Kilka uwag o kongresie PiS 1 VII 2017

avatar użytkownika UPARTY

Po pierwsze, ten kongres zamknął wybory z 2015 roku. Planowany początkowo na grudzień 2016 nie odbył się, bo zakwestionowano wynik wyborów i sparaliżowano prace Sejmu, w którym PiS miał większość. Tak naprawdę zwycięstwo wyborcze PiS zostało uznane powszechnie ( przez praktycznie wszystkich) dopiero na przełomie zimy i wiosny 2017 .

 

Po drugie, dopiero teraz zwycięstwo wyborcze zostało społecznie „zdefiniowane”. Otóż, mówiąc obrazowo weszliśmy do zamkniętego dla nas od 1944 roku ogrodu władzy państwowej. Przestrzegano, że jak tylko wejdziemy, to zadepczemy rabaty kwiatowe i nabrudzimy do fontanny po pozorem pielenia chwastów. Okazało się jednak, że tylko pobieżne przeczyszczenie klombów spowodowało ich rozrost. Wynika z tego, że potrafimy odróżnić chwast od rośliny pożytecznej. Czyli, wchodząc do ogrodu potrafiliśmy się zachować i go nie dewastujemy. Gdybyśmy go zdewastowali, to de facto przyczynili byśmy się do realizacji zamierzeń naszych przeciwników, którzy swój własny ogród chcą porzucić, bo sąsiedzi mają bardziej zadbany i mówią, że jeśli zlikwidujemy swój, to będzie można się po nim przechadzać, oczywiście za ich zgodą i w czasie, gdy nie będziemy gospodarzom przeszkadzać, ale to szczegół. Tak więc gdyśmy go całkiem zniszczyli, to nawet nie musieli by się oni tłumaczyć dlaczego nie chcą spędzać czasu w naszym ogrodzie.

Dopiero niedawno potwierdziliśmy w praktyce, tak by każdy mógł się przekonać naocznie, jaki był cel naszego wejścia do ogrodu i że jesteśmy tacy, jak mówiliśmy.

 

A teraz o sprawach personalnych.

Pamiętam spekulacje przed kongresem w Przysusze o zmianie premiera, o wymianie wielu ministrów. Wszystkie one okazały się nieprawdziwe. Nie dla tego, że ich autorzy specjalnie kłamali tylko po to by w krótkim czasie wyjść na ludzi niekompetentnych, Moim zdaniem autorzy tych bzdur mówili co myślą i czego rzeczywiście się spodziewali na podstawie zaobserwowanych „znaków”. Okazało się jednak, że ich doświadczenia są nieprzydatne do opisu naszej formacji.

 

W tej chwili są analizowane wystąpienia na kongresie i to co można z nich wyczytać o sytuacji personalnej w PiS. Analizując ten kongres „tradycyjnie”, najważniejsza osobą w PiS jest wójt Przysuchy, bo on zaczął kongres i co więcej, umożliwił jego przeprowadzenie w konkretnym terminie. Idąc tym tropem można powiedzieć, że Pani Premier Szydło, min. Macierewicz, min. Błaszczak i inni są na marginesie.

 

Ale jeżeli zobaczymy sprawy tak jak mają się one w rzeczywistości czyli, że jest to zamknięcie ostatnich wyborów to program kongresu i dobór mówców staje się oczywisty. Mówili reprezentanci tych środowisk, które przyczyniły się do powstania tego rządu. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na Morawickiego. Nie jest on przywódcą żadnej partii ale właśnie reprezentantem środowiska, środowiska finansowo-biznesowego. Na pewno nie całego, ale jego dość istotnej części.

 

Kongres w Przysusze pokazał, że PiS jest płaszczyzną do wielkiej koalicji, że PiS`ie dochodzi negocjacji wielkiej umowy społecznej między środowiskami największego polskiego biznesu, nawet ortodoksyjnych „państwowców” i ewidentnych socjalistów oraz narodowej części pogrobowców PRL. Nie byli ono co prawda reprezentowani na Kongresie, bo jeszcze nie czas, ale w sferze medialnej, czy Pani Ogórek, czy prof. Kik jawnie deklarują uznanie dla nas i nie wahają się przyznać, że lepiej realizujemy ich postulaty niż robili to oni sami. Jak będą chcieli przystać do nas to oczywiście jest to możliwe, ale musimy uzgodnić nasz stosunek do PRL`u a przede wszystkim do drugiego nurtu postpeerelowców, czyli tzw mainstreamu. Do pełnego spektrum politycznego, niezbędnego do sfinalizowania wielkiej umowy społecznej, brakuje nam jeszcze libertarian i narodowców.

Co jeszcze ważnego było na Kongresie. Otóż prezes Kaczyński zapowiedział konieczność czyszczenia administracji ze „złogów”. Jest to wielka zmiana linii politycznej. Zaraz po wyborach było mówione o „zaniechaniu zemsty”. To oczywiście był eufemizm. Chodziło oto, że dopóki nasza władza nie uzyska powszechnego uznania, dopóki nie pokażemy, że chcemy sprawować władzę w sensie pozytywnym a nie tylko rozliczyć nasze bardzo poważne i prawdziwe krzywdy, to nie możemy robić czystek. Nie oznacza to, że o krzywdach zapomnieliśmy, ale wszystko ma swój czas.

 

Drugą ważną rzeczą było wyróżnienie minister Zalewskiej i jej ekipie (!) oraz dość tajemnicza wypowiedź Prezesa, że Pani Premier Szydło „walczyła jak lwica” o reformę edukacji. Dość powiedzieć, że presja na zaniechanie tej reformy była o wiele silniejsza niż na jest na wstrzymanie reformy wymiaru sprawiedliwości, choć inaczej się objawiała.

Dla mniej zorientowanych, może przeczyta ten tekst jakiś „dobrze poinformowany komentator życia politycznego”, mogę powiedzieć, że kilka ważnych środowisk, które włączyło się kampanię na rzecz PiS w latach 2014-2015 było bardzo przeciwnych tej absolutnie najważniejszej dla Polski reformie. Powody były różne. Jednym nie podobał się narodowo-katolicki zamysł reformy, innym nie podobał się niepowiązany z nurtami europejskimi charakter, czyli wybicie się Polski na „stołeczność” i co za tym idzie rozbicie hierarchii europejskiej, innym zaś bark autoryzacji w tzw. środowisku.

W rezultacie, zwłaszcza środowiska związane Klubem Jagielońskim i ludzie z tych środowisk desygnowani do władz rządowych jawnie sabotowali tą reformę, zwłaszcza odtworzenie szkolnictwa zawodowego. Na przykład zespół, który miał tę zmianę przygotować był przez „ludzi z Krakowa” rozproszony przez delegowanie ich do pracy „w terenie” tak, by nie było możliwości by się zebrał. W tekście ustawy, na żądanie związanego z tym środowiskiem panem Staniłłko jest zapis, że programy nauczania mają być konsultowane z przedstawicielami samorządu gospodarczego, którego nie ma i którego wprowadzenie będzie ekstremalnie trudne, ze względu na opór przedsiębiorców. Ciekawą formą obstrukcji reformy edukacji była postawa instytutu naukowego związanego z oświatą, który stwierdził, że niezbędną z powodów legislacyjnych opinie o programie będzie mógł sporządzić, realnie mówiąc dopiero po wakacjach. Takich przykładów było i jest o wiele więcej.

Ciekawe, czy mówiąc o napięciach w rządzie Pan Gowin miał właśnie tę reformę na myśli.

 

Tak więc ten kongres potwierdził jednak wolę wypracowania wielkiej umowy społecznej i przywódczą role PiS`u w tym dziele.

 

Co do „zamykania frontów”.

Otóż Prezes Kaczyński, po potwierdzeniu samodzielnego zdobycia władzy w Polsce, zaproponował ugodę z międzynarodowym środowiskiem finansowym, którego widocznym przejawem działalności jest biznes deweloperski. Propozycja zakłada podział nowych inwestycji w proporcjach 7:3 na korzyść instytucji wiodącej, tak należy rozumieć jego wypowiedź i zakreślił czas negocjacji do listopada tego roku.

Myślę, choć oczywiście nic na ten temat nie wiem, że jest to zgoda polityczna na przyjęcie propozycji z drugiej strony.

Problem w tym, że masa mieszkań, które są do sprzedaży ( starczy ich na kilkuletni handel mieszkaniami) jest aktywem międzynarodowych funduszy inwestycyjnych. Ich nie tyle interesuje zwrot włożonego kapitału ile możliwość wypłacania odsetek inwestorom. Do tego potrzebują od 6 do 8,5 % od zainwestowanego kapitału i stabilizacji cen mieszkań. Elementem tych negocjacji jest propozycja środowiska bankowego rozwiązania kredytów frankowych, co zagwarantować stabilizacje cen mieszkań. Jeżeli uda się tę ugodę wynegocjować i później wprowadzić w życie, to pierwsze uwolni się z pułapki kredytowej dużą ilość osób, po drugie da się możliwość nabycia tanich mieszkań jeszcze większej liczbie osób a w kwestiach politycznych będzie to uznanie, że my środowisko pisowskie jesteśmy „handlowi”, że potrafimy liczyć własny interes i jesteśmy partnerem negocjacyjnym dla środowisk międzynarodowych na równi z „poważnymi krajami europejskimi”.

