Wypowiedź AD wyróżnia się korzystnie w chwili, gdy pojawia się coraz więcej głosów kwestionujących wykrystalizowany w ciągu ostatnich pięciu lat system dwupartyjny.  Wyeliminowanie dzięki zręcznym posunięciom Jarosława Kaczyńskiego szkodliwego dla Polski folkloru reprezentowanego przez LPR i SO, owe mateczniki w „wersji na ludowo” agentury wpływu beneficjentów PRLu, służb rosyjskich  i  kontrolowanej przez nich szarej strefy. Jest szansa, że PO w podobny sposób rozprawi się z PSL i SLD, nie mniej szkodliwymi a groźniejszymi rezydenturami  piątej kolumny reprezentującymi bardziej interesy Kremla niż Polski.

Jest miejsce w Polsce na jeszcze dwie mniejsze partie i dobrze byłoby, gdyby powstała "partia wrażliwości społecznej" reprezentująca ludzi pokroju Bugaja i "partia zasad" reprezentująca ludzi pokroju Marka Jurka.

Wskazując na stabilność systemu dwupartyjnego w bogatych krajach Zachodu AD wyraża obawy co do utrzymania w Polsce. Niedobrze byłoby, gdyby miał rację. Dwadzieścia lat kształtowania się sceny politycznej to i tak zbyt długo. W najlepiej pojętym interesie Polski jest okrzepnięcie obecnego układu.

Zanim pomówimy o zagrożeniach zastanówmy się jakie czynniki spowolniły dojrzewanie demokracji w Polsce.  Jest ich wiele, ale zasadniczym była siła polityczna środowisk de facto przeciwnych demokracji, wyrosłych ze środowisk PZPRowskich rewizjonistów, często o trockistowskiej mentalności. Olbrzymie zaufanie społeczne uzyskały  dzięki zaangażowaniu w czynny opór przeciwko stanowi wojennemu. To ci ludzie skupieni wokół Unii Wolności  forsowali na początku koncepcję nowego frontu jedności narodowej kierowanego przez światłą i świadomą swojej dziejowej misji awangardę Narodu, tym razem intelektualną, który mógł nie wybrać jedynie słusznej zdaniem owej awangardy drogi. Gdy nic z tych planów nie wyszło z powodu oporu niesformatowanej solidarności, środek ciężkości budowy FJN przesunęli w stronę dawnych współtowarzyszy z PZPR, SD  i ZSL. Dzięki zachowaniu monopolu medialnego i uruchomieniu potężnej kampanii dezinformacji i manipulacji, żerując na najniższych instynktach oraz odwołując się do fałszywych kalek propagandy PRLowskiej już prawie udało im się ten cel osiągnąć.  Rząd SLD i PSL z Kwaśniewskim w fotelu prezydenta i zmarginalizowaną opozycją mógł przy istniejącym wówczas układzie medialnym trwać w nieskończoność. Na szczęście dla nas ubekistan poczuł się zbyt pewnie i uznał, że może pozbyć się figurantów skupionych wokół GW. Niewiele brakowało, a dzięki sprytowi Rywina dawni rewizjoniści z PZPR i TW spętani zostaliby i ubezwłasnowolnieni nowymi materiałami kompromitującymi (przyjęcie 17-u milionów). Michnik resztką instynktu samozachowawczego w ostatniej chwili wyskoczył z pułapki. Afera spowodowała jednak marginalizację nie tylko ubekistanu, ale także figurantów skupionych wokół GW i pogrzebała, miejmy nadzieję na zawsze, ideologię FJN Michnika.

Co zagraża systemowi dwupartyjnemu? Antoni Dudek wymienia trzy czynniki. Z jednym z nich, z ideologicznym podobieństwem PO i PiS trudno się zgodzić. Różnice pomiędzy tymi partiami są takie same jak pomiędzy ich odpowiednikami w krajach o ugruntowanej demokracji. SPD i CDU bardzo zbliżyły się do siebie w ostatnich latach. Merkel w niczym nie przypomina Kohla. Podobne procesy zaszły w USA, we Francji, Anglii. Zgadzam się natomiast, że zagrożeniem może okazać się brak ordynacji większościowej, a jeszcze lepiej opartej o jednomandatowe okręgi wyborcze. Natomiast przywołany przez AD test wymiany  liderów wiodących partii potwierdziłby stabilność układu, ale nie jest warunkiem koniecznym. Zwrócimy uwagę, że okres przewodzenia partii na Zachodzie w przypadku wybitnych polityków przekracza 10 lat.

Antoni Dudek pominął najważniejsze zagrożenie. Jest nim poświęcenie wizerunku, w oparciu o który PO była budowana na rzecz doraźnych korzyści. Etatystyczne skłonności, zwiększanie roli państwa, przejęcie ideologii trupa politycznego, jakim szczęśliwie stały się środowiska animowane przez GW oznacza w dłuższej perspektywie rozpad tej formacji. Z punktu widzenia podstawowego interesu Polski zniszczenie przemysłu stoczniowego, oligarchizacja gospodarki, atak na IPN to zdrada. Tego Polacy nie wybaczą. Nie da się w nieskończoność utrzymywać pozycji lidera opierając się wyłącznie na oszustwie medialnym.