie swego stanowiska przytacza dwa casusy: próbę połączenia afery FOZZ-u z braćmi Kaczyńskimi (rzecz działa się przed wyborami parlamentarnymi 2001 roku) i bezpodstawne oskarżenie jednego z braci o agenturalną przeszłość. W „Rzeczypospolitej kłamców…” tak to opisuje: „J. Kaczyński oraz L. Kaczyński to para bliźniaków, którzy w dzieciństwie filmowo ‘ukradli księżyc’, ale wyrośli na dwie gapy – dorosłym życiu nie kradną. Ergo: jedni z nielicznych uczciwych polityków III RP (…). Jako konsekwentni prawicowcy, ludzie honoru i autentyczni mężowie stanu (…) – są od piętnastu lat ulubionym duetem ‘chłopców do bicia’ dla czerwonych i różowych elit. (…) Kulminacyjny punkt permanentnej kampanii szczucia przeciwko nim to spreparowany łapami TVP film, którym kłamliwie chciano wmanewrować Kaczyńskich w ‘aferę FOZZ’ (wcześniej urbanowskie ‘Nie’ opublikowało fałszywkę esbecką, mającą skompromitować jednego z braci, i dopiero sąd stwierdził, że to prowokatorska lipa)”[10]. Głos pisarza, ostry w sowim tonie, odstaje zasadniczo od wiadomości płynących z codziennych serwisów informacyjnych. Tak więc bardzo łatwo jest przykleić Łysiakowi łatkę „oszołoma”, „ciemnogrodzianina” i „krytykanta” i tym samym zdezawuować podawane przez niego fakty. Zresztą czyni się to bez najmniejszego trudu. Podobnie ma się rzecz z innymi pisarzami, publicystami i politykami, na których autor się powołuje w swojej literaturze: Ziemkiewiczem, Trznadlem, Kąkolewskim, Herbertem, Herlingiem-Grudzińskim, Korwin-Mikkem e tutti quanti. (…)

 

     Z punktu widzenia Łysiaka drugi rodzaj „łgarstw dziennikarskich”, które dotyczą obyczajności, jest o wiele gorszy dla społeczeństwa polskiego, ponieważ zagraża bezpośrednio rozwojowi duchowemu Polaków. Pisarz twierdzi, że „szerzone przez media kłamstwo obyczajowe tyczy modelu życia i jest wycelowane w glinę do formowania łatwą – w durniów oraz (przede wszystkim) w nastolatków. Model polecany to prostacki hedonizm i leseferyzm, vulgo: ‘róbta, co chceta’. Robią, co chcą. Piją, biją, kradną, gwałcą, demolują, narkotyzują się, prostytuują – i nikczemnieją grubo przed osiągnięciem pełnoletności, jest to zjawisko coraz bardziej masowe. Jak akurat nie wiedzą, co robić, mogą sięgnąć po pisemko dla dziewczynek ‘Dziewczyna’ (‘Branie penisa do ust zwiększa pożądanie twego chłopca…’ itd.) lub włączyć TVP-2, gdzie w programie dla młodzieży (4.VII.93) niewyskrobani nastolatkowie bawią się wesoło dowcipem o ‘gulaszu aborcyjnym’, zaś w Wielkanoc leci plugawa parodia Męki Chrystusa”[11]. Tu bezwarunkowo pasują słowa Staszica: „Zawsze takie Rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie”.

 

     Skoro jestem przy wątku dziennikarskim, warto napomknąć, że również sam Łysiak, a także jego twórczość spotkała się z kłamliwymi atakami żurnalistów. Wspominałem już „recenzje” książek pisarza, których autorzy całkowicie abstrahując od warstwy literackiej omawianych pozycji rozprawiali się ze światopoglądem autora, wykazując przy tym całkowity brak znajomości analizowanej materii. Tutaj pragnę podać inny przykład, ale za to bardzo symptomatyczny i jednocześnie budzący grozę. Dotyczy on „wywiadu” z pisarzem, którego on nie udzielił. Mianowicie we „Wieczorze Wrocławia” ukazał tekst pt. „Wściekły atak Waldemara Łysiaka na A. Michnika”, który autor na urągowisko elementarnej przyzwoitości nazwał „wywiadem”. Wyraz wywiad celowo (dwukrotnie) wziąłem w cudzysłów, dając do zrozumienia, że jest to hipostaza, gdyż Łysiak nigdy nie udzielił wywiadu tej gazecie! To, co zostało wydrukowane pisarz tak podsumował: „Apokryf nosi tytuł gigantyczny (megaczcionkowy) tytuł: ‘Geniusz?’ Cześć pierwsza odsłania stosunek Łysiaka do Michnika i udeków (polityków Unii Demokratycznej, późniejszej Unii Wolności, obecnie Partii Demokratycznej – przyp. A.W.), druga – do feministek, trzecia – do samego siebie. Za każdym razem jest to stosunek pijanego prymitywa, półbełkot typa, który się nabuzował jakimś ‘koksem’. Dwadzieścia pięć pytań i tyleż ‘odpowiedzi’. Część ‘odpowiedzi’ zupełnie wyssana z nie mojego palca, ale większość to ‘cytaty’ z moich drukowanych tekstów. Słowo ‘cytaty’ wziąłem w cudzysłów, gdyż są to pseudocytaty, fragmenty (często jednowyrazowe lub dwuwyrazowe!) wyrwane już nie tylko z kontekstów, lecz ze zdań! Do tego niczym nie wyróżnione w druku (ani kursywą, ani cudzysłowem), więc udające, że nie są cytatami, tylko po prostu odpowiedziami przepytywanego pisarza. Redakcja może się tłumaczyć, że cytowała Łysiaka, a chochlik drukarski skasował kursywę lub cudzysłów”[12]. Byłoby to czymś bardzo śmiesznym, gdyby nie było prawdziwe. Myślę, że dodatkowy komentarz w tej kwestii jest zbędny.

 

     Jak już napisałem Łysiak jako historyk sztuki bardzo często zabierał głos w temacie rodzimej kultury. Ilość publikacji pisarza, tyczących tej kwestii, wymusza na mnie dokonanie selekcji pod kątem reprezentatywności jego tekstów. Wybrałem dwa: „Co jest najważniejszym zjawiskiem we współczesnej kulturze polskiej?” (pokłosie ankiety z 1996 roku, przeprowadzonej przez kwartalnik „Wyrazy”, w której autor wziął udział) i „Glossa” (opinia pisarza opublikowana w „Tygodniku Solidarność” w 2001 roku).

 

     W ankiecie dla „Wyrazów” Łysiak podzielił swój tekst na dwie części: pierwsza traktuje o zjawiskach negatywnych w polskiej kulturze, a druga o pozytywnych. Tak więc ad rem: „Za najważniejsze negatywne zjawisko we współczesnej kulturze polskiej, vulgo: za zjawisko tragiczne – uważam lewacki terror opiniotwórczy, który gangrenuje gust i smak kolejnych generacji Polaków”[13] – napisał autor. Z kolei o uwarunkowania historyczne omawianego zjawiska pisarz podsumował tak: „Terror ów trwa (bez żadnej przerwy) od roku 1945, a jego żywotność wcale nie jest determinowana faktem, iż przez cały ten czas Polską rządzili renegaci wyznający kult sierpa, młota i Kremla. (…) Autentyczny rząd dusz w sferze kulturowej sprawowały i sprawują kręgi intelektualne wyznające kult goszyzmu zachodniego (głównie francuskiego, którego patronem dalej jest Sartre, i jankeskiego spod znaku czerwonych i różowych uniwersytetów oraz mediów). Dżuma prezentuje wciąż tę samą krasną modę, mimo że od czasu do czasu zmienia się terminologie, godła i maski (dziś jest to ‘polityczna poprawność’)[14]. W „Stuleciu kłamców” Łysiak zacytował tekst E. Toniaka z 1992, który idealnie podsumowuje poglądy pisarza odnośnie kondycji naszej kultury, mimo, że od tamtej pory minęło trzynaście lat: „W Polsce, w której nikt nie rewiduje przyjętych w latach 60. sądów estetycznych, a tekst, w którym pojawia się zdanie, że ‘Brandys, Andrzejewski, Mrożek i Różewicz są miernymi pisarzami’, przez kilka lat nie może doczekać się druku, a drukując go jedyna odważana redakcja zastrzega, że poglądy autora broń Boże nie są zgodne z jej własnymi; w kraju, w którym obowiązują niepodważalne wielkości i tematy tabu, a krytyków obowiązujących wielkości nazywa się ‘nieodpowiedzialnymi chłopcami’ – życie kulturalne jest fikcją”[15].

 

     Natomiast o pozytywnych zjawiskach Łysiak wyraża się tak: „Za najważniejsze pozytywne zjawisko we współczesnej kulturze polskiej, vulgo: za zjawisko najcenniejsze – uważam fakt, że jeszcze można pisać, rymować, malować, filmować, komponować, śpiewać, mówić, rzeźbić i grać po polsku. Gdybym chciał wymienić konkretne perły – wskazałbym parę filmów, parę książek, parę grafik, kilka esejów, trochę plakatów i nut – niezbyt dużo, to są właśnie te przysłowiowe (potwierdzające regułę) wyjątki, arcydzieła. Między dwiema ekstremalnymi kloakami – między wielką jamą pseudoawangardy (z jej wulgarnym i nachalnym kontrprofesjonalizmem) a wielką jamą kultury masowej-ludowej (z jej amatorszczyzną uliczną lub salonową, i z estetyką discopolowego rzędu) – wciąż istnieje trochę miejsca dla prawdziwej twórczości”[16]. Jak widać, mimo że była mowa o pozytywach, obraz polskiej rzeczywistości kulturalnej nie jest budujący. Dlatego Łysiak w swoich artykułach zwracał się także do odbiorców, adresatów kultury, w których poniekąd upatruje szanse na odrodzenie. W opinii pisarza bez masowej akceptacji, przy jednoczesnej zbiorowej dezaprobacie, obecny stan rzeczy może ulec zmianie: „Człowiek, który absorbuje werdykty lewackich krytyków małpujących zachodnie lewactwo – tzw. ‘przeciętny odbiorca’ – bywa pod Niagarą brechty opiniotwórczej bezbronny. (…) Radzę wam: przywiążcie się, jak Odyseusz, do masztu zdrowego rozsądku, czystego sumienia, własnej intuicji lub (to dla kobiet) własnego instynktu, co ustrzeże was przed syrenim śpiewem modotwórczej loży farmazonów”[17].

