Polska XXI wieku

avatar użytkownika FreeYourMind

Jakie dziś mogą być najważniejsze zadania opozycji? Pod pojęciem opozycja nie rozumiem wyłącznie PiS-u, ale wszystkich, którzy włączeni są w ruch społecznego sprzeciwu wobec dyktatury ciemniaków – choć, co oczywiste, sam PiS ma najwięcej w tej materii do zdziałania. Otóż jestem przekonany, że przede wszystkim należy stopniowo i systematycznie kompletować materiały do śledztwa, jakie należy wszcząć przeciwko tym przedstawicielom instytucji państwowych w naszym kraju, którzy odpowiadają za zaniedbania i mataczenie w kwestii wyjaśnień przyczyn tragedii smoleńskiej. Takie dochodzenie, jak podejrzewam, będzie „śledztwem stulecia” z tej racji, że – tak jak to bywa we Włoszech, gdy się ściga i sądzi mafię – obejmie wysokich funkcjonariuszy państwowych i ludzi na co dzień osłanianych przez „transformacyjne prawo”, przeróżne „immunitety”, firmy ochroniarskie z esbeckim zapleczem oraz wojskówkę. W obecnej sytuacji, w której można mówić o całkowitym upodabnianiu się neopeerelu (z jego infrastrukturą i „elitami”) do peerelu, nie należy liczyć na to, że którakolwiek z instytucji będzie dążyła do działań wbrew interesom Kremla, którym to interesom okazali się najwierniejsi ludzie obecnej władzy. Opozycja, owszem, może wywierać naciski na rozmaite instytucje, lecz musi się liczyć z tym, że ich przedstawiciele po ponad 6 miesiącach od tragedii smoleńskiej mają poczucie całkowitej kontroli nad sytuacją.


To poczucie nie bierze się oczywiście znikąd. Znakomitym wsparciem, dokładnie tak, jak za poprzedniego reżimu, okazały się neokomunistyczne media, które jak na jeden gwizd peronowego lub milicjanta, ustawiły się w zgodnym szeregu do raportu. Zjawisko to wiele osób dobrej woli i szczerego, polskiego serca, wprawia w jakieś osłupienie lub oburzenie. Mnie zaś ono fascynuje, ponieważ w jaskrawy sposób unaocznia, w jakim kraju żyjemy i z jakimi „ludźmi mediów” mamy do czynienia – i zarazem potwierdza „mroczne wizje oszołomów”. Wiele razy przecież zżymano się w dyskusjach „na prawicy”, że jednak porównywanie neopeerelu do peerelu to pewna przesada. Wskazywano przy tym najczęściej na różnice w infrastrukturze („patrzcie, przecież są lepsze drogi, lepsze auta i pełne sklepy; można też wyjeżdżać za granicę bez problemu”), nie zaś na przykład na różnice w mentalności „elit”, tudzież w sposobie funkcjonowania polskiego państwa. Tymczasem to one są podstawowymi „wyznacznikami” fundamentalnej zmiany. Jeśli bowiem „Oni” myślą, mówią, czują i zachowują się jak w peerelu, zaś „Ich” instytucje funkcjonują wedle starych, sprawdzonych, sowieckich zasad, to nie należy mówić o jakiejkolwiek poważnej zmianie w polskim państwie i zwyczajnie, tj. bez uprzedzeń i upiększeń, dostrzegać ciągłość między powojenną republiką sowiecką zwaną „Polską Ludową”, a tym państwem, które mamy teraz.


Powiedziałem, że to zjawisko mnie fascynuje, ale nie emocjonalnie, lecz, że tak się wyrażę, badawczo. To trochę jak z kimś, kto z pasją obserwuje rzadkie zjawiska przyrody i z czasem odkrywa „prawo” nimi rządzące. Po jego odkryciu zaś, może dokonywać przewidywań dotyczących tego, jak pewne (analogiczne) zjawiska będą się kształtowały oraz – w sytuacji, w której te zjawiska faktycznie występują – znajdować empiryczne potwierdzenie dla swojej teorii. Oczywiście w żadne „prawa społeczne” czy „prawa historii” nie wierzę i sądzę, że K. Popper w swoich świetnych publikacjach dokonał tak miażdżącej krytyki „materializmu historycznego/dialektycznego” i historycyzmów wszelkiej maści, że nikt rozsądnie myślący nie będzie sięgał po te narzędzia myślenia, których dostarcza właśnie marksizm i jemu pokrewne pseudokoncepcje/pseudoteorie. Można jednak – w odniesieniu do rzeczywistości społeczno-politycznej – mówić po prostu o „prawach przyrody”. Nie siląc się na wyrafinowane naukowe konstrukcje można zatem głosić np., że gnijący organizm, jeśli się go trwale izoluje od środków nie tylko leczniczych, ale i ochronnych, nie ma najmniejszych szans na autoregenerację i ulega stopniowej agonii.


Polskie państwo, po Apokalipsie '39 roku, jaką z zachodu i wschodu przyniosły mu niemieckie i sowieckie hordy, zostało poddane procesom gnilnym już w latach 40., gdy w ZSSR formowały się agenturalne „instytucje państwowe”, szykujące swój agenturalny „porządek” i agenturalną „praworządność” na długie dziesięciolecia satelickiego, okołomoskiewskiego funkcjonowania „Ludowej ojczyzny”. Od tamtej pory, zauważmy, istota systemu pozostała niezmieniona, tzn. organizm gnił, gnije i ma gnić dalej, zaś pasożytujące na tymże organizmie „drobnoustroje” w postaci prorosyjskich środowisk znakomicie funkcjonują w warunkach społecznego, moralnego i instytucjonalnego zepsucia. Nie ma żadnych szans na normalne funkcjonowanie (sponiewieranego wojną, a potem bolszewizmem) państwa, gdy nie jest ono poddawane terapii zmierzającej do jego uzdrowienia. Czerwoni doskonale z tego zdawali sobie sprawę, przystępując w latach 80. do konstruowania „nowego porządku” mającego symulować „obalenie komunizmu”.


O ile jednak kwestie instytucjonalnej „zgnilizny” są dość powszechnie znane, o tyle kwestie degrengolady mentalnej ukazały się „w pełnej krasie” dopiero w kontekście zamachu z 10 kwietnia. Dziś, po tych 6 miesiącach, nikt zdrowo myślący nie może mieć wątpliwości co do tego, że nie tylko „stare pokolenie” potrafi w odpowiedniej chwili (na sygnał trąbki zwołującej sforę do leśnej pogoni) myśleć i działać po sowiecku, zaś z „dysydentów” wychodzą zwyczajni zamordyści, ale „młode pokolenie” też. Kto wie zresztą, czy to młode pokolenie nie jest równie gorliwe w służbie systemowi jak stalinięta „zauroczone ideą” na przełomie lat 40. i 50. No więc w tym właśnie zjawisku należy upatrywać istotę neokomunizmu - system sowiecki w swej prostocie wyrażającej się w utrwalaniu przemocy i kłamstwa (zwanych dla zabawy „władzą ludową”) jest w jakiejś mierze „genialny”, bo pozwala się samoreprodukować w dowolnych warunkach. Wystarczy tylko w trakcie ewentualnych „przemian” (mających najczęśćiej charakter „odwilży”, tj. luzowania gorsetu i przewietrzania baraków) zabezpieczyć dwie sfery – sferę przemocy i sferę kłamstwa. Czerwoni, którzy przecież (pod czujnym okiem „braci z Kremla”) przez kilka dekad po wojnie szykowali się do napaści na Zachód, nigdy by się na żadną transformację nie zgodzili, jeśli ta dokonywałaby radykalnej zmiany społeczno-politycznej, tj. przywracaniu praworządności, sprawiedliwości, prawdy i uczciwości w życiu obywateli oraz w funkcjonowaniu państwa. Musiał więc powstać taki system, który będzie imitował „coś nowego” (a więc niekoniecznie pszenno-buraczaną stylistykę „republiki rad”, bo ta była nieco „estetycznie” i kulturowo wypalona), jednakże zachowywał będzie podstawowe cechy komunistycznego chaosu: zinstytucjonalizowane bezprawie i zinstytucjonalizowane kłamstwo. Na takim bowiem gruncie można budować wszelkie potiomkinowskie wsie, z III RP włącznie.


Oczywiście to nagłe odkrycie się „nowych” sowieckich ludzi i tego – znanego nam aż za dobrze – piekielnego, kolektywnego (kołchozowego) myślenia, w ramach którego chodzi wyłącznie o to, by „pewnych pytań nie zadawać”, „pewnych kwestii nie ruszać”, „w pewne obszary nie wchodzić”, jeno powtarzać ze śmiertelną powagą za nadludźmi Kremla to, co jest podawane tłumom do wierzenia – możliwe było dopiero w sytuacji ekstremalnej. Nastała ona w naszym kraju po zamachu z 10 kwietnia. Zauważmy zresztą, że miał on wieloraki wymiar – dokonano masakry na polskiej elicie, dokonano zamachu stanu w naszym kraju i dokonano błyskawicznego włączenia polskiego państwa w neosowiecką sferę wpływów. Tym trzem spektakularnym działaniom towarzyszyła nieprawdopodobna, imponująca w swej sile niemalże jak propaganda za Bieruta, osłona medialna. Długo zastanawiałem się nad znalezieniem właściwej analogii, ale w końcu się jej doszukałem. To pospolite ruszenie pożytecznych idiotów, agentury, TW i kogo się tylko udało z uśpienia wybudzić w „chwili próby” przed jaką po raz kolejny w naszych dziejach postawiła nas Moskwa, przypomina właśnie sytuację powojnia w Polsce, gdy do pracy „na odcinku budowy socjalizmu”, „na odcinku podnoszenia kraju z gruzów” i zarazem tłumaczenia ciemnemu ludowi, że komunizm to postęp, ruszyły „masy intelektualistów, artystów, dziennikarzy etc.” Dokładnie tak, jak wtedy, gdy gwałt uznawano za prawo, a kłamstwo za prawdę, tak działa się i dziś – gdy dokonał się niesamowity gwałt na blisko stu osobach z polskim Prezydentem na czele.


Dokładnie tak jak wtedy, gdy przecież wiedziano, że Katynia dokonali Rosjanie, pracowano zgodnie od świtu do nocy nad tym, co znakomicie ujął J. Mackiewicz w sentencji „nie trzeba głośno mówić”. Bo najlepiej to o pewnych sprawach w ogóle nie mówić. Rzecz jasna, komunizm jako system kłamstwa, dba przede wszystkim o to, by nie mówić o tym, co związane jest z praworządnością i prawdą. Komunizm nie nakazuje żadnego „powszechnego milczenia”. Wprost przeciwnie, zasypuje obywateli poddawanych zniewoleniu tonami papieru, tudzież zagłusza myśli obywateli przekazami radiowymi i telewizyjnymi zawierającymi kłamstwa, tylko kłamstwa i całe kłamstwa. Neokomunizm czyni dokładnie to samo – z jeszcze większym natężeniem. Z uśmiechem „hipereleganckiej” spikerki czy luksusowego prezentera. Ludzi do wynajęcia.


Dążenie do prawdy jest dla funkcjonariuszy takiego systemu (komunistycznego czy neokomunistycznego) kompletnym szaleństwem, chorobą psychiczną. W książce E. Matkowskiej „System. Obywatel NRD pod nadzorem służb” („Arcana”, Kraków 2003) w pewnym miejscu pojawia się kapitalna uwaga zawarta w sprawozdaniu jednego z oficerów STASI, który pisze o inwigilowanej osobie mniej więcej tak: obiekt wykazuje się zaburzeniami psychicznymi, ponieważ uważa, że jest śledzony. W (polecanym przeze mnie w najnowszej odsłonie POLIS MPC) czeskim filmie „Kawasakiho Ruze” (2009) jeden z dziennikarzy rzuca z kolei takie zdanie: z tego, że ktoś ma paranoję wcale nie musi wynikać, że nie jest śledzony.


System bezprawia i kłamstwa ma więc to przede wszystkim do siebie, że „nicuje” rzeczywistość, tzn. wprowadza zgniliznę do najgłębszych obszarów świata społecznego. Można tu mówić o zatruwaniu ludzkiej duszy – tak zresztą przedstawiało istotę komunizmu wielu jego znakomitych krytyków ze wspomnianym już Mackiewiczem na czele. System bezprawia i kłamstwa jest jednak tak dalece wyrafinowany, że nie tylko uniemożliwia wolne działanie jednostek, uniemożliwia komukolwiek dążenie do praworządności i prawdy, ale też osoby dążące do tych wartości, ideałów celów, uznaje za jednostki zupełnie chore. Skoro zaś jest choroba to – z punktu widzenia ludzi tego systemu – należy chorego „chłodnym lekarskim okiem” obserwować lub też - w ostateczności - usuwać z sowieckiego organizmu.


Wspomniałem o tej uwadze z doniesienia oficera STASI nie dlatego, że może ona ilustrować typowe dla sowieckich bezpieczniaków poczucie całkowitej bezkarności i chamskiego szyderstwa z osób represjonowanych. To owszem, był jeden z istotnych rysów zachowań bezpieczniackich. Zarazem jednak mogło być tak, że ludzie pracujący dla systemu – całkowicie oddani bezprawiu i kłamstwu, rzeczywiście zdumiewali się tym, że ktoś może dążyć do „jakiejś wolności” czy „jakiejś prawdy”. Pochylali się nad „osobnikami” domagającymi się wolności, praworządności, prawdy itd. jak nad kompletnymi mutantami, dziwolągami, przedstawicielami wymierającego gatunku.


Dokładnie z taką właśnie mentalnością mamy dziś w Polsce XXI wieku do czynienia. Tak jak kiedyś ścigano i „leczono” schizofrenię bezobjawową – tak obecnie ściga się i „leczy” paranoję smoleńską. System bezprawia (instytucje działające wbrew interesom obywateli i wbrew autentycznym interesom państwa) i system kłamstwa (polskojęzyczne media oraz środowiska „opiniotwórcze”) nie dopuszcza nawet myśli, że można by od 10 kwietnia prowadzić normalne śledztwo ws. katastrofy i można by szukać winnych zamachu. Tak samo jak w przypadku poprzedniego Katynia – nie ma problemu i nie ma winnych. Nie tylko nie wolno głośno mówić, ale wprost chorobą psychiczną jest jakieś dopominanie się o praworządność czy prawdę.


Ks. S. Małkowski powiedział niedawno, że to dobrze, iż tyle osób nagle się odkrywa w swej służbie przemocy i kłamstwu. Ja też uważam, że to dobrze. „Transformacja” bowiem dobiegła końca, system neokomunistyczny dokonał pewnego historycznego zamknięcia. Teraz pozostaje nam, ludziom opozycji, przygotować się do rzeczywistego obalenia systemu i do dokonania gruntownego osądzenia tych wszystkich osób i instytucji, które włączyły się w bezprawie i zakłamanie.

5 komentarzy

avatar użytkownika elig

1. @Free Your Mind

Pewnie, że należałoby obalić ten mafijno-oligarchiczny ustrój. Nie jest to jednak wcale proste i zajmie co najmniej kilka lat. Trzy dni temu napisałam notkę "O bezwładności myślenia" (http://blogmedia24.pl/node/38161) w której dowodziłam, jak silnie zakorzenione są w świadomości /także społecznej/ raz wpojone schematy postępowania i myślenia. Stąd to wrażenie niesłychanego wręcz podobieństwa III RP do PRL, choć przecież wiele jednak się zmieniło. We wczorajszej notce "My żyjemy obecnie w roku 1976" (http://blogmedia24.pl/node/38242)wykazałam analogię między obecną sytuacją, a tym co miało miejsce właśnie w 1976 roku. Wynikałoby z tego, że na ewentualny przełom przyjdzie poczekać parę lat.

avatar użytkownika Inczuna

2. Panie FYM. Wszystko to

Panie FYM. Wszystko to prawda. Ale chyba jako rzecz konieczna staje sprawa taktyki. Myśli Pan że takie ostre postawienie sprawy, "przygotować się do rzeczywistego obalenia systemu i do dokonania gruntownego osądzenia tych wszystkich osób i instytucji, które włączyły się w bezprawie i zakłamanie” napisane akurat przez Pana jest u nich niezauważone? Co i jak robić – pytanie coraz bardziej aktualne i narasta, i dobrze że Pan i coraz więcej innych osób je stawia, ale nazywanie aż tak rzeczy po imieniu myślę że będzie ich utwierdzać w zaciekłej obronie swych podłych i zakłamanych podstaw bytu, w której mogą próbować wszystkiego. Tusk od paru lat bebła o obywatelskim nieposłuszeństwie, że nie ma komu władzy przekazać, warto przypomnieć mentalność tego człowieka
http://wyborcza.pl/1,79853,3134878.html
a doszła obecnie sprawa smoleńska z wizją trybunału stanu (już bez wizji stryczka w nim w humanizującym świecie...) Zagrożenia są i musimy twardo stać na pryncypiach dorobku cywilizacyjnego, prawa, statusu obywateli Europy już, i tradycji naszej bohaterskiej historii ze świadomością że tak wiele ofiar nie może pójść na marne. Mamy rok do wyborów i do większości Polaków dotrzemy z tym żeby ukazać im jaki mają prawdziwy wybór.



avatar użytkownika Inczuna

3. .

.

Ostatnio zmieniony przez Inczuna o pon., 18/10/2010 - 11:33.



avatar użytkownika Kisiel

4. Inczuna

"nazywanie aż tak rzeczy po imieniu myślę że będzie ich utwierdzać w zaciekłej obronie swych podłych i zakłamanych podstaw bytu, w której mogą próbować wszystkiego"

I bez opinii FYMa będą szaleć. Przy okazji warto pamiętać, że "Prawda was wyzwoli".

pozdr.

avatar użytkownika Beta

5. Autor potwierdza,że choremu

Autor potwierdza,że choremu na ,,zgniliznę " Państwu celowo nie podaje się antidotum. Celowo Polska podtrzymywana jest w stanie choroby,żeby nie ozdrowiała i nie nabrała sił do zrzucenia ze swego ciała pasożytów. Ta paranoja, to że przecieramy oczy ze zdumienia i pytamy,czy to się dzieje naprawdę? jest tradycją potiomkinowskich wsi.
Wspaniale opisana imitacja ,,zmian ustrojowych":
,,Wystarczy tylko w trakcie ewentualnych „przemian” (mających najczęśćiej charakter „odwilży”, tj. luzowania gorsetu i przewietrzania baraków) zabezpieczyć dwie sfery – sferę przemocy i sferę kłamstwa. Czerwoni, którzy przecież (pod czujnym okiem „braci z Kremla”) przez kilka dekad po wojnie szykowali się do napaści na Zachód, nigdy by się na żadną transformację nie zgodzili, jeśli ta dokonywałaby radykalnej zmiany społeczno-politycznej, tj. przywracaniu praworządności, sprawiedliwości, prawdy i uczciwości w życiu obywateli oraz w funkcjonowaniu państwa. Musiał więc powstać taki system, który będzie imitował „coś nowego” (a więc niekoniecznie pszenno-buraczaną stylistykę „republiki rad”, bo ta była nieco „estetycznie” i kulturowo wypalona), jednakże zachowywał będzie podstawowe cechy komunistycznego chaosu: zinstytucjonalizowane bezprawie i zinstytucjonalizowane kłamstwo. Na takim bowiem gruncie można budować wszelkie potiomkinowskie wsie, z III RP włącznie."
Artykuł podsunął mi skojarzenie, które nie ma bezpośredniego związku z tekstem FreeYourMind'a .
Ponieważ jednak od dawna twierdzę, że wiadomości ze świata są w Polsce celowo marginalizowane, aby uniknąć konfrontacji z polską nienormalnością, pozwolę sobie przytoczyć przykład reakcji przywódcy państwa narodowego, który nie pielęgnuje celowo zgnilizny, a wręcz przeciwnie proponuje lekarstwo.
Otóż wczoraj Angela Merkel nie zastosowała się do poprawności unijnej i zabrała głos w obronie rdzennie niemieckich obywateli.
Merkel na zgromadzeniu młodych CDU w Poczdamie powiedziała, że ,,koncepcja państwa wielokulturowego nie sprawdziła się".
Wypowiedź Kanclerz spowodowana jest niezadowoleniem Niemców. Imigranci muzułmańscy traktują miejsce, do którego przybyli , jak ziemię zdobyczną, żyją w enklawach i ani myślą się integrować. Pragmatyczni Niemcy nie akceptują irracjonalnej sytuacji, w której mniejszość dyktuje warunki większości. Na razie trwa analiza zapomóg
przyznawanych imigrantom. Być może przełamią barierę i zaczną deportować.
Merkel przypomniała ,że na początku lat 60. Niemcy zaprosili pracowników z zagranicy w
przekonaniu,że ,,oni nie zostaną , któregoś dnia wyjadą".
Abstrahowałam od stosunków polskich,żeby pokazać, że gdzieś na świecie istnieją przywódcy, postępujący zgodnie z interesem swojego narodu.