Praktyka czyni mistrza

avatar użytkownika Foxx

Wiele wydarzeń związanych z relacjami polsko-ukraińskimi powoduje stawianie kolejnych pytań o ich charakter a nawet sens. Mnie, jako obserwatora sytuacji nad Dnieprem zaskakuje skala autorytatywnych opinii, przy jednoczesnym pomijaniu faktów i procesów istotnych dla oceny sytuacji. Oczywiście często brak informacji o nich w zajętych wewnętrzną nawalanką mediach głównego nurtu, jednak wiedza o niektórych z nich jest podstawowa dla realnej oceny sytuacji. Podobnie jak kojarzenie związków między nimi z ogólnym obrazem. W ostatnim czasie miały miejsce trzy konkretne wydarzenia, których z trwającymi od jakiegoś czasu "problemami" na linii Polska-Ukraina żaden ze znanych mi polskich komentatorów nie łączy, a myślę że w sposób oczywisty mają one z nimi związek. Zaprezentuję je w końcowej części notki po małym "wprowadzeniu".

 ["Praktyka czyni mistrza" - grafika z profilu społecznościowego Ukraińskiego Oporu (УКРОП - "UKROP"), powiązanych wcześniej z Prawym Sektorem młodych prokijowskich nacjonalistów/patriotów kontestujących jednocześnie postmajdanowe oligarchiczne władze (źródło)]

Przy okazji licznych incydentów związanych z profanacją polskich miejsc pamięci na Ukrainie oraz ostatniego zamachu na konsulat w Łucku zarówno sami Ukraińcy oraz ich polityczni sojusznicy po stronie polskiej, jak i polskie środowiska nastawione antyukraińsko najczęściej sprowadzają kwestię do udziału - lub jego braku - w tych wszystkich wydarzeniach tzw. "trzeciej strony/siły". Jednym słowem: albo inicjatorami tych akcji są rosyjskie służby "by skłócić bratnie/sojusznicze narody", albo sami Ukraińcy, którzy przy cichym przyzwoleniu władz lub co najmniej ich indolencji i bezradności dają wyraz swoim barbarzyńskim instynktom.
 

Swoją drogą, dość charakterystyczne, że pod żadnym z tych aktów nikt się nie podpisuje. A przecież nad Dnieprem istnieje taka część środowisk banderowskich - bo przecież nie wszystkie, o czym niżej - która jest jawnie antypolska. Są nawet działacze i publicyści uważający Polskę za większe zagrożenie dla niepodległej Ukrainy, niż Federacja Rosyjska. Mimo to pod wspomnianymi działaniami "podpisu" brak. Fakt, że autorzy profanacji łączyli czerwono-czarne barwy UPA z runami SS (UPA powstała po zerwaniu udziału banderowskiej OUN w hitlerowskiej machinie, co nie zmienia oczywistej kwestii licznej reprezentacji innych ukraińskich nacjonalistów w niemieckich formacjach zbrodniczych, w tym SS), a z drugiej byli w stanie na pomniku jednego z kozaków napisać "Wolyn" - nie dość że bez polskich znaków, to w jakiś znany sobie sposób łącząc kozaczyznę z Rzezią Wołyńską... pozwala na oskarżenia pod adresem Rosjan. Moim zdaniem zbyt łatwo.

W tym miejscu warto przypomnieć kilka procesów z "przedmajdanowego" okresu z historii Ukrainy oraz ich wpływu na niektóre późniejsze wydarzenia.

Gołym okiem było widać - niesamodzielną moim zdaniem - politykę Janukowycza pozwalającego przez bardzo długi czas - nomen-omen- swobodnie hasać tzw. "starym" banderowcom ze "Swobody", czy Kongresu Ukraińskich Nacjonalistów w ich "grajdołku" skupiającym ze trzy obwody na zachodzie Ukrainy. Na poziomie samorządów, czy podporządkowanych im instytucji robili co chcieli, w tym szereg antypolskich działań z kwestią renowacji Cmentarza Orląt na czele. I jakoś na poziomie "centralnym" to było nie do ruszenia, mimo hiperprokijowskiego L. Kaczyńskiego i wielu interwencji na różnych szczeblach.

Z drugiej strony pozostała część Ukrainy była lepiona z postsowieckiej plasteliny, co miało zapewnić stabilną większość różnym formom "regionałów" na wsiegda. Przecież marsze barbarii z totenkopfami ku czci UPA, czy "rekonstruktorów" SS Galizien z zachodniej części kraju nie wymagały na wschodzie specjalnych manipulacji, czy tendencyjnych komentarzy (np. ignorujących walkę o ukraińską państwowość od 1944 - wiadomo: przeciwnik "nie pasował"). Ich uczestnicy wobec pełnego ówczesnego monopolu FR i jej lokalnych agend w eterze po prostu sami prezentowali się jako nazistowska dzicz. Wiadomo więc, że nikt z reszty Ukrainy na przedstawiciela takiej dziczy nie zagłosuje. Zwłaszcza, że na Donbas, podobnie jak u nas na Górny Śląsk w PRL, w czasach boomu przemysłowego za pracą ściągały setki tysięcy rodzin z całych sowietów. I one się reprodukowały. Dobrym symbolem jest tu fotka z "separastycznego" blokpostu na wschód od Szirokino z wiosny 2015:

[goście są z Ługańska - ten po prawej: bluza "Ukraina" i czerwona gwiazda przypięta na czapce]

W kontekście "Swobody" warto zwrócić uwagę na informację o tym, że w 2010 przedstawiciele organizacji O. Tiahnyboka przyjęli od finansowanej przez Federację Rosyjską Partii Regionów 200 tys dolarów za zafundowanie na zachód od Dniepru ichniego Konwentu św. Katarzyny, by rozdrobnić tamtejsze stronnictwa, powiedzmy, tożsamościowe (źródło). 

REAKCJE NA OSTRZAŁ POLSKIEGO KONSULATU W ŁUCKU NA NAJPOPULARNIEJSZYCH PORTALACH NACJONALISTÓW ZNAD DNIEPRU


Pierwszą i jedyną znaną do tej pory reakcją konkretnej siły politycznej - a nie urzędnika czy organu administracji - jest oświadczenie opublikowane po kilkunastu godzinach od wydarzenia na portalach związanych z pułkiem "Azow" i jego cywilnym zapleczem. Wielokrotnie na blogu prezentowałem ich ideologię. Z pewnością nie są to banderowcy, chociaż uznają rolę Bandery w historii ukraińskiego nacjonalizmu.

Incydent z nocy 28/29 marca jest elementem serii podobnych ekcesów na terytoriach Ukrainy i Polski. Wszystkie te działania mają na celu wywoływanie i eskalację narastania wrogości między narodami i państwami, mają sztuczny charakter i jednoznacznie wskazują na udział strony trzeciej.

Jest jasne, że tworzy się wrażenie, iż inicjatorami tej akcji mieli być "ukraińscy radykałowie" i "ukraińscy nacjonaliści".

Korpus Narodowy oraz żołnierze i weterani pułku "Azow" z Wołynia żądają podjęcia natychmiastowej reakcji, znalezienia i ukarania sprawców, a szczególnie organizatorów.

Przypominamy jednocześnie, że Korpus Narodowy nie uznaje szowinizmu i traktuje naród polski jako przyjazny i bratni, a Polskę - jako przyjaciela i partnera Ukrainy na arenie międzynarodowej, z którym w obecnej historycznej chwili mamy wspólny cel działań i walki.

http://azov.press/ukr/oficiyna-zayava-volins-kogo-oseredku-nacional-nogo-korpusu-z-privodu-obstrilu-konsul-stva-pol-schi-u-luc-ku

Wzmiankowany już Ukraiński Opór na swoim profilu na portalu społecznościowym

 

["wieści z ATO, analizy, ekonomia, obronność, satyra, wojna informacyjna o Ukrainę"]
 
[odznaka - tu w trakcie walk o nowy terminal na donieckim lotnisku w październiku 2014 - ogólna odznaka ukraińskiej partyzantki poza strukturami państwa: Ukraiński Opór. Dosłownie: "ukrop" - koperek, stąd taki znak graficzny. Ciekawa dość ironiczna reakcja na jedno z określeń Ukraińców przez Rosjan ("ukropy", "ukry")]

... opublikował dużą grafikę przedstawiającą flagi polską i ukraińską z podpisem "przyjaźń - nie poróżnicie nas". Profil ten prowadzą zdeklarowani banderowcy uważający tradycję UPA za niepodległościową i niedopuszczający polskiego stanu wiedzy o skali i charakterze zbrodni dokonanych na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej jako czegoś innego, niż uleganie przez Polaków dawnej sowieckiej propagandzie mającej na celu zdyskredytowanie ukraińskiej antybolszewickiej partyzantki. 
 
Warto podkreślić, że w odróżnieniu od oficjalnych czynników z obu państw oraz publicystów, autorzy powyższych reakcji nie skupiali się na wskazywaniu wprost Moskwy jako inicjatora ataku na polski konsulat.
 
Prawy Sektor - banderowcy o niejednoznacznym podejściu do historii polsko-ukraińskiej, w chwili obecnej taktycznie zdecydowanie popierający sojusz z Polską na swoim oficjalnym portalu nie odnotowali ostrzału konsulatu w Łucku, nie mówiąc już o komentarzu.
 
Podobnie jak jawnie antypolscy banderowcy ze "Swobody" Tiahnyboka na na swoim .
 
W tym ostatnim przypadku wydawałoby się więc, że mamy "kumulację" - co najmniej jednokrotnie finansowanych przez Rosjan antypolskich banderowców, którzy jak najbardziej mogliby podjąć działania przeciwko Rzeczypospolitej motywowani zarówno ideologicznie, jak i finansowo.  Byłby to dość ciekawy plan zważywszy na podpisany niedawno z Korpusem Narodowym/Ruchem Azowskim i Prawym Sektorem Manifest Narodowy, którego drugi punkt brzmi: "Ustanowienie nowego kierunku ukraińskiej geopolityki - nie Zachód czy Wschód, a nowa wspólnota europejska - Sojusz Bałto-Czarnomorski". Czyli "Międzymorze". Sabotaż? Idealna "teoria spiskowa" - rozwojowa. Ale tekst jest o praktyce.
 
W tym momencie widzimy tylko jak wyglądały różnice w reakcjach różnych nurtów ukraińskiego nacjonalizmu na to konkretne wydarzenie. Nowego i starego.
 
"JESTEŚCIE ZWYKŁĄ TALIĄ KART"*
 
Spośród trzech zapowiedzianych na wstępie wydarzeń poprzedzających ostrzał polskiego konsulatu, dwa - wielki pożar w jednym z największych ukraińskich składów amunicji oraz skuteczną akcję przeciwko bankom z rosyjskim kapitałem - opisałem w poprzedniej notce. W obu przypadkach widać było zupełną bezradność i inercję Kijowa. Jest to pewna odpowiedź na zarzuty braku ochrony np. przez ukraińską policję konsulatu w Łucku. Jeżeli nie byli w stanie obstawić arsenału znajdującego się ok. 100 km. od linii frontu, czy centrali banku w centrum stolicy...
 
O stanie państwa nad Dnieprem oraz "innych szatanach, którzy są tam czynni" świadczy jednak historia sprzed kilku dni, która w polskich mediach nie zaistniała. A można ją porównać np. do ujawnienia przez Onet lub polski oddział "Newsweeka", że wszystkie istotne głosowania rządzącej - "liberalnej" i "proeuropejskiej" - koalicji PO-PSL są wygrywane dzięki oszustwom.
 
24 marca portal ukraińskiego oddziału Radia Svoboda opublikował materiał Карткова коаліція у Верховній Раді ("Kartowa koalicja w Radzie Najwyższej").
 
 
Jest to reportaż nakręcony przy pomocy nagrywającej 24 godziny na dobę kamery umieszczonej na antresoli sali plenarnej kijowskiej Rady Najwyższej. Okazuje się, że przed kluczowymi głosowaniami deputowani największych stronnictw umieszczają w czytnikach po kilka/kilkanaście identyfikacyjnych kart magnetycznych nieobecnych kolegów, by uzyskać kworum oraz niemal rutynowo głosując za nich.
 
[rozświetlone terminale oznaczają, że deputowany zajmuje swój fotel]
 
Czy, zważywszy na stan naszej wiedzy o sytuacji na Ukrainie i stanie rozkładu tego państwa takie działania deputowanych są jakąś niespodzianką? Nie. Jesteśmy jednak w sytuacji, w której wzmiankowane wyżej nurty ukraińskiego nacjonalizmu po wspólnej demonstracji przedłożyły Radzie Najwyższej ultimatum - patrz: "Gdzie dwóch Ukraińców - tam trzech hetmanów". Inicjatorzy i uczestnicy otwartym tekstem podważyli wiarygodność większości deputowanych.
 
W takich okolicznościach "proeuropejska" redakcja odpala materiał ostatecznie dyskwalifikujący mechanizm rządzenia przez parlamentarną większość. Ku zaskoczeniu samych dziennikarzy w państwie tak przeżartym korupcją publika praktycznie "wzruszyła ramionami". Trzeci "Majdan" nie nastąpił.
 
W nocy z 28 na 29 marca z granatnika został ostrzelany polski konsulat, 29 marca na drodze łączącej Rawę Ruską ze Lwowem z udziałem ok. 150 os. odbyła się demonstracja m.in. pod polskojęzycznymi hasłami "Polska, pomoc swoim braciom". Żadna z polskich organizacji ani nie zapowiadała tej manifestacji, ani jej nie firmowała. Szybko pojawiły się, m.in. podane przez SBU, informacje o tym, że wśród uczestników nie było Polaków, a za udział w "evencie" można było otrzymać od 50 do 200 hrywien. 
 
Wracając do banderowców - warto przypomnieć, kto na poziomie ogólnokrajowym rozwinął to, co Janukowycz na potrzeby uzyskania stabilnej strefy rosyjskich wpływów na Ukrainie hodował wyłącznie na jej zachodnim skrawku. Kult nie tylko UPA ale nazistowskich zbrodniarzy w rodzaju mordercy ludności cywilnej w Powstaniu Warszawskim, Diaczenki, wprowadzają wspierani przez Niemcy i Sorosa "liberałowie". Nawiasem, często z "narodu wybranego".
 
Po wyborach prezydenckich w USA, jeszcze przed zaprzysiężeniem nowego prezydenta, ku zaskoczeniu wielu graczy liczących na okres "bezkrólewia" między ogłoszeniem wyników elekcji a aktem przysięgi, również na Ukrainie... zamiast się "zamrażać", sytuacja przyspieszyła - patrz: Wybory w USA a Ukraina: roszada czyli Trojan w Systemie cd..
 
Czy fakt, że podlegająca bezpośrednio ukraińskiemu prezydentowi SBU wskazuje Rosjan jako oczywistych inspiratorów powyższych incydentów dziwi? Nie. Czy jest przekonujący o tym, iż "wywróceniem stolika" w Kijowie aktualnie jest zainteresowana tylko, a może i wyłącznie Rosja? Cóż, być może gracz grający znaczonymi kartami na serio zaczął się obawiać, że kontynuacja gry w dotychczasowej formie przestaje być możliwa.
 
 
 
* - Ściąć ją! - wrzeszczała Królowa w istnym ataku furii. Ale nikt nie ruszył się z miejsca.
- Czy myślicie, że się was kto boi? - zapytała Alicja, która osiągnęła tymczasem swój normalny wzrost. - Jesteście zwykłą talią kart, niczym więcej.
Na te słowa cała talia kart uniosła się w górę i opadła na Alicję.
 
L. Carroll, "Alicja w Krainie Czarów"
 
 
 

 

5 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. @Foxx

mistrzowie i inni szatani, którzy sa tu czynni.

"Piotr Tyma oburza się na polskie władze, że nie zgodziły się na dofinansowanie obchodów 70. rocznicy akcji „Wisła” organizowanych przez Związek Ukraińców w Polsce i innych projektów mniejszości ukraińskiej...
– Działacze Związku Ukraińców w Polsce przyzwyczaili się, że przez dwie dekady dostawali od polskich władz to, co chcieli. Mało tego, to oni niejednorodnie recenzowali, kto może, a kto nie może sprawować określone stanowiska w polskiej administracji. Kiedy okazało się, że obecny rząd bardziej realnie podszedł do tych kwestii, to wywołało oburzenie ukraińskiej mniejszości. Zresztą Piotr Tyma wielokrotnie podkreślał, że czeka, aż Platforma wróci do władzy. Po tym pragnieniu widać, że temu środowisku za poprzedniej władzy też żyło się lepiej.
Jak w ostatnich latach wyglądało dofinansowanie Związku Ukraińców w Polsce z budżetu?

– Tylko w tym roku Związek Ukraińców w Polsce otrzyma z budżetu naszego państwa ponad 1,5 miliona złotych, w tym ponad 400 tysięcy złotych dofinansowania na tygodnik „Nasze Słowo”, w którym promuje się banderyzm, a marszałka Józefa Piłsudskiego nazywa się większym terrorystą od Stepana Bandery. W poprzednich latach poziom finansowania był podobny. Do tego dochodzą dodatkowe fundusze z poszczególnych resortów na projekty Związku Ukraińców w Polsce. Dodatkowo z budżetu państwa polskiego są sygnowane pieniądze na remonty siedzib wspomnianego związku.
Warto przypomnieć, że „Dom Ukraiński” w Przemyślu, obiekt wart wiele milionów złotych, państwo polskie bezpłatnie przekazało tej społeczności na własność, a dodatkowo rząd wyasygnował i przekazuje miliony złotych na jego remont. Dla porównania: we Lwowie Polacy nadal nie mają na własność siedziby, w której mogliby prowadzić działalność kulturalną i społeczną."
(..)
Związek Ukraińców zbiera środki na organizację III Kongresu Ukraińców w Polsce, który miałby się odbyć w Przemyślu, którego jednym z tematów ma być „wzrost antyukraińskich nastrojów” w Polsce. Szykuje się antypolska impreza?

– Przed kilkunastu laty, kiedy do Przemyśla na ukraińską imprezę przyjechał ówczesny premier Włodzimierz Cimoszewicz, przywitała go pieśń chóru „Żegnajcie Połoniny, Polacy nam je zabierają…”. Opisywała to w swojej książce Maria Strońska związana z „Paryską Kulturą”. Czy teraz będzie inaczej? Z całą pewnością nie. Wiele działań tego środowiska jest koordynowanych z zagranicy.

Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/179325,czas-wyciagnac-wnioski.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Foxx

2. „Zawodowi Ukraińcy” – obraz społecznej patologii

Autoryzowany przekład tekstu Oleksandra Maslaka z Kijowa – politologa, członka rady nowo utworzonej ukraińskiej partii nacjonalistycznej Korpus Narodowy, uczestnika niedawnej konferencji „Skrzyżowania historii: sojusze i pokrewieństwa w Europie Środkowo-Wschodniej w XX wieku” (Rzeszów, Przemyśl). (...)

Typ „zawodowego Ukraińca” jest od dawna znany i rozpowszechniony w naszym kraju. To osoby, które uczyniły z „mowy i wyszywanki” sposób na zarabianie pieniędzy i wylewające krokodyle łzy nad „losem nieszczęsnego narodu” – zjawisko dość obrzydliwe, ale nieuchronne w warunkach takiej a nie innej, zdeformowanej przez radziecką przeszłość i obecną kryminalno-korupcyjną rzeczywistość – postawy i kondycji naszego społeczeństwa. Jednakże na Ukrainie, z wyjątkiem kilku regionów, „zawodowa ukraińskość ” jest zjawiskiem raczej marginalnym, mało znaczącym, poza może pewnym segmentem sieci społecznościowych i „specjalistycznej prasy drukowanej.”

Inaczej to wygląda w przypadku społeczności ukraińskiej za granicą, w tak zwanej „diasporze”. Po wymierającym już pokoleniu intelektualistów i polityków „starej emigracji”, w wielu krajach na czele ukraińskich ruchów w diasporze stanęła ograniczona intelektualnie, prymitywna w swych motywacjach grupa filistrów. Owi „działacze” przekształcają „ukraińskość” w pewnego rodzaju mały biznes skupiony wokół „koryta” (dużego biznesu nie są w stanie na tym ukręcić z powodu własnych ograniczeń). Dlatego ukraińska społeczność w krajach swojego zamieszkania często staje się zatęchłym, zamkniętym w sobie, wyalienowanym z otoczenia gettem, którego przywództwo żyje z „festiwali ukraińskiej pieśni”, ze sprzedaży wyszywanek chińskiej produkcji oraz różnorakich dotacji „dla mniejszości” (skala biznesu być może jest nieco większa, ale nie sądzę).