 

     Z kolei w „Glossie” (przypominam: rok 2001) spod pióra pisarza wyszły jeszcze bardziej pesymistyczne słowa: „Mamy do czynienia nie tylko z degeneracją sztuki, lecz i z upadkiem kultury w ogóle – to banał. Problem w tym, że praktycznie nie mamy szans opuszczenia tego bagna, bo jesteśmy weń wsysani od dołu i upychani od góry. Od dołu ciągną media rozrywkowe (głównie telewizja), od góry wdeptują ‘elity kulturalne’, czyli ‘salon’ (głównie ‘krakówek’ i ‘warszawka’)[18]. Według Łysiaka telewizja, która w tekście robi za symbol wszystkich mediów, zarówno elektronicznych, jak i drukowanych, niszczy kulturę w trzech sferach: informacyjnej, artystycznej i sferze kultury osobistej człowieka. Sfera informacyjna była już przeze mnie omawiana, więc tutaj skupię się na dwu pozostałych. Na płaszczyźnie artystycznej, zdaniem autora, „telewizja agresywnie lansuje model ‘kultury masowej’, której lokomotywą, lustrem i wyznacznikiem poziomu jest bezwstydne podglądactwo typu ‘Big Brother’ i telenowela latynoska bądź rodzima dla przygłupów, a scenką symboliczną (upowszechnioną przez klipy reklamowe) fragment ‘Świata według Kiepskich’ pokazujący serialowego bohatera, który wyciąga sobie gluty z nosa kombinerkami”[19]. Natomiast jeżeli chodzi o kulturę osobistą pisarz podaje przykład Z. Bońka – znanego piłkarza, stawiając następujące pytanie: „Jeżeli międzynarodowa gwiazda piłki nożnej, Zbigniew Boniek, w programie TVN (…), którego jest bohaterem, schodzi niczym primadonna po ‘galowych’ schodach na estradę, gdzie czeka prowadząca widowisko pani Walter, podchodzi do niej i wita ją, podając prawą rękę, a lewą trzymając w kieszeni spodni – to jak możemy wymagać elementarnej kultury zachowania od milionowej młodej widowni, dla której Boniek jest wzorem światowca?[20]”. Niestety nie możemy. Powyższe cytaty dotyczyły, jak to Łysiak nazwał, „wsysania od dołu w bagno”, czyli deprawującej roli współczesnej telewizji (i innych mediów).

 

     Z kolei analizując „wdeptywanie od góry”, autor napisał: „Od góry wbija w bagno ‘salon’, wcale nie będący wykwitem (polipem) III Rzeczypospolitej, lecz mający brodę bardzo długą. (…) Gdy komunizm padł – na płaszczyźnie kulturowej nic się nie zmieniło. Ci sami macherzy ‘warszawkowo-krakówkowi’ grający rolę dyktatorskiego ‘salonu’ autorytarnie narzucają kryteria, promują lub negują, vulgo: sterują opinią publiczną w zakresie gustu i wartości hierarchicznych, lansując wzorce ‘polityczno-poprawnościowe’ (…)”[21]. Problem „salonu” został przez Łysiaka szczegółowo opisany w jego „Rzeczypospolitej kłamców – Salon”. Także w innych publikacjach pisarza znajduje się mnóstwo odniesień do tego zagadnienia polskiej rzeczywistości. Analizowanie tego materiału w całości wymagałoby napisania oddzielnej pracy, a na pewno osobnego rozdziału. Tutaj więc, w sposób skrótowy, pragnę przedstawić poglądy i opinie autora na temat „salonu”, który jest przez niego zwany „Salonem Wpływu”.

 

     W jego skład wchodzą takie pisma jak „Gazeta Wyborcza”, „Polityka”, „Wiadomości Kulturalne” i „Tygodnik Powszechny”, a także szeroko rozumiane środowisko Partii Demokratycznej (byłej Unii Wolności – przyp. A.W.). Chcąc potwierdzić swój ogląd sytuacji Łysiak przytacza opinie innych publicystów, choćby R.W. Matuszaka, L. Wójcik i P. Skórzyńskiego. Matuszak: „Krzykliwa, wręcz rządząca i terroryzująca polskie życie kulturalne grupa ludzi ‘Gazety Wyborczej’ i Unii Wolności (…) Grupa ‘lewicowych demokratów’, którzy już w drugim i trzecim pokoleniu sprawują rząd dusz w mediach i w sferze kultury”. Wójcik: „Robią to dzieci, a może już wnuki autorów hymnów do Stalina, dzieci stalinowskich oficerów. Mają własne gazety, wydawnictwa, a więc własne narzędzia kształtujące opinie publiczną”. Skórzyński: „Wielu byłych inżynierów dusz zabiera głos i w pełni korzysta ze społecznej pozycji, którą uzyskali dzięki ‘władzy ludowej’. Zapełniają oni łamy wysokonakładowej prasy, są stałymi gośćmi programów telewizyjnych, pełnią rolę kulturalno-ideowego establishmentu”[22].

 

     Grupa ta, według Łysiaka, dorobiła się własnej mowy, swoistego żargonu, dzięki któremu skutecznie wyrzuca poza nawias ludzi myślących inaczej, mających swoje zdanie. W debacie publicznej, chcąc zdyskredytować swoich adwersarzy posługuje się takimi pojęciami jak: antysemityzm, kontrowersyjność, „oszołomstwo” mentalne, zoologizm, czy plagiat. Wszystkie wyżej wymienione terminy są przez Łysiaka szczegółowo opisane, z podaniem konkretnych zastosowań włącznie. Znów, chcąc podać przykłady, których autor podaje wiele, ograniczę się do jednego, ale za to bardzo poważnego. Mam na myśli casus Zbigniewa Herberta. Otóż ten wybitny polski poeta swego czasu bardzo nieprzychylnie wypowiadał się na temat „salonu”. Powiedział, między innymi, o Adamie Michniku, czołowym przedstawicielu tegoż „salonu”: „Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca, oszust intelektualny”[23]. Słowa te Herbert wypowiedział w filmie Jerzego Zalewskiego „Obywatel poeta”, który to nie mógł doczekać się emisji, ze względu na ostre wypowiedzi poety na temat ludzi rządzących III Rzecząpospolitą. Po śmierci Herberta zarówno „Gazeta Wyborcza”, piórem J. Bocheńskiego, jak i „Polityka” (tekst T. Jastruna) zarzuciły poecie starczą chorobę, przez którą miał krzywdzić innych ludzi, w tym Michnika. Jastrun: „Herbert był chory na cyklofrenię (depresja, z fazami obniżonego nastroju i pobudzenia). To zapewne w tej ostatniej fazie szokująco brutalnie zaatakował wielu, jakoś nisko, niemądrze”[24]. Abstrahując od tego czyj osąd rzeczywistości jest bliższy prawdy, działania mające zrobić z Herberta wariata budzą, delikatnie mówiąc, odrazę.

 

     Na zakończenie chcę zwrócić uwagę na jeszcze jeden, bardzo ważny moim zdaniem, aspekt poglądów autora na kulturę. Otóż pisarz wyznaje zasadę sformułowaną przez Oskara Wilde’a: „Sztuka nie musi brać ślubu z moralnością”. Tym samym ceni niektórych twórców nie bacząc na ich poglądy czy zachowania pozaartystyczne. Exemplum Andrzej Wajda: Łysiak wypowiadał się o reżyserze bardzo nieprzychylnie, ale w żaden sposób nie zmieniło to jego nastawienia do twórczości pana Wajdy. Mało tego: „Popiół i diament” pisarz uważa za najlepszy polski film ubiegłego stulecia! Na ten temat polemizował nawet z redaktorem naczelnym „Tygodnika Solidarność” – Andrzejem Gelbergiem. Za podobne przykłady mogą posłużyć opinie Łysiaka na temat Agnieszki Holland i Wisławy Szymborskiej, których kapitalnym podsumowaniem jest następująca wypowiedź: „Marni ludzie (w sensie etycznym – przyp. A.W.)  często tworzyli arcydzieła”. Tak więc nakreślony przez pisarza pesymistyczny obraz polskiego życia kulturalno-społecznego nie jest całkowicie pozbawiony jasnych elementów. Jako nonkonformista, który z natury rzeczy posiada własne zdanie i nie baczy na to, co na dany temat myślą inni, Łysiak nie jest „zaślepiony” i „chory z nienawiści”, jak pisali o nim niektórzy recenzenci. Po prostu posiada swój punkt widzenia, który bardzo często nazywany jest kontrowersyjnym. Poza tym warto czasami wsłuchać się głos tak bardzo różny od codziennego komentowania rzeczywistości.

 

22 komentarzy

avatar użytkownika Selka

1. @Autor

Takich, jak na tym zdjęciu - kiedyś, dawno temu - poznałam (służbowo :-) Pana Waldemara i Jego żonę. Wówczas zaczęło sie moje zainteresowanie Jego pisarstwem. [nie ma co ukrywać, łatwego charakteru nie miał nigdy, ale zawsze wzbudzał szacunek swoją uczciwością i mówieniem prawdy - także w takich kontaktach!] No, a teraz spróbuję (z doskoku :) poczytać ostatnią część. Pozdrawiam.

Selka

avatar użytkownika michael

2. Mówiąc szczerze, czytałem z zapartym tchem Twój serial.

Jestem wielbicielem prozy i wszelkich sztuk Waldemara Łysiaka. Czytałem Rzeczpospolitą Kłamców, podzielam jego poglądy, wiedzę i sugestie zawarte w tych pracach wykorzystuję w swojej działalności. Polegam na jego rzetelności prawdziwego historyka.

Pamiętam mnóstwo anegdot i przykładów użytych przez Łysiaka, pamiętam także te, które teraz przywołujesz. Bardzo sobie cenię ową rzadką umiejętność oddzielania oceny czynów, od ich efektów, a tych z kolei od osób. Czasem mali ludzie są autorami wspaniałych dzieł. Wielki Łysiak zasługuje na tak życzliwe podsumowanie, a to co się w nim znalazło, rzeczywiście jest dobrą recenzją realnego stanu polskiej kultury i stanu polskich elit, usilnie starających się o zdemoralizowanie Polski i Polaków.

A więc, moje gratulacje i podziękowanie na podsumowanie całej serii. I umieszczę link do tego serialuna swoim blogu, by mi Twoje dzieło nie umknęło. Życzę sporo radości i sukcesu. ___________________________________________________________________________
Oto jest link do komentarza, w którym linkuję blog nurniflowenola oraz pierwszy odcinek serialu o nonkonformizmie Waldemara Łysiaka: http://blogmedia24.pl/node/23855#comment-71353

Ostatnio zmieniony przez michael o wt., 19/01/2010 - 17:24.
avatar użytkownika nielubiegazety2

3. Choroba

o której pisze Łysiak nie jest polską specyfiką. to fragment większej całości. Właśnie kończę powtórną lekturę Przekleństwa Wieku Alaina Besancona powodowany pewną sprężyną. to jest w pewnym sensie analiza stanu rzeczywistości opisanej przez Łysiaka. Swego czasu miałem na forum Wyborczej, w sygnaturce, cytat z Tyrmanda o byłych stalinowcach jako najlepiej zorganizowanej mafii świata. Mafia to interes rodzinny i dzieci weń weszły kręcąc dalej biznesem. Nie mam żadnego sentymentu dla stalinowskiej produkcji kulturalnej, która im bardziej artystycznie doskonała tym doskonalej legitymizowała zbrodnie i kłamstwo, pustosząc ludzkie umysły. Pozdrawiam
nielubiegazety2
avatar użytkownika nurniflowenola

4. Zgoda

Ale koszula bliższa ciału... Poza tym Polska cierpi jednak na troszkę inną odmianę tej choroby. Wydaje mi się, że jest to spowodowane faktem, że Polacy mają niczym niepohamowane, idiotyczne wręcz umiłowanie kopiowania wszystkiego co "z tego Zachoda", jak mawia pewien mój znajomy. Czerwoni kręcący tym Polski "interesem" takoż. Mafia - najkrótsza definicja! Pozdrawiam
Ostatnio zmieniony przez nurniflowenola o wt., 19/01/2010 - 20:13.
avatar użytkownika michael

5. Nielubiegazety

Oczywiście, to co piszesz jest faktem, polskie zjawiska są częścią większej całości, a także planu, wywodzącego się jeszcze od Lwa Trockiego. Dodatkowym źródłem potwierdzającym tę hipotezę jest książka Golicyna, a także informacje Władimira Bukowskiego o kulisach i korzeniach koncepcji eurokomunizmu, rozpowszechnianego pod nazwą Nowego Europejskiego Domu. Pisałem o tym wielokrotnie, podchodząc w wielu aspektach tego zagadnienia, od koncepcji dziedzicznej arystokracji komunistycznej poczynając. Jedną z relacji była wspomniana akurat przez Waldemara Łysiaka anegdota o wizycie Adama Michnika u genseka włoskiej partii. Teraz piszę ad hoc, tę anegdotkę wykopywałem szukając w google pod hasłem "śledzik remoulade" - to było jedno z dań w Magdalence, drugim hasłem pomocniczym jest mój nick. Warto do tematu podejść systematycznie. Pozdrawiam, a tej ściery zwanej gazwyb także nie lubię.
Ostatnio zmieniony przez michael o wt., 19/01/2010 - 20:20.
avatar użytkownika michael

6. nurniflowenola - Twój, nielubiegazety2 i mój głos idą podobnym

tropem. Lewackość Platformy Obywatelskiej i wszystkich polskich elit jest jeszcze bardziej genetycznie uzasadniona, niż ktokolwiek teraz wie i przypuszcza. Jest to bardzo dosadny szlak myślenia, dobrze związany z wybranym przeze mnie cytatem z Waldemara Łysiaka, wyjętym z Twojego dzisiejszego tekstu i wklejonym u mnie, dla zachowania kontaktu. Ale też dreszcz mnie przenika, gdy czytam lub słyszę "Polacy to, albo Polacy tamto". Ten, jak piszesz, nawyk nie tyle kopiowania, ile ślepego naśladowania bez zrozumienia nie jest wcale typową polską właściwością.

Jest to jedna z pierwotnych cech człowieka. Najlepszym przykładem jest znany "kult cargo". http://religia.przebudzenie.net/12-kult-cargo.html Gdy czytałem Twoją wypowiedź, wydawało mi się, że ów stereotyp naśladowania bez zrozumienia, jest bardziej cechą rosyjskich, niż polskich elit i bardziej właśnie jest to cecha zdemoralizowanych nowobogackich, niż zwykłych ludzi. Moja prababcia zwykła o takich ironicznie powiadać "dorobkiewicze".

Współcześnie dzieje się to samo. Z tego powodu często podsuwam link do artykułu Ewy Thompson o "Kolonialnej mentalności polskich elit". Bo to właśnie o to chodzi. To właśnie "rządy ciemniaków", ślepo i bezkrytycznie wielbiąc Unię Europejską, uprawiają coś na kształt prymitywnego kultu cargo. To właśnie polskich pseudoelit dotyczy ta obrzydliwa choroba, tych nowych Kiepskich za dychę, nie Polaków. Wypisz wymaluj, stare komunistyczne elity czczące MacDonalda i bankomat.

Ostatnio zmieniony przez michael o wt., 19/01/2010 - 22:14.
avatar użytkownika nurniflowenola

7. Michael

Być może nie wyraziłem się dostatecznie jasno, ale nie chodziło mi o bezmyślne kopiowanie, a kopiowanie koniunkturalne. Znaczy się takie, które bardzo łatwo można wykorzystać (automatycznie wręcz) w bieżących sprawach. Podam przykład. Chciałem nawet napisać na ten temat całą osobną notkę, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Otóż wrocławska akcja "Krzyż" miałaby kompletnie inny wymiar, oddźwięk i ocenę, gdyby parę tygodni przed nią nie było włoskiej akcji "Krzyż", która miała swój finał w Strasburgu. Doskonale wiemy jaki. I oto chodzi. Polskie lewactwo dostało (nie wnikam w tym miejscu czy było to planowane czy nie - osobny kryminał) sygnał, dostało argument do ręki i spuszczono ze smyczy "kwiat polskiej młodzieży" - sławną trójkę licealistów. Sprawę włoskiego krzyża wykorzystano w Polsce. I nie ma znaczenia, że nie trąbiono o tym wprost. Spomiędzy setek bzdur wypowiedzianych przez różnych czerwońców słychać, że oto Polska znów zostaje w tyle. Patrzcie - zdają się wołac ci "dobrzy ludzie" - w całej Europie krzyże wędrują na śmietnik, a my tu mamy ciemnogród i przez to jesteśmy na śmietniku historii! O takie kopiowanie mi chodziło. O wykorzystywanie argumentu pt. "Na Zachodzie to..." - i tu leci odpowiednio dobrana litania... Pozdrawiam
avatar użytkownika nurni

8. Michaleu

Nie wiem czy lewackosc czy lewicowosc to akurat trafny adres przy okazji opisu kolonialnej mentalnosci elit. Wszak lewicowe czy lewackie byly z gruntu wszystkie protesty przy okazji tzw "prywatyzacji"- przyklad pierwszy z brzegu. Prywatyzowali prawicowcy? Protestowała lewica? Elity polityczne sa zorientowane spozywczo. Moga byc tak lewica jak i prawicą - zagospodarują wszelki teren ktory zagwarantuje żer. Od dluzszego czasu sprzeciwiam sie podzialowi (w Polsce) na lewice czy prawice. Niewiele to opisuje, oddala od istoty rzeczy. Jedyny podzial to podzial na partie polskie i pozostałe, Michalkiewicz te drugie nazywa partią zagranicy. Zagranicy a wiec nie konretnie partią Ameryki, partią Izraela czy partią Rosji. Termin "partia zagranicy" jest bowiem..... bardzo precyzyjny. To przeciez wszystko jedno komu sluza Ci (im to zreszta tez wszystko jedno) ktorzy gotowi sie urzadzić za kazdą cene.
avatar użytkownika nielubiegazety2

9. Michael

to jest znacznie bardziej poniżające niż kult cargo. Ci ludzie zniżają się tak naprawdę po ochłapy, resztki ze stołu doskonale wiedząc, że do czego służy bankomat. Trudno mi znaleźć jakieś odniesienie, bo nie jest to nawet coś na kształt sprzedajnej XVIII wiecznej szlachty czy magnaterii. Mam przed oczami obraz Kwaśniewskiego tańczącego dicopolo z wdziękiem pijanego Jelcyna, doniesienia z Balu Debiutantek gdzie wysłał córkę wreszcie księżnę de Beza robiącą za nauczycielkę savoir vivre'u (wiadomo, że chodzi o finansowe uregulowanie zobowiązań ITI wobec prezydentostwa Kwaśniewskich). Co to jest?
nielubiegazety2
avatar użytkownika nurni

10. co to jest?>>> NG2

Odpowiedz z telewizora brzmi: lewica. I to jest wg mnie pewien fundamentalny błąd. Za prawicowca uwaza sie margrabiego Wielopolskiego ktory łajdakiem był nie gorszym niz Jaruzelski. A tak samo istnial dzieki rosyjskim bagnetom, tak samo kwitował rosyjskie odznaczenia i tak samo gotow byl na utopienie Polski we krwi dla ratowania swego stołka. No ale on podobno prawica, a Alek podobno lewica. Ja patrze na to i normalnie mam ochote wyjsc z kina. Bo to jakies kino. I wychodze.
avatar użytkownika nurniflowenola

11. Prawy do lewego, lewy do prawgo

Istotnie podział na prawicę i lewicę jest obecnie ciężki do wychwycenia. To tylko nazwy, które mają działać na wyborców, a tak naprawdę zaciemniają obraz rzeczywistości. Bardzo często zadaję sobie pytanie czy jestem prawicowcem? Patrząc na polityków, którzy tak właśnie są określani mam z tym duży kłopot. Dla mnie podział przebiega według klucza Michalkiewicza, tyle że określam go nieco inaczej. Nie prawica-lewica, tylko normalność-lewica, gdzie lewica nie oznacza lewicy sensu strico, a ino zwykłą czerwonkę, płaskostopie mózgowe. Ciężko to w paru zdaniach uchwycić... Z drugiej strony, opisując rzeczywistość trzeba używać pewnych nazw. Dlatego raczej piszę "czerwoni" czy "lewactwo", bo to zwyczajnie lepiej oddaje istotę rzeczy. Przynajmniej dla mnie. Pozdrawiam
avatar użytkownika nielubiegazety2

12. No i bardzo dobrze

Nurni. To znaczy nie bardzo dobrze, że wychodzisz, zostań! Bardzo dobrze prawisz. Prof. Bartyzel gdy przeklinał wiadomo kogo, też zahaczył o uwielbienie dla łapsa Wielopolskiego. Czy lewica? Na tym balu córkę fornala poprowadził jakiś młody francuski arystokrata (to jest już arTystokracja). Nie przypuszczam, że zrobił to za kasę (wszystko jedno czy na dziwki, czy na ratowanie dziedzictwa) A szkoda. To byłaby jakaś wymówka dla niego.
nielubiegazety2
avatar użytkownika michael

13. nurniflowenola, nurni i nielubię gazety2 - Tak.

Oczywiście, w tym gnoju są produkty z różnych źródeł w toksycznie obrzydliwej mieszaninie. Już moje dzieci, nawet te najmłodsze wiedzą, że nic w historii nie dzieje się z jednej przyczyny. Dlatego chciałem bardzo delikatnie poprosić o nie generalizowanie. Chciałem poprosić, aby nie mieszać pojęcia Polaka i Polskości z tą obrzydliwą tłuszczą zwaną elitą. Nawet kabaret "Elita" powinien zmienić swoją nazwę na mniej podłą.

Uważam po prostu, że raczej powinno nam zależeć, aby dowartościowywane były pojęcia związane z Polskością, niż uogólniające kojarzenie ich z tą podejrzaną miksturą wchodzącą w skład polskiego establishmentu.

Tak, po wielokroć, ponieważ mam podobną opinię o podziale szmatławców na lewicę i prawicę. Widzę i oko mnie nie myli, że tacy to z nich padalcy, że są gotowi na wszystko, nawet na pływanie w szambie. Skrajna demoralizacja i podłość nie zna miary politycznej, mierzwa jest mierzwą.

Zgadzam się także, że słowa "prawica" i "lewica" dawno już straciły swój sens, ale głównie dlatego, że taki jest cel komunistycznej dezinformacji, od samego początku komunizmu.

Bardzo wiele słów języka aksjologii i idei przestało znaczyć cokolwiek i nie jest to przypadek. Tak było już za czasów budowy wieży Babel, gdzie zły król pomieszał budowniczym języki i piękna inwestycja padła. Gdy ludzie tracą umiejętność porozumiewania się, ich działanie przestaje być efektywne. Kto mi powie, cóż znaczy słowo liberał?

Ciągle różne sytuacje, różne zjawiska mieszają się w wielkim tyglu. Jedne są pierwotne, inne są instrumentalnie wykorzystywane, inne są celowo dolewane, jak oliwa do ognia.

Zgadzam się także co do skali demoralizacji i zupełnej głupoty tych leśnych dziadków. Są gotowi spalić wieś, aby chłopu zegarek z parapetu ściągnąć. Liczyłem kiedyś, w paru bardzo konkretnych sytuacjach ich sprawność businessową. Wyszło mi, że są gotowi zmarnować 100.000 zł publicznego grosza, by uzyskać złotówkę, wolą ukraść złotówkę, niż legalnie zarobić 1.000 zł. Takie są proporcje, wyliczone z kilku przykładowych transakcji.

Ostatnio zmieniony przez michael o wt., 19/01/2010 - 23:57.
avatar użytkownika nurniflowenola

14. MO

Przypomniała mi się historia o Rybaku. Taki gość, z którym studiowałem. Zapamiętałem go jeszcze z egzaminów wstępnych, bo przyszedł trzymając pod pachą nieboszczkę "Trybunę"! On to niby był lewica. Nosił czeroną chustę na szyi i jeździł na rowerze w kasku MO... Wesoło było... Dlatego, podobnie jak Nurni, żem wyszłem z tego kina!
avatar użytkownika nurni

15. Michael

ja z kolei nie wiem czy trzeba siegac do takich toposów jak wieza Babel. Od wieków jestesmy w niewoli, przedwojenne 20-lecie było drobnym antraktem. Krotkim, choc waznym przecie swietem, bo wychowało pokolenie Powstania Warszawskiego. Ktos jest dzis lewicą? Ktos prawicą? To informacja z gatunku takich jaki ma kolor oczu, czy włosów. Czwartorzedna. W uproszczeniu: opisuje to czy dany polityk woli blondynki czy brunetki - co jakos tam ekscytuje publicznosc zorietnowana blondwłoso. I te drugą. Cenie sobie Twoje przemyslenia, teksty. Uczepilem sie tego by zrezygnowac z watpliwych wg adresów, ktore niczego nie opisują. Nie ma prawica lewica, tak jak w czasach Wielopolskiego przestali nagle istniec czerwoni i biali.
avatar użytkownika nurniflowenola

16. Student numer 2, czyli prawica-lewica ciąg dalszy

Obok wspomnianego Rybaka w czasie studiów poznałem studenta, który dla odmiany określał się "prawica". Nie nosił czerwonej chusty tylko złoty łańcuch, a na ręcę miał złoty zegarek. Woził dupę autkiem od tatusia, który był fiszą i rozpowiadał wszem i wobec, że będzie prezydentem. Należał do młodzieżówki UW i nosił w portfelu zdjęcie Balcerowicza. To co go odróżniało (mam na myśli poglądy, nie wygląd) od Rybaka-lewaka, to fakt, że nie brał udziału w pikietach przeciwko Pinochetowi, a piękny Ernesto zwisał mu marchewą. Tyle. Nurni ma rację - to jest sprawa czwartorzędna. Problem jednak w tym, że takie podejście jest trochę idealistyczne. No bo przecież w sferze publicznej trzeba używać określonych nazw dla rozróżnienia tego tatałajstwa. Na marginesie: w jednym z tekstów przypominałem o pewnym sondażu, w którym Polacy uznali Kuronia i Bugaja politykami... prawicowymi!
avatar użytkownika nurni

17. Flowenol

Dziesiejsze prawdziwe imponderabilia to nie wysokosc podatków, ilosc koncesji i tym podobne. Zasugerowałem ze to sa duperele, moze nawet troche przesadnie. To są, mowiac bolkiem, "tematy" zupelnie innego znaczenia. Jestem pewien ze ekscytuja wylacznie widownie. Nawet jakies drastyczne podwyzki czy obnizki podatków dla naszych oligarchów nie maja znaczenia. Znaczenie moga miec jedynie zmiany w ustawodawstwie Luksemburga, Andory, Wysp Dziewiczych czy gdzie tam nasi cwaniacy otworzyli swoje filie by oszczedzic .....wszystko. Tracimy czesto i czas na nadmuchaną prawice ktorej dobra egzemplifikacją był pan Kobra czyli minister Goryszewski z owczesnego ZCHN. Ow mąż stanu zadeklarował iz "nie ważne jaka będzie Polska byle była katolicka" i wyglosiwszy ten bon mot ceszał forse korzystajac ze swoich koneksji i pozycji. Trzeba mu oddac, swietnie zagospodarował ten teren. Z innej beczki. Profit mozna wyciagnac i z tego ze wspiera sie pedalstwo jak i z tego ze glosi sie obrzyd do tegoz pedalstwa, co jeszcze lepiej pokazuje przyklad innego "męza stanu" Wojciecha Wierzejskiego. Parcie na koryto jest tak silne ze sprawny, za przeproszeniem, polityk powie wszystko. Akurat Wierzejski i Goryszewski zagospodarowali pewna nisze, ale skoro nie mogli konkurowac z lewizna w haslach ze mozna wiecej niz wszystko - wybrali obszar na ktorym mogli uchodzic za radykałow i mrugac do nas perskim okiem. Mamy stad te paradoksy. Towarzysz Kuron wspiera prywatyzacje Balcerowicza, lewicowy Kaczynski obniza podatki, liberalny Tusk podwyzsza i wprowadza coraz wiekszy zamordyzm. Jestesmy ofiarami takiego mrugania okiem. To chyba w ogole zatrzymuje nasza uwage. Na, jesli nie pierdolach, to po prostu na sprawach mniejszego znaczenia.
avatar użytkownika nurniflowenola

18. Nurni

Nic dodać, nic ująć. Pozdrawiam
avatar użytkownika nielubiegazety2

19. Nurni troche przesadzasz

i idealizujesz a z drugiej strony masz rację tylko nie dość mocno podkreślasz geszefciarzy ideowych. Zgadzam się co do Goryszewskiego, skala duża i szyld pod jakim zabrał się do zgarniania pod siebie wówczas znaczący. Ale nie znam przykładu realnie isniejącego systemu politycznego, w którym po umownie prawej stronie nie ma takich egzemplarzy. Wierzejski jest śmieszny i tyle jego, ile go zacytuje Onet lub Wyborcza. Natomiast geszefciarze czy raczej kuglarze ideowi są o wiele bardziej groźni. Mam na myśli świadomych dywersantów jak i różnego rodzaju nawiedzonych proroków, którzy posługując się ideowymi pojęciami propagują jakiś pokraczny eklektyczny mesjanizm. Dla odmiany są jeszcze bufoni, na szczęście niektórzy o b. ograniczonym zasięgu rażenia. Wiadomo o kogo chodzi. BTW. Radykalizacja i bufonada gościa sięga już zarzucania Michalkiewiczowi UBECKICH metod, bo mu stanął na drodze po laptopika i praktycznego znieważania tysięcy młodych ludzi, którzy zdecydowali się w stanie wojennym zaryzykować i nie siedzieć w domu, manifestując rozklejając, malując, kolportując. Nie oznacza to, że tymi którzy siedzieli w domu pogardzam. Mają jednak szansę by nie ironizować z tych pierwszych i nie brać się za opisywanie nieznanej sobie także od strony teoretycznej materii, przy poklasku wielu zdawałoby się logicznie myślących. Bo jeżeli taki wykpiwany przez niego chłopak nie zdążył się ukryć w kościele, lub nie był szybszy w bieganiu, to mogło skończyć się nie tylko na sinych plecach, kolegium czy relegowaniem ze szkoły, o czym świadczą ofiary z Lubina, Gdańska, Nowej Huty czy Wrocławia. Głupoty pisane pod wpływem rozgoryczenia mogę zrozumieć u Spockiego. Nie mówiąc o tym, że on do miana prawicy nie aspiruje, ale tam: O cwanej prawicy w cwanym świecie?
nielubiegazety2
avatar użytkownika nurniflowenola

20. ?

Przeczytałem "O cwanej prawicy w cwanym świecie"... I lost the plot! Pozdrawiam
avatar użytkownika nielubiegazety2

21. Bo go tam nie ma

to jest najlepsze. Tam się cmoka a nikt nie wie jak Bloger rozumie pojecie prawicy, do jakich wartości, idei i głoszących je ideologów się odwołuje. I tego nie ma nigdzie :) Wszyscy są głupi i źli. Mądrego poza Blogerem nie uświadczysz :) są jeszcze dwie fotki.
nielubiegazety2
avatar użytkownika michael

22. @ nielubiegazety2. Rozgoryczenie?

Sam już nie wie gdzie jest. Dwie Ojczyzny, dwa Patriotyzmy, jedna Schetyna. No i jeszcze sporo ludzi środka.

Ostatnio zmieniony przez michael o śr., 20/01/2010 - 23:31.