Ostrożnie, pęknięcie

avatar użytkownika FreeYourMind

Nic tak porządnego intelektualisty nie może cieszyć, jak to, że Lenin wiecznie żyje, ideały Wielkiego Października wciąż są aktualne, zaś krwiożerczy imperializm ginie po prostu w oczach; bo już się wydawało, że lewica jest w odwrocie.

Otóż nie. Jest to zresztą stara zasada, że jak czerwoni (lub towarzyszący im zwykle, nieco mniej ostentacyni, różowi) się cofają, to jest to oznaka jedynie przegrupowywania wojsk. Cisza na froncie nie znaczy przecież, że ktoś zamierza wywieszać białą flagę. Są oczywiście frontowcy, którzy z pól bitewnych nie schodzą nawet wtedy, gdy armia-matka się nieco cofnęła i walczą wciąż, nawet wtedy, gdy ich nikt nie ostrzeliwuje od strony wroga. Dla postronnych obserwatorów takie zachowanie mogłoby być przejawem szaleństwa, ale dla tych samotnych, arcydzielnych wojowników jest to kolejna bojowa zaprawa. Lenin ponoć mawiał, że jak biją, to uciekać, a jak uciekają, to bić - no i polska publicystyka ma bojca, który już bić zaczął, choć jeszcze nikt nie rzucił się do ucieczki. Podejrzewam jednak, że na tekst naszego bojca błyskawicznie wielkim drżeniem zareagują parkiety, a nawet poszczególne ich klepki.
  
Nie owijając w bawełnę i nieco wybiegając w przód, powiem, że J. Żakowski ogłosił koniec kapitalizmu. Teza może nie sformułowana wprost, a jedynie implicite, aczkolwiek jest rewolucyjna na miarę rewolucyjności koncepcji marksistowskich, których dzisiaj już nikt nie powinien się wstydzić. Żakowski dodaje, że coś w głowach pękło, no więc chyba coś jest na rzeczy. Innymi słowy, przełom intelektualny. Na taki przełom czekał nie tylko niedawno wołający na agorowej puszczy M. Beylin, a po nim pohukujący inni intelektualiści salonu, ale i sam Żakowski, który widział niejedno: powstanie pierwszego rządu niekomunistycznego, zburzenie muru berlińskiego, "wiele ważnych ewolucji", oraz "narastanie, a potem zanikanie w Polsce ruchu IV RP, z którego zostały już tylko resztki Jana Rokity ciągnącego na dno tonący, niestety, "Dziennik" oraz niezamierzenie śmieszny szoł Bronisława Wildsteina w TVP."

No, trzeba przyznać z pewną dozą współczucia, że lista niezbyt długa (zwłaszcza te "resztki Jana Rokity" brzmią jakoś wyjątkowo makabrycznie) i aż się prosi o jakieś wzbogacenie o, dajmy na to, "Wielki Skok" w Chinach Ludowych czy choćby legendarną "głasnost'", od której zaczęła się odnowa moralna wśród sowieciarzy idąca tak daleko, że w ciągu zaledwie paru lat poznikali spośród nich jacykolwiek zbrodniarze, złodzieje, oprawcy zamęczający ludzi na przesłuchaniach lub w sukach, zaś politrucy zajmujący się sterowaniem świadomością społeczną zamienili się w dobrodusznych i krytycznych funkcjonariuszy publicznych albo tzw. ludzi mediów. Chyba Żakowski nie mógł niczego przeoczyć?

Sam zainteresowany przyznaje jednak szczerze:

"Prawdziwej rewolucji intelektualnej, prawdziwego umysłowego przełomu nie widziałem nigdy" - co nie tylko dziwi w tym zarysowanym przeze mnie wyżej kontekście, ale i w kontekście powstania "pierwszego po wojnie niekomunistycznego rządu", któremu przecież towarzyszył ruch intelektualistów skupiony potem pod nieco eufemistyczną nazwą Agora SA. Czy to nie była prawdziwa rewolucja intelektualna? Oj, była, była, więc nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Może w ferworze świętowania urodzin Wałęsy Żakowski miał chwilowe zaniki pamięci, grunt jednak, że swoimi dalekosiężnymi spojrzeniami dostrzegł (a swym perspektywicznym myśleniem pochwycił) rewolucję intelektualną poza granicami naszego kraju. Leninowską "iskrę" wykrzesały Niemcy i Francja. To zresztą dla każdego radykalnego intelektualisty było do przewidzenia, wszak tradycje socjalistyczne i rewolucyjne w tych państwach są długie i szeroko udokumentowane, choć zarówno Niemcy, jak i Francja mają własne wizje tzw. trzeciej drogi, niekoniecznie kompatybilne. Nie wchodzimy tu jednak w takie szczegóły.   

O co więc chodzi z tą rewolucją? Otóż "dwoje kluczowych przywódców europejskiej prawicy nieoczekiwanie otwarcie zaprezentowało nową perspektywę ideologiczną." Domyślamy się, że chodzi o przywódców Niemiec i Francji, bo już Państwu podpowiedziałem, więc proszę nie podnosić rąk. Pisząc rano o wołkowaniu, czyli publicystyce Wołka, także podobną admirację dla tychże państw dostrzegłem, co zapewne niczym nadzwyczajnym dla rasowego salonowca nie jest, skoro to Stamtąd właśnie wszelkie nauki demokracji nasz wciąż niedojrzały naród pobiera. Nauki te zaś są przekazywane nam w ramach korepetycji, których udzielają nam od lat już blisko 20 mędrcy świata i monarchowie skupieni w Agorze SA, dzięki temu mamy dostęp do paru uzdrawiających intelektualnie źródeł jednocześnie.  

Rewolucja przedstawia się następująco:

"Merkel wygłosiła w Austrii przemówienie, w którym skrytykowała anglosaskich, neoliberalnych fundamentalistów rynkowych i forsowaną przez nich deregulację uznała za źródło największego od 30 lat kryzysu. W ten sposób otwarcie podważyła opracowany w 1989 r. Konsens Waszyngtoński stanowiący ideologiczną podstawę neoliberalnej polityki gospodarczej i globalizacji w ich obecnej formie. (...)

W tym samym tygodniu prezydent Sarkozy dostał niespotykaną owację, gdy na forum ONZ zakwestionował amerykański model spekulacyjnego kapitalizmu i zaproponował założenie na rynki kagańca oraz zwiększenie roli państwa w sektorze finansowym. W tym kontekście zbladła wypowiedź szefa socjalistów w Parlamencie Europejskim, który mówiąc o kryzysie dominującej w ostatnich dekadach filozofii ekonomicznej, zadziwiająco współbrzmiał nawet z liberałami. Przy antyneoliberalnych wybuchach kanclerza Niemiec i prezydenta Francji zbladły też słowa obu liczących się kandydatów na prezydenta USA, którzy - każdy na swój sposób - zapowiedzieli krucjatę przeciw "rekinom z Wall Street"."

Antyneoliberalizm, a może po prostu stary, dobry socjalizm? Łza się w oku kręci, że historia tak szybko potrafi zataczać koła i za jednego życia - biorąc za przykład egzystencję Żakowskiego - najpierw są czasy socjalizmu, potem ktoś ten socjalizm pokojowo i bezkrwawo obala, po czym ów socjalizm pokojowo i bezkrwawo powraca, choć oczywiście nie jak jakiś natrętny evergreen, tylko jako odświeżona idea nowego wspaniałego świata, w którym już tym razem nie tylko nie będzie błędów, ale i wypaczeń.

Żakowski powiada jeszcze:

"Radykalna krytyka współczesnego rynku i ponowoczesnego modelu kapitalizmu nie jest niczym nowym."

Co oczywiście, my, stali i wytrwali czytelnicy takiej wielobarwnej prasy, jak "Polityka", "Przegląd", "Krytyka Polityczna", "Rewolucja", "GW", "Trybuna", "Przekrój", "NIE", itd. doskonale wiemy. 

"Ale tezy Angeli Merkel, Nicolasa Sarkozy'ego, Martina Schulza, Baraka Obamy i nawet Johna McCaina dotychczas uwięzione były w kręgu ideowym określanym zwykle jako "lewacki" albo przynajmniej "antyglobalistyczny", "lewicowy", "socjalistyczny"" - co już brzmi zupełnie świeżo. Pozostaje nam więc rzec zachęcająco: nie bójmy się słów "lewacki", "lewicowy" czy "socjalistyczny". Oczywiście, słowo "komunistyczny" byłoby w tym kontekście zupełnie nie na miejscu, ponieważ komunizmu (co wiemy od wielu historyków i intelektualistów) nie tylko nie było, ale i nie ma. No, może gdzieś jeszcze w Korei Płn., czy tego typu państwach, choć, kto tak do końca ma pojęcie, co się w kraju komunistycznym dzieje?

Relacje jakichś zbiegów z łagrów są niewiarygodne, bo to ludzie sfrustrowani i przewrażliwieni (swoją drogą, pamiętam, jak Jaruzelski w taki właśnie sposób spuentował parę dobrych lat temu wypowiedź W. Bukowskiego na antenie Trójki, gdy toczyła się na żywo ich dyskusja wokół "Moskiewskiego procesu"). Frustratom nie powinno się dawać posłuchu. Z kolei relacje rozmaitych genseków (no, dajmy na to z naszego podwórka tacy "Oni", z którymi porozmawiała kiedyś T. Torańska) wydają się nieco oględne. Nazbyt oględne.

Hm. To może zaczytywać się w jakichś archiwaliach, zamiast odpytywać ludzi? Właśnie, nie! Jak można myśleć w ten sposób?! Grzebanie się w jakichś archiwach przecież nikomu nie może wyjść na zdrowie i nie wychodzi na zdrowie (przykład nie tylko Bukowskiego, ale i S. Cenckiewicza), wszak każdy doskonale wie, że stare dokumenty są pokryte pleśnią czy innymi grzybami, z którymi kontakt może wywoływać stany halucynogenne polegające na tym, że widzi się rzeczy, których nie było.

Co zatem robić? Najmądrzej, po starosowiecku, prze-cze-kać. Niech się sprawy historyczne odleżą jak dobre ciasto po wypieczeniu albo jak sprawa sądowa jakiegoś ubeka, która aż się prosi o przedawnienie (kto by się mścił na staruszkach?, miejcie, ludzie, odrobinę miłosierdzia). Można więc i nawet należy przeczekiwać, a czas przeczekiwania umila orkiestra ludowego wojska polskiego z chórem elegancko ubranych, lekko zafrasowanych (bruzdy na czołach od głębokiego przemyśliwania najważniejszych kwestii), wybitnych intelektualistów, którzy wykonują radosną pieśń "Inaczej się nie dało, Polsko" (taką na melodię hymnu NRD).

Czas czekania bowiem jest zarazem czasem olśnienia. Okazuje się, że drogi ludzkości i tak muszą doprowadzić do socjalizmu i konstruowania nowej utopii, od której nie trzeba będzie już uciekać, ponieważ nie będzie już uciec dokąd. Socjalizm wprowadzi amerykański prezydent, socjalizm wprowadzi kanclerz Niemiec czy francuska głowa państwa. Pozostanie jedynie pytanie - po cholerę pół wieku z socjalizmem taką wojnę zimną toczono, skoro nic lepszego od socjalizmu wymyślić się nie da, co zresztą potwierdza nie tylko lektura pradawnych mądrości A. Schaffa, Z. Cackowskiego, J. Wiatra, L. Pastusiaka, S. Żółkiewskiego, G. Lukacsa, A. Gramsciego etc., ale i zupełnie świeżych, S. Żiżka, przecież.      

"Gdy Slavoj Żiżek ogłosił kilka lat temu, że "znów wolno myśleć", wiele osób uznało, że to lewacki bełkot. Bo o czym myśleć, skoro wszystko już przecież wiadomo? Dziś te same osoby apelują "pomyślmy, co z tym chaosem zrobić". Coś w głowach wreszcie pękło. Może się coś lepszego zacznie."

Św. Paweł powiada w jednym ze swych listów, że nie ma już ani Żyda, ani Greka, choć ma na myśli uczniów Chrystusa. Uczniowie Marksa i Lenina sprawy widzą pod pewnymi względami analogicznie - nie ma już "konserwatywnego prawicowca", nie ma "neoliberała", nie ma "lewaka". Nie ma też już "lewackiego bełkotu". Wszyscyśmy z Marksa i Lenina są, po prostu. 

Wiemy z cytowanej lektury, że nie tylko znów wolno myśleć, lecz i że coś w głowach pękło, choć dla Żakowskiego, to ostatnie wydarzenie to, podkreślmy, dobra wiadomość. Tymczasem śp. K. Kieślowski powiedział kiedyś całkowicie poważnie na jednej z konferencji prasowych, że komunizm to nieuleczalna choroba - na to się umiera.

Nie wiem więc, czy czasem rewolucyjni intelektualiści, których uosabia Żakowski nie popadli w stan, w którym bywa szykowany do zabiegu pacjent po zaaplikowaniu mu tzw. głupiego jasia. Pielęgniarki wiozą takiego chorego na operację, z której nie wiadomo, czy wyjdzie żywy - on zaś rży na cały głos, tak mu dobrze. Co bowiem będzie, gdy się okaże, że to, co pękło w głowach intelektualistów już się za cholerę, nie zrośnie? A jak jeszcze zrobi się uskok?  

http://wyborcza.pl/1,75968,5745942,Cos_w_glowach_peklo___.html

1 komentarz

avatar użytkownika Pelargonia

1. Drogi FYM'ie,

A ja Ci przeslę taką oto piosenkę: Hej dziewczyno, hej niebogo jakieś wojsko idzie drogą! Schowaj pieniądze, schowaj zegarek! Kryj się, kryj! A ja myślałem, że to Oni, że to banda bandę goni A to Czerwoni, Czerwoni! Kryj się, kryj! A ten gruby, co na przedzie, na kradzionym koniu jedzie To Rokossowski, marszałek polski! Kryj się, kryj! A ja myślałem, że to śmieci, że to gówno z nieba leci A to Sowieci, Sowieci! Kryj się, kryj! Przyjdą nocą, eja, zgwałcą srodze na kradzionej gdzieś podłodze Zostawią z dzieckiem, dzieckiem radzieckiem! Kryj się, kryj! A ja myślałem, że to trzewik, że to kryty słomą chlewik A to bolszewik, bolszewik! Kryj się, kryj! A ja myślałem, że to Oni, że to banda bandę goni A to Czerwoni, Czerwoni! Eja! Kryj się, kryj! A ja myślałem, że to śmieci, że to gówno z nieba leci A to Sowieci, Sowieci! Kryj się, kryj! Pozdrawiam serdecznie Ewa

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz