wielu z Was cytuje,co mam być gorszy?,a ciach go tekstem :p

avatar użytkownika TW Petrus13

czy maszyny mogą myśleć?

"Są takie pozornie niewinne pytania, na które głupiec tylko, albo człowiek zaślepiony swymi przesądami, co często w praktyce na...""Są takie pozornie niewinne pytania, na które głupiec tylko, albo człowiek zaślepiony swymi przesądami, co często w praktyce na jedno wychodzi, może udzielić niedwuznacznej odpowiedzi. Człek racjonalny nie skory jest na nie odpowiadać, a przyparty do muru wije się jak piskorz, robi różne uniki i w końcu wygłasza zdanie nafaszerowane zastrzeżeniami, jak dobry strudel jabłkiem i tak jak on tak zawinięte, że nie sposób ich rozwikłać. Jedno z takich pytań brzmi: czy maszyna może myśleć? (Zazwyczaj formułuje się je trochę inaczej: czy komputer może myśleć?). Inne, niby to akceptujące hipotezę Wielkiego Wybuchu, czyli powstania Kosmosu w jakimś odległym - ale nie nieskończenie! - punkcie czasoprzestrzeni, z wdziękiem pensjonarki docieka, co też było przed Wielkim Wybuchem? Na pozór łatwo odrzec, że przed Wielkim Wybuchem niczego nie było, ale jeśli tak, to nie było też czasu, a jeśli nie było czasu, to skąd wiadomo, że było to "przed"? A może jednak przed Wielkimi Wybuchem był czas? Sam, golutki czas, w którym nie zachodziły żadne zjawiska, w którym nic nie trwało. Tak sobie ten wolny od wszelkich pomiarów czas płynął i płynął. A co świadczyło, po czym można było poznać, że płynie? A może on zamarły był, ten czas przed Wielkim Wybuchem? "Stojący", jak zegar po pradziadku, co na kredensie ku ozdobie stoi. A czy wobec braku jakichkolwiek świadków i świadectw w ogóle można odróżnić czas stojący od płynącego? Płynący wartko od wlokącego się? A co to za czas, którego biegu nie można odróżnić od zamarcia? Więc może jednak czasu też nie było, a przeto nie było żadnego "przedtem"? No, ale jeśli tak, to znaczy, że zawsze jest i było po Wielkim Wybuchu. I samo pytanie "co było przed Wielkim Wybuchem?" nie ma sensu, jeśli przez "Wielki Wybuch" będziemy pojmować powstanie całej materii i energii (w jakiejś tam kombinacji) w jednym punkcie czasoprzestrzeni. Może więc nie jest prawdą, co głosi powtarzane porzekadło, że nie ma głupich pytań, tylko odpowiedzi. Podobnie z tym pytaniem o myślące maszyny. Ale - tym razem - do rzeczy podejdziemy nieco dokładniej. Zacznijmy od tego, że chociaż oswoiliśmy się nieco z pojęciem "myślących maszyn", to już pytania "czy maszyna może umrzeć?", większość z nas nie potraktuje inaczej niż jako chwyt retoryczny, albo poważną niezgrabność językową. Gdyby ktoś mówił o "umieraniu maszyn", wiedzielibyśmy, że używa przenośni. "Umierać" to w codziennej polszczyźnie czasownik zastrzeżony dla ludzi, w literackiej polszczyźnie mogą umierać także drzewa, ale maszyny - nigdy. Podobnie z rodzeniem się: co prawda czytamy czasem, że gdzieś tam na deskach projektantów rodzi się nowy model samochodu, ale doskonale wiemy, że to tylko przenośnia i to w dodatku mocno wyświechtana. Maszyny na ogół się nie rodzą. A więc ani się nie rodzą, ani nie umierają. Wobec tego chyba nie żyją, prawda? W takim razie, pytając "czy maszyny mogą myśleć?", pytamy o to, czy coś, co nie żyje, może myśleć. W podtekście pytania tkwi więc przyzwolenie na rozłączenie myślenia i życia, dopuszczenie, że myślenie może być atrybutem materii nieożywionej. W zupełnej sprzeczności z kartezjuszowskim cogito ergo sum, ale kto by się tam przejmował dawnymi myślicielami! Przyjąwszy kiedyś myślenie za cechę wyróżniającą gatunek ludzki, człowiek myślący nie jest skory uznawać, że inne zwierzęta też mogą myśleć. No, czasem, w bajkach to może, ale w życiu nie godzimy się na to, aby byle kijankę albo i orangutana nawet traktować jako istotę myślącą. Wielu z nas z trudem przychodzi uznanie zwierząt za istoty czujące, obdarzone świadomością. No bo i co za świadomość swego "ja" może mieć na przykład taka mrówka, nie mówiąc już o pantofelku czy też innej amebie. I wszystkie doniesienia o egoistycznym DNA najmarniejszej choćby bakterii niewiele tu zmieniły. Rysuje się więc niezły dylemat: odrzucamy występowanie świadomości u wielu istot żywych, dopuszczamy myślenie materii nieożywionej. Czyż byśmy więc godzili się na to, że myślenie może być jakoś oddzielone od świadomości, czy też na to, że maszyny dysponują świadomością? Myślenie bez świadomości myślącego podmiotu nie pokrywa się z normalnym pojmowaniem tego czasownika. Albo inaczej: "myślenie nieświadomego podmiotu" jest pojęciem nowym; niezależnie od jego definicji (która nie będzie prosta do nie-tautologicznego sformułowania!) zamienne używanie tego nowego pojęcia i pojęcia "myślenia" w jego tradycyjnym sensie jest niedopuszczalne. Jeśli przeto czynności wykonywane przez komputer zechce ktoś nazwać myśleniem nieświadomego podmiotu, to proszę bardzo, nie ma żadnego problemu. Byleby tylko pamiętać, że jest to jedynie nazwa, ani lepsza, ani gorsza niż jakaś inna, dotychczas nie używana. Pomijając tedy frywolne igraszki terminologiczne, tj. obstając, że mówiąc "myśli" mamy na uwadze czynność zakładającą co najmniej świadomość myślącego podmiotu, tak samo jak mówiąc o spalaniu zakładamy obecność tlenu, nie pozostaje nam nic innego, jak uznać, że myśląca maszyna musi mieć świadomość. Dobrze, dobrze - ale, pardon, jaką świadomość? Świadomość czego? Ano, tu odpowiedzi mogą być nader różne. Od świadomości swojej egzystencji (tu zza obłoków energicznie potakują i Kartezjusz, i Sartre, i Jung, i nawet całe kółko wiedeńskie, jednym słowem "cały szereg" filozofów), do świadomości dobra i zła (tu z jeszcze większej wysokości życzliwie mruga Oko Opatrzności). Od świadomości doznań (bólu, przyjemności, głodu), do świadomości swej misji (zadań, popędu płciowego, roli w porządku rzeczy). Od wolnej woli (i poczucia siły względnie niemocy) do współczucia (czy, jak kto woli, instynktu stadnego). W mniejszym lub większym stopniu wszystkie te (a także sporo innych) ingrediencji mieści się w zwyczajowym pojmowaniu świadomości, stanowiącej warunek wstępny myślenia. Naturalnie, można się sprzeczać o te czy inne szczegóły, a zwłaszcza o względną wagę poszczególnych składowych. Nie warto, zwłaszcza tu, bo rzecz nie w tych czy innych proporcjach, lecz w tym, że skrajnie mało prawdopodobne jest, by ktokolwiek zechciał przypisać którykolwiek z wymienionych atrybutów jakiejkolwiek realnej maszynie. Zwroty przypisujące jakiejś maszynie doznawanie przyjemności, okazywanie współczucia, uświadomiony popęd płciowy czy troskę o inne maszyny (lub ludzi) skłonni jesteśmy akceptować tylko w konwencji fantastyki. Ba, po użyciu takich zwrotów nieomylnie rozpoznajemy gatunek literacki. Pytanie o to, czy maszyny mogą myśleć, ma sens tylko w tej samej konwencji. W konwencji realnego świata nie dopuszcza ono odpowiedzi, każda będzie tak samo bezsensowna, jak samo pytanie. Znajdą się, być może, czytelnicy, którzy poczują się zawiedzeni tym tekstem, na przykład dlatego, że uważają, iż na każde pytanie gramatycznie dopuszczające odpowiedź "tak/nie" zawsze można poprawnie udzielić twierdzącej lub przeczącej odpowiedzi. Takie właśnie pouczenie wygłosił pewien sędzia, zdenerwowany wymijającymi odpowiedziami świadka. A wówczas świadek spytał: A czy wysoki sąd przestał już bić swoją czcigodną małżonkę?"

4 komentarze

avatar użytkownika TW Petrus13

1. dostałem to pocztą,gdzie mam silne wsparcie :)

i odpowiedziałem,(zapewniam ) najlepiej jak umiałem
"być albo nie być. Jednak w prawym głuchym uchu wciąż słyszę ponaglenia,nie żyjesz dla siebie!. Żyjesz dla tych,dla których prosiłeś o życie.Wesz co myślałem sobie że coś wiem,i to jest tylko moje.Okazało się że,już ktoś przede mną to odkrył (ba nawet co dzień to udowadnia) a ja biedny amator naukowiec,wciąż codziennie odkrywam to na nowo.Niech mnie ktoś wreszcie upewni,czy jestem (bezwolną) maszyną,czy nadal Homo-Sap!-ie-ns"


 

avatar użytkownika guantanamera

2. @Petrus

Przyznam, że zakończenie tekstu - czyli ta rozmówka z sędzią - bardzo mnie rozbawiła ...

avatar użytkownika UPARTY

3. Sprawa Wielkiego Wybuchu jest o wiele poważniejsza, gdyż

nie chodzi tu o wiarę w Boga w sensie abstrakcyjnym- zawsze ta wiara jest abstrakcyjna, bo Boga nie możemy sobie wyobrazić, a o wiarę Objawieniu. Wieki Wybuch daje nam dowód nie tyle na istnienie Boga co dowód na nadprzyrodzony charakter Objawienia, które powinniśmy traktować jako instrukcję obsługi człowieka w społeczeństwie.
By wyjaśnić ten problem dam przykład nieznośnego dziecka, które wychodzą z domu nie chce założyć czapki i domaga się od mamy uzasadnienia dla jej polecenia.
Dialog wygląda mniej więcej tak:
M:Załóż czapkę bo jest zimno!
D: A dlaczego jest zimno?
M:Do jest zima
D:A dlaczego jest zima?
M: Bo coś kiedyś "kopnęło" Ziemię i nie krąży ona po orbicie prostopadłej do swojej osi, więc Słońce raz grzeje mocniej a raz słabiej.
D:A dlaczego słońce grzeje?
M: Bo był Wielki Wybuch i powstały atomy, które się na wzajem przyciągały aż wreszcie tyle się ich przyciągnęło, że powstało Słońce.
D:A dla czego był wielki wybuch
M: Nie wiem
D: A wiesz jaki on był i czy w ogóle był?
M: Nie wiem!
D:To dlaczego mam założyć czapkę, skoro cały twój wywód opiera się o niewiedzę?

I w tym momencie mamusia musi zmienić narrację i powiedzieć dziecku, że wcale nie musi zakładać czapki na głowę z powodów logicznych, bo wszystko co mówiła do tej pory jest logiczną niedorzecznością a z powodów obserwacji statystycznej, z której wynika, że prawie 100% dzieci, które wychodziły zimą z domu bez czapki ciężko chorowało

Rezolutne dziecko w takiej sytuacji postanawia dalej męczyć mamusię.
To po co komu logika i wiedza, skoro nawet nie można logicznie uzasadnić konieczności założenia czapki, a wręcz można powiedzieć, że taki wymóg jest niedorzecznością?

Tutaj mamusia ma problem i zaczyna mętnie mówić o tym, że zasady logiki są zasadami funkcjonowania świata i pozwalają na zachowywać się rozsądnie oraz przewidywać skutki swoich działań itp.
Na to rezolutne dziecko mówi, że skoro skoro każdy moment dziejów świata jest niepowtarzalny, to dlaczego obserwacje statystyczne z innej rzeczywistości chcesz stosować mając świadomość iż jest to nieprawidłowe?

Mamusia, o ile jest niewierząca w tym momencie wymięka i co najwyżej mówi o dużym prawdopodobieństwie wynikającym z małej różnicy dziennej miedzy rzeczywistością poprzednia a obecną.

Natomiast mamusia wierząca mówi inaczej:

Ja wierzą, że Bóg w pewnym momencie stworzył Niebo i Ziemię, że w pewnym momencie ta rzeczywistość wybuchła.

Jeżeli stan emocjonalny mamusi jest prawdziwy, to logika nadaje się do weryfikacji każdego następnego kroku w rozumowaniu. Przestaje być ono niedorzecznością logiczną a staje się albo prawdą albo fałszem
W ten sposób możemy przy pomocy logiki przewidywać nie tylko skutki swoich działań, ale również i weryfikować swoje obserwacje.
To nadaje sens obietnicy Chrystusa, że jeżeli będziemy mieć w sobie choć trochę wiary to będziemy mogli góry przesuwać do morza i robić ze światem, co chcemy. Znając zasady funkcjonowania świata będziemy mogli go dowolnie kształtować. Po prostu zbudujemy sobie koparkę, która na tyle wzmocni nasze mięśnie, że "myk, myk" i góra jest w morzu. Jak nie będziemy wierzyli, to sobie jej nie zbudujemy, bo nie będziemy mogli odróżnić prawdy od niedorzeczności!
Ale mi się zebrało na katechezę!

uparty

avatar użytkownika TW Petrus13

4. reflekja godna uwagi ;)

Dawno dawno temu,(kiedy jeszcze pracowałem w ZEG) z podbitym okiem do pracy przyszła młoda mężatka. Na pytanie koleżanek "w domu była awantura?" odpowiedziała tak,ale mnie kocha. Szwagier twierdził niezbicie że, baba jak nie jest bita,to jej wątroba gnije. Większość pań,to masochistki z wyboru bądź z przymusu. Zapewne czytające ten tekst panny pisną z zachwytu, aktualne żony skwitują wdzięcznym grymasem ,a wdowy odetchną z ulgą.No a jakie wyciągnąć wnioski z tych historyjek na Dzień Kobiet,im bardziej uwielbiana,tym więcej ma sińców na ciele.Więc Wszystkim Paniom w Dniu Ich Święta życzę (szczególnie młodym mężatkom) podbitego oka (na nawet obu jeśli bardzo kocha),i nadgryzionego ucha,jeśli owa nie słucha :)