Hiroszima i Nagasaki – Różaniec silniejszy od bomby atomowej…

avatar użytkownika intix

 

 

 6 sierpnia 1945r. o godzinie  8:15 … Hiroszimę dosięgła zagłada...

 9 sierpnia 1945r. o godzinie 11:02 …Nagasaki spotkało to samo…

 

Znalezione obrazy dla zapytania Hiroszima i NagasakI _ Różaniec silniejszy od bomby atomowej

 

Na Hiroszimę i Nagasaki zrzucono bomby atomowe. Piloci, którzy to uczynili, byli w tym celu szkoleni przez 6 miesięcy, aby śmiercionośne bomby trafiły w ściśle określone miejsca.

 

Na sześć miesięcy przed atomowym atakiem lotnictwa USA w tych miastach pojawiło się dwóch mistyków, którzy trzem milionom katolików głosili konieczność nawrócenia, odmawiania Różańca i pokuty jako jedynego ratunku przed czekającymi dniami nieszczęść. Nawoływali oni japońskich katolików, aby przygotowali się, żyli w stanie Łaski Uświęcającej, często przyjmowali Sakramenty Święte, nosili sakramentalia, byli ostrożni z kim obcują, a w swoich domach trzymali poświęconą wodę i świecę (gromnicę) i odmawiali codziennie Różaniec (przynajmniej jedna część).

 

Znalezione obrazy dla zapytania Hiroszima i NagasakI _ Różaniec silniejszy od bomby atomowej

 

Po atomowym ataku okazało się, że bomba w Hiroszimie została zrzucona o 5 mil od zaplanowanego celu i wylądowała w samym centrum społeczności katolickiej. W Nagasaki bomba zboczyła o 3,5 mili od zaplanowanego celu, którym było miejsce zamieszkania tamtejszych katolików. W obydwu miastach wszystko zostało zrównane z ziemią tak, jakby samo słońce spadło na ziemię i wszystko spaliło… Jak się okazało nie wszystko.

 

W obydwu miastach ocalało po jednym budynku. W jednym było 12 osób, a w drugim 18

i pozostali nietknięci. Otaczające dom podwórka i trawa były również nietknięte.

Przed domem na ganku w Hiroszimie był kot, a poza domem ogródek z pomidorami

i winogronami. Nic nie zostało zniszczone, ani potłuczonej szyby, ani potłuczonej dachówki!

 

Specjaliści Armii Stanów Zjednoczonych przez kilka miesięcy obserwowali ten niezwykły fenomen i próbowali zrozumieć, w jaki sposób oba domy wraz z ich mieszkańcami

i otaczającym je dobytkiem mogły ocaleć. W końcu doszli do przekonania, że nie było tam niczego, co po ludzku mogłoby ocalić te domy przed zburzeniem.

Stwierdzili, że to musiała zadziałać siła nadprzyrodzona.

 

Uratowani opowiadali, że w nocy poprzedzającej atak bombowy usłyszeli puknie do drzwi. Ukazał się im Anioł, który powiedział: „Chodźcie ze mną”. Zabrał ich do bezpiecznego domu, w którym była rodzina wierna wezwaniom Matki Bożej i wypełniała Jej polecenia codziennie, przez 6 miesięcy odmawiając Różaniec.

 

Znalezione obrazy dla zapytania Hiroszima i NagasakI _ Różaniec silniejszy od bomby atomowej

 

Katedra w Hiroszimie została całkowicie zniszczona za wyjątkiem figur Najświętszego Serca Jezusowego i Niepokalanego Serca Maryi, które pozostały nietknięte.

 

Do dzisiejszego dnia wszyscy ocaleni żyją. Jeden z nich jest księdzem (ks. Hubert Schiffler). Powiedział on, że od tego czasu setki „ekspertów”, badaczy studiowało, czym mógłby się różnić ów ocalały dom od kompletnie zburzonych.

Ks. Schiffler podkreślił, że dom ten różnił się od pozostałych jednym: w tym domu posłuchano wezwań Matki Bożej do codziennego odmawiania Różańca!

http://www.zdrowaśka.pl/hiroszima-i-nagasaki-rozaniec-silniejszy-od-bobmy-atomowej/

 

* * *

Niezwykła historia ośmiu jezuitów ocalałych z Hiroszimy

 

Przeżyli wybuch bomby atomowej, która zniszczyła wszystko dookoła. W jaki sposób można wytłumaczyć to niezwykłe wydarzenie?

 

Znalezione obrazy dla zapytania Hiroszima i NagasakI _ Różaniec silniejszy od bomby atomowej

 

Jest 6 sierpnia 1945 r. Amerykański bombowiec B-29 krąży po błękitnym niebie nad japońskim miasteczkiem Hiroszima. Niczego niespodziewający się mieszkańcy ledwie spoglądają z ziemi na samolot, nieświadomi tego, że ma on śmiercionośny ładunek, z którego siły rażenia tak naprawdę nikt jeszcze nie zdawał sobie sprawy. Ładunek, którego moc miała być właśnie na nich wypróbowana.

 

Zrzucona bomba w mgnieniu oka zmiotła miasto z powierzchni ziemi.

Domy rozpadły się, a ludzie zwyczajnie wyparowali.

Ogromna kula ognia wzniosła się ku niebu, a potworna fala rozgrzanego gazu rozniosła zgliszcza w promieniu kilkunastu kilometrów.

 

Pośród mieszkańców Hiroszimy był jezuita ojciec Hubert Schiffer.

Rankiem 6 sierpnia 1945 r. po odprawionej Mszy św. właśnie zabierał się do śniadania.

Kiedy zanurzył łyżeczkę w świeżej połówce grejpfruta, coś nagle błysnęło.

Początkowo duchowny pomyślał, że pewnie eksplodował tankowiec w porcie.

W końcu Hiroszima była głównym portem, w którym japońskie łodzie podwodne uzupełniały paliwo. Potem, jak powiedział ojciec Schiffer:

 

– Nagle potężna eksplozja wstrząsnęła powietrzem. Niewidzialna siła uniosła mnie w górę, wstrząsała mną, rzucała, wirowała niczym liściem podczas jesiennej zawieruchy.

 

Gdy ojciec znalazł się na ziemi i otworzył oczy, zdał sobie sprawę, że wokół jego domu nie ma nic. Wszystko zostało zniszczone.

Tymczasem on miał zaledwie niewielkie zadrapania z tyłu szyi.

 

Nieliczna wspólnota, licząca ośmiu jezuitów, do której należał ojciec Schiffer, mieszkała w domu blisko kościoła parafialnego, oddalonego jedynie o osiem budynków od centrum wybuchu. W tym czasie, kiedy Hiroszima była pustoszona przez bombę atomową, wszyscy jezuici zdołali uciec nietknięci, podczas gdy każda inna osoba znajdująca się w odległości do półtora kilometra od centrum wybuchu natychmiast umierała.

 

Dom, w którym mieszkali katoliccy duchowni, stał na swoim miejscu, podczas gdy wszystkie inne budynki rozpadły się niczym domki z kart.

 

W czasie, kiedy to się zdarzyło, ojciec Schiffer miał 30 lat. Ten jezuita nie tylko przeżył, ale cieszył się również dobrym zdrowiem przez następne 33 lata.

 

Znalezione obrazy dla zapytania Hiroszima i NagasakI _ Różaniec silniejszy od bomby atomowej

 

W jaki sposób kapłan i pozostali misjonarze mogli przeżyć wybuch atomowy, który spowodował śmierć wszystkich innych w promilu dziesięciu kilometrów od epicentrum wybuchu, a katoliccy duchowni byli oddaleni od niego zaledwie o jeden kilometr?

Jest to absolutnie niewytłumaczalne z naukowego punktu widzenia.

 

Interesującym faktem może się okazać to, że ta grupa była szczególnie oddana przesłaniu fatimskiemu. Jezuici „żyli” nim. Codziennie odmawiali Różaniec i czynili pokutę.

 

Co ciekawe, historia powtórzyła się kilka dni później w Nagasaki, drugim japońskim mieście dotkniętym wybuchem bomby atomowej. Zarówno w Hiroszimie, jak i Nagasaki jedynymi, którzy ocaleli, byli duchowni katoliccy. Jeszcze więcej budynków zostało zniszczonych. Jednak w obu przypadkach ocalały prawie nietknięte domy misjonarzy.

 

Wszyscy inni znajdujący się w odległości trzy razy większej od miejsca wybuchu, aniżeli ci duchowni, zginęli natychmiast. Według praw fizyki jezuici – nawet jeśli udało im się jakimś cudem przeżyć – powinni byli zginąć w ciągu kilku minut w następstwie promieniowania. Tymczasem tak się nie stało...

 

Po kapitulacji Japończyków amerykańscy lekarze powiedzieli ojcu Schifferowi, że jego ciało wkrótce zacznie się rozkładać w następstwie promieniowania.

Ku wielkiemu zdziwieniu medyków ciało ojca Huberta nie tylko nie zaczęło się psuć, ale przez 33 lata nie wykazywało najmniejszych oznak napromieniowania ani żadnych innych skutków ubocznych spowodowanych wybuchem bomby jądrowej.

 

Naukowcy przebadali grupę jezuitów 200 razy w ciągu następnych 30 lat i nie stwierdzili u nich nigdy żadnych skutków ubocznych.

 

Czy mógł to być szczęśliwy traf?  Czy konstruktorzy bomby mogli ją tak zbudować, aby nie zabijała amerykańskich obywateli? Nie ma takiej możliwości, by bomba atomowa skonstruowana z uranu 235 pozostawiła nietknięty niewielki obszar, podczas gdy wszystko dookoła znikało z powierzchni ziemi.

 

Jezuici doskonale zdawali sobie sprawę z tego, kto był „sprawcą” tego cudu. Mówili:

 

 – Jesteśmy przekonani, że przeżyliśmy, ponieważ żyliśmy przesłaniem fatimskim. Żyliśmy i codziennie głośno odmawialiśmy Różaniec w naszym domu.

 

Znalezione obrazy dla zapytania Hiroszima i NagasakI _ Różaniec silniejszy od bomby atomowej

 

Ojciec Schiffer był przekonany, że ocalał dzięki opiece Matki Bożej, która uchroniła go od wszystkich negatywnych konsekwencji wybuchu bomby atomowej.

 

Świeccy naukowcy nie dają wiary tym tłumaczeniom. Są przekonani, że musi istnieć jakieś inne „prawdziwe” wyjaśnienie tej zagadki. Tymczasem minęło ponad 60 lat od zdarzenia i do tej pory nie są w stanie wytłumaczyć tego zjawiska.

 

Z naukowego punktu widzenia to, co się przytrafiło tym jezuitom w Hiroszimie, wciąż przekracza wszelkie prawa fizyki. Trzeba przyznać, że musiała tam być obecna inna siła, której moc była w stanie przemienić energię i materię tak, by były one znośne dla ludzi.

A to już przekracza nasze wyobrażenie.

 

Dr Stephen Rinehart z Departamentu Obrony USA, ceniony na całym świecie ekspert

w dziedzinie wybuchów jądrowych, tak to skomentował:

 

Błyskawiczna kalkulacja pokazuje, że w odległości jednego kilometra od wybuchu dominuje temperatura od dwóch i pół do trzech tysięcy stopni Celsjusza, a fala ciepła uderza z prędkością dźwięku napierając z ciśnieniem większym niż 600 psi (1 psi to około 69 hektopaskali – przyp. red.). Jeśli jezuici znajdujący się w obrębie jednego kilometra od epicentrum wybuchu byli poza plazmą bomby atomowej, ich siedziba powinna być ponad wszelką wątpliwość zniszczona. Konstrukcje żelbetowe, jak i z cegły – z których zwykle zbudowane są centra handlowe – ulegają zniszczeniu w wyniku nacisku 3 psi. Takie ciśnienie powoduje uszkodzenie słuchu i wypadanie okien. Przy 10 psi uszkodzeniu ulegają płuca oraz serce. Z kolei ciśnienie rzędu 20 psi rozsadza kończyny. Głowa eksploduje przy ciśnieniu 40 psi i takiego naporu ciśnienia nikt nie jest w stanie przeżyć, gdyż czaszka zostaje zwyczajnie rozsadzona. Wszystkie bawełniane ubrania zapalają się w temperaturze około 200 stopni Celsjusza, a płuca wyparowują w ciągu minuty od wciągnięcia tak gorącego powietrza. W takich warunkach nie jest możliwe, aby ktokolwiek przeżył. Nikt nie powinien zostać przy życiu w odległości jednego kilometra. Ani w odległości dziesięć razy większej – dziesięć do piętnastu kilometrów od epicentrum wybuchu. Widziałem, jak rozpadały się ceglane ściany szkoły podstawowej. Sądzę, że zaledwie kilka osób, które nie uległy całkowitemu spaleniu, przeżyło. Ale umarły one w ciągu następnych piętnastu lat z powodu raka. Rekonesans zdjęć panoramicznego widoku z epicentrum wybuchu, gdzie znajdował się kiedyś szpital Shima Hospital, w pobliżu domu jezuitów, ujawnił, że pozostały dwa budynki nietknięte. Sądzę nawet, że w budynkach widoczne były okna. Jednym z nich był kościół oddalony kilkaset metrów od pierwszego budynku, którego ściany wciąż stały, jedynie zniknął dach. Departament Obrony nigdy oficjalnie nie skomentował tego wydarzenia i przypuszczam, że to było sklasyfikowane, ale nigdy nieporuszane w literaturze przedmiotu. Sądzę, że jest możliwe, iż jezuici zostali poproszeni o to, aby nigdy nie wypowiadali się na ten temat.

 

Dla Boga, który stworzył materię i energię, to kwestia woli. Działanie praw, które rządzą tymi zjawiskami, zostało zwyczajnie zawieszone.

 

To, co się stało w Hiroszimie i Nagasaki, przytrafiło się także w dawnych czasach wiernym sługom Boga: Szadrakowi, Meszakowi i Abed-Nedze, o czym mówi księga Daniela (3, 19-24):

Na to wpadł Nabuchodonozor w gniew, a wyraz jego twarzy zmienił się w stosunku do Szadraka, Meszaka i Abed-Nega. Wydał rozkaz, by rozpalono piec siedem razy bardziej, niż było trzeba. Mężom zaś najsilniejszym spośród swego wojska polecił związać Szadraka, Meszaka i Abed-Nega i wrzucić ich do rozpalonego pieca. Związano więc tych mężów w ich płaszczach, obuwiu, tiarach i ubraniach i wrzucono do rozpalonego pieca. Ponieważ rozkaz króla był stanowczy, a piec nadmiernie rozpalony, płomień ognia zabił tych mężów, którzy wrzucili Szadraka, Meszaka i Abed-Nega. Trzej zaś mężowie, Szadrak, Meszak, Abed-Nega, wpadli związani do środka rozpalonego pieca. I chodzili wśród płomieni wychwalając Boga i błogosławiąc Pana.

 

Oprac. AS

Na podstawie „BNF Member’s Newsletter”, nr 25, luty 2007.

http://www.piotrskarga.pl/ps,2121,16,3062,1,PM,przymierze.html

 

* * *

Załączam też:

„COŚ GORSZEGO NIŻ WOJNA”

* * *

 

Módlmy się…

Módlmy się… o co prosiła we wszystkich Swoich Objawieniach

Matka Boża… Niepokalana… Najświętsza Panienka…

Módlmy się na paciorkach Różańca Świętego…

Pokutujmy… i módlmy się o nawrócenia…

 

Jan Paweł II i Trzeci Sekret Fatimski

...Mimo, że oficjalnie została już ujawniona Trzecia Tajemnica Fatimska, to warto zapoznać się z wypowiedzią papieża Jana Pawła II z 1981 r. na ten temat. Wypowiedź papieża może posłużyć jako próba komentarza do treści Tajemnicy. Przegląd niemiecki (Głos Wierzących) opublikował w numerze z października 1981 r. relację ze spotkania papieża Jana Pawła II z grupką katolików niemieckich w Fuldzie.

Pytanie:

„Ojcze Święty, co jest w Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej? Czy nie powinna ona być, zgodnie z życzeniem Matki Najświętszej, ogłoszona w 1960 r.? Co się stanie z Kościołem?".

Odpowiedź Jana Pawła II:

„Z uwagi na powagę treści oraz aby nie dodawać jeszcze odwagi światowej potędze komunizmu do pewnych uderzeń, moi poprzednicy na stanowisku świętego Piotra woleli dyplomatycznie zawiesić ogłoszenie sekretu. Wielu chce wiedzieć tylko przez ciekawość i chęć sensacji, ale oni zapominają, że wiedzieć, czyli uświadomienie sobie, zmusza ich do odpowiedzialności. Jest niebezpiecznie chcieć tylko zaspokoić swoją ciekawość".

Na zakończenie papież wziął różaniec i powiedział:

„Oto lekarstwo na nieszczęścia, na zło, i módlcie się, i nie pytajcie o nic innego. Zaufajcie Matce Bożej. Musimy przygotować się w niedługim czasie do przetrzymania wielkich rzeczy, które będą od nas wymagać gotowości, nawet utraty życia i oddania całego siebie Chrystusowi i dla Chrystusa. Przez wasze i moje modlitwy możliwe jest złagodzenie tej próby, ale nie jest możliwe odwrócenie jej, gdyż w ten tylko sposób Kościół być może zostanie zbawiony. Ile razy odnowa Kościoła kąpała się we krwi? Tym razem też nie będzie inaczej. Musimy być silni i przygotowani, aby stawić czoło zbliżającym się próbom.

Musimy zaufać Chrystusowi i Jego Najświętszej Matce i być gorliwymi w odmawianiu Różańca, bardzo gorliwymi…".

 

Znalezione obrazy dla zapytania Hiroszima i NagasakI _ Różaniec silniejszy od bomby atomowej

 

Rosárium in língua latína
Różaniec w języku łacińskim


* * *
Nabożeństwo Pierwszych Sobót Miesiąca

* * *
Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort: JAK ODMAWIAĆ RÓŻANIEC?
 

 

 

.

13 komentarzy

avatar użytkownika intix

1. Promień życia na zgliszczach Nagasaki



Zakrywając swe cierpienia uśmiechem, japoński doktor Takashi Nagai poświęcał wszystkie swoje siły szukaniu Prawdy i udzielaniu pomocy bliźnim.
KS. JÓZEF ORCHOWSKI


Takashi Nagai urodził się w 1908 r. w Izumo, w rodzinie lekarzy, wyznającej religię shinto. W czasie studiów medycznych na Uniwersytecie w Nagasaki był zdecydowanym agnostykiem i materialistą. Wyznawał wówczas zasadę: „Pijmy, śpiewajmy, tańczmy, grajmy, nim wystygnie w nas młodzieńcza krew”. Odrzucał wszelką myśl o Bogu czy duszy nieśmiertelnej, uważając, że wymyślono je, aby popsuć młodym zabawę.

Maryjo, zastąp mu matkę

Kiedy ukończył drugi rok studiów, jego matka dostała udaru mózgu. Takashi stanął u jej łoża śmierci, ale paraliż nie pozwolił już matce przemówić. Patrzyła tylko z uporem w oczy syna. To ostatnie spojrzenie zburzyło całkowicie jego materialistyczną filozofię. Zrozumiał, że poza ciałem istnieje też dusza. Po pogrzebie matki wracał do Nagasaki całkowicie załamany. Zdecydował, że część podróży odbędzie statkiem, aby oswoić się z jej śmiercią. Na pokładzie parowca wyjął swój egzemplarz Myśli Blaise’a Pascala, które zafascynowały go już w szkole średniej. Teraz stały się one dla niego duchowym przewodnikiem prowadzącym do katolicyzmu.

Po powrocie do Nagasaki Takashi rzucił się w wir pracy, ale pytania wywołane śmiercią matki nie opuszczały go. Wynajął pokój w dwupiętrowym domu u chrześcijańskiej rodziny Moriyama, z którą się zaprzyjaźnił. Codziennie o godz. 5.30 budziły go dwa duże dzwony z pobliskiej katedry. Następnie słyszał dochodzące z dołu odgłosy modlitwy rodziny Moriyama, odmawianej śpiewnym, lokalnym dialektem. W południe i o 6.00 wieczorem głos dzwonów rozbrzmiewał na nowo, a ludzie zatrzymywali się, aby odmówić Anioł Pański.

W roku 1932, mając 24 lata, Nagai zachorował na zapalenie ucha, co groziło zapaleniem opon mózgowych. Starsza kobieta, która go pielęgnowała, odmawiała przy nim różaniec i prosiła Najświętszą Maryję Pannę o wzbudzenie w nim wiary i o cudowne uzdrowienie. Modlitwy zostały wysłuchane, ale choć uniknął śmierci, częściowa głuchota zmusiła go do wyrzeczenia się obranej specjalności lekarskiej. Poświęcił się rentgenologii. W styczniu 1933 r. niespodziewanie został powołany do służby wojskowej, ponieważ Japończycy rozpoczęli kampanię wojenną w Mandżurii. Udając się na front, pożegnał się z rodziną Moriyama, a ich córka Midori przyrzekła mu pamięć w modlitwie. „Proszę, nie pozwól mu umrzeć w Mandżurii – modliła się – proszę, racz go wrócić bezpiecznie. On Cię jeszcze nie poznał, drogi Panie, ale wszyscy w szpitalu mówią o jego szlachetności i poświęceniu dla chorych. Maryjo, on był tak smutny w ostatnią noc, gdy pozostał sam. Ty wiesz, że stracił matkę. Proszę Cię, zastąp mu ją. Obiecuję odmawiać codziennie różaniec za niego i postaram się pisać listy dla dodania odwagi, tak jak pisałaby jego matka. Proszę, dopomóż mi, abym dobrze to robiła”.

Współcierpieć i współradować się z chorymi

W jednej z paczuszek, przesyłanych do Mandżurii, Midori podarowała mu mały katechizm, który intensywnie studiował w wolnych chwilach. Po powrocie z Mandżurii Nagai zdecydował się na chrzest. Otrzymał go w czerwcu w katedrze w Urakami, przyjmując imię „świętego gwałtownika” – Paweł. Dwa miesiące później ożenił się z Midori Moriyama. Z żarliwością oddał się służbie chorym, z pasją poświęcając się niezbadanej ciągle dziedzinie promieniowania „X”, publikował rozprawy. „Współcierpieć i współradować się z chorymi!” – oto jego hasło. Gdy zawodziła sztuka lekarska, uciekał się do modlitwy. W lekarskim fartuchu przemierzał fronty Dalekiego Wschodu. W końcu nieprzerwana służba przy aparatach rentgenowskich, w walce z gruźlicą panującą wśród wynędzniałej ludności Chin, spowodowała, iż doktor Nagai śmiertelnie zachorował na białaczkę.

9 sierpnia 1945 r. o godz. 11.02 oślepiający błysk rozdarł niebo nad miastem Nagasaki. Był to wybuch bomby atomowej. W temperaturze milionów stopni w ułamku sekundy żelazobetonowe gmachy i ciała ludzkie zamieniły się w pył. Potężna fala podmuchu powietrza, a potem jeszcze potężniejszy ssący wir powietrzny jak niewidoczny walec zmiażdżyły olbrzymie połacie miasta. 40 tys. istnień ludzkich zostało unicestwionych – w większości bez śladu. Ponad 100 tys. rannych! Z 10 tys. katolików z dzielnicy Urakami uratowało się dwustu… Znajdujący się w odległości kilometra od miejsca wybuchu bomby, betonowy szpital, gdzie pracował Nagai, stanął w płomieniach. Choć ciężko ranny w głowę, doktor opatrywał ofiary. U bram szpitala poraziła go niepojęta groza. Nagasaki zniknęło! Jak okiem sięgnąć tylko płaskie, gorące pogorzelisko… Na miejscu domu doktora Nagai pozostała garść popiołu i ciepłe jeszcze kości żony Midori. W milczeniu modlił się za duszę Midori i tysięcy tych, którzy zginęli razem z nią. Grzebiąc w popiołach swego domu, znalazł krucyfiks. Drewniany krzyż spalił się w ogniu, ale Chrystus z brązu pozostał nietknięty. „Wszystko mi zabrano, tylko ten krucyfiks odnalazłem”. Gdy po jakimś czasie otrzymał figurkę Najświętszej Maryi Panny, poczuł się najbogatszym człowiekiem na ziemi.

Na wiosnę 1947 r. choroba zaczęła czynić gwałtowne postępy. Nie mogąc opuszczać łóżka, zaczął pisać, aby wyżywić swoją rodzinę. Także w tej sytuacji jego życie było stałą i heroiczną służbą dla bliźnich. W 1949 r. został publicznie wyróżniony za zasługi dla swego narodu. W marcu 1951 r. jego stan zdrowia znów pogorszył się, a w kwietniu wylew krwi sparaliżował mu ramię. Przed przewiezieniem do szpitala otrzymał Wiatyk. Stracił przytomność. Po przebudzeniu chrapliwym głosem powiedział: „Jezus, Maryja, Józef. W ręce Wasze oddaję ducha mego”. W lewej ręce ściskał różaniec z czarnych pereł otrzymany wraz z błogosławieństwem i odręcznym listem od Ojca Świętego Piusa XII oraz krzyż podany przez syna Makoto. Na jego twarzy zarysował się lekki uśmiech. Kapłan po jego zgonie wypowiedział wzruszające słowa: „Dzisiaj jest pierwszy dzień maja, miesiąca Maryi. (…) Myślę, że Ona sama przyszła, aby zaprowadzić go do domu Pana”.

KS. JÓZEF ORCHOWSKI

avatar użytkownika intix

2. Ginęli na atomowym stosie

Dziewiątego sierpnia 1945 roku, w efekcie amerykańskiego ataku atomowego, japońskie miasto Nagasaki zostało zrównane z ziemią tak, jakby samo Słońce spadło na ziemię i wszystko spaliło. Trzy dni wcześniej ten sam los spotkał Hiroszimę.

Czy potrzebne było zastosowanie aż tak radykalnych i potwornych środków, by zmusić Japonię do kapitulacji, a tym samym doprowadzić do faktycznego zakończenia II wojny światowej? Kwestia ta po dziś dzień budzi wątpliwości wielu historyków.
W połowie 1945 roku wynik wojny był już przesądzony na niekorzyść Japonii, ale nadal mogła ona pochłonąć miliony ofiar, zważywszy na skalę fanatycznego oporu Japończyków. Amerykańskie dowództwo przewidywało, że zakończenie działań wojennych może nastąpić dopiero w 1948 roku, w wyniku czego śmierć poniesie dwa miliony alianckich żołnierzy. Zastosowanie broni atomowej wydatnie przyczyniło się do szybkiego zakończenia działań wojennych. Niezwykła niszczycielska moc nowej amerykańskiej broni powstrzymała także radzieckiego przywódcę Józefa Stalina przed realizacją planu zaprowadzenia komunistycznego "raju" na całej kuli ziemskiej.
Czy można jednak przy tym pominąć prawie pół miliona niewinnych ofiar, które zostały po prostu usmażone w chwili eksplozji jądrowej lub umarły później w wyniku napromieniowania? Pamiętajmy o tym, że do dnia dzisiejszego rodzą się w Japonii dzieci, które już w momencie poczęcia noszą w sobie zarodek atomowej śmierci: białaczkę...

Gorący podmuch

Zaiste, skutek działania dwóch amerykańskich bomb atomowych okazał się straszliwy. W czterystutysięcznej Hiroszimie, na którą spadł pocisk uranowy Little Boy, gigantyczna eksplozja jądrowa zabiła w jednej chwili 70 tysięcy ludzi, a 130 tysięcy zostało rannych. Do końca 1945 roku wskutek choroby popromiennej umarło kolejne 70 tysięcy mieszkańców. Obszar zupełnego odparowania w podmuchu mierzył 800 metrów średnicy, a w obrębie 4 km od epicentrum wszystko zostało dosłownie spalone. Na Nagasaki, liczące w chwili wybuchu ponad czterysta dwadzieścia tysięcy mieszkańców, zrzucono bombę plutonową Fat Man, która mimo tego że zboczyła o ponad dwa kilometry, i tak zniszczyła połowę miasta. Zginęło czterdzieści tysięcy osób, do końca 1945 roku umarło dalsze trzydzieści tysięcy. W kolejnych pięciu latach liczba ta uległa podwojeniu.
Przerażający jest fakt, że do unicestwienia dwóch dużych miast został wykorzystany - jak oceniają fizycy, którzy badali skutki tych eksplozji - zaledwie promil (0,1 proc.) zdolności wybuchowej obu bomb...

Najlepsi z niewiernych

Wybuch bomby atomowej był ciosem nie tylko dla całej ludzkości, ale także dla Kościoła katolickiego. Nagasaki było od stuleci centrum japońskiego katolicyzmu, a wspaniała katedra w dolinie Urakami jedną z najpiękniejszych chrześcijańskich świątyń w całej Azji.
Katolicyzm dotarł do Japonii w XVI wieku, kiedy to rozpoczął tam swoją działalność misyjną św. Franciszek Ksawery. Liczba katolików wśród Japończyków szybko wzrastała - w 1580 roku było ich już 150 tysięcy. Naród ten jest najlepszy spośród wszystkich, które dotychczas odkryto, i między niewiernymi, wydaje mi się, że nie znajdzie się lepszego - mówił o mieszkańcach Japonii św. Franciszek Ksawery.
Pomimo okrutnych prześladowań ze strony japońskich szogunów (m.in. w 1643 roku męczeńską śmierć poniósł polski jezuita Piotr Męciński), katolikom udało się przetrwać w Kraju Kwitnącej Wiśni; obecnie stanowią oni pół procenta ludności Japonii.
Katolicy mieszkają głównie w Nagasaki (10 proc. spośród 447 tysięcy mieszkańców miasta) i jego okolicach na wyspie Kiusiu. To w Nagasaki kilka stuleci temu zamordowano za wiarę 70 chrześcijan, przeważnie kapłanów, tutaj właśnie św. Maksymilian Maria Kolbe założył drugi Niepokalanów, tutaj również znajduje się sanktuarium Matki Boskiej Niepokalanej.
Niewiele brakowało, by Nagasaki uniknęło okrutnego losu, jaki spotkał miasto w 1945 roku. Pierwotnie bowiem amerykańska bomba atomowa przeznaczona była dla Kokury. To przemysłowe miasto uratowały jednak chmury dymu i mgły, które uniemożliwiły nalot. Nad Nagasaki niebo okazało się czyste...
Być może jednak męczeństwo setek tysięcy ofiar atomowego ataku na Hiroszimę i Nagasaki nie poszło na marne. Efekty nalotu okazały się bowiem na tyle niszczycielskie, że żaden polityk nie zdecydował się nigdy więcej na użycie tej straszliwej broni, a strach przed globalną wojną atomową jest jak na razie najlepszym zabezpieczeniem przed potencjalnym ogólnoświatowym konfliktem militarnym.

Łukasz Kaźmierczak
***
Załączam też:

Męczeństwo w Kraju Kwitnącej Wiśni



avatar użytkownika intix

4. Łuna nad Nagasaki



Łuna nad Nagasaki

Atomowy nalot na Nagasaki przeprowadzony 9 sierpnia 1945 roku był największą w XX wieku tragedią japońskiego Kościoła. Latem 1945 roku dogasała Wielka Wojna Wschodnioazjatycka, która na przestrzeni minionych 14 lat spustoszyła ogromne obszary Azji i Oceanii. Ten okrutny konflikt, który dodatkowo od 1941 roku stał się częścią jeszcze większej, globalnej zawieruchy, zadał bolesne rany również wspólnotom chrześcijan w wielu krajach.

Wzgórze Męczenników

Od roku 1549, kiedy św. Franciszek Ksawery postawił stopę na Wyspach Japońskich, wiara w Chrystusa bujnie rozkwitała w ojczyźnie samurajów.


Rychło wszakże nastał okres prześladowań, trwający od końca XVI aż do połowy XIX stulecia. W tym czasie zginęło tysiące męczenników, często wśród wyrafinowanych mąk. Mimo to chrześcijaństwo mocno zakorzeniło się w Kraju Kwitnącej Wiśni.

Jeszcze w czasach Franciszka Ksawerego na centrum lokalnego Kościoła wyrosło Nagasaki, miasto portowe w zachodniej części wyspy Kiusiu. Wyjątkowe znaczenie Nagasaki nie wynikało tylko z liczby zamieszkujących go katolików. W czasach prześladowań okolice miasta stały się terenem kaźni dla wyznawców Chrystusa. To tutaj ponieśli męczeńską śmierć liczni święci i błogosławieni, jak: Melchior od św. Augustyna, Marcin od św. Mikołaja, Magdalena z Nagasaki, Jordan od św. Szczepana, Wawrzyniec Ruiz wraz z 16 Towarzyszami, i wielu innych. Na tutejszym wzgórzu Nishizaka, zwanym Wzgórzem Męczenników, miejscu zbiorowych ukrzyżowań, powstało sanktuarium do którego podążali pielgrzymi z całego kraju. To tu, w dolinie Urakami, która stała się dzielnicą miasta, pod koniec XIX wieku wyrosła wspaniała katedra.  To tutaj wreszcie w 1930 roku przybył z dalekiej Polski o. Maksymilian Maria Kolbe w towarzystwie czterech współbraci franciszkanów, by u stóp góry Hikosan wznieść klasztor Mugenzai no Sono – Ogród Niepokalanej.

Czas wojny

Echa dawnych represji antychrześcijańskich ponownie odżyły przed II wojną światową.

Na szczęście władze nie sięgnęły po terror, jednak na wspólnotę katolicką spadały rozmaite szykany. Kiedy grzmiały wojenne werble a naród zwierał szeregi wokół rządzących militarystów hołdujących szintoizmowi (oficjalnie uznanemu za religię państwową), na chrześcijaństwo spoglądano podejrzliwie jako na „religię białych cudzoziemców”. W takiej atmosferze łatwo było oskarżać katolików o „uleganie obcym wpływom”,  o „bunt przeciw japońskiemu duchowi” czy „brak patriotyzmu”. Po wybuchu wojny z państwami Zachodu (1941) internowano wszystkich cudzoziemskich misjonarzy. Wyjątek poczyniono jedynie dla obywateli niemieckich, choć dopiero po złożeniu przez nich przysięgi na wierność III Rzeszy.

Niewielka społeczność japońskich katolików mimo wszystko uniknęła krwawych prześladowań. O wiele gorszy los spotkał wspólnoty chrześcijańskie (tak katolickie, jak i protestanckie) na obszarach okupowanych przez armię cesarza. W japońskich obozach koncentracyjnych na obszarze Holenderskich Indii Wschodnich (dziś Indonezja) zginęło 281 księży, zakonników i sióstr zakonnych, na Filipinach uśmiercono kolejnych 257, na wyspach Oceanii i Nowej Gwinei – 196. Wraz z nimi zginęła rzesza katolików świeckich. Umierali  nierzadko jak bohaterowie, nieugięcie trwając w Wierze i prosząc Boga o wybaczenie oprawcom (zob. Manila jak Warszawa, http://www.pch24.pl/manila-jak-warszawa,21275,i.html).

Białe światło

6 sierpnia 1945 roku atomowy grzyb nad Hiroszimą obwieścił światu rozpoczęcie nowej epoki.


Trzy dni później, nad ranem, z wyspy Tinian wystartował amerykański ciężki bombowiec – czterosilnikowa Superforteca B-29. W przepastnych czeluściach komory bombowej niósł on pękaty ładunek, przez załogę nazwany pieszczotliwie „Grubasem” (Fat Man).

Kilka godzin później, o 11:02 czasu lokalnego atomowa eksplozja zrujnowała Nagasaki. Relacje świadków wspominają „dziwny szum”, po którym zajaśniało oślepiające białe światło.

W mieście przebywało wówczas około 260.000 osób. Istnieją rozbieżne oszacowania liczby ofiar. Wedle oficjalnych statystyk japońskich zginęło 73.884 ludzi. Dalsze tysiące ofiar zmarło w następnych miesiącach i latach z ran oraz  na schorzenia wywołane promieniowaniem, głównie białaczkę i choroby układu kostnego.

Bomba wybuchła bezpośrednio nad dzielnicą Urakami – głównym skupiskiem katolików. Mieszkało ich tutaj 12.000, z których 8500 poniosło śmierć. Była to największa tragedia w XX-wiecznej historii japońskiego Kościoła. Ogółem podczas II wojny światowej jego maleńka wspólnota utraciła 13.000 wyznawców, w tym 17 duchownych, uwzględniając zarówno poborowych wcielonych do wojska i poległych na froncie, jak i cywilne ofiary amerykańskich bombardowań.

Znaki zapytania

Zbombardowanie Urakami wywołało w świecie zrozumiałe zdziwienie. Oto walcząc z reżimem japońskich militarystów Amerykanie unicestwili skupisko ludzi przez ów reżim szykanowanych.

Wybór Urakami jako celu ataku wydawał się podejrzany również i z tego powodu, że umiejscowienie tej dzielnicy znacznie ograniczyło szkody zadane reszcie miasta. Zrzucony na Nagasaki plutonowy „Grubas” eksplodował z siłą równą 22 kilotonom trotylu, w porównaniu do ledwie 16-kilotonowego uranowego „Chudzielca” (vel „Chłopczyka”) użytego przeciw Hiroszimie. Mimo to ofiar w Nagasaki było prawie dwukrotnie mniej. Stało się tak, ponieważ wzgórza otaczające Urakami znacznie osłabiły zasięg rażenia bomby. Z wojskowego punktu widzenia był to atak całkowicie nieopłacalny – chyba… chyba że prawdziwym, ukrytym celem nalotu było unicestwienie jednego z najważniejszych ośrodków katolicyzmu na Dalekim Wschodzie.

Jeżeli wierzyć oficjalnym tłumaczeniom strony amerykańskiej, to uderzenie w Urakami było efektem całej serii nieszczęśliwych zbiegów okoliczności. Ponoć pierwotnie planowano zaatakować miasto Kokura, ale amerykańskie samoloty wysłane jako eskorta dla Superfortecy B-29 niosącej „Grubasa” nie spotkały jej w umówionym miejscu. Osamotniony bombowiec doleciał nad Kokurę, jednak odstraszyły go gęsta mgła, ogień artylerii przeciwlotniczej oraz pojawienie się japońskich myśliwców. Lotnicy postanowili więc zrzucić śmiercionośny ładunek na cel zastępczy, na który wcześniej ich zwierzchnicy wyznaczyli Nagasaki. Ponoć bombę zwolniono mierząc w port i śródmieście, wszelako jakimś sposobem ładunek spadł kilka kilometrów dalej, akurat na dzielnicę zamieszkałą przez katolików...

Z popiołów

Eksplozje atomowe złamały wolę oporu Japończyków. Kilka dni później, 15 sierpnia 1945 roku, cesarz Hirohito ogłosił gotowość kapitulacji.

Ogółem podczas II wojny światowej maleńki Kościół japoński utracił 13.000 wyznawców, w tym 17 duchownych, uwzględniając zarówno poborowych wcielonych do wojska i poległych na froncie, jak i cywilne ofiary amerykańskich bombardowań. Spory o zasadność bombardowań miast japońskich, w tym przeprowadzenia obu ataków atomowych, trwają do dziś.

Oryginalne wyjaśnienie dramatu Nagasaki przedstawił dr Takashi Nagai, ocalały z zagłady.

Zwrócił uwagę na fakt, że kiedy płonęła tamtejsza katedra pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny, cesarz podjął decyzję o zakończeniu wojny. Swoją wolę władca przedstawił światu w Święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. W ujęciu doktora Nagaiego katolicy z Urakami stali się „całopalną ofiarą, barankiem bez skazy złożonym na ołtarzu, na przebłaganie za grzechy wszystkich narodów popełnione podczas II wojny światowej”.

Społeczność Nagasaki poniosła ogromne straty, jednak japoński Kościół przetrwał atomową apokalipsę, tak jak wcześniej przetrzymał stulecia prześladowań. Gdy po straszliwym dniu 9 sierpnia 1945 roku nad udręczonym miastem zapadła noc, rozświetlana płomieniami pożarów, w dolinie Urakami rozległ się śpiew. To ocaleli chrześcijanie podjęli wspólnie religijny hymn. Ich pieśń płynęła nad płonącym miastem, nad tysiącami zabitych, nad rannymi o zwęglonych ciałach. Koiła ból i zaświadczała o obecności wspólnoty, która nie uległa i która znów odradzała się z popiołów.

Andrzej Solak

http://www.pch24.pl/luna-nad-nagasaki,37428,i.html

avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

5. Św.Maksymilian Kolbe:

"Tu nie możemy zbudować klasztoru. Wkrótce spadnie tu ognista kula i wszystko zniszczy"

http://pawel.janowski.salon24.pl/662680,sw-maksymilian-kolbe-i-bomba-zrz...

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika intix

6. Panie Wojciechu...

Bardzo dziękuję za załączenie tego artykułu, pięknego fragmentu z życia św. o. Maksymiliana Marii Kolbe, jego bezgranicznego oddania, zawierzenia Niepokalanej...
Przywołam z tego artykułu jeszcze jeden malutki fragment:

...Ona wiedziała, że miał nadejść czas wojennych zniszczeń, z burzeniem licznych budynków i licznymi ofiarami.Myślało się wcześniej o Harbinie. Ale i tu Niepokalana jeszcze nie chciała. Także tu przewidywała zamieszanie wojenne.

A w Nagasaki? – Niepokalana rozwija swoje dzieło ze słodyczą, ale także z mocą. Na początku bardzo liczne trudności tarasowały nam drogę, i niekiedy myślało się, że wszelką działalność podejmuje się na próżno. Ale Niepokalana zmieniła to wszystko w jeszcze większe dobro i ciągle tak czyni
…”.

Pozwolę sobie na małą refleksję...
Niepokalana wiedziała, że ma nadejść czas wojennych zniszczeń...
Podobnie wiedziała i wie nadal, co czeka ludzkość... przed czym ostrzegała i w Fatimie i w innych Swoich Objawieniach...
Jej Orędzia są nadal aktualne...
Czy... człowiek powróci skruszony, całym sercem do Pana Boga... czy zawierzy bezgranicznie Niepokalanej tak, jak m.in. św. o. Kolbe zawierzał...?

...Niepokalana zmieniła to wszystko w jeszcze większe dobro i ciągle tak czyni

i czeka na nas... oczekuje naszej pomocy...
TO, przed czym Niepokalana przestrzega w Swych Objawieniach... wypełnić się może, ale nie musi... wiele zależy od człowieka...
Czy człowiek... czy ludzkość się opamięta...?

Pozdrawiam Pana serdecznie...


avatar użytkownika intix

7. Niepokalanów w Nagasaki




Japonia jest archipelagiem, który tworzy wąskie pasmo wysp ciągnących się wzdłuż kontynentu azjatyckiego od wschodniej Syberii do Tajwanu, o długości około 3000 km. Zalesione na ogół góry pokrywają 75% powierzchni kraju. Bardzo dużo gór jest pochodzenia wulkanicznego. W Japonii zewsząd jest blisko do morza. To jeden z najbardziej fascynujących krajów pod względem przyrody i kultury. Japońskim ideałem jest harmonia między tradycją a nowoczesną techniką. W Japonii żyje około 130 mln mieszkańców, w większości wyznających sintoizm i buddyzm. Chrześcijan, głównie katolików i protestantów, jest tu około 800 000.
16 diecezji katolickich skupia około 450 000 ochrzczonych wiernych. Ponad 250 lat trwały w Japonii prześladowania chrześcijan, które skończyły się w 1860 roku. Obecnie pracują tutaj misjonarze z przeszło dwudziestu krajów.

Na wyspie położonej najbliżej kontynentu azjatyckiego, Kiusiu, która jest uznawana za kolebkę japońskiej cywilizacji, leży piękne miasto Nagasaki. Do niego 80 lat temu, w 1930 roku, z braćmi zakonnymi przybył o. Maksymilian Maria Kolbe (ur. 8 I 1894 w Zduńskiej Woli, franciszkanin konwentualny, czczony w Kościele katolickim jako święty), który pozostawił w Polsce założony przez siebie Niepokalanów – największy wówczas klasztor na świecie ze wspólnotą liczącą 700 braci. Przed wyjazdem na misje na Daleki Wschód (30 I 1930), aby uprosić błogosławieństwo Boże, o. Maksymilian odbył pielgrzymkę do Lourdes. Do drugiej grupy franciszkanów wyruszających do Japonii (13 VIII 1930) dołączył 22-letni kleryk, br. Mieczysław Maria Mirochna (ur. 21 XI 1908 w Bochni), który dokończył w Japonii studia seminaryjne i w 1935 roku w Tokio przyjął święcenia kapłańskie – to przyszły założyciel Sióstr Rycerstwa Niepokalanej. W Hongochi, dzielnicy Nagasaki, franciszkanie zbudowali klasztor (Mugenzai no Sono) i rozpoczęli ożywioną działalność edukacyjną i wydawniczą. Już w miesiąc po przybyciu do Japonii, 24 maja, do polskiego Niepokalanowa przyszła depesza: ,,Dziś rozsyłamy «Rycerza» japońskiego, mamy drukarnię. Cześć Niepokalanej. Maksymilian”. Założyciel Niepokalanowa myślał także o założeniu podobnych ośrodków w Chinach i Indiach. O. Maksymilian zginął w czasie drugiej wojny światowej dobity zastrzykiem trucizny (fenolu), oddając życie za współwięźnia z Auschwitz, a jego najwierniejszy syn duchowy o. Mirochna zmarł 21 lat temu w Japonii i na wzór św. Maksymiliana – jak się wyraził przed śmiercią – oddał życie za nawrócenie Japonii.

Do tego miejsca w Nagasaki Hongochi, uświęconego pobytem św. Maksymiliana, 26 II 1981 roku przybył Jan Paweł II. Wydarzyło się to w czasie mojego pierwszego pobytu w Japonii. Byłam wtedy jeszcze osobą świecką. Czekałam na przybycie Ojca Świętego w tłumie Japończyków w kościele Franciszkanów.

Zastanawiałam się, co powiedzieć Papieżowi. Gdy tylko pojawił się w przedsionku, wszyscy skierowali na niego wzrok. Ja też. Jego głębokie, błękitne, dobre oczy zniwelowały moje napięcie i po prostu wykrzyknęłam: ,,Ojcze Święty, proszę, podejdź do mnie, jestem Polką!” Podszedł i życzliwie zapytał: ,,Dziecko, co ty tu robisz w Japonii?” – Odpowiedziałam: ,,Jestem tu dla Niepokalanej!” Papież natychmiast mnie objął, mocno przytulił do siebie, pocałował w głowę i pobłogosławił. Otrzymałam pamiątkowy różaniec. Dlatego też to miejsce – japoński Niepokalanów – jest mi bardzo bliskie. Gdy tu jestem, czuję kawałek Polski na Dalekim Wschodzie, bo tylu moich rodaków natrudziło się tu i nacierpiało dla Niepokalanej i Jezusa Chrystusa. Wielu Polaków przybywających do Japonii odwiedza to miejsce (ostatnio gościł tu prof. Kazimierz Gierżod, pianista chopinowski). Jednak po raz pierwszy, jak tu jestem 28 lat, 10 V 2010 roku, w miesiąc po narodowej tragedii, katastrofie prezydenckiego samolotu Tu–154, który rozbił się pod Smoleńskiem, przyjechała ponadtrzydziestoosobowa pielgrzymka pallotyńska z opiekunem ks. Romanem Tkaczem i pilotką, panią Agnieszką Sieńko. Z radością uczestniczyłam o godz. 9.00 rano w polskiej Mszy św. Wtedy to miejsce ożyło tak bardzo po polsku. Bardzo budujący dla mnie był fakt, że pielgrzymi rozpoczęli zwiedzanie Japonii od japońskiego Niepokalanowa. Oprowadzałam ich po małym muzeum św. Maksymiliana. Na pożegnanie wiele wyciągniętych ku mnie rąk obdarowało mnie Cudownymi Medalikami, obrazkami dla tutejszej misji. Wzruszyłam się bardzo i pomyślałam, że chyba tylko Polacy podróżują z takimi oznakami naszej świętej wiary! Jakie to piękne! Wróciłam do klasztoru rozradowana spotkaniem. Moja radość udzieliła się współsiostrze Japonce, która z podziwem powiedziała: ,,Jak wy, Polacy, mocno jesteście za sobą!” Nasz założyciel często mawiał, że nie można być dobrym misjonarzem, jeżeli się nie kocha swojej ojczyzny. Za przykładem polskich misjonarzy codziennie modlę się w intencji ojczyzny. Japończyk Nitobe Inazo w 1904 roku pisał: ,,Naród polski, który tak silnie jest przywiązany do swej przeszłości, tak gorącą miłością otacza kraj swoich ojców, a wyposażony tak męskimi cnotami, o tak bogatej historii, musi znaleźć wiele punktów stycznych z nami”.

Jeżeli Japończycy czują, że się ich kocha, akceptują misjonarza i odwzajemniają uczucie. Ułatwieniem otwierania się serc tubylców na Jezusa jest nasza solidarność z nimi, nie tylko w sprawach wiary. Św. Maksymilian uczył współbraci na misjach po rycersku cierpieć, pracować i umierać. Polscy misjonarze żyli w spartańskich warunkach, ale przetrzymali wszystko, bo jak mówi o św. Maksymilianie jeden z braci, tylko łagodność, z jaką nas traktował, pozwalała znosić trudne warunki życia, ubogie pożywienie i niesprzyjający klimat Japonii. Św. Maksymilian przyciągał do siebie nie tylko katolików, ale też naukowców i duchownych buddyjskich. Imponował Japończykom spokojem i łatwością nawiązywania rozmów.

Fakt cudownego uzdrowienia (o mało nie utracił kciuka prawej ręki, co mogło się stać przeszkodą w otrzymaniu święceń kapłańskich), jakiego doświadczył w 1914 roku, używając wody z Lourdes, pogłębił jego miłość ku Niepokalanej. Przy nagasackim klasztorze wybudował grotę Lourdes, do której do dziś pielgrzymują nie tylko katolicy, ale i buddyści. Św. Maksymilian po wyjeździe w 1936 roku do Polski już nigdy nie powrócił do Japonii, a tak bardzo pragnął złożyć swoje kości na misjach. Zostawił jednak o. Mieczysława, który pracował z nim przez sześć lat i okazał się wiernym kontynuatorem misji franciszkańskiej w duchu całkowitego oddania się Niepokalanej, a nawet uratował misję w czasie wojny jako przełożony klasztoru w Nagasaki. O. Mieczysław przeżył wybuch najstraszniejszej w dziejach ludzkości bomby atomowej w Nagasaki (9 VIII 1945), który przyniósł katastrofalne skutki dla miasta i jego mieszkańców. Nagasaki zostało zrównane z ziemią, ci, którzy przeżyli tę tragedię, stracili wszystko, a wiele bezdomnych dzieci chroniło się w schronach lub w zbutwiałych szałasach. Kiedyś do furty klasztornej w Nagasaki wędrowny mnich buddyjski przyprowadził trójkę osieroconych dzieci, ponieważ bał się, że nie przeżyją srogiej zimy. Od tego czasu liczba dzieci rosła z dnia na dzień, tak że klasztor nie mógł już ich pomieścić. O. Mieczysław zdecydował się założyć sierociniec, który w końcowej fazie został zlokalizowany w odległości 40 km od Nagasaki, we wsi Konagai. Sieroty wymagały kobiecej opieki. Zebrało się siedem Japonek, wśród nich młoda lekarka Nakayama Kazuko. O. Mieczysław postanowił zrealizować pragnienie św. Maksymiliana i w osiem lat po jego męczeńskiej śmierci, 8 XII 1949 roku, założył żeński Niepokalanów. Pierwszą przełożoną generalną została s. Franciszka Maria Nakayama Kazuko, która funkcję tę pełni do dzisiaj. W Konagai, na terenie częściowo zakupionym przez polskich franciszkanów, powstał klasztor Sióstr MI oraz kompleks zakładów charytatywno-społecznych. Ofiarność i poświęcenie sióstr pracujących w tych ośrodkach dla 500 dzieci niepełnosprawnych w Misakae no Sono (Ogród Chwały) znalazła uznanie w Japonii. W latach 60. Misakae no Sono odwiedził następca tronu, obecny cesarz Japonii Akihito. Pod kierownictwem o. Mieczysława Zgromadzenie MI rozwijało się, powstawały kolejne klasztory w różnych częściach Japonii. O. Mieczysław pragnął przeszczepić żeński Niepokalanów także do Polski. Założeniem Niepokalanowa dla sióstr w Polsce interesowali się też bliscy współpracownicy św. Maksymiliana: br. Benedykt M. Mieczkowski i br. Innocenty M. Wójcik, z którymi ja i moje obecne współsiostry utrzymywałyśmy kontakt. Dzięki zmartwychwstance, s. Walerii Damuć, nawiązałam kontakt z br. Benedyktem Mieczkowskim z Niepokalanowa i wstąpiłam 15 VIII 1968 roku do Rycerstwa Niepokalanej. Książka Marii Winowskiej Szaleniec Niepokalanej bardzo przybliżyła mi ducha św. Maksymiliana, którym się zachwyciłam!

Podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny, w dzień Zesłania Ducha Świętego (3 VI 1979) w Niepokalanowie spotkałam misjonarza z Japonii, o. Mieczysława M. Mirochnę, co zaowocowało moim wstąpieniem do Zgromadzenia Sióstr MI w Japonii. Przyjechałam do Japonii 18 IX 1982 roku, rok później dołączyły trzy młode Polki (lekarka Zdzisława i urbanistka--geolog Anna z Wrocławia oraz z Poznania farmakolog Liliana, obecnie s. Casimira, która również przebywa na misjach w Japonii). Nasza czwórka po formacji językowej w Tokio odbyła kilkuletnią formację w japońskim klasztorze (dom generalny) Sióstr MI w Konagai. We wrześniu 1988 roku powróciłyśmy do Polski, gdzie trzy współsiostry pozostały, a ja powróciłam do Japonii. 17 IX 1988 roku zgromadzenie zostało przeszczepione do Polski. Pierwszy klasztor w Polsce powstał w Strachocinie koło Sanoka. Opiekunem zgromadzenia w Polsce, na prośbę założyciela, jest ks. prał. Józef Niżnik. Sióstr Rycerstwa Niepokalanej jest obecnie 150, pracują w 18 klasztorach w Japonii, w jednym w Korei Południowej i pięciu w Polsce: w Strachocinie, Niepokalanowie, Zielonej Górze, Kosinie i Przemyślu. Siostry podejmują różne prace według aktualnych zadań i potrzeb Kościoła, wszędzie realizując charyzmat Rycerstwa Niepokalanej jako „narzędzia” Niepokalanej do szerzenia królestwa Chrystusowego w duszach ludzkich.

Założyciel, o. Mirochna, uczestniczył w uroczystości wmurowania kamienia węgielnego pod klasztor w Strachocinie, nie doczekał jednak poświęcenia go. Wrócił do Japonii, ale stan jego zdrowia pogarszał się. O. Mieczysław nawet w największych cierpieniach nieustannie wzywał pomocy Niepokalanej, powtarzając: ,,Mamusiu moja, wspieraj mnie, pomóż mi...” Wzywając pomocy św. Józefa i św. Maksymiliana, dziękował Panu Bogu za wszystkie cierpienia i mówił o sobie jako męczenniku-misjonarzu. Już na wiele lat przed śmiercią o. Mieczysław mówił mi – jeszcze jako osobie świeckiej – że czuje, iż będę przy nim w ostatniej chwili życia i tak się stało. To była pierwsza śmierć człowieka, jaką przeżyłam. W następnych latach dane mi było być przy śmierci innych polskich misjonarzy: br. Romualda Mrozińskiego i o. Zbigniewa Młynika.

O. Mieczysław do końca czuł się Polakiem. Gdy na światowy zlot żaglowców w Osace w 1983 roku przypłynął ,,Dar Młodzieży”, o. Mieczysław pojechał na spotkanie rodaków (26 X 1983). Ten fakt odnotowała nawet prasa japońska: ,,Wzruszające spotkanie po pół wieku”. Różańca nigdy nie wypuszczał z rąk, szczególnie w czasie swego pobytu w szpitalu. Jako zakonnik i kapłan z wielką gorliwością oddawał się modlitwie i pomocy najbiedniejszym. Jego prawdziwa wielkość okazała się na łamach czasopisma ,,Ai” (,,Miłość”), wydawanego przez Siostry MI, w którym były drukowane liczne artykuły ojca. Ukazały one, kim był naprawdę, z jaką mądrością i znajomością spraw duchowych, a jednocześnie głęboką pokorą, nie ukrywając własnych wad i słabości, odczytywał znaki czasu. Zmarł w szpitalu 15 II 1989 roku w obecności dwóch lekarzy, personelu japońskiego oraz dwóch sióstr: Polki i Japonki ze Zgromadzenia MI. Prosił o to, by zgromadzenie i każda siostra były święte i żyły duchem św. Maksymiliana! Jego ciało spoczywa na cmentarzu Sióstr MI w Konagai. Za działalność społeczną i charytatywną był wielokrotnie honorowany wysokimi odznaczeniami państwowymi polskimi i japońskimi.

Chociaż założycielem naszego zgromadzenia jest kapłan franciszkanin konwentualny, to oficjalnie i prawnie podlega ono ordynariuszowi diecezji Nagasaki. Zgromadzenie obchodziło już jubileusz 60-lecia istnienia i choć przechodziło różne trudności i próby, przetrwało do dziś dzięki doskonałemu zjednoczeniu pierwszych sióstr Japonek. Przełożona generalna s. Franciszka Nakayama, dziękując Bogu za istnienie zgromadzenia, wyraziła się, że to Niepokalana nas znalazła dla swojego Syna!

Pochowani na japońskiej ziemi polscy franciszkanie, współpracownicy św. Maksymiliana oraz mieszkający nadal w Japonii już tylko jeden, schorowany, 96-letni br. Roman to jedyny z ponad 20 polskich misjonarzy, którzy pomimo trudności przetrwali do końca. Misję franciszkańską po Polakach przejęli Japończycy.

Zgromadzenie nadal ze wszystkich sił kontynuuje misję św. Maksymiliana, choć nasze szeregi coraz bardziej się kruszą, siostry Japonki odchodzą do Niepokalanowa w niebie, a nowych powołań nie wystarcza na zastąpienie tych, które odchodzą... pracy jest dużo. Jednak ufając bezgranicznie Niepokalanej Mamie, nie opuścimy sztandaru Niepokalanej do końca. ,,Kochajcie Niepokalaną, kochajcie Niepokalaną...” – tak mówił św. Maksymilian do braci w Niepokalanowie po powrocie z Japonii. Dodał jeszcze: ,,Jestem bardzo szczęśliwy, mam w stu procentach zapewnione niebo, nie pytajcie mnie o więcej, to było w Nagasaki... Matka Boża jest potężna i chce nas wszystkich doprowadzić do wiecznego szczęścia w Jezusie Chrystusie”.

Św. Maksymilian był pierwszym Polakiem wyniesionym na ołtarze Kościoła powszechnego przez Papieża Polaka. Podczas wizyty w Nagasaki Jan Paweł II wyznał: ,,już od bardzo dawna pragnąłem tu być” i zachęcał tutejszych zakonników franciszkańskich do kontynuowania misji ewangelizacyjnej zaczętej przez wielkiego apostoła i miłośnika ziemi japońskiej. Wizyta Papieża Jana Pawła II w Japonii przyczyniła się nie tylko do przybliżenia Japończykom współczesnego Kościoła, ale i postaci naszego rodaka – męczennika z Auschwitz. Nasza przełożona generalna s. Nakayama, w imieniu zgromadzenia oraz wszystkich sióstr zakonnych w Japonii 26 II 1981 roku w katedrze w Nagasaki witała Papieża w języku polskim: ,,Niemal cały świat jest wdzięczny Twojej Ojczyźnie, bo na Stolicę Piotrową wydała najlepszego ze swych Synów i z głębokim podziwem przyjmuje prawdy niesione przez Twoje podróże do ostatnich zakątków ziemi. Japonia zaś ma specjalny obowiązek wdzięczności dla Polski za dar w osobie bł. Ojca Maksymiliana, który jest dla nas idealnym wzorem świętości przez całkowite oddanie się Niepokalanej”.

Św. Maksymilian nadal budzi zainteresowanie wśród Japończyków, którzy bez względu na wyznanie często odwiedzają japoński Niepokalanów. Przychodzą tutaj do groty Lourdes, aby wypraszać sobie potrzebną pomoc w trudnościach życiowych i składać podziękowanie za łaski otrzymane za przyczyną św. Maksymiliana. Ten patron trudnych czasów nadal apostołuje na ziemi japońskiej. Japoński franciszkanin br. Tomasz Ozaki ponad dziesięć razy był w Polsce, aby zbierać materiały do swoich książek o św. Maksymilianie. Chociaż bardzo schorowany, 80-letni br. Ozaki jako kustosz Muzeum św. Maksymiliana gorliwie opowiada pielgrzymom, wyświetla filmy o świętym. W miarę możliwości staram się mu pomagać w oprowadzaniu polskich pielgrzymek. Zachęcamy do realizowania na co dzień poleceń Niepokalanej z Lourdes, czyli codziennego odmawiania różańca i modlitwy za grzeszników. Siostry naszego zgromadzenia codziennie odmawiają akt oddania się Niepokalanej, który ułożył św. Maksymilian, oraz modlitwę zaleconą przez Matkę Bożą, która jest wypisana na Cudownym Medaliku: ,,O Maryjo bez grzechu poczęta...” Ta modlitwa zawiera wezwanie za masonów i wszystkich nieprzyjaciół Kościoła świętego, jest też odpowiedzią na prośbę Matki Bożej, którą skierowała w Lourdes do św. Bernadety.

27 XI 1830 roku, a więc 180 lat temu, Najświętsza Maryja Panna ukazała się s. Katarzynie Labouré, nowicjuszce Sióstr Miłosierdzia, i poleciła jej rozpowszechniać na świecie Cudowny Medalik. Maryja obiecała: ,,Wszystkie osoby, które będą go nosić na szyi, otrzymają wielkie łaski. Łaski będą obfite dla tych, którzy nosić go będą z ufnością”. Obietnicę tę potwierdzają niezliczone łaski! Od objawień w 1830 roku do dziś wybito miliony medalików, które zostały rozprowadzone na wszystkich kontynentach. W propagowanie Cudownego Medalika zaangażował się św. Maksymilian. Osobiście doświadczyłam, jak wielu łask udziela Niepokalana Japończykom przez ten mały Cudowny Medalik, bez względu na wyznanie, dlatego staram się go propagować we wszystkich środowiskach. Nawet mnisi buddyjscy przyjmują go z szacunkiem. Często się zdarza, że Japończycy sami proszą mnie o Cudowny Medalik. Pewien farmakolog z Kobe, buddysta, miał wypadek na ruchliwej ulicy. Nie powinien już żyć, ale dzięki Cudownemu Medalikowi, który miał na szyi, ocalał i to bez żadnych obrażeń na ciele. Przyjechał specjalnie do Nagasaki, aby podziękować Niepokalanej za uratowanie życia! Odwiedził też japoński Niepokalanów, zachwycił się postacią św. Maksymiliana. Można by mnożyć podobne przykłady. Z okazji świąt wielkanocnych i Bożego Narodzenia staram się przybliżać Japończykom chrześcijańską wiarę, wykorzystując piękną polską tradycję dzielenia się święconką i opłatkiem.

W kraju zupełnie odmiennym od naszego, o wysokiej kulturze, nie można zaraz spodziewać się sukcesów. Zachód nie może ich niczego nauczyć. Jest jednak coś, czego Japonia nie ma i czego oczekuje od misjonarzy – to miłość. Japonia nie ma miłości, ponieważ nie zna prawdziwego Boga. Dlatego naszym apostolstwem ma być miłość Chrystusa przez Niepokalaną, która ma od nas promieniować na społeczeństwo japońskie.

Założyciel o. Mieczysław i Siostry MI uczestniczyli w beatyfikacji i kanonizacji św. Maksymiliana w Rzymie, byli też w Polsce, w Auschwitz. Moja współsiostra Japonka, jedna z pierwszych w zgromadzeniu, s. Józefina Iwasaki, z którą obecnie mieszkam, dzieliła się wrażeniami z tej podróży do Polski i Rzymu. Mówiła, że gdy zwiedzała Auschwitz, cały czas płakała, bolejąc nad strasznymi cierpieniami, jakie przeszli niewinni ludzie. Obóz był piekłem na ziemi, mówiła: ,,Tak się dzieje, gdy ludzie odchodzą od Boga”. W Rzymie, na kanonizacji św. Maksymiliana, s. Józefina znów płakała, ale tym razem ze szczęścia, że jest w Zgromadzeniu MI, które żyje duchem całkowitego oddania się Niepokalanej i ma za patrona tak wielkiego świętego. Dodała, że nie mogła ochłonąć z wrażenia podczas kanonizacji, że tylko dla jednej, jedynej duszy o. Maksymiliana Niepokalana poruszyła cały świat! Podczas kanonizacji dopiero zrozumiała, jak wielki jest duch św. Maksymiliana i ojczyzna, z której pochodzi. Słuchając tych wypowiedzi siostry Japonki, byłam dumna, że pochodzę z Polski, która rodzi tak wielkich świętych! Choć żyję poza ojczyzną już tyle lat, ciągle o Polsce pamiętam i żywo interesuję się tym, co się w niej dzieje, jej szczęście jest moim, podobnie jak jej ból. W pamiętnym dniu katastrofy smoleńskiej Japończycy zareagowali natychmiast wielkim współczuciem! Jeden z katolików przyniósł mi list z kondolencjami i płytą CD z Requiem Mozarta. Miałam też telefony: ,,Pewnie chcesz być na pogrzebie prezydenta RP? Nie załamuj się!” Japończycy interesują się moją ojczyzną.

Serdecznie proszę wszystkich Drogich Czytelników o modlitwę w naszej intencji, aby Zgromadzenie Sióstr Rycerstwa Niepokalanej założone w Japonii, w Nagasaki, wypełniło testament swego założyciela, wiernego ucznia św. Maksymiliana Kolbe, o. Mieczysława: ,,Żyjcie duchem św. Maksymiliana i bądźcie święte!”

S. Mediatrix Maria
Grażyna Teresa Kuszmider MI

http://www.ms.ecclesia.org.pl/index.php?option=com_content&view=article&...

avatar użytkownika intix

8. W powodzi ognia - Bomba atomowa [LEKTOR PL]

Opublikowany 9 maj 2015

"Film dokumentalny oparty na po raz pierwszy pokazanych publicznie zdjęciach archiwalnych ...(...)"


avatar użytkownika intix

10. Atomowe rany - Film Dokumentalny Lektor Pl


Opis:
Atomic Wounds
reżyser: Marc Petitjean
film dokumentalny, Japonia, 2008, 53 min.
Doktor Shuntaro Hida miał 28 lat, kiedy na Hiroszimę spadła bomba atomowa. Przeżywszy tragedię, całe swoje życie poświęcił pomocy innym ocalałym. "Atomowe rany" to opowieść o osobistej misji charyzmatycznego lekarza i pytanie o lekcję, jakiej udzieliła ludzkości zagłada Hiroszimy.

Skutki napromieniowania, będącego efektem eksplozji bomby atomowej, odczuwane są w Japonii do dziś. Przez ponad trzydzieści lat władze USA starały się zatuszować prawdziwe ich rozmiary, aby dalszy rozwój broni atomowej nie napotykał sprzeciwu opinii publicznej. Jednocześnie dysponowały one gruntowną wiedzą - już w roku 1946 amerykańscy naukowcy stworzyli w Hiroszimie laboratorium ABCC, aby badać wpływ bomby na tysiącach ocalałych.
Dokument "Atomowe rany" opowiada o tragicznych zdarzeniach sprzed ponad sześćdziesięciu lat i prywatnej misji doktora Hidy, zabiegającego o pomoc i zadośćuczynienie dla ofiar Hiroszimy.


.


.
avatar użytkownika intix

11. Przeżył wybuch bomby atomowej w Nagasaki.


Opis:
Terumi Tanaka miał 13 lat, gdy 9 sierpnia 1945 roku Amerykanie zrzucili na jego rodzinne miasto Nagasaki bombę atomową. Była to druga bomba atomowa, którą Amerykanie zrzucili na Japonię. Nastoletni Tanaka czytał wtedy książkę w swoim domu. 88-letni dzisiaj Tanaka od wielu lat działa na rzecz pokoju i zaprzestania prac nad bronią atomową. Opowiada swoje tragiczne przeżycia z tamtego dnia, gdy jego świat dosłownie się zawalił. Sam spędził ponad dwie dekady jako sekretarz generalny Japońskiej Konfederacji Ofiar Bomby A i H, znanej jako "Hidankyo". Mimo zaawansowanego wieku, jest nadal aktywnie zaangażowany w szerzenie przesłania pokoju. Ma nadzieję, że państwa dysponujące tym narzędziem zagłady zdecydują się na podpisanie paktu o porzuceniu broni atomowej. Warto wysłuchać tego, co ma do powiedzenia.


.
avatar użytkownika intix

13. " BOMBA ATOMOWA " Film dokumentalny



W załączeniu - refleksyjnie - więcej z Historii ze spojrzeniem na nią: WCZORAJ - DZISIAJ i...:

=> [LINK] Japońskie eksperymenty na ludziach



.