Jestem euroentuzjastą!

avatar użytkownika UPARTY

Przeczytałem na Blogpress`ie wpis Gadającego Grzyba, który zastanawia się nad tym jak żyć w Unii pod ciągła jej presją. Myślę też, że wszyscy w Polsce tę presję czują i mało komu się ona podoba, choć są i tacy, którzy w niej pokładają nadzieję na swój interes. Z drugiej strony narodami najentuzjastyczniej podchodzącymi do bycia w Unii są Polacy i też będący pod presją Unii Węgrzy. Czy nie ma tu jakiejś sprzeczności?

 

Otóż, z zewnętrzną presją na nasz kraj musimy się liczyć stale , jeśli chcemy mieć swoje państwo. Ponieważ presja na sąsiadów jest stałym elementem kultury europejskiej, to między innymi po to tworzymy sobie państwo, by się tej zewnętrznej presji przeciwstawiało, by ochraniało ludzi przed bezpośrednim naciskiem sąsiadów. Nam po prostu wydaje się, że presja wywierana przez Unię, której jesteśmy członkami jest słabsza niż byłaby wywierana przez obce państwa, gdybyśmy członkami Unii nie byli i dla tego nam się Unia podoba.

 

O ile dobrze pamiętam początkiem Konfederacji Barskiej był problem wyboru 3 senatorów. Rosjanie chcieli sami ich mianować a my nie chcieliśmy akurat tych osób w Senacie. Analogie do obecnych problemów z Trybunałem Konstytucyjnym są aż nazbyt widoczne, by je tłumaczyć. Tyle, że obecnie ze względu na możliwość zwrotnego wpływu naszego rządu na sytuację w Unii możemy presję z jej strony wytrzymać bez większych szkód. Gdybyśmy byli poza Unią najprawdopodobniej presja naszych sąsiadów była by o wiele bardziej dokuczliwa, vide: doświadczenie historyczne.

Po pierwsze były by stosowane najprostsze metody a my nie mieli byśmy bezpośredniego wpływu, ani na stosunki np. Niemiec z innymi krajami, ani też nie byłoby zwrotnego przebiegu informacji. Wbrew pozorom, to co jest w naszej „strefie wolnej myśli” z dużym opóźnieniem ale jednak ma wpływ na media w Niemczech i paradoksalnie poprzez w sumie wrogie nam instytucje Europejskie.

 

Pamiętajmy, że nic tak nie wpływa na ujednolicenie poglądów na jakąś sprawę jak konflikt. Przy czym w każdym konflikcie zawsze strona, która na bardziej przemyślane poglądy narzuca swoje rozwiązania drugiej stronie, bez względu na wynik tego konfliktu!

 

Tak było zawsze w historii. Zwycięzcy Rzymianie przejęli od pokonanych Etrusków cały system organizacji państwowej, w tym organizacji wojsk. Pominęli w zasadzie jeden tylko element, czyli całkowicie nieracjonalne czekanie na znak od bogów do rozpoczęcia walki, np. grzmot pioruna.

 

Również i teraz mamy w zasadzie realizowaną koncepcję Europy będącą u podstaw wybuchu II wojny światowej mimo, że główni wykonawcy tej koncepcji, czyli Niemcy sromotnie wojnę przegrały a program ten zaczęli realizować zwycięzcy Amerykanie, vide tzw. Runda Kennedy`ego, bez której nie procesy integracyjne nie ruszyły by na przód. Również i tu odrzucono jeden w zasadzie element koncepcji pokonanych, czyli wyróżnik narodowy. Być może pewien wpływ na to miała radosna działalność żołnierzy rosyjskich, którzy postanowili zastąpić w dziele prokreacji zabitych przez siebie czy też wziętych do niewoli Niemców. Trudno więc teraz komukolwiek mówić o jednolitej rasie Niemców.

 

Ponieważ my, podobnie jak i Węgrzy, mamy własną, dość dobrze przemyślaną koncepcję funkcjonowania w strukturach unii państwowej i w historii obu narodów te koncepcje się sprawdziły, to nasze społeczeństwa nie przeciwstawiają się pomysłom integracji europejskiej co do zasady.

 

Jest również oczywiste, że te zasady, których dopracowali się przede wszystkim Polacy ale i Węgrzy jako jedyne, które sprawdziły się w historii będą przyjęte przez pozostałe kraje Europy, bo innych nie ma. O ile Węgrzy dość krótko byli w federacji z Austrią o tyle my mamy bardzo długą historię Rzeczpospolitej Obojga Narodów i było dość czasu by sprawdzić wszystkie możliwe warianty organizacyjne, oraz stwierdzić co jest zagrożeniem dla tych koncepcji.

 

Okazało się, że największym zagrożeniem dla doktryny wspólnego państwa był „statusowy sposób widzenia państwa” i teraz, gdy Naród Polski zaczyna się odbudowywać pierwszym krokiem jest właśnie jego likwidacja.

 

Jeżeli popatrzymy się, czy na bunt korporacji prawniczej, czy na bunt środowisk medycznych, czy wreszcie na dopiero rodzący się bunt tzw. biznesu vide: chęć utrącenia Kurskiego, to mają one jeden wspólny mianownik – status społeczny.

 

Rzepliński i reszta Trybunału uzasadnia swój bunt tym, że jako osoby o wysokim prestiżu formalnym głoszą słowa ważniejsze od tych wypowiadanych przez osoby co mają niższy status. Czyli ich status postawą słuszności ich poglądów.

 

My zaś uważamy, że jeśli ktoś głosi użyteczne dla społeczeństwa poglądy, to ma wysoki status społeczny. Dla nas status społeczny jest pochodną cech osobowych a dla nich jest on cechą osobową. Jest to dokładnie to, co pokazał Sienkiewicz w słynnym dialogu między Kmicem a Radziwiłłem. Radziwiłł buntował się przeciwko Rzeczpospolitej, bo nie mógł się pogodzić, iż ktoś o niższej od niego pozycji społecznej nagle zostanie wybrany królem i on Radziwiłł będzie musiał mu czapkować. Czyli nie cechy osobiste mają być podstawą statusu społecznego a status społeczny ma być podstawą możliwości decyzyjnych.

 

Swego rodzaju znakiem zwycięstwa naszych koncepcji jest to, że w sumie potomek tamtego Radziwiłła jest w rządzie zwalczającym statusowy charakter państwa.

 

My wszyscy wiemy, że postawa prezentowana przez TK jest zabójcza dla państwa i dla tego go zwalczamy.

 

Również zabójcza dla państwa jest postawa znacznej części środowisk medycznych. Oni bowiem przyjęli za zasadę, że o możliwościach decyzyjnych co do zdrowia pacjenta decyduje status formalny lekarza a nie jego dotychczasowe wyniki leczenia. Stąd też sformalizowano dopuszczalne działania lekarzy przez opracowanie tzw „procedur medycznych” a prawo do odstąpienia od nich przyznano tylko profesorom. Jest w tym jednak pewien haczyk, otóż profesorem jest osoba o dorobku naukowym a nie leczniczym. W związku z tym o zdrowiu pacjenta decyduje ktoś, kto być może świetnie zna jakiś element sztuki lekarskiej ale wcale nie jest wykluczone, że zna go tylko teoretycznie i wie co inni na ten temat napisali. Natomiast pacjent jest całościowym organizmem i specjalizacja oczywiście jest ważna, ale jako przedmiot konsultacji dla lekarza leczącego a nie jako podstawa decyzyjna w leczeniu. W rezultacie w powszechnym odczuciu służba zdrowia wcale nie działa. Do tego dochodzą kwestie finansowe. Osoba, która się wyspecjalizowała w jakimś szczególe chce ze swej maestrii uczynić podstawę do zarobków, a jedyną podstawą do zarobku zgodną z celem służby zdrowia jest całościowe zdrowie pacjenta. Czyli podstawa do zarobków w służbie zdrowia jest sprzeczna z interesem społecznym i może być utrzymana tylko w wadliwym systemie politycznym opartym o autorytet formalny.

 

Również i w działalności gospodarczej mamy mnóstwo ludzi, którzy twierdzą, że jak są „kimś” to muszą dobrze zarabiać nawet kosztem firmy, którą zarządzają. To jest już tak powszechnie znane, że nie chce mi się o tym pisać.

 

Tak więc podsumowując można powiedzieć, że ponieważ jesteśmy w Unii, to w sposób naturalny chcemy nadać jej sprawdzony w naszej historii kształt instytucjonalny, a ci ci się temu przeciwstawiają działają na szkodę własną, na szkodę Polski a w końcu i na szkodę całej Europy.

 

Swoją drogą czy można się dziwić, że naszymi największymi przeciwnikami są Niemcy, którzy mają jeszcze w dalszym ciągu hopla na punkcie swojej wartości narodowej- czyli statusu ?

Etykietowanie: