Mazowiecki jako wierny współpracownik zbrodniczej komuny

avatar użytkownika Andy-aandy

 

 W wyniku zgody Mazowieckiego na niszczenie archiwów SB bezpowrotnie zniszczonych zostało setki tysięcy dokumentów – m.in. prawie wszystkie materiały Departamentu IV MSW, który zajmował się walką z Kościołem. Zniszczono także dowody współpracy z SB wielu uczestników sowieckiego cyrku Kiszczaka nazwanego "okrągłym stołem" oraz kartoteki tej agentury, której w PRL-bis postsowiecki demagog A. Michnik na łamach "GWna" urabiał opinię "polskich" intelektualistów...
 
 
 
 
 

Mazowiecki  jako wierny współpracownik  zbrodniczej komuny

Zdjęcie z WIkipedia: T. Mazowiecki with President Bronisław Komorowski, former President Aleksander Kwaśniewski and Minister of Education Katarzyna Hall...

 

Mazowiecki  jako wierny współpracownik  zbrodniczej komuny

 

Anna  Kołakowska przedstawia w artykule opublikownycm na łamch Naszego Dziennika prawdziwy obraz działalności pierwszego premiera PRL-bis, który od samego początku istnienia sowieckiej kolonii zwnej PRL ściśle współpracował z komunistycznymi zbrodniarzmi w niszczeniu polskiego patriotyzmu, polskiej kultury i polskiego katolicyzmu. 

W  wyniku zgody Mazowieckiego na niszczenie archiwów SB bezpowrotnie  zniszczonych  zostało  setki  tysięcy  dokumentów  –  m.in.  prawie  wszystkie  materiały  Departamentu  IV  MSW,  który  zajmował  się  walką  z  Kościołem. Zniszczono także dowody współpracy z SB wielu uczestników sowieckiego cyrku Kiszczaka nazwanego "okrągłym stołem" oraz kartoteki tej agentury, której w PRL-bis postsowiecki demagog A. Michnik na łamach "GWna" urabiał opinię "polskich" intelektualistów...

Warto przypomnieć, że w wyniku nielegalnych machinacji A. Michnik miał nieograniczony i niekontrolowny dostęp do archiwów SB, z którego korzystał przez kilka tygodni...

W wyniku tej czystki w kartotekach komunistycznej agentury służącej sowieckiej dominacji w PRL — wielu byłych współpracowników SB do dzisiaj uchodzi za patriotów... Mazowiecki do końca wiernie wypełniał antypolskie oraz pozwalające komunistom na rabunek Polski zobowiązania zawarte przy "okrągłym stole". W ten sposób interesy zbrodniczych władz  PRL  zostały  przez  Mazowieckiego  dobrze  zabezpieczone w PRL-bis...

Poniżej obszerny cytat z artykułu red. Anny  Kołakowskiej.


Polityk  grubej  kreski

Mógł  być  pierwszym  niekomunistycznym  premierem  w  powojennej  Polsce,  ale  działalność  rządu,  na  którego  czele  stanął,  pozwala  nazywać  go  raczej  pierwszym  premierem  postkomunistycznego  układu.

Okres  tzw.  transformacji,  kiedy  to  Tadeusz  Mazowiecki  „przeszłość  odkreślił  grubą  linią”,  pozwolił  przenieść  układy  funkcjonujące  w  PRL-owskim  systemie  władzy  do  nowej,  postkomunistycznej  rzeczywistości  i  świetnie  się  w  niej  ulokować.  W  ten  sposób  zostały  zabezpieczone  interesy  komunistycznych  prominentów  oraz  funkcjonariuszy  dawnego  systemu,  a  oni  sami  mieli  zapewnione  poczucie  bezpieczeństwa.

Propagandysta

Karierę  rozpoczął  w  1949  r.  współpracą  z  PAX-owskim  tygodnikiem  „Dziś  i  Jutro”,  rok  później,  mając  zaledwie  dwadzieścia  trzy  lata,  został  zastępcą  redaktora  naczelnego  dziennika  „Słowo  Powszechne”.

Na  jego  łamach  Mazowiecki  publikował  m.in.  takie  deklaracje  ideowe  koncesjonowanych  katolików:  „Uważam,  iż  katolik  nie  ma  żadnej  potrzeby  zaprzeczać  wielkiej  doniosłości,  jaką  w  rozwoju  myśli  ludzkiej  odegrały  teorie  Marksa  i  jego  następców.  Uznaję  wielki  wkład  myśli  marksistowskiej  do  ogólnego  dorobku  ludzkiej  kultury”.

Jako  sprawne  narzędzie  komunistycznej  propagandy  zabłysnął  broszurą  pt.  „Wróg  pozostał  ten  sam”,  w  której  pisał  o  żołnierzach  podziemia  niepodległościowego:  „Gdybyśmy  przeglądnęli  kroniki  procesów  członków  organizacji  podziemnych,  spotkalibyśmy  ludzi,  którzy  z  całym  cynizmem  i  premedytacją  mordowali  swych  towarzyszy,  kiedy  uznali  ich  za  niebezpiecznych”.  W  innym  miejscu,  porównując  ich  do  hitlerowców,  oskarżał  o  to,  że  są  sojusznikami  „wczorajszych  oprawców  z  Dachau,  Oświęcimia,  Mauthausen”.

Kiedy  kończyła  się  wojna,  Tadeusz  Mazowiecki  miał  osiemnaście  lat,  ale  w  przeciwieństwie  do  ogromnej  części  swoich  rówieśników  nie  angażował  się  w  żadne  formy  oporu  przeciwko  okupantowi.

Jednak  gdy  jego  rówieśnicy  w  powojennej  Polsce  byli  mordowani  w  komunistycznych  więzieniach,  pisał:  „Byłoby  jakąś  ahistoryczną,  sentymentalną  ckliwością  nie  widzieć  tego,  że  każda  wielka  przemiana  dziejowa  pociąga  za  sobą  ofiary  także  w  ludziach.  Każda  rewolucja  społeczna  przeciwstawia  sobie  tych,  którzy  bronią  dotychczasowego  porządku  rzeczy,  i  tych,  którzy  walczą  o  nowy”  i  wzywał  Kościół  katolicki  do  potępienia  „band  podziemia”  i  zastosowania  wobec  nich  sankcji  kanonicznych.

Obiektem  ataków  Tadeusza  Mazowieckiego  był  także  „rewanżystowski”  i  „agenturalny”  rząd  londyński,  któremu  „ideologia  lancy  ułańskiej  na  usługach  kapitalistycznej  wolności  zasłoniła  historyczną  szansę  wydobycia  Polski  z  wielowiekowych  zaniedbań  cywilizacyjnych”.

Katolik  koncesjonowany

Bardzo  trafnie  o  środowisku,  z  którym  związany  był  Tadeusz  Mazowiecki,  wyraził  się  Prymas  Polski  Stefan  Wyszyński,  nazywając  ich  „katolickimi  odszczepieńcami  społecznymi”.  Starali  się  oni  przekonać  społeczeństwo,  że  można  połączyć  bolszewizm  z  katolicyzmem,  nie  zważając  na  dekret  Świętego  Oficjum  z  1949  r.  grożący  ekskomuniką  wszystkim  katolikom,  którzy  „wyznają  komunizm,  propagują  go  lub  współpracują  z  komunistami”.

Jako  lojalny  i  posłuszny  partii  propagandysta  w  1953  r.  został  redaktorem  naczelnym  „Wrocławskiego  Tygodnika  Katolików”.  Za  ten  awans  odwdzięczył  się  obrzydliwym  atakiem  na  księży  kurii  krakowskiej  oraz  ks.  bp.  Czesława  Kaczmarka.

Po  wydaniu  przez  sąd  wyroku  skazującego  ks.  bp.  Kaczmarka  na  12  lat  więzienia  nowy  redaktor  naczelny  „WTK”  pisał:  „Na  rozprawie  sądowej  zanalizowana  została  przestępcza  działalność  oskarżonych,  jak  i  jej  skutki.  Wychowanie  nacechowane  podejrzliwością  i  wrogością  wobec  postępu  społecznego,  atmosferą  środowiska  społecznego  rozniecającą  lub  choćby  tylko  podtrzymującą  bezwzględną  wrogość  wobec  osiągnięć  społecznych  Polski  Ludowej,  wpływy  polityczne  przychodzące  z  zewnątrz  i  wyrosła  na  tym  wszystkim  błędna  postawa  polityczna  ks.  bp.  Kaczmarka,  która  doprowadziła  go  do  kolizji  z  prawem  –  oto  sumarycznie  ujęte  przyczyny  działalności  przestępczej  oskarżonych.  Doprowadziły  one  do  czynów  skierowanych  przeciwko  interesom  własnego  narodu  i  postępu  społecznego  w  okresie  przedwojennym,  okupacyjnym  i  w  Polsce  Ludowej”.

Ten  atak  Mazowieckiego  na  Kościół  przypadł  w  sytuacji,  gdy  na  księży  zapadały  wyroki  śmierci,  a  w  więzieniach  przetrzymywano  ponad  tysiąc  księży.

Postępowy  katolik

W  1955  r.  Mazowiecki  rozstał  się  PAX-em  i  dwa  lata  później  zaangażował  się  w  tworzenie  Klubów  Postępowej  Inteligencji  Katolickiej,  które  uzyskały  aprobatę  władz.  W  1958  r.  Mazowiecki  zakłada  i  zostaje  redaktorem  naczelnym  „katolickiego”  miesięcznika  „Więź”,  do  którego  Episkopat  ustosunkowuje  się  krytycznie  ze  względu  na  propagowanie  lewicowych  poglądów.

O  środowisku  „Więzi”  Prymas  Stefan  Wyszyński  mówił:  „Mienią  siebie  katolikami  postępowymi,  ale  ten  ich  postęp  nie  idzie  do  przodu,  lecz  do  tyłu”.  Wkrótce  –  zgodnie  z  życzeniem  władz  –  otwarcie  zaangażowali  się  w  walkę  z  Prymasem,  któremu  Mazowiecki  zarzucał  anachroniczną  wizję  Kościoła,  zacofanie  i  konserwatyzm,  nieustępliwość  wobec  władz,  co  rzekomo  miało  utrudniać  nawiązanie  dobrych  stosunków  PRL  z  Watykanem.

W  1963  r.  Mazowiecki  razem  z  Jerzym  Turowiczem,  Andrzejem  Wielowieyskim  i  Stanisławem  Stommą  udał  się  do  Rzymu,  gdzie  podczas  Soboru  Watykańskiego  II  intrygowali  przeciwko  Prymasowi.  Jednym  z  ich  zarzutów  wobec  ks.  kard.  Wyszyńskiego  była  jego  maryjność.

Sam  Prymas  uważał,  że  ten  atak  jest  skierowany  nie  tylko  przeciwko  niemu,  ale  także  przeciwko  Wielkiej  Nowennie  przed  Milenium  Chrztu  Polski.  Autorem  tych  intryg  i  zleceniodawcą  działań  podjętych  przeciwko  Prymasowi  na  Soborze  był  Zenon  Kliszko,  o  czym  zresztą  ks.  kard.  Stefan  Wyszyński  pisał  w  wyjaśnieniu  wysłanym  do  Papieża  Pawła  VI.

Również  „Orędzie  biskupów  polskich  do  biskupów  niemieckich”  z  1965  r.  spotkało  się  z  atakiem  „Więzi”  i  Koła  Poselskiego  „Znak”,  w  którym  Mazowiecki  zasiadał  od  1961  roku.  Krytyka  ta  była  odpowiedzią  na  oczekiwania  władz  i  doskonale  współbrzmiała  z  komunistyczną  propagandą.  Prymas  krytykował  lewicowe  i  promarksistowskie  poglądy  prezentowane  przez  redakcję  „Więzi”,  a  pod  koniec  lat  60,  po  zamieszczonym  w  miesięczniku  artykule  na  temat  stanu  kapłańskiego  w  Polsce,  zabronił  duchowieństwu  pisania  w  periodyku  Tadeusza  Mazowieckiego.

Po  wydarzeniach  marca  1968  r.  wobec  dyskusji  środowiska  posłów  Koła  „Znak”  Mazowiecki  zdecydował  się  na  poparcie  Gomułki  i  lojalność  wobec  I  sekretarza  KC  PZPR.  22  lipca  1969  r.  pierwszy  sekretarz  uhonorował  Mazowieckiego  Krzyżem  Oficerskim  Orderu  Odrodzenia  Polski.  Tadeusz  Mazowiecki  ze  względu  na  brak  poparcia  nowej  ekipy  rządzącej  nie  uzyskał  zgody  na  kandydowanie  do  Sejmu  w  1972  roku.

Obdarzony  kredytem  zaufania

Powszechnie  uważa  się,  że  w  sierpniu  1980  r.  Mazowiecki  przywiózł  do  Stoczni  Gdańskiej  apel  poparcia  ze  strony  warszawskich  intelektualistów  dla  strajkujących  robotników.  W  rzeczywistości  był  to  apel  do  MKS  o  podjęcie  dialogu  i  wolę  kompromisu.  22  sierpnia  Tadeusz  Mazowiecki  i  Bronisław  Geremek  przyjechali  do  stoczni  i  zgłosili  się  do  prezydium  MKS,  oferując  pomoc  jako  doradcy.

Zaraz  potem  na  wniosek  Mazowieckiego  z  Warszawy  samolotem  przylecieli  kolejni  doradcy.  Miejsce  w  samolocie  załatwił  im  wojewoda  gdański,  a  na  Okęciu  w  pokonaniu  formalności  pomagał  pułkownik  MSW,  życząc  na  pożegnanie  „pożytecznej  pracy  dla  państwa  socjalistycznego”  (S.  Cenckiewicz,  „Anna  Solidarność”).

–  Pewnego  dnia  –  wspomina  Andrzej  Gwiazda  –  Mazowiecki  zaczął  nam  doradzać,  abyśmy  rezygnowali  z  rejestracji  wolnych  związków  i  zażądali  nowych  wyborów  do  rad  zakładowych.  Na  moje  zdziwienie,  że  to  chyba  jakaś  pomyłka,  usłyszałem:  „No  tak,  wiedzieliśmy,  że  się  nie  zgodzicie,  ale  musieliśmy  wam  tak  powiedzieć”.  Zaraz  też  złożyli  nam  drugą  propozycję,  abyśmy  się  rejestrowali  w  CRZZ.  Akurat  przechodziło  pięciu  stoczniowców,  więc  powiedziałem  im,  żeby  wyprowadzili  panów  doradców  za  bramę  stoczni,  a  jak  będą  chcieli  przyglądać  się  strajkowi,  to  załatwię  im  przepustki.  Na  drugi  dzień  wrócili  skruszeni  i  więcej  już  takich  propozycji  nie  składali.  Do  wyjaśnienia  pozostaje  kwestia,  kto  im  kazał  złożyć  te  propozycje  –  mówi  Andrzej  Gwiazda.

Mazowiecki  próbował  też  forsować  koncepcję  rejestracji  nie  jednego  związku,  ale  utworzenia  federacji  związków,  co  oczywiście  w  znaczący  sposób  osłabiałoby  jego  pozycję.  Zachowawcza  i  ugodowa  postawa  doradcy  „Solidarności”  musiała  być  bardzo  wyrazista,  skoro  w  styczniu  1981  r.  Jerzy  Urban  wystosował  list  do  I  sekretarza  KC  PZPR  Stanisława  Kani,  w  którym  proponował,  aby  jako  przeciwwagę  dla  „Solidarności”  utworzyć  rząd  koalicyjny  z  „katolikami  typu  Mazowiecki”.

Urban  oczywiście  nie  pełnił  jeszcze  wtedy  żadnych  funkcji  w  rządzie,  bo  jego  rzecznikiem  został  pół  roku  później,  ale  to  z  pewnością  ciekawa  ocena.

Po  wprowadzeniu  stanu  wojennego  Tadeusz  Mazowiecki  został  internowany,  przez  następne  lata  pełnił  funkcję  doradcy  Lecha  Wałęsy.  W  1989  r.  został  zaproszony  do  obrad  Okrągłego  Stołu,  przy  którym  odgrywał  kluczową  rolę,  a  jednocześnie  był  podobnie  jak  Bronisław  Geremek,  Marcin  Król  czy  Stefan  Bratkowski  zwolennikiem  daleko  idących  ustępstw  wobec  władzy.