Nie wykluczam, że zawarcie tej ugody będzie powodem, że w polityce światowej rzeczywiście będzie jeden Donald, bo środowisko PO nie będzie już nikomu potrzebne.

 

I jeszcze jedna drobna zdawało by się uwaga Prezesa dotycząca tej kwestii. Dał on polecenie rozpoczęcia negocjacji ze środowiskiem spółdzielczości mieszkaniowej. Trzeba pamiętać, że jeszcze nie dawno a być może i w dalszym ciągu, ok. 15% przepływów finansowych w Polsce (czynsze za mieszkania) i ok. 20 % zasobów kapitałowych naszego kraju to spółdzielnie mieszkaniowe, które są zrzeszone w swoim związku, mają wspólną reprezentacje i zasady współdziałania.

Nie wiem oczywiście, czy jakiś „komentator życia politycznego w Polsce”, zwłaszcza wybitny zainteresuje się tą wypowiedzią, bo prawdę mówiąc wydaje mi się, że oni nic nie czytają poza własnymi tekstami, ale gdyby chciał, to może będzie wiedział o czym pisać.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Etykietowanie:

5 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. @UPARTY

"Nie wiem oczywiście, czy jakiś „komentator życia politycznego w Polsce”, zwłaszcza wybitny zainteresuje się tą wypowiedzią, bo prawdę mówiąc wydaje mi się, że oni nic nie czytają poza własnymi tekstami, ale gdyby chciał, to może będzie wiedział o czym pisać."

Nie liczą na to. Słuchałam w TVP i TVN "gadającyh głów". Oni w ogóle nie interesują się takimi kwestiami.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika michael

2. No może nie do końca. Ja na przykład czytam, przeważnie w nocy

Czytam nie tylko teksty Jarosława Kaczyńskiego albo Mateusza Morawieckiego, ale także artkuły Upartego. A czytając dzisiejszy tekst zwróciłem uwagę na taki element, cytuję: 
  • W tekście ustawy, na żądanie związanego z tym środowiskiem panem Staniłłko jest zapis, że programy nauczania mają być konsultowane z przedstawicielami samorządu gospodarczego, którego nie ma i którego wprowadzenie będzie ekstremalnie trudne, ze względu na opór przedsiębiorców. 
To nie jest całkiem tak jest z tą sprawą samorządu gospodarczego. To jest sprawa z jednej strony rzecz ustrojowa, na miarę zagadnienia konstytucyjnego, a z drugiej strony jest to problem historii wrogiego przejęcia polskiej gospodarki w czasie operacji zwanej polską transformacją Kuczyńskiego-Balcerowicza.

Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia trwała dyskusja o izbach gospodarczych. Spór przebiegał pomiędzy dwoma konceptami:
1. Odbudowa ustroju Izb Gospodarczych z czasu II Rzeczypospolitej, który był przed 1939 rokiem, sprawnym elementem nowoczesnej infrastruktury gospodarki rynkowej, zgodnym z międzynarodowym systemem prawa gospodarczego.
2. Sprywatyzowania poprzez rozbicie i następnie wrogie przejęcie tej części systemu ekonomicznego Polski i jego późniejsze wykorzystanie w "różnych celach".

Historycznie rzecz biorąc, ten spór został przeprowadzono przy pomocy mistyfikacji polegającej na argumentacji przypisującej koncepcji numer 1. dążenie do obligatoryjności oraz koncepcji nr 2. jako stronnictwa fakultatywności przynależności do "izby gospodarczej". Oczywiście zwyciężył odpowiednik warszawskiej reprywatyzacji, czyli sprywatyzowanie i następnie wrogie przejęcie jednej z ważniejszych instytucji ustroju ekonomicznego Polski. A w efekcie rzeczywiście wygląda na to, że tego systemu nie ma. Nie ma Izb Gospodarczych.
Na to wygląda.
Nie będę kontynuował dalszego opowiadania, a podam tylko wniosek. Stykamy się nie tyle z oporem przedsiębiorców, ale z oporem beneficjentów tego systemu, zupełnie podobnie do oporu beneficjentów systemy warszawskiej reprywatyzacji. Oni bronią tego układu, ponieważ bronią fruktów, bronią owoców. Rzeczywiście, podobnie jak w układzie reprywatyzacyjnym system jest tak rozbity, tak rozmyty, że nikt nie wie nic, ale jednak jest w tym jakiś interes.