Szczególna kategoria „zawodowych Ukraińców” pojawiła się niegdyś i bujnie rozkwita na terenie sąsiedniej Polski. Głównym, ale nie jedynym jego reprezentantem jest założony w 1956 roku Związek Ukraińców w Polsce (na początku było to Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne), która to organizacja, będąc pod ścisłą kontrolą komunistycznej nomenklatury, posiadała w PRL-u monopol na reprezentowanie „ukraińskiego getta”. Jego przywódcy pielęgnowali ukraiński folklor, „ukraińskie pieśni i tańce” i wydawali nudny, hermetyczny tygodnik „Nasze słowo”. Wraz z upadkiem komunizmu w Polsce to podpięcie się pod nomenklaturę komunistyczną zamienione zostało na podwiązanie się pod nomenklaturę liberalną – gwarantującą „zawodowym Ukraińcom” fotele w polskim parlamencie. Po niedawnej zmianie liberalnej większości w sejmie na konserwatywną, fotele te zostały rzecz jasna utracone. Odkąd poprzednia partia władzy znalazła się w opozycji, przywódcy „ukraińskiego getta” zajęli analogiczną pozycję polityczną. W sumie można byłoby to zrozumieć, gdyby nie pewien drobny niuans. Mniejszość narodowa w kraju swego zamieszkania powinna przecież starać się szukać dróg dialogu i współpracy ze wszystkimi środowiskami politycznymi kraju (zarówno z rządzącymi jak i z opozycją), nie zaś stawać się jednym z instrumentów politycznej konfrontacji.

Zamiast tego, przywódcy „ukraińskiego getta” zdecydowali się postawić na jedną kartę – mianowicie na kontrowersyjny i niebezpieczny, ale gwarantujący pewien rezonans i „grantodajny” temat „prześladowań mniejszości narodowych w Polsce”. Lider Związku Ukraińców – Piotr Tyma rysuje w ukraińskich mediach straszliwy, mocno przesadzony obraz nowej „ksenofobicznej polityki polskich władz”. Jest rzeczą oczywistą, że w stosunkach polsko-ukraińskich nie wszystko układa się idealne, sytuacje konfliktowe się zdarzały i będą się zdarzać, jednak tak mocno przerysowany, wręcz makabryczny obraz nieomal totalitarnego terroru w stosunku do Ukraińców, opisywany w tekstach i wywiadach przez owych „zawodowych Ukraińców”, jest bardzo daleki od rzeczywistości. Wypowiedzi te, trafiając w formie przekładów drogą powrotną do Polski, podżegają jedynie konflikty ukraińsko-polskie i pogłębiają wzajemne niezrozumienie i wyobcowanie.

Małostkowość i chciwość „zawodowych Ukraińców” w Polsce zatruwa lokalne środowiska ukraińskie wzajemną nieufnością, intrygami, plotkami i wszelkiego rodzaju konfliktami wewnętrznymi. Nieefektywne instytucje, nie nadająca się do czytania prasa, zatęchła atmosfera „ukraińskich domów”, „ludowe pieśni i tańce” rodem z telewizji z lat siedemdziesiątych, „undergroundowi milionerzy”, osobliwa hierarchia nieformalnych autorytetów – wszystko to u każdego normalnie myślącego człowieka, zwłaszcza młodego, musi powodowań chęć trzymania się z daleka od takiego zamkniętego światka, składającego się z kilku „granto-zależnych” instytucji. Ów „półświatek” natomiast przyciąga wszelkiego rodzaju indywidua o patologicznych skłonnościach, którzy na najbardziej nieśmiałą próbę stworzenia bardziej lub mniej alternatywnego ukraińskiego środowiska w Polsce reagują absurdalnymi zarzutami publikowanymi w prasie i mediach społecznościowych, skandalami, rozpowszechnianiem plotek oraz intrygami. Nazwiska różnych „popowyczowych et consortes” od dawna stały się symbolem takiej właśnie zatęchłej atmosfery „ukraińskiego getta” w Warszawie. Dostęp do „koryta” dla „zawodowego Ukraińca” to wszak rzecz najważniejsza. Jego utrata dla owego filistra to prawdziwa katastrofa. Oderwany od żłobu były aktywista, niegdysiejszy działacz Związku Ukraińców, gotów jest całkiem poważnie mówić o „straszliwym ukraińskim spisku w partii rządzącej, w sejmie, na polskich uczelniach, a nawet w Watykanie”. Póki jednak dostęp do „koryta” jest jeszcze jako tako możliwy, walka staje się bezwzględna i bezkompromisowa, nie zważając na wszelkie normy i formy, łamiąc wszelkie zasady moralne. Paranoidalny umysł może wprawdzie zmienić „obraz wroga”, ale nie zmieni swego patologicznego charakteru.

Przykład degradacji środowiska ukraińskiej diaspory (nie całej rzecz jasna) powinien czegoś nauczyć Ukraińców w samej Ukrainie. Mianowicie bezkompromisowego rugowania z dyskursu publicznego tak zwanego „wyszywatnictwa”. Owszem, należy organizować „Parady wyszywanek”, popierać wysiłki na rzecz promowania języka ukraińskiego, lecz jeśli „mowa i wyszywanka” staje się „alfą i omegą” wszelkiej społecznej i politycznej aktywności, wówczas musi prowadzić to najprostszą drogą do narodowej katastrofy.

PS. Gdy zaś chodzi o spekulacje na temat mojej „prawicowości”, o której nagle zrobiło się głośno wśród warszawskich „zawodowych Ukraińców”, to pragnę oświadczyć , iż dla mnie „prawicowość” to synonim budowy rozwiniętego, efektywnego, nowoczesnego państwa ukraińskiego, wysoko-technologicznej gospodarki oraz kształtowanie społeczeństwa, w którym szacunek dla jego tradycji kulturowej i wartości łączyłby się z nie mniejszym poszanowaniem dla prawa i wolności – gdzie przeszłość nie przeszkadzałaby przyszłości. Naród to wspólny cel i wspólne obowiązki obywatelskie, nie zaś spekulowanie swoim pochodzeniem, językiem czy „wyszywankami” – czym głównie zajmują się „zawodowi Ukraińcy” – czy to Warszawie, czy w Kijowie.

http://kresy24.pl/zawodowi-ukraincy-obraz-spolecznej-patologii/


avatar użytkownika Tymczasowy

3. Jak dla mnie

tak zwana sytuacja ukrainska zawiera za duzo amorficznosci, za malo uporzadkowania, za duzo niejasnosci, za malo pewnikow. Zle sie w tym czuje.
Chcialem puscic tlumaczenie tekstu z Deutsche Welle, w ktorym twierdzi sie, ze prawie wszyscy giganci z niemowlecego etapu ruchu separatystycznego w Doniecku i Lugansku sa juz martwi. Chlopy w wieku 40-50 lat. Czesc odstrzelili/wysadzili, czesc niespodziewanie zachorowala. Sa rozne wersje z nieodlaczna "moskiewska" na czele. Na moje wyczucie, tam jest troche tak, jak kiedys w Bejrucie: rozne ideologie, rozne milicje, a w rzeczywistosci miasto bylo podzielone na strefy rzadzone przez gangsterow walczacych o pieniadze.

avatar użytkownika Tymczasowy

4. Tekst

Oleksndra Maslaka swietny. "Zawodowi Ukraincy" sile czerpiacy z "wyszywatnictwa" i grantow, nieuchronnie pojda droga Indian w Kanadzie na powaznie gloszacych "kulturowy holocaust".

avatar użytkownika Foxx

5. @ Tymczasowy

Jeżeli chodzi o okupowaną część Donbasu - to historia znana i bez Deutsche Welle. Zaczęło się już na przełomie jesieni i zimy 2014, by w pełni "wybuchnąć" wiosną 2015. 

Opisałem to w tekście "Ukraina: wojna domowa... w 'ługańskiej republice ludowej'": http://foxx-news.blogspot.com/2015/01/ukraina-wojna-domowa-w-uganskiej.html 

Po stronie kijowskiej w tym samym czasie również się działo - "Mariupol i fabryka czekolady": http://foxx-news.blogspot.com/2015/02/mariupol-i-fabryka-czekolady.html

Nie zgadzam się jednak, że "grają" tam sami gangsterzy. Tak jak ludzie intuicyjnie lgną do Biłeckiego mając przekonanie o szczerości jego postawy, tak "separatyści" lgnęli do Mozgowoja... i dlatego musiał zginąć.