Ochroniarz  układu

–  W  1990  r.  jechałem  z  Mazowieckim  pociągiem  do  Gdańska  i  zapytałem  go  o  to,  jakie  powinny  być  perspektywy  naszych  dalszych  działań  –  opowiada  Piotr  Ł.  Andrzejewski,  wieloletni  senator.  –  W  odpowiedzi  usłyszałem:  „Panie  mecenasie,  nie  możemy  zrobić  niczego,  co  nie  byłoby  w  ich  interesie”.

Rzeczywiście  interes  władz  PRL  został  przez  premiera  dobrze  zabezpieczony.  Opozycyjni  działacze  stanu  wojennego  z  goryczą  przyjęli  nominację  na  szefa  MSW  (i  na  stanowisko  wicepremiera)  gen.  Czesława  Kiszczaka,  a  na  szefa  MON  gen.  Floriana  Siwickiego.  Pod  ich  rządami  funkcjonariusze  dawnego  systemu  natychmiast  przystąpili  do  czyszczenia  archiwów  i  palenia  akt.

Polityka  grubej  kreski,  jaką  wprowadzał  w  życie  Mazowiecki,  prowadziła  do  licznych  protestów  młodzieży,  która  postrzegała  kontraktową,  pomagdalenkowską  rzeczywistość  jako  zdradę.  W  tym  przekonaniu  utwierdzało  ich  zachowanie  rządu,  który  nie  wahał  się  w  styczniu  1990  r.  wysłać  ZOMO,  przemianowane  na  Oddziały  Prewencji  MO,  do  rozpędzenia  demonstracji  przed  Salą  Kongresową  w  Warszawie,  gdzie  odbywał  się  ostatni  zjazd  PZPR.

Jednak  znacznie  bardziej  haniebnie  zachował  się  premier  Mazowiecki,  kiedy  kazał  oddziałom  prewencji  i  brygadzie  komandosów  rozpędzić  młodzież,  która  zajęła  budynek  KW  PZPR  w  Gdańsku,  aby  uniemożliwić  rozpoczęte  już  palenie  akt.  OMPO  rozbiły  także  demonstrację  zawiązaną  spontanicznie  w  pobliżu  budynku  partii.

W  wyniku  czyszczenia  archiwów,  za  przyzwoleniem  premiera  Tadeusza  Mazowieckiego,  bezpowrotnie  zniszczonych  zostało  setki  tysięcy  dokumentów  –  m.in.  prawie  wszystkie  materiały  Departamentu  IV  MSW,  który  zajmował  się  walką  z  Kościołem.  Dawni  funkcjonariusze  aparatu  represji  po  pozytywnej  weryfikacji  zasilali  szeregi  UOP,  milicjanci  przeszli  do  policji,  a  komu  to  nie  odpowiadało,  szedł  na  emeryturę  lub  do  biznesu.

(...)

Anna  Kołakowska

Całość w "Naszym Dzienniku", 4 listopada 2013

Tytuł mój — Andy

 

8 komentarzy

avatar użytkownika Andy-aandy

1. Próbowaliśmy dociec, czym zajmowała się "komisja Michnika"

Krótka pamięć historyków

Od 12 kwietnia do 27 czerwca 1990 r., czyli przez 76 dni, cztery osoby miały dostęp do archiwów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Byli to:
Adam Michnik, ówczesny poseł i redaktor naczelny "Gazety Wyborczej",
prof. Andrzej Ajnenkiel, historyk,
prof. Jerzy Holzer, historyk, oraz
Bogdan Kroll, ówczesny dyrektor Archiwum Akt Nowych.

Na temat prac tej komisji, zwanej potocznie "komisją Michnika", narosło wiele mitów, przede wszystkim dlatego, że o jej działaniach.
(...)

Antoni Macierewicz, dzisiaj poseł Ruchu Katolicko-Narodowego, wcześniej minister spraw wewnętrznych, twierdzi, że prof. Ajnenkiel kłamie, gdy mówi, że komisja miała dostęp jedynie do niż nieznaczących materiałów. - Profesor co innego na temat zawartości akt - do których miał dostęp w 1990 r. - mówił w 1993 r. - zaznacza Macierewicz. - Przynajmniej jeden z członków "komisji Michnika" był tajnym współpracownikiem PRL-owskiego aparatu terroru i to było wiadome od dawna. Były szef MSW twierdzi, że pracownicy archiwum, którzy przebywali razem z "komisją Michnika", zapewniali go, że jej członkowie mogli nie tylko czytać "teczki", ale mieli możliwość wynoszenia dokumentów.
(...)

WŁODZIMIERZ KNAP

Cytowane za: http://www.antyk.org.pl/ojczyzna/agentura/komisja.htm

 Andy — serendipity

avatar użytkownika Andy-aandy

2. T. Mazowieckiego, od czasów stalinowskich w „postawie służebnej"

Obawiam się bowiem, że po prezydencie Komorowskim niczego dobrego Polska spodziewać się nie może, odkąd - Bóg jeden wie dlaczego - napisał w lipcu 2011 roku to haniebne zdanie, odczytane następnie z miedzianym czołem przez starego faryzeusza, Tadeusza Mazowieckiego, od czasów stalinowskich znanego z „postawy służebnej” - że naród polski musi przyzwyczaić się do myśli, że był również sprawcą - to znaczy sprawcą zbrodni II wojny światowej. 


 Łamiąc w ten sposób prezydencką przysięgę [Komorowski] stracił moralne prawo do sprawowania urzędu prezydenta, a sprawując tę funkcję nadal, firmuje tylko okupację kraju przez soldateskę, która wysunęła go do tej godności i na niej utrzymuje. 


Cytat za: Stanisław MICHALKIEWICZ
"Żydzi nie rezygnują z rabunku Polski",

 Andy — serendipity

avatar użytkownika basket

3. W nagrodę:

iście królewski pogrzeb w Niedzielę, z armia biskupów, żałobą
narodową, lawetą, salwą honorową, Dzwonem Zygmuntowskim,
hołdem Kerry`ego, listami od Obamy, Merkel itp.
Idzie nam dobrze - S.Peres.

basket

avatar użytkownika kazef

4. Trzeba przypomnieć te fakty

w chwili, gdy PAD chce stawiać Mazowieckiemu pomnik.

avatar użytkownika gość z drogi

5. "trzeba przypomnieć te fakty"szczególnie,ze my jeszcze żyjemy

i pamietamy tamte dziwne czasy ,czasy pana mazowieckiego, i gdy mówiliśmy

"był już jeden mazowiecki,ten co nam krzyżaków na kark sprowadził",...
to niektórzy ówcześni płonęli oburzeniem na te słowa :)
pozdrowienia :)

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

6. PAMIĘTAMY!



Chciał służyć Bogu i Ojczyznie Ks. Stanisław Suchowolec (1958-1989) zamordowany przez bezpiekę.

i patriotyzm. Ojciec- Marian Suchowolec, ranny we wrześniu 1939 roku, żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na ...

Temat na forum - Maryla - 19.10.2011 - 12:42 - 24 odpowiedzi

Zabić księdza!

w podejrzanych okolicznościach trzej katoliccy księża: Stefan Niedzielak, Stanisław Suchowolec i Sylwester Zych. ...

Wpis w blogu - Lech Mucha - 08.10.2016 - 09:51 - 2 odpowiedzi

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

7. szanowna Pani prezes,my pamietamy

ale w tym samym momencie ktos bezczelnie kpiąc z rzeczywistości
mówi,ze
morderstwo naszego Solidarnościowego Kapelana było niezamierzonym wypadkiem przy pracy
cytuję oczywiście z głowy ale sens taki własnie jest
Celowo nie wyminiam nazwiska awtora,bo i po co ,mnie
jednak nurtuje inna rzecz
co na prawdę miał na mysli awtor tego ochydnego stwierdzenia ?
/oprócz zaistnienia na arenie cyrku/
i natychmiast przypomina sie zamordowany syn Petki śp B,Sadowskiej,czy legendarny student z Krakowa,czy to tez niezaplanowane wypadki przy pracy ?
serd pozdrowienia z drogi do Celu

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

8. 30 lat minęło, a


30 lat minęło, a współpracownicy Tadeusza Mazowieckiego wciąż wierzą w bajki. I opowiadają kuriozalne bajki


Jeśli Mazowiecki „był samodzielnym dysponentem władzy”, kto miał
władzę nad wojskiem, esbecją, milicją, agenturą i ogromną siecią
ich wpływów?
autor: Fratria/Twitter

Nic
bardziej kuriozalnego nie można było w ostatnim tygodniu (a może
podczas całych wakacji) przeczytać. Oto „współpracownicy” Tadeusza
Mazowieckiego, choć zgłosili się też kibice oraz notoryczni podpisywacze
czegokolwiek, zaapelowali, żeby „powiedzieć dość”. Jeśli bowiem nie
powie się dość, wszyscy będą mieli wszystkiego dość. Mówią więc dość
m.in. Bronisław Komorowski, Leszek Balcerowicz z żoną Ewą, Iwo Byczewski
z żoną Anną Nehrebecką, Izabela Cywińska, Jan Dworak, Władysław
Frasyniuk, Andrzej Friszke, Konstanty Gebert, Aleksander Hall, Ireneusz
Krzemiński, Waldemar Kuczyński, Roman Kuźniar, Małgorzata Niezabitowska,
Janusz Onyszkiewicz, Ernest Skalski, Jerzy Stępień, Hanna Suchocka,
Marcin Święcicki czy Jan Widacki. Mówiąc dość, jednocześnie „dościowcy”
stawiają pomnik Tadeuszowi Mazowieckiemu, premierowi od 12 września 1989
r. do 12 stycznia 1991 r., żeby było się o co oprzeć. Tamten rząd
to spiż nad spiże, a właściwie to diament, a nawet świeżo odkryty,
supertwardy cyklokarbon.

Akurat 30 lat temu
(24 sierpnia 1989 r.) Sejm powierzył Tadeuszowi Mazowieckiemu misję
tworzenia rządu, więc apel „dościowców” jest rocznicowy.
A jak
już powierzył, to obdarowany „od podstaw zbudował rząd jako fundament
demokratycznej władzy”. Zapewne chodzi o wzór na wieczne czasy, czyli
nawet po tym, jak za jakieś 4,5 mld lat Ziemia przestanie istnieć
w obecnej formie. Chyba nieprzypadkowo „dościowcy” jako jedną
z najważniejszych cech premiera Mazowieckiego wymieniają to,
że „koalicyjność traktował poważnie”. A chodzi o nie byle jakich
koalicjantów, bo Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą, Zjednoczone
Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne. I nawet z takimi
koalicjantami „był samodzielnym dysponentem władzy państwowej”.

Ale
jeśli Tadeusz Mazowiecki „był samodzielnym dysponentem”, to istnieje
pewien drobny kłopot. Kto był bowiem wtedy samodzielnym dysponentem
władzy nad wojskiem, esbecją, milicją, agenturą i ogromną,
wszechobejmującą siecią ich wpływów, także w biznesie, bankach, mediach,
nauce i kulturze. Z dokumentów i faktów wynikałoby, że dysponentami
byli jednak bardzo zasłużeni i sprawdzeni w Moskwie towarzysze
generałowie Wojciech Jaruzelski (od 19 lipca 1989 r. prezydent PRL,
a potem RP), Czesław Kiszczak (szef MSW), Florian Siwicki (szef MON).
A poza nimi równie zasłużeni i zaufani gen. Henryk Dankowski i płk Jerzy
Karpacz (szefowie Służby Bezpieczeństwa; ten ostatni do 11 maja 1990
r.), generałowie Władysław Pożoga i Zdzisław Sarewicz (szefowie wywiadu
i kontrwywiadu esbecji), gen. Edmund Buła (szef Wojskowej Służby
Wewnętrznej, czyli bezpieki w armii). I to ci towarzysze decydowali
najpierw o skopiowaniu wszelkich wartościowych akt i przesłaniu ich
sowieckim towarzyszom, a potem niszczeniu tego, co chcieli,
prywatyzowaniu akt, żeby mieć „kompromaty”, szantażowaniu najbardziej
wartościowej agentury i posługiwaniu się nią do zachowania wpływów.
A warto przypomnieć, że agentura miała poczesne miejsce w rządzie
po stronie „solidarnościowej”.