A gdzie są frukta tego układu?
Otóż międzynarodowe prawo gospodarcze, które jest domeną prawa prywatnego uznaje polskie Izby Gospodarcze za polskie odpowiedniki ich francuskich, niemieckich albo amerykańskich izb gospodarczych. Działa prawo mimikry. 
Więc jeśli jakaś polska izdebka powiedzmy paliw płynnych wyda świadectwo pochodzenia towaru, dla przykładu miliona ton oleju napędowego jako wyprodukowanego gdzieś w Polsce, to natychmiast następuje odpowiednie zwolnienie z VAT.
Na całym świecie świadectwa pochodzenia towaru wystawiają izby gospodarcze.
No a jak działa mimikra?
Proponuję zajrzenie do linków:
[link1],  [link2], Ciekawe dlaczego w tych dokumentach nie ma nic o panu prezesie KIG panu Andrzeju Arendarskim
avatar użytkownika UPARTY

3. Sam jestem przedsiębiorcą i znam wielu

innych i żaden nie chce izb gospodarczych. Problem w tym, że żaden przedsiębiorca nie ma czasu ani ochoty działać w takiej izbie. Jeśli miały by one powstać musiały by się opierać o wynajęty zarząd o zawodowych działaczy. Ci zaś będą zawsze mieli inny interes niż przedsiębiorcy. Po drugi jest kwestia kosztów. Każda struktura biurokratyczna ma tendencję do rozrastania się, do rozwoju. To zaś pociąga za sobą koszty. Skąd wziąć nie skorumpowanych działaczy? Po trzecie każda izba gospodarcza chce mieć prawo ustanawiania standardów oraz kontroli swoich członków. Cóż prostszego niż skorumpować urzędników izby i utrudnić życie konkurencji.
To, ze kiedyś w innych krajach takie rozwiązania jakoś się sprawdzały to nie znaczy, że i u nas będą one dobre.
Tak więc żadnych izb, żadnych dodatkowych urzędów a certyfikaty pochodzenia załatwia Polska Izba Handlu Zagranicznego, czy jak to się teraz nazywa i to wystarczy.

uparty

avatar użytkownika michael

4. Teraz, to co jest jest nasieniem korupcji i ...

Szkoda gadać. I święta racja. Teraz istnieje tysiące izb i izdebek całkiem niepotrzebnych. Jest to celowo wytworzony chaos i mętna woda do ciemnych interesów. A w rzeczywistości potrzebna jest w Polsce tylko jedna izba obsługująca te funkcje, które są rzeczywiście potrzebne. Może to być tylko ta Polska Izba Handlu Zagranicznego, albo jakaś inna. Byle jedna.
A bez żartu, teraz jest tych izb i izdebek setki, biurokracji i pozorów działania mnóstwo, a roboty tyle co kot napłakał. Jest tylko rozrośnięta, hierarchiczna aż do rozdęcia chmara sama w sobie i dla siebie.

Nie dziwota, że żaden z przedsiębiorców nie chce tych izb, także i dlatego, że żaden z nich nie ma zielonego pojęcia do czego mogą one być mu potrzebne.
avatar użytkownika michael

5. Przepraszam, że skupiłem się tylko na jednym ze szczegółów,

Istotny jest obraz całości, a w czasie tej konwencji uwaga była skupiona na wszystkim, co w Polsce jest ważne. Zasugerowałem tylko, na jednym przykładzie, jak niezmierzony jest obszar szkód poczynionych przez szczwaną polską "transformację", która, gdy jej się uważniej przyjrzeć, daje ostre sygnały alarmu, jasno ukazując informacje o rozległości konkretnych obszarów destrukcji polskich systemów społecznych, polskiej demokracji a nawet polskiej racji stanu.

Czego nie dotknąć, widać nie deregulację, ale rozregulowanie, destrukcję i celowo wmontowaną nieodpowiedzialność oraz demontaż wszystkich systemów i polityk.
Polityka energetyczna - nie tu
Polityka historyczna - nie tu
Polityka gospodarcza - nie tu
Polityka finansowa - nie tu
Polityka w sferze wymiaru sprawiedliwości - nie tu
Polityka konstytucyjna - nie tu
I tak dalej. Za co nie złapać.
I naprawa jest konieczna, od poziomu najniższego do poziomu konstytucyjnego - w każdym z tych zagadnień