Cały peerelowski,
sowiecki, esbecki i agenturalny bagaż „dościowcom” nie przeszkadzał,
bo przecież demokracja wtedy kwitła. A dopiero „od przejęcia władzy
przez Prawo i Sprawiedliwość dzieją się w Polsce rzeczy budzące głęboki
niepokój”.
Wprawdzie formalnie PiS rządzi „zgodnie z udzielonym
przez wyborców mandatem”, jednak robi to „nadużywając i łamiąc
Konstytucję”. W efekcie „od czterech lat państwo prawa, oparte
na równorzędności i podziale władz zastępowane jest władzą w rękach
Jarosława Kaczyńskiego” i „obezwładniane są mechanizmy demokracji”.
Te wszystkie zbrodnie przeciw demokracji osłania „propaganda
przypominająca najgorsze czasy komunistycznego bezprawia”. Co innego
w drugiej połowie 1989 r. czy w pierwszej połowie 1990 r.

Tak
się składa, że o kwitnącej demokracji z udziałem Jaruzelskiego,
Kiszczaka, Siwickiego, Dankowskiego, Karpacza, Pożogi, Sarewicza i Buły
rozmawiałem z kilkoma ważnymi uczestnikami tamtych wydarzeń, m.in.
z ówczesnym podsekretarzem w MSW, a potem ministrem spraw wewnętrznych
i krótko szefem Urzędu Ochrony Państwa Krzysztofem Kozłowskim (ważną
moją rozmowę z nim pod koniec lat 90. opublikował tygodnik „Wprost”,
gdzie wtedy pracowałem). I Krzysztof Kozłowski opowiadał, jak
po najważniejszych wtedy urzędach i instytucjach państwa swobodnie
poruszali się nie tylko ludzie służb PRL (mający specjalne przepustki),
ale też cały tabun sowieckich towarzyszy (też mających specjalne
przepustki, i to najwyższego uprzywilejowania). Mało tego, ci sowieccy
towarzysze mieli własny system łączności: specjalne kable biegły
do ambasady ZSRS oraz tajnych lokali sowieckich służb w Warszawie.
Na pytanie, dlaczego z tym od razu nie skończono, minister Kozłowski
odpowiadał, że bano się powstania esbeckiej konspiracji, która
wzmocniona przez „radzieckich” mogłaby być groźna dla państwa.
Degrengolada funkcjonująca praktycznie do końca 1990 r. najwidoczniej
groźna nie była.

„Dościowcy” zdają się kompletnie nie
pamiętać o swobodnym hasaniu bezpieki i „radzieckich” po urzędach
i instytucjach ówczesnego państwa, bo to niezbyt chlubny rozdział w ich
życiorysach. I tego, że to państwo było atrapą, pełną wielkich dziur.

Najważniejsze, że mają dobre samopoczucie. I ono pozwala im bredzić,
że rządy PiS „trzeba przerwać”, póki ten reżim „nie dosięgnie mechanizmu
wyborów, także zmieniając je w fikcję”. Wtedy bowiem „zatoczymy krąg
i wrócimy do państwa z kierowniczą rolą jednej partii”. Czyli de facto
do tego, co sami firmowali w latach 1989-1990, a co było schowane
za atrapą, i co miało negatywny, a wręcz patologiczny wpływ na rozwój
oraz stan Polski w następnych prawie trzech dekadach. Z tego punktu
widzenia „dościowcy” byli utrwalaczami PRL w III RP, a nie
jej burzycielami.

Teraz „dościowcy” czują w sobie prawo moralne,
żeby przestrzegać, ostrzegać i straszyć, bo „nadejszła” (jak mawiał
Kazimierz Pawlak) „przełomowa chwila dla Ojczyzny! Komu jej los nie jest
obojętny, komu nie obojętne, czy jego dzieci będą żyły w pokoju
i wolności, ten powinien głosować 13 października. O to apelujemy,
w dniu, gdy Sejm powierzył Tadeuszowi Mazowieckiemu misję tworzenia
pierwszego rządu bez kierowniczej roli partii”. Czyli Jaruzelski nie był
prezydentem, a Kiszczak, Siwicki, Dankowski, Karpacz, Pożoga, Sarewicz,
Buła i tabuny bezpieczniaków oraz „radzieckich” nie robili, co chcieli.
Ładna bajeczka, tylko nieprawdziwa. Gdy „dościwocy” nadymają
się, żeby nie brać „na sumienia tego, co może się stać, gdy PiS dostanie
na kolejne lata możliwość niszczenia demokratycznego państwa” i odsunąć
„ich od władzy”, traktują Polaków jak stado baranów, jeśli nie bez
rozumu, to przynajmniej bez pamięci.


autor:

Stanisław Janecki

